Reachel.
Chodziłam z Dark po ulicach LA bardzo długi czas. Zaczęło się w końcu powoli ściemniać na niebie. Po raz trzeci przechodziłam przez te same ulice. W końcu zdecydowałam, że pójdę tam, gdzie zostawiałam swoje problemy, do parku. Usiadłam na ławce, na której ja i Carlos dawno temu rozmawialiśmy o mojej rodzinie. Nie pomogło mi to w zapomnieniu tego, co się wydarzyło. Położyłam Dark obok mnie na ławce i popatrzyłam na nią. Widziałam w jej oczach, że była zdziwiona. Odwróciłam od niej wzrok i spojrzałam na wolne miejsce na ławce. W moich oczach ponownie pojawiły się łzy. Schowałam twarz w dłoniach i nie zwracałam na nic uwagi. Nagle poczułam, że ktoś nachyla się do mnie. Zaczęłam wierzyć, że to Carlos. Po kilku sekundach uświadomiłam sobie, że to niemożliwe. Odsłoniłam twarz i zobaczyłam Kate. Ona też nie była w najlepszym nastroju.- Reachel... ? - położyła mi rękę na ramieniu.
Ja nic nie odpowiedziałam, tylko przytuliłam się do niej ze szlochem.
- Co się stało? - zapytała.
Znowu brak odpowiedzi. Nie mogłam wydusić z siebie ani jednego słowa.
- Dobra. Wstawaj - podniosła mnie z ławki i zabrała Dark - Wracaj do Carlos'a. Co ty tu o tej porze robisz?
Przeczesałam włosy nerwowo i spojrzałam w niebo.
- Powiesz mi, co się dzieje, czy nie zamierzasz? - Kate zaczęła się denerwować.
Ja nadal nic nie odpowiadałam.
- Słuchaj. Nie tylko ty masz problem. Ja też jestem załamana.
Nadal nic nie mówiłam.
- Dobra... Nic od ciebie nie wyduszę... Idziemy do mnie.
Chwyciła mnie za nadgarstek i zaczęła lekko ciągnąć w stronę jej domu. Weszłyśmy do dość dużego hotelu. Przeszłyśmy koło recepcji przy wejściu. Ktoś zawołał za nami.
- Kate! Gdzie ty byłaś?
- Nie teraz wujku... - odpowiedziała mu.
Weszłyśmy do windy.
- Reachel... Powiesz coś w końcu...?
- Nie...
- Powiedziałaś...
- Jeśli to ma mi pomóc...
- Nie no okej.
- Więc... Co tobie się stało...? - zapytałam.
- Aha. Teraz to "co się stało". A sama nic nie powiedziałaś.
- Bo na pewno nie masz gorzej niż ja.
- Jak chłopak ci wyznaje miłość, potem całuje, a na koniec każe ci o tym zapomnieć, to mam lepiej niż ty? - przechyliła głowę na lewą stronę czekając na odpowiedź z mojej strony.
- Kendall jest do czegoś takiego zdolny...? - nie dowierzałam.
- Jak się już przekonałam... Tak... - oparła głowę o ścianę windy i zamknęła oczy.
Zaczęłam sama się zastanawiać, czy rzeczywiście mam tak źle. Nie zastanawiałam się długo, bo drzwi windy otworzyły się. Kate odepchnęła się od ściany i wyszła z windy. Ja i Dark ruszyłyśmy za nią. Kate zatrzymała się przed drewnianymi drzwiami. Wyjęła klucz, otworzyła drzwi i wpuściła mnie do środka. Weszłyśmy wszystkie do dość dużego pokoju. Pod jedną ścianą stała kanapa, pod inną sofa i pod jeszcze inną telewizor i lustro. Przyjaciółka pokazała mi miejsce na kanapie.
- Chcesz coś do picia...? - zapytała się mnie.
- Nie... Dzięki...
Po paru sekundach kompletnej ciszy Kate usiadła koło mnie.
- Powiesz ty mi w końcu, co się stało...?
Moje paznokcie zaczęły się wbijać w skórzaną sofę, a głowę oparłam o oparcie.
- To przez tą Droke...
- Droke?! Jest tu?! - otworzyła oczy ze zdziwienia.
- Tak... Ona mi go zabrała...
- Co zrobiła...? - nie zrozumiała.
- Zabrała - powtórzyłam normalnym tonem - Tak sobie. Nawet nie musiała się wysilać.
Kolejne parę sekund siedziałyśmy w ciszy.
- Manipulowała mnie... Pobiłam się z nią lekko... Carlos jak na złość akurat wszedł w tym momencie... Wyrzucił mnie z domu... Czy ja mam lepiej czy gorzej niż ty?
Kate otworzyła oczy jeszcze szerzej i otworzyła usta ze zdziwienia.
- Carlos jest zdolny do czegoś takiego...?
- Jak się okazało...
Po policzkach poleciały mi łzy.
- Zawsze byłam po jego stronie... Zawsze byłam z nim szczera... Nigdy nie kłóciliśmy się na serio... Nigdy go nie zdradziłam... Tak mi się odpłaca...
Kate znowu mnie przytuliła.
- Przejdzie mu... Zobaczysz... - puściła mnie i wstała ze sofy - Chodź. Pooglądamy jakieś głupie rzeczy w telewizji.
Chwyciła pilot i usiadła z powrotem koło mnie.
- To co oglądamy? - zapytała Kate.
Ja znowu nic nie odpowiedziałam. Kate wzruszyła ramionami.
Kate.
Reachel była jeszcze bardziej rozbita niż ja... A myślałam, że to niemożliwe... Byli idealną parą... Kendall mi mówił w kółko, jak oni to są zakochani i tak dalej... No właśnie... Kendall... Zaczęłam już za nim tęsknić. Obie oparłyśmy głowę o oparcie kanapy i patrzyłyśmy w sufit. Nagle w telewizji, a bardziej szczegółowo to w MTV, puszczono piosenkę The Wanted. Lubiłam ten zespół i nic do niego nie miałam. Nie słyszałam tej piosenki, więc spojrzałam na pasek z nazwą piosenki." The Wanted... Warzone... Warzone? Warzone...? Ale co warzone? " - pomyślałam.
Znam trochę języka polskiego i mniej więcej wiem, co to znaczy. Ja i Reachel spojrzałyśmy równocześnie na siebie i wybuchnęłyśmy śmiechem. Najwyraźniej Reachel też liznęła trochę polskiego.
- Warzoone? - zaśmiałam się.
- Warzoone? - powtórzyła po mnie Reach.
Pomyślałam chwilę.
- Ważoone! - zaśmiałam się ponownie.
- Ważoone! - powtórzyła znowu Reachel.
- Od dziś to jest nasze kluczowe słowo. Ważoone - zaśmiałam się jeszcze głośniej.
- Na powitanie i pożegnanie! - dodała.
Nasz ogromny smutek zamienił się w napad śmiechu. Śmiałyśmy się przed 10 minut bez przerwy. Od razu zapomniałyśmy o naszych problemach. Zaczęłyśmy skakać po apartamencie ze śmiechu. Dostałyśmy kompletnego świra. Od jednego słowa. Jedne słowo i tak działa na człowieka. Nagle ktoś zadzwonił do drzwi. My, nienormalne, zaczęłyśmy się śmiać jeszcze bardziej i podbiegłyśmy do drzwi. Całe zapłakane... ze śmiechu. Ledwo co otworzyłam drzwi i mój uśmiech od razu zniknął. To był Kendall, bardzo smutny i przygnębiony. Moje serce stanęło. Podniósł głowę i spojrzał na mnie.
Kendall.
Przyszedłem do Kate żeby ją przeprosić za to, że tak ją potraktowałem. Było mi wstyd i byłem pewien, że dziewczyna będzie załamana i zapłakana... A Kate się śmiała jak głupia do sera. Wyraźnie się zdziwiła, gdy mnie zobaczyła. Ale to jej nie usprawiedliwia. A co tam u niej robiła Reachel? Tego to już kompletnie nie wiem.O tej porze to zazwyczaj spędzała czas z Carlosem... Z resztą... Kiedy ona nie spędza czasu z Carlosem? Ale nie tylko po to tam przyszedłem. Obie przestały się śmiać i spoważniały.- Kendall...? - odezwała się w końcu Kate.
- Widzę, że ci do śmiechu co, Kate?
- Nie. Ja pocieszałam Reachel, bo...
- Nieważne... Przyszedłem tylko powiedzieć, że wyjeżdżamy jutro o siódmej dziesięć w trasę. Chciałem się pożegnać, bo się już jutro nie zobaczymy.
Reachel.
"Już jutro?! Trasa?!" - przeraziłam się w duszy.- Wyjeżdżamy z samego rana i nie będzie nas przez miesiąc.
"Miesiąc?! A urodziny Carlos'a...?" - westchnęłam cicho.
- Niestety, urodziny Carlos'a będą obchodzone bez was... - wzruszył ramionami.
Zrobiło mi się strasznie smutno. Nie wiedziałam, co robić. Bardzo chciałam chociaż złożyć mu życzenia, ale z drugiej strony... On mnie wyrzucił z domu. Z tego wynika, że nie chce ani życzeń, ani mojej obecności. Im dłużej o tym myślałam, tym bardziej za nim tęskniłam. Już nawet nie słuchałam o czym rozmawiają Kendall i Kate. Myślałam, co powinnam zrobić. Mój czas uciekał, a ja się wahałam. Ruszyłam się w końcu z miejsca.
- Gdzie idziesz, Reach? - zawołała za mną Kate.
- Odzyskać to, co utraciłam - i pobiegłam szybko do windy.
Kate.
Od razu wiedziałam, gdzie Reachel idzie. Nie zatrzymywałam jej. Uważałam, że dobrze robi. Ex nie powinna zastępować dziewczyny, którą chłopak kocha bardziej. Mój wzrok wrócił na Kendall'a.- Więc... Przekaż Carlos'owi moje życzenia... Bo Reachel chyba sama to zrobi...
Kendall nadal miał smutną minę. Potem mój wzrok szybko spoczął na podłodze.
- No i... Będę oglądała każdy was koncert. Będę ciągle z wami...
- Wystarczy, że będziesz ze mną...
Zbliżył się do mnie i pocałował. Poczułam to co chciałam poczuć godzinę, czy półtorej godziny temu. Po pocałunku spojrzeliśmy na siebie, ja zdziwiona, a on tylko się uśmiechnął.
- Muszę iść.
Kendall delikatnie chwycił moją rękę i jeszcze raz spojrzał mi w oczy.
- Do zobaczenia... - i ruszył w kierunku windy odwracając się raz za siebie.
Ja się na to uśmiechnęłam i weszłam do mieszkania.
Reachel.
Gdy wyszłam szybko z hotelu zaczęłam się zastanawiać, czy dobrze robię. Zaczęłam wolniej iść i patrzeć pod nogi.- Nie powinnam... Ale z drugiej strony bardzo chcę... A jak ponownie mnie wyrzuci...? Nie przeżyję tego... - mówiłam do siebie.
Postawiłam parę kroków, ale zaraz po nich usiadłam na ławce. Wzięłam głęboki oddech i spojrzałam na ciemne niebo. Po kilku minutach stwierdziłam, że tracę czas. Zamknęłam oczy i szybko je otworzyłam. Wstałam z ławki i ruszyłam do domu chłopaków wolnym krokiem. Gdy zobaczyłam już dom to przeszły mnie ciary i zaczęłam szybciej oddychać. Po cichu podeszłam do ogrodzenia i schowałam się za nim, bo zobaczyłam Carlos'a przez okno. Siedział na kanapie przy telewizji z Samanthą. Objął ją ramieniem i zaczeli się śmiać z tego, co leciało w telewizji. Zamknęłam oczy i przygryzłam dolną wargę. Ponownie otworzyłam oczy i ponownie spojrzałam na parę. Łzy poleciały mi po policzkach. Nie wiedziałam, co robić. Po cichu wstałam zza ogrodzenia i odbiegłam od domu. Zaczęłam biec jeszcze szybciej i przestałam łapać oddech. Zatrzymałam się przy drzewie, oparłam się o niego i okropnie zaczęłam płakakać.
Isabella.
Zdjęcia przebiegły na serio super. Byłam pod wrażeniem. Ciągle wysyłałam do Logan'a uśmiechy i machałam mu, a to pomagało, bo robił coraz to śmieszniejsze miny. Kiedy zdjęcia Logan'a się skończyły przybiegł James z Alex i trzema innymi dziewczynami.- Siemka Isabella! - przytuliła mnie Alex.
- Cześć. Kto to? - pokazałam rękę na dziewczyny.
- O, no właśnie! - podeszła do trzech koleżanek i zacżęłam pokolei przedstawiać - To jest Michelle, to Paris, a to Jesse.
Logan wyszedł z pomieszczenia, gdzie odbywały się zdjęcia. Michelle spojrzała na chłopaka wychodzącego i zaniemówiła. Logan tak samo, totalnie zaniemówił. Szybko podszedł do niej i pocałował jej rękę na powitanie.
- Jestem Logan - przywitał się.
- A ja Mick... - zaczęła bez opamiętania - To znaczy Michelle! - oprzytomniała.
- Miło mi... - uśmiechnął się bardzo miło.
Ona tylko zachichotała.
"Znowu się zaczyna..." - załamałam się.
- James! Do zdjęć! - krzyknął fotograf z sali.
James szybko pobiegł z dziewczynami do garderoby przygotować się. Zostałam ja, Logan i Michelle. Michelle przerwała ciszę.
- Gdzie tu jest... toaleta? - zapytała.
- Prosto i po prawej - odpowiedział uprzejmie Logan.
Ona kiwnęła głową, że rozumie i pobiegła we wskazany kierunek. Ja spojrzałam wściekła na Logan'a.
- Co się stało? - zapytał jakby nie wiedział, o co mi chodzi.
- Ty się pytasz...? - powiedziałam prawie płacząc.
- Ty się w końcu zdecyduj, czego chcesz! - odbiegłam od niego, wyszłam ze studia i trzasnęłam drzwiami wejściowymi.
Było już naprawdę ciemno, ale nie zwracałam teraz na to uwagi. Nagle zza rogu jakiegoś budynku wyłoniło się czterech facetów. Okrążyli mnie dookoła, a ja zaczęłam ciężko oddychać. Bałam się jak cholera.
- Co taka ładna dziewczyna robi w takim miejscu o takiej porze? Hmm? - zapytał jeden.
Mnie przeszły ciary. Nie miałam jak uciec.
- Nie wypada... Ale skoro tak nalegasz... - nie dokończył, bo drugi mu przerwał.
- Możemy się tobą zaopiekować... - zaśmiał się drugi.
Ten, co wypowiedział te słowa zbliżył się do mnie i chwycił mnie mocno za rękę. Coraz bardziej się bałam tego, co się stanie. Ja zaczęłam się wyrywać i szarpać. W końcu zaczęłam też krzyczeć. Wszyscy czterej rzucili się na mnie. Dwóch trzymało mi nogi i ręce i zakryli mi usta, a pozostałych dwóch patrzyło, czy ktoś ich nie śledzi. Jeszcze nogdy się tak nie bałam, jak teraz. No może wtedy, kiedy siedzieliśmy uwięzieni w magazynie. Ale wtedy byłam z Logan'em i się tak nie bałam... A ja tak na niego nakrzyczałam... Spłoszyłam go... Akurat teraz kiedy on był mi tak bardzo potrzebny... Mężczyźni wnieśli mnie do jakiegoś budynku. Metalowe drzwi się zatrzasnęły i tylko widziałam kolorowe lampy dookoła i pełno dymu. Mężczyźni puścili mnie, a ja zaczęłam się rozglądać, gdzie ja jestem. To był klub nocny Colony Night Club. Byłam przerażona. Drzwi były zatrzaśnięte i nie mogłam ich otworzyć. Zaczęłam krzyczeć i waleć do drzwi. Nagle ktoś mnie chwycił w pasie i szepnął mi do ucha:
- Już nas opuszczasz? Tutaj się bawimy do rana...
Logan.
Wybiegłem ze studia, zostawiając Michelle. Biegłem przez ciemne ulice i rozglądałem się za Isabellą. Na ulicach było niesamowicie cicho. Zacząłem się niepokoić, czy z Isabellą wszystko wporządku. Nagle ktoś mnie chwycił za ramię i odwrócił. Nie widziałem dokładnie twarzy, zauważyłem, że to mężczyzna. Chciał mnie uderzyć w twarz. Ja zatrzymałem cios i wykręciłem mu nadgarstek o 180 stopni. Jak dziewczynka klęknął na betonie zaczął płakać. Nagle usłyszałem krzyki podobne do krzyków Isabelli. Rozglądnąłem się jeszcze raz dookoła i nigdzie jej nie widziałem. Podniosłem mężczyznę i potrzepałem nim.- Gadaj, gdzieście zamkneli moją dziewczynę!
On nic nie powiedział, dalej jęczał. To samo pytanie ale to nic nie dało.
- Gadasz, czy mam ci wykręcić drugi nadgarstek? - pogroziłem mu.
W końcu pokazał tylko palcem wskazującym na niewielki budynek. Nad wejściem były wystające poziomo ze ściany neonowe rurki i był neonowy napis Colony Night Club. We mnie się zagotowało. Rzuciłem faceta o ziemię i pobiegłem pod drzwi. Krzyczała moje imię. Próbowałem otworzyć drzwi, ale to graniczyło z cudem. Były totalnie nienaoliwione. Nie mogłem ich też wyciągnąć z zawiasów. Isabella krzyczała coraz to głościej. W końcu zdenerwowałem się. Odsunąłem się pod ścianę za mną i rzuciłem się z całą siłą kopniakiem w drzwi. Drzwi złamały się i spadły na ziemię. W klubie się zakurzyło i było strasznie dużo dymu.
Isabella.
Mężczyźni zabrali mnie do większego pomieszczenia. Dwoje z nich poszło się napić, a druga dwójka zajęła się mną. Zaczeli się coraz bardziej zbliżać i coraz bardziej dotykać. Nagle usłyszałam wielki trzask. W przedsionku się nieźle zakurzyło. Jednak nic więcej nie widziałam. Mężczyźni zasłonili mi wszystko. Nagle jeden chciał mnie dotkąć po twarzy. Zamknęłam oczy i czekałam na bolesny uścisk. Nagle coś upadło. Otworzyłam oczy i zobaczyłam Logan'a i dwóch mężczyzn na ziemi. Byłam pod wrażeniem, ale to nie był jeszcze koniec. Reszta mężczyzn otoczyła nas ze wszystkich stron.- Nie widzieliśmy tutaj takiego leszcza w towarzystwie... I do tego niszczysz atmosferę - powiedział jeden z kilkunastu facetów.
Stałam bez ruchu, ale serce waliło mi jak młotem. Logan osłonił mnie ręką i schował za siebię.
- Chłopczyka rozbić, a laska idzie do mnie - odezwał się największy i najgrubszy.
- Po moim trupie... - odezwał się Logan.
Chwycił mnie za rękę i rzucił się na przód. Uderzył pięścią w policzek jednego z naprzeciwka. Reszta rzuciła się za nami. Logan puścił moją rękę kiedy byliśmy już w holu.
- Biegnij! Ja się nimi zajmę! - krzyknął do mnie.
- Oj, no daj spokój, bohaterze! - pociągnęłam go za rękę.
Wyszliśmy z klubu, a oni dalej nas gonili. Zanim oni wyszli z klubu, szybko chwyciłam najbardziej wystającą rurę znad drzwi i wyrwałam ją. Mężczyźni wybiegli z klubu, a ja cały ich rząd obaliłam uderzeniem w szczękę rurą. Wszyscy upadli, a Logan ponownie chwycił mnie za rękę i pobiegliśmy jak najdalej od Colony Night Club. Zatrzymaliśmy się w końcu parę ulic później. Ledwo dyszeliśmy. Logan zbliżył się do mnie i oparł swoją głowę o moją.
- Nigdy więcej mi tak nie rób... - powiedział.
- ... Przepraszam... - przytuliłam się do niego.
Kate.
Czekałam na Reachel. Bardzo długo jej nie było. Myślałam, że jednak może się pogodzili. Zajęłam się Dark, bo tylko tyle mi pozostało. Nagle zadzwonił telefon. To był Kendall. Szybko odebrałam.- Halo? - odezwałam się.
- Cześć Kate.
- Hej. Coś się stało?
- Wróciła już Reachel?
- Nie, właśnie nie.
Nagle drzwi wejściowe trzasnęły.
- Chyba Reach się znalazła.
- To dobrze...
Nastała cisza.
- To narazie... - pożegnałam się.
- Pa... - już miałam odłożyć słuchawkę, ale on jeszcze się wtrącił - Kocham cię...
Uśmiechnęłam się na te słowa.
- Ja ciebię też... Trzymaj się...
Nagle coś spadło na podłogę w kuchni. Szybko się rozłączyłam i pobiegłam tam. Na ziemi leżał rozbity wazon, który dostał mój wujek od swojej mamy. Obok rozbitego wazonu siedziała na ziemi Reachel z twarzą ukrytą w rękach.
- Przepraszam... - powiedziała przez łzy.
Ja odsunęłam kawałki wazonu na bok i usiadłam koło Reachel.
- Co się stało? Wyrzucił cię jeszcze raz?
- Nie... - ledwo co cokolwiek mówiła - On się bezemnie świetnie bawi z tą... Szmatą...
I wpadła w jeszcze większy płacz. Ja ją objęłam ramieniem.
- Nie płacz... A wazon się kupi nowy.
Ona jednak nie przestawała.
- Znowu mam cię uspokajać? - podniosłam ją i zaprowadziłam do łóżka - Połóż się i odpocznij. Zadużo ci się dziś przydarzyło.
Ona się położyła i zamknęła oczy. Ja poszłam posprzątać kawałki wazonu. Nagle drzwi zaczęły się ponownie otwierać.
- Wujek...! - szepłam do siebie.
Szybko wzięłam do ręki wszystkie kawałki i wrzuciłam do kubła na śmieci. Nieźle sobie pocięłam ręce. Drzwi otworzyły się, a ja pobiegłam do łazienki. Opatrzyłam sobie rany i przemknęłam szybko do małej sypialni, która należała do mnie. Na sofie leżała Reachel, więc ja się położyłam na podłodze. Reach była odwrócona do ściany, więc nie budziłam jej.
Reachel.
Przez całą noc nie spałam. Ciągle płakałam. Byłam na niego wściekła...[Następnego Dnia]
Obudziłam się o siódmej. Ciągle myślałam, o tym, czy dobrze robię. Nie mogłam się pogodzić z tym, że Carlos poleciałby bez pożegnania i moich życzeń. Mogłam mu nawet wybaczyć, że wyrzucił mnie z domu. Wszystko bym mu wybaczyła. Gdybym tylko dostała szansę. Nagle przypomniałam sobie, że samolot mieli o siódmej dziesięć. Szybko wstałam ze sofy potykając się o Kate, która spała podemną. Ona podskoczyła ze strachu.- Reach! Co ty robisz?!
- Sorry. Śpieszę się.
Szybko pobiegłam do łazienki tylko uczesać włosy, zmyć makijarz i nałożyć jak najszybciej nowy.
Carlos.
Nie spałem od trzeciej nad ranem. Nie dawało mi spokoju to, jak się zachowałem. Miejsce mojej dziewczyny zastąpiła ex. Ale Reachel też nie powinna bić się z Sam tylko dlatego, że jest ona o mnie zazdrosna. Spojrzałem na zegarek. Widniała godzina piąta. Odwróciłem się na plecy, rękę włożyłem pod poduszkę i spojrzałem w sufit. Nie wiem kiedy zasnąłem.***
Leniwie otworzyłem oczy i z trudnością spojrzałem na zegarek. Skoczyłem jak oparzony, kiedy zobaczyłem godzinę za dziesięć siódmą na wyświetlaczu. Szybko wstałem i wziąłem szybki prysznic. Wbiegłem szybko do pokoju i spakowałem się. Dom cały chodził. Pod koniec mojego pakowania do pokoju weszła Sam.
- Wyjeżdzasz?
- Tak. W trasę. Wracam za miesiąc.
- O... Kurczę...
Wziąłem szybko walizkę do ręki i podeszłem do niej.
- Masz tutaj trochę kasy. Na wszelki wypadek.
- Okej! Ale moję tu zostać, nie?
- No jasne. Ja muszę lecieć, bo zaraz się spóźnię. Narazie - przytuliłem ją.
- Pa - pomachała mi.
Szybko wybiegłem z domu i spojrzałem na zegarek.
- Siódma sześć! - szepnąłem do siebie i zacząłem szybko biec.
Dobiegłem na lotnisko, a była już siódma osiem.
Reachel.
Gdy byłam już pod lotniskiem była siódma osiem. Nigdy w życiu nie dyszałam tak jak teraz. Wbiegłam na lotnisko. Był straszny tłok. Zaczęłam się przez niego przeciskać. Zauważyłam Carlos'a. Też biegł tylko że był znacznie dalej, niż ja.- Carlos! - zaczęłam go wołać - Czekaj!
Nie mogłam go dogonić. Nie było szans. Już wchodził za bramki i zniknął mi z pola widzenia. Stanęłam wiedząc, że już nie zdążę. Szybko łapałam oddech.
- Carlos... - szepnęłam do siebie.
Westchnęłam i odwróciłam się. Nagle ktoś na mnie wpadł. Przewróciłam się, a ten ktoś na mnie. Spojrzałam mu w oczy.
- Carlos...?
- Reachel...?
On wstał i podał mi rękę.
- Ale ty... Tam... - jąkałam się - Nieważne...
On nic nie mówił. Jakby dalej się gniewał. Bo pewnie tak było.
- Am... Skoro cię nie będzie... - spuściłam głowę - Życzę ci dużo szczęścia, zdrowia... i miłości...
Z oczu wypłynęła mi jedna łza. Zamknęłam oczy. Już chciałam go minąć i odejść. Nagle poczułam ciepło jego ust i jego delikatny dotyk.
- Kocham cię... - szepnął mi - I nikogo innego...
Ja spojrzałam mu ponownie w oczy i przytuliłam go. Puściliśmy się i odszedł szybko rzucając mi jeszcze jeden miły uśmiech... I zniknął w tłumie...
______________________________________________________________________
Jest to ostatni rozdział przez wakacjami. Z tego względu chcę wam życzyć super wakacji i dużo wolnego czasu na pisanie rozdziałów x D Dużo słońca i dużo, dużo nadzieji na to, że BTR zawita do naszego skromnego kraju. Jak to mówią chłopacy z BTR : Marzenia się spełniają, dlatego nie wolno nam się poddawać i w nie nie wierzyć. Dzięki wam jestem tutaj i napisałam już 33 rozdziały i bardzo mnie to kręci ; D I dzięki mojemu FunClub'owi, oczywiście x D Mam na myśli Michelle i Jesse ; ** Jezu x D No i jakże mogłabym zapomnieć o Kate, która mnie zmotywowała do napisania tego rozdziału jeszcze dziś x D Dzięki ; D Serio x D No, reszcie też bardzo wielkie dzięki ; D I jeszcze raz dzięki i jeszcze raz miłych wakacji ; **
MUCH LOVE, BYE : *