niedziela, 23 grudnia 2012

Rozdział 41 [ Feliz Navidad ! ]


Carlos.

Przyjechałem do domu nie zwracacjąc niczyjej uwagi. W środku było jeszcze ciemnej niż na zaewnątrz. Położyłem się bezszelestnie na kanapie w salonie i patrzyłem w okno. Rozmyślałem, jak zdobyć z powrotem Reachel.
 - Nie dam za wygraną... - szepnąłem. 
Parę minut po północy postanowiłem ruszyć pod willę na Toyopa Dr. Gdy już tam byłem czekałem, aż światła zgasnął.
- Będę czekał... - szepnąłem do siebie.
Postałem półgodziny przy aucie i w końcu nie mogłem dłużej czekać. Zbadałem teren i po cichu wspiąłem się na płot. Pobiegłem na tył willi i zobaczyłem duże okna. Przy jednym z nich była ozdoba, po której mogłem się wspiąć. Nie czekałem ani chwili i wspiąłem się do okna. Jedna lampka zapalona na cały ogromny pokój było za mało, było dość ciemno, ale wnosiła spokojny nastrój. Szukałem wzrokiem Reachel. Leżała na łóżku i zdaje się już spała. Byłem okropnie szczęśliwy, że mogłem znowu na nią popatrzeć przez te parę chwil. Nie chciałem jej zostawiać, choć na moment. Przyłożyłem swoją dłoń do szyby okna chcąc ją rozbić i chwycić w ramiona śpiącą dziewczynę. Jednak wiedząc, że to nie możliwe w moich oczach pojawiły się łzy. Nagle noga mi objechała i spadłem plecami na ziemię. Wydałem okrzyk bólu, a nade mną stanął ten sam mężczyzna i paru facetów w mundurach. Szybko wstałem z ziemi udając, że nic mnie nie boli.
 - Naruszyłeś mój teren, młodzieńcze. A za to surowo karzę.
 - Niech mi Pan odda Reachel, a dam Panu spokój...
A on mnie po tych słowach wyśmiał.
 - Chyba żartujesz, chłopcze! Ona już nie należy do Ciebie, jak już powiedziałem wcześniej! 
Chciałem się rzucić na niego, ale ochroniarze z karabinami wycelowali we mnie. 
 - Panowie, bądźcie tak mili i pokażcie dżentelmenowi wyjście - uśmiechął się szyderczo mężczyzna.
Jeden ochroniarz pchnął mnie lufą karabinu, co zmusiło mnie do ruszenia marszem do bramy. Gdy mnie wyprowadzono ten sam ochroniarz pchnął mnie jeszcze mocniej w plecy. 
 - Masz jakiś problem?! - podeszłem do niego.
On się tylko zaśmiał i zamknął bramę. Zacząłem stawiać kroki w stronę samochodu i skrzywiłem się, bo ból pleców nie ustawał. Nie było jednak innego wyjścia... Trzeba było wracać do domu...

Kate.

Kolejny dzień bez Reachel był dniem straconym i pozbawionym kolorów. Obudziłam się dziwnym trafem w salonie na kanapie. Odruchowo z nadzieją zaczęłam szukać telefonu wokół siebie. 
 - Błagam, Reach... - nacisnęłam na ekran, aby go odblokować - Nic... Znowu... 
Co rano sprawdzałam telefon, czy przypadkiem nie dzwoniła do mnie. I co rano to samo, beznadziejne uczucie porażki. Gdy się nie widywałyśmy osobiście to wysyłałyśmy do siebie górę sms-ów. Co minutę nowy. Tęskniłam za tymi czasami... Oddałabym dosłownie wszystko, żeby dostać od niej chociaż jednego sms-a. Biorąc jeszcze raz do ręki telefon sprawdziłam godzinę. Była godzina 8:00. Rzuciłam komórkę na sofę i przeciągnęłam się. Otworzyłam drzwi na balkon i wyszłam. Oparłam się o barierkę zamykając oczy i biorąc głęboki oddech. Nagle powiał lekki i ciepły zefirek. Przypomniałam sobie, jak ja i Reachel stałyśmy tu późnym wieczorem...

***

 Wybiegłam z pokoju prosto na balkon. Oparłam ręce o barierkę i spojrzałam w niebo. Ktoś wszedł na balkon i podszedł do barierki bok mnie. To była Reach. Patrzyłyśmy razem coraz ciemniejsze niebo. 
 - Nie przejmuj się... - położyła mi rękę na ramieniu.
 - No nie wiem...
Kolejne minuty ciszy coraz bardziej łamały moje serce. W końcu odwróciłam głowę do przyjaciółki.
 - Dzięki... - powiedziałam do niej.
 - Jesteśmy przyjaciółkami... - uśmiechnęła się.
 - Ważoone...? - pokazałam żółwika.
 - Ważoone... - przybiła go i obie się uśmiechnęłyśmy.

***

Na to wspomnienie uśmiechnęłam się sama do siebie. Rozejrzałam się dookoła na ledwo wstające słońce. Przeszło mnie uczucie, że ta udręka i beznadziejna samotność w końcu się skończy. Uczucie, że już za chwilę znowu poczuję się szczęśliwa. Usłyszałam nagle dzwonienie do drzwi. Szybko wyszłam z balkonu i podbiegłam do nich. W drzwiach ukazał mi się Kendall. 
 - Cześć... - uśmiechnął się niewinnie.
 - Kendall... - przytuliłam go.
Ledwo się od niego oderwałam. On mnie zmierzył wzrokiem i zapytał:
 - Jesteś może w stanie się oporządzić? 
 - Tak, jasne. 
 - Wspaniale. Bo mam coś dla Ciebie - powiedział tajemniczo.
Bez ani jednego słowa pobiegłam do łazienki, weszłam do niej, ale jeszcze zanim się w niej zamknęłam wychyliłam się do blondyna.
 - Rozgość się, Kendizzle! Wracam za 15 minut! - uniosłam brwi wesoło.
On tylko podniósł ręce na znak, że mu to nie przeszkadza. Uśmiechnęłam się pokazując przy okazji zęby. Szybko umyłam się i nałożyłam makijaż. Wybiegłam z łazienki i zaczęłam szybko szukać ładnych ubrań. Wybrałam najładniejszą koszulę w kratę i jensowe spodenki. Włosy rozpuściłam i byłam już gotowa do wyjścia. Weszłam do salonu, gdzie siedział chłopak.
 - Gotowa! - oznajmiłam mu.
 - Wow! O 5 minut szybciej niż zapowiadałaś! Brawo!
Włożyłam moje beżowe à la glany i wyszliśmy z apartamentu trzymając się za ręce. Biegliśmy przez dobre 10 minut. Byliśmy już na plaży.
 - Gdzie ty mnie ciągniesz? - zapytałam ciągle nie przestając się śmiać.
 - Shh... - zatrzymał się i położył mi palec na ustach.
Odsunął mi się z pola widzenia i moim oczom ukazał się domek. 
 - Domek...? I to jest to do czego biegliśmy 10 minut? Domek...? 
 - Nie, Kate. To jest nasz domek... - pokazał na drewnianą chatkę na piasku.
 - Proszę...? - nie dowierzałam, ale uśmiechałam się.
On mnie objął w pasie i spojrzał mi w oczy. Pocałował mnie raz, potem drugi... Potem wziął mnie na ręce i zaniósł do domku. Położył mnie na małej kanapie. Zamknął drzwi na klucz i pozasłaniał okna.
 - Nikt nam nie przeszkodzi... - powiedział bardzo cicho.
Położył się na mnie lekko uśmiechając się. Zaczął ponownie dawać mi serię pocałunków to w usta, to w czoło, to w szyję. Jednak to już nie były zwykłe pocałunki... To było coś więcej... Na chwilę przestał i odsunął się ode mnie. 
 - Przyda ci się trochę szczęścia i przyjemności... - powiedział szeptem.
Uśmiechnęłam się do blondyna dając mu kolejnego całusa w usta. Te pocałunki przeistaczały się w niekończącą się przyjemność. Przeczesywałam mu włosy palcami, a drugą ręką go obejmowałam. Chciałam się w nim zanurzyć... Chciałam stać się częścią niego. To uczucie było dla mnie całkiem nowe i zdawało mi się, że świat się zatrzymał. Tylko ja i on. 
 - Jesteś tylko moja... - wyszeptał mi do ucha.
 - Przestań już tyle gadać... - przyciągnęłam go bardziej do siebie.
Kolejne pocałunki sypały się sekunda po sekundzie. Hormony buzują... Serce bije... Dech zapiera... To najwspanialsze uczucie na ziemi. Ręka Kendall'a posuwała się w dół mojej szyi i rozpiął parę guzików w koszuli. Spojrzałam mu w oczy. Wiedział, co robi. Kolejne pocałunki, mijają kolejne sekundy. Blondyn zdjął koszulkę i rzucił ją w kąt pokoju. Coraz bardziej czułam, że żyję.

Reachel.

Jak zawsze wstałam, zjadłam wykwintne śniadanie... Wszystko było tylko rutyną do momentu, aż wyszłam z domu. Tak, poszłam znowu do Venice Beach. Spotkałam znowu Greg'a i świat stał się piękniejszy. Opowiedziałam mu, jak zadebiutowałam podczas wczorajszego występu. Zorientowałam się chwilę potem, że nie chciałam mu o tym mówić. 
 - Śpiewasz?! To twoja praca?! Super! - ucieszył się - Mamy ze sobą wiele wspólnego! 
Bałam się, że on to odbierze za chwalenie się. W końcu on gra na ulicy, a ja - w klubie.
Wybraliśmy się na spacer po LA rozmawiając. Nagle ktoś zaczął wykrzykiwać jakieś imię. Po chwili przysłuchania się, nie dowierzałam.
 - Reachel! - biegł w naszą stronę ten sam chłopak, co mnie nawiedził po przedostatnim występie.
 - Znasz go? - zapytał Greg.
 - Nie.
W końcu chłopak był już przede mną i patrzył na mnie z wielkim uśmiechem.
 - Czego ty ode mnie chcesz? Już ci powiedziałam, że nie jestem tą za którą ty mnie uważasz! 
 - Ale proszę wysłuchaj mnie, Reachel.
 - Jestem Clara, co też ci już mówiłam.
 - Nie! Jesteś Reachel! Moją Reachel!
To się robiło chore.
 - Dobra, będzie tego. Daj jej spokój! - wtrącił się Greg.
 - A ty to kim niby jesteś?! 
 - Jej przyjacielem i ci rozkazuję odejść!
 - Za kogo ty się w ogóle uważasz? - oburzył się brunet.
 - Za kogoś, kto ci zaraz przywali jeśli zaraz nie dasz jej spokoju.
Atmosfera wyraźnie się uspokoiła. Ale nie na długo. Brunet znowu zwrócił się do mnie.
 - Błagam cię... Daj mi wszystko wyjaśnić... - widziałam szklistość jego oczu. 
Jednak to mnie nie złamało.
  - ...Nie ma czego. Moje życie zaczęło się od nowa...
On spuścił głowę i uwydatnił swoją skruchę. 
 - Tutaj jest mój numer telefonu... Jeśli zmienisz zdanie... Zadzwoń... - podał mi karteczkę z numerem.
Brunet odszedł... Zostałam sama z Greg'iem.
 - Chodź... Nic tu po nas... - objął mnie ramieniem Cipes.

[ paręnaście minut później ]

Greg odprowadził mnie do domu pod samą bramę. Zaprowadził mnie za zarośla, żeby nas nikt nie widział.
 - Widzimy się jutro? - zapytał.
 - Jasne. Nie ma innej opcji - uśmiechnęłam się do błękitnookiego.
Blondyn zbliżył się do mnie chcąc mnie pocałować. Serce zaczęło mi szybciej bić. Spanikowałam.
 - Amm... To ja już może pójdę... - odsunęłam się od niego.
 - Okej... To do jutra - wyglądał na załamanego.
 - Cześć... - pomachałam mu wchodząc do bramy.
Weszłam do pokoju i z rozczarowaniem rzuciałam się na łóżko. 
 - Idiotko... "To ja już może pójdę"?! Co mi odbiło?! - miałam wyrzuty sumienia.
Odesłałam chłopaka z kwitkiem. Sięgnęłam do kieszonki spódnicy i wyciągnęłam karteczkę z telefonem do bruneta. Wypuściłam powietrze nie wiedząc, co robić. Ręka z karteczką opadła bezwładnie na pościel, a mój wzrok wlepił się w sufit.

[ godzinę później ]
 
Odważyłam się zadzwonić do chłopaka. Wybrałam podany numer i czekałam na odezwanie się głosu bruneta. 
 - Tak słucham? Klinika Los Angeles - odezwał się żeński głos.
Usiadłam sparaliżowana. 
 - Dzień dobry... Czy mogę rozmawiać z właścicielem telefonu?
 - Przykro mi. Pacjent jest niezdolny do rozmowy w tej chwili.
 - Jak to "niezdolny"...?
 - Pan Carlos Pena jest aktualnie na sali operacyjnej.
Poznałam jego imię i nazwisko, ale to nie zmieniało faktu, że nie wiedziałam, co się z nim dzieje.
 - Jest pani rodziną? - zapytała.
"Co ja mam jej odpowiedzieć...?"
Długo nie odpowiadałam. W końcu kobieta zaczęła się domagać.
 - Halo? Słyszy mnie Pani?
Wzięłam głęboki oddech.
 - Jestem jego dziewczyną.
Sama nie wierzyłam, że zdam się na takie słowa.
 - Proszę przyjechać do Kliniki, a wszystkiego się Pani dowie - zaleciła.
Rozłączyłam się i jaknajszybciej wybiegłam z domu. Nie wiedziałam, czemu ja tak się zaczęłam interesować. Dojechałam taksówką do kliniki, gdzie spotkałam pielęgniarkę. Poznałam ją po głosie. Ona mnie zaprowadziła pod salę operacyjną, gdzie leżał Carlos.
 - Chłopak ma połamane żebra i naruszone kręgi. Najwyraźniej upadł na plecy. I nie był to taki zwykły upadek. Musiał spaść z dużej wysokości...
Nie wiedziałam, co o tym wszystkim myśleć. Nie bałam się o niego. Bałam się, że nie poznam już nigdy mojej przeszłości. Nie chciałam do niej wracać, ale chciałam choć mieć świadomość, jakim człowiekiem byłam kiedyś.
 - Operacja nie powinna trwać długo. Trwa już ponad 2 godziny. Proszę poczekać tutaj - pokazała pielęgniarka na krzesła i odeszła.
Usiadłam na jednym z nich i cierpliwie czekałam na otworzenie się drzwi do sali.
Coraz bardziej się bałam, że William zauważy, że za długo mnie nie ma. Nagle drzwi otworzyły się, a z nich wyszedł lekarz i wyjechał chłopak. Szybko podbiegłam do lekarza.
 - Panie doktorze, jak on się czuje? 
 - Jesteś rodziną?
 - Jestem jego dziewczyną - znowu te dziwne słowa wydobyły się z moich ust.
Lekarz skrzyżował ręce na piersi i spojrzał na lśniące kafelki. 
 - Nie jest źle. Operacja przebiegła pomyślnie... Chłopak powinien wyjść za 2 dni. 
Zadowoliły mnie te słowa. 
 - Czy mogę z nim porozmawiać?
 - No dobrze, ale nie zadługo.
Zaprowadził mnie, gdzie położono Carlos'a. Lekarz wyszedł i zamknął drzwi. Ja usiadłam na stołku koło łóżka. Nie wiedziałam, co czuć. Jedyne co czułam, to to, że nie powinnam tu być. Spoglądałam kątem oka na Carlos'a, to na okno. Nagle chłopak otworzył oczy i widząc mnie uśmiechął się szeroko.
 - Reachel! Przyszłaś do mnie! - wstał, ale zaraz potem skrzywił się z bólu.
 - Leż - rozkazałam mu oschłym głosem - Nie jestem tu dla Ciebie. Jestem tu, bo chcę poznać swoją przeszłość.
Jego uśmiech zniknął w ciągu sekundy. 
 - O... Przeszłości... - westchnął.
 - Myślałeś, że ci się na szyję rzucę? - rzuciłam sarkastycznie i uniosłam brew.
 - Kiedyś tak było, że nie wypuszczałaś mnie z objęć... - rozmarzył się - Nie ważne, co się działo... Zawsze byłaś tylko ty i ja... I nikt inny... Pamiętasz...? - spojrzał na mnie.
Chciałam pamiętać. Chciałam żeby wszystko wróciło... Ale to na nic.
 - Albo kiedy się spotkaliśmy na koncercie...? - marzył dalej.
Nadal nic... Kompletna pustka... Jednak Carlos nie dawał za wygraną.
 - Kasting w Kalifornii... Nasze rozstanie i pierwszy pocałunek... Kiedy nas uwięziono w magazynie... Potem straciłaś pamięć...
 - Straciłam już wtedy pamięć?! 
 - Nie, nie - uśmiechnął się - To był tylko krótkotrwały zanik pamięci... Niczego nie pamiętałaś... Wszystkich unikałaś, oprócz swoich rodziców, a oni cię oszukali. Od tamtej pory się do nich nie odzywasz... Pamiętasz już cokolwiek...? 
 - Chciałabym...
 - Hmm... A pamiętasz noc na plaży i nasz pierwszy raz...? - uśmiechnął się do mnie i chwycił mnie za rękę.
Moje serce chwilowo stanęło. Chciałam się wyrwać i wyjść. Jednak zostałam i słuchałam dalej z nadzieją, że coś wróci. Jednak na darmo... 
 - Przepraszam... Ale nic nie chce mi się przypomnieć... A muszę już iść... Aha, wyjdziesz z tąd za maks 2 dni - on mnie puścił, a ja wstałam z krzesła i otworzyłam drzwi.
Chłopak wyglądał na przybitego i smutnego. Wróciłam na swoje miejsce i spojrzałam mu w oczy.
 - Nie załamuj się. Jest tyle pięknych i fajnych dziewczyn w Los Angeles - pocieszyłam go.
Coś we mnie pękło. Już przestałam go nie nawidzić, polubiłam go. Zaczynałam rozumieć co dawna ja w nim widziałam. 
 - Ale dla mnie to ty zawsze byłaś najpiękniejsza... - ponownie chwycił moją dłoń.
Przełamałam się na te słowa i uśmiechnęłam się do chłopaka.
 - Jak ja tęskniłem za tym uśmiechem... Tyle śniłem o Tobie... Wszyscy chcą, żebyś wróciła... Kendall, Jay, Alex, Jesse, Michelle, James, Logan, Isabella, Kate... 
Zmieszałam się i mój uśmiech zniknął z twarzy.
 - Nie, nie przestawaj się uśmiechać... Brakowało mi tego, Reachel...
Zrobiło mi się go żal. Ale zastanawiało mnie jeszcze jedno pytanie...
 - Carlos...? - spojrzałam mu w oczy - Jak to się stało, że wpadłam pod samochód...?
Otworzył usta, aby coś powiedzieć, ale szybko potem je zamknął. Westchnął i spojrzał na mnie smutnym wzrokiem.
 - To wszystko przez to... - podniósł koszulkę, a na jego boku widniał tatuaż.
 - Tatuaż? Dlatego wpadłam pod samochód?
 - Nie cierpisz tatuaży. Kiedy się dowiedziałaś, że go sobie zrobiłem zdenerwowałaś się... - trudno mu było o tym mówić.
Nagle zadzwonił telefon. 
 - O szlak... William... - szepnęłam do siebie - Carlos, ja naprawdę muszę już iść. 
 - Jasne, ja rozumiem - kiwnął głową.
 - Do zobaczenia - uśmiechnęłam się do niego.
 - Na razie... - odwzajemnił uśmiech.

[ 2 dni później ]
 
Od tamtego momentu z domu mogę wychodzić tylko i wyłącznie do pracy i do ogrodu, a w najgorszym wypadku - 10 kroków za bramę. William zauważył, że za często przebywam poza domem. Zaczął coś podejrzewać. Greg musiał niestety przychodzić pod moją bramę, abyśmy się mogli spotykać. Niestety - z Carlosem nie mogłam się w ogóle widywać... Greg zastępował mi go. Przytulał mnie, grał dla mnie, rozmawiał. W końcu gdy siedzieliśmy pod moim żywopłotem odłożył swoją gitarę i chwycił moją rękę. Ja nie wiedząc co robić patrzyłam tylko w jego oczy. Jego wzrok był spokojny, a usta jak zwykle uśmiechnięte. 
 - Znamy się już od jakiegoś czasu. Mamy ze sobą wiele wspólnego. Znaczysz dla mnie jeszcze więcej... Spędziłem z Tobą piękne dni. Nie mogę sobie bez Ciebie świata wyobrazić... 
Każde wypowiedziane zdanie było dla mnie rozkoszą. To było bardzo miłe z jego strony.
 - Z kąd takie wyznania, Greg? - uśmiechnęłam się.
Uśmiech z jego ust zniknął bez śladu, a oczy straciły swój kolor. To nie zwiastowało niczego dobrego.
 - Jutro wyjedżdżam do matki... 
Na te słowa z oczu poleciała łza. Nagle cały świat stracił kolory.
 - Jak to?! Dlaczego akurat teraz?! Teraz, kiedy zrozumiałam, że cię kocham?! 
Chwycił moją twarz w dłonie i spojrzał mi głęboko w oczy.
 - Nie mam innego wyjścia... Bardzo Cię kocham, ale nie mogę się sprzeciwić ojcu... 
 - Jakbyś mnie kochał, zostałbyś...
 - Jak mam ci udowodnić, że mi na Tobie zależy?
Dłuższą chwilę nie odzywałam się. Nie znałam odpowiedzi. Jednak on sam ją znalazł. Pocałował mnie w usta tak namiętnie, że straciłam kontakt z rzeczywistością. Zadziałało to na mnie nieziemsko. Nie chciałam przestawać. Jednak usłyszałam skrzypienie bramy. Czym prędzej puściłam Greg'a i wstałam z ziemi. To był tylko ochroniarz. Zobaczył nas, a kiedy to się stało podeszłam do niego.
 - Rozmawiam z koleżanką, jasne? - wetknęłam mu w dłoń łapówkę.
On tylko kiwnął głową i zawrócił do ogrodu. Wróciła  do Greg'a. Nagle zadzwonił mu telefon.
 - Halo?...Tak...Tak, dobrze, zaraz będę... - i rozłączył się - Ojciec po mnie dzwoni, żebym wracał. Muszę się spakować.
Ja zamknęłam oczy i pokiwałam głową ze smutkiem, zrezygnowaniem. Poczułam jego dotyk dłoni i ust. Po pocałunku odsunął się na 2 milimetry i popatrzył mi w oczy.
 - Nie zapomnij o mnie, proszę... - szepnął z żalem.
 - Obiecuję... - przytuliłam go - Za dużo dla mnie zrobiłeś, Greg...
Puściliśmy się, a on odszedł ze swoją gitarą w ręce. Pomachał mi z uśmiechem i zniknął mi z pola widzenia...

Carlos.

Wypuścili mnie ze szpitala. Reachel nie odwiedziła mnie już. Bałem się, czemu nie zaglądnęła do mnie. Chciała sobie przypomnieć wszystko. Nagle przestało jej zależeć?
Wróciłem do domu, gdzie czekali na mnie chłopcy. 
 - Carlito! Gdzieś ty się tak urządził? - zaśmiał się James.
 - Dzwonili z kliniki. Miałeś operację. Wszystko wiemy - wytłumaczył Logan.
 - A ja przeżyłem najpiękniejsze chwile w moim życiu, stary! - krzyknął Kendall chwytając się za głowę.
Wszyscy ucichli i spojrzeli na blondyna z uniesioną brwią.
 - Ale to jeszcze nic... Znalazłem Reachel... - uśmiechnąłem się.

***

Po północy znowu pojechałem pod willę Reachel. Nie mogłem dłużej czekać. Ponownie wspiąłem się po żywopłocie i zeskoczyłem z niego. Nagle rzucił się na mnie pies. Zaczął gryść moją nogę. Pojawił się William. 
 - Chyba Cię ostrzegałem, prawda?
William odciągnął ode mnie psa. Zacząłem syczeć z bólu i cofać się jak najdalej od grubego mężczyzny. Noga zaczęła coraz bardzoej r
krwawić.
 - Ona nigdy sobie nie przypomni, bo ty tak chcesz... - powiedział.
 - Ona sama chce... - ledwo wypowiedziałem te słowa.
 - Wasz zmarnowany czas nie jest wart pamięci...
Te słowa przyprawiły mnie o dreszcze, a moje dłonie zacisnęły się w pięść. 

Reachel.

Chodziłam po pokoju nie wiedząc, co myśleć. W końcu usiadłam przy toaletce i patrzyłam chwilę na swoją pozbawioną makijarzu twarz. Nagle tajemniczy kluczyk błysnął. Usłyszałam czyjąś kłótnię za oknem. Szybko podbiegłam i spojrzałam wszystko słyszałam wyraźnie...
 - Wiem, że prowadzisz klub dla striptizerek. Jesteś menadżerem klubu, do którego przychodzą samotni mężczyźni, chcąc się upić i zabawić. 
 - Z kąd ty to...? - zapytał sparaliżowany Morris.
 - Internet ci prawdę powie, William - uśmiechnął się chytro Carlos.
"Carlos?!...William mnie zatrudnił w klubie dla...O matko...Nie wierzę...!"
Odeszłam sparaliżowana 2 kroki od okna nie wierząc w słowa Carlos'a. 
 - Zabiję się, szczeniaku...! - usłyszałam Williama.
Na te słowa wyjrzałam z okna obawiając się najgorszego... A jednak... William wyciągał pistolet zza siebie. Musiałam coś zrobić. Zbiegłam szybko na dół do ogrodu z nadzieją, że zdążę go powstrzymać. Gdy dotarłam tam William już celował w chłopaka. 
 - Carlos, nie!!! - rzuciłam się na Williama i zaczęłam się z nim siłować.
On mnie odepchnął i uderzyłam mocno głową w ścianę. Nagle ogranęło mnie zimne powietrze. 

***

Dziewczyna wstała i podniosła rozwaloną MP4 i podała mi ją.
- Nie, to moja wina. - puściłam jej oczko.
- Odkupię ci MP4.
- Chyba śnisz ! - zaśmiałam się.
- Jestem Robyn.
- A ja Reachel. Nie widziałam cię tu wcześniej.
- Rzadko wychodzę z domu.
- To tak jak ja. - uśmiechnęłam się.

***
 
- Idziesz jutro na koncert BTR ? - zapytała Robyn.
- Tak ! No pewnie ! Ale.. Co to jest ?
- NIE ZNASZ BTR ??? - zapytała znów z wielkim zdziwieniem i z wytrzeszczonymi oczami.
- Nie..
- Jak ty możesz nie znać BTR ?!
- Możesz mi wreście wytłumaczyć : CO TO JEST TO BTR ??
- Big Time Rush ! Jak ty możesz nie znać Big Time Rush ?
- Big Time Rush .. Brzmi kusząco ..

***

- Ej ! Wporządku koleżankoo ? - zapytała Robyn wraz ze mną chórkiem.
- Tak, spoko.
- Bardzo przepraszam.. Jestem pierwszy raz na koncercie i nie jestem rozeznana w terenie. - powiedziałam.
- Spoko ! - uśmiechnęła się. - Alex jestem.
- Ja Reachel, a to Robyn.
- Siemka. - odezwała się Robyn.
- Staniecie obok mnie ? - zapytała.
- No pewnie . - odpowiedziałyśmy chórkiem - Słuchaj, przestańmy to robić.. - dodała Robyn.

***

- Robyn.. Alex.. ? - zaczęłam.
- Tak ? - zapytały chórkiem podekscytowane.
- Kto to teraz śpiewa .. ?
- Reachel.. To jest Carlos Pena Jr. - uśmiechły się Robyn i Alex.
W tym momencie Carlos spojrzał na mnie z lekkim uśmieszkiem. Ja więc odwzajemniłam ten szczery uśmiech.
" Wspaniały.. " - pomyślałam.

***

- No więc.. Ja się jeszcze nie przedstawiłam.. Jestem..
- Reachel Brown. - uśmiechnoł się.
- Serio ? .. To znaczy tak ! Jestem Reachel Brown ! - zaśmiałam się.
- A ja jestem..
- Carlos Pena Jr. - dokończyłąm za niego.
- Serio ? .. To znaczy pewnie, że tak ! - też się zaśmiał.

***

- .. Muszę iść ..
- Odprowadzę cie..
- Dobrze wiesz, że to niemożliwe..
Carlos spuścił głowę i widać był trochę zawiedziony.
- Carlos.. To nie o to chodzi, że ja będę miała kłopoty.. Mnie martwi to, że ty będziesz miał kłopoty..
Chłopak delikatnie podniósł głowę i spojrzał na mnie.
- Na prawdę.. ?
- No pewnie..

***

- Reachel..
- Tak ?
- Pamiętasz ostatnią piosenkę na koncercie ?
- Tak. " Worldwide" ..
- Soon we'll be together .. I will be thinkin' about you .. worldwide .. worldwide ..
Carlos chwycił mnie delikatnie za ręce.
- Reachel.. Ja nie chcę żebyś wyjeżdżała..
- Wiem.. Ja też nie chcę..
Znowu uleciała mi jedna łza.
- Nie cierpię kiedy płaczesz..
- Nic mnie już nie uszczęśliwi..
- Owszem. Jest coś takiego..
Carlos zbliżył się i pocałował mnie delikatnie dotykając ust. To było niesamowite przeżycie..

***

- Reachel, co nam zaśpiewasz ? - zapytała kobieta przy stole.
" Co ja mam zaśpiewać .. ? "
- Ehm.. Avril Lavigne " I Love You " ..
- Prosimy. - uśmiechnęła się kobieta.

***

- Co możemy zrobić, abyś zaśpiewała ? - zapytała się kobieta.
- My zaśpiewamy z nią. - rzuciła Isabella.
- Zaśpiewamy .. Big Time Rush .. " Worldwide " .. - powiedziałam.

***

- Oszalałaś ?! Co ty robisz z tym czubkiem ??!!
Nagle coś we mnie pękło .. Ponownie chwyciłam rękę Carlosa i podniosłam głowę, a w moich oczach pojawiła się złość .. wściekłość ..
- Zamknij się .. - odezwałam się.
- C-Co proszę ??!! - wytrzeszczyła oczy matka.
- Owszem .. Mnie możesz obrażać .. Ale ani moich przyjaciół .. ani mojego chłopaka ..

***

- A jeśli on nie przyjdzie .. ? - zapytałam.
- Reachel .. Spokojnie, mamy do szóstej jeszcze trzy godziny. Przyjdzie. - uspokoił mnie Carlos.

***

- Nie ! Nie ! Ona nas pamięta ! Powiedz, że tak ! - znowu zbliżył się do mnie ten chłopak.
- Powiedziałam ODWAL SIĘ ! ! - wrzasłam i podeszłam powoli do drzwi patrząc na nich.
- Zostawcie mnie .. Nie wiem za kogo mnie uważacie .. Ale to nie ja .. 
Chwyciłam za klamke.
- G-Gdzie ty idziesz .. ? - zapytał długowłosy.
- Do rodziców rzecz jasna.
- Ale no właśnie .. Bo ty ..
- Nie ! Zostawcie mnie ! - krzykłam.
Znowu chłopak wstał z kanapy i podszedł powoli do mnie.
- Reachel .. Nie kożesz nas nie znać .. Nie możesz mnie nie znać ..
I chwycił mnie za ręke i spojrzał mi w oczy. Zauwarzyłam w nich coś .. Ale zaraz to znikło ..
- Nie chce wiedzieć kim jesteście ! Nie chce wiedzieć kim ty jesteś ! Nie szukajcie mnie ! Nie jestem tą co szukacie ! Zostawcie mnie ! ***

- Czego wy odemnie chcecie ? Mało wam, że przez was straciłam pamięć ? !
Wszyscy popatrzyli się na siebie.
- C-Co ty opowiadasz ? - zapytała jedna.
- E-E Reachel wsiadaj ! Nie ma co z nimi się dogadywać !
- Przecież to nie my !
- Nie wierzę wam !
- Przecież dobrze wiesz, że się przyjaźniłyśmy .. Pamiętasz koncert .. ? Tam się poznałyśmy .. - powiedziała długowłosa brunetka.

***

- Musisz sobie przypomnieć .. koncert .. park .. twój wyjazd .. nasz pierwszy pocałunek .. kasting .. magazyn ..
Spuściłam wzrok .. nic mi nie przychodziło ..
- " Paris, London, Tokyo .. It's just one thing that I gonna do .. I'll be thinking about you worldwide .. worldwide .. "

***

Na ziemi leżał postrzelony mały pies .. A Carlos bił się z jakimś kolesiem co go postrzelił. Zauważyłam, że koleś ma w ręce nadal pistolet. Pies nagle wstał. Ledwo się trzymał na nogach. Podbiegłam do niego i wzięłam go na ręce. Mężczyzna podniósł rękę z pistoletem. Wstrzymałam oddech .. Co się stanie .. ? Czy to koniec .. ? Nie ! Pies nie usiedział długo na moich rękach. Spojrzał mi prosto w oczy i skoczył prosto na faceta ze spluwą. Coś znów strzeliło .. Facet leżał na kałuży krwi .. swojej krwi .. Carlos spojrzał na mnie, a ja na niego. Carlos tylko się otrzepał z kurzu i wzioł deliktanie pieska na ręce.

***

- Imie zwierzęcia - rozkazała pielęgniarka.
- Emm .. Imie .. - spojrzeliśmy na siebie ze zdziwieniem.
- Taa .. imie .. - powtórzyła.
Spojrzeliśmy na pieska. Ciemnobrązowy kundelek, uszka małe, przyklapnięte, oczka jak dwie czarne dziury.
- Dark ! - wyskoczyłam z propozycją.

***

Zagrała piosenka ' Anyone Of Us ' Gareth Gates'a. Wszyscy wstaliśmy  znowu do tańca .. do wolniaka ; ) Carlos pociągnoł mnie za rękę i zaczoł ze mną tańczyć. Nic nie mówił .. Tylko ja i on .. Uśmiechnoł się do mnie jak wtedy na koncercie, a ja zaraz po tym się do niego przytuliłam. Tańczyliśmy tak przez minutę. Nagle poczułam, że musze go puścić i spojrzeć w oczy. Mój instykt mnie nie zawiódł. Patrzyliśmy się tak na siebie uśmiechając się. Nagle Carlos zbliżył się do mnie i pocałował mnie.

***

Wziął mnie za rękę i pociągnoł na drugi koniec plaży. W końcu się wywróciliśmy i poturlaliśmy kawałek. Nadal trzymaliśmy się za rękę i patrzyliśmy w gwiazdy.
- Reachel ..
- Hm ?
- Kocham cię, wiesz .. ?
- Lepiej niż ktoś inny ..

***

Mężczyzna wyciągnoł ręke z pistoletem i wycelował w moją głowę. Kiedy tylko to zauważyłam, przeszedł mnie dreszcz .. tym razem ten zimny. I zamknęłam oczy i przełknęłam ślinę. Nagle zza mężczyzny wyłonił się Carlos w kasku. Nieźle się zdziwiłam. Już wiedziałam, że wszystko będzie dobrze. Carlos podniósł prawą rękę i obrócił sobie w palcach kij do hokeja i ukerzył gościa z całej siły w tył głowy. Gość bezwładnie upadł na ziemie. Carlos ściągnoł kask, rzucił na ziemie razem z kijem i podbiegł do mnie, klęknoł i przytulił.

***

- Dobra, mam ją - odezwała się Alex - Po coś ją chowała ?
- No, bałagan był. To posprzątałam.
- Bez mojej zgody.
- Alex, co cię ugryzło ?
- Bo dotykasz nieswoje rzeczy.
- Chciałam tylko tu ogarnąć.
- Ale to mój dom ! ! - krzykła Alex.

***

- Jestem Freddie. Pamiętasz mnie ?
Nie nie powiedziałam. Patrzyłam na niego przez chwilę i w końcu sobie przypomniałam. To był mój brat.
- Freddie ! Przyjechałeś ! - trzytuliłam go.
- No już myślałem, że zapomniałaś - zaśmiał się.

***

 - Ty, a jak oni juz się tam pozabijali ? - odezwała sie Robyn.
 - Ta, od zrazu spisujmy zgon - zaśmiała się Isabella.
 - Która godzina ? - zapytałam.
 - Szesnasta piećdziesiąt trzy - spojrzała na zegarek Michaelle.
 - Alex sie urodziła w wigilię, nie ? - zmrużyłam oczy.
Wszyscy spojrzeli na mnie ze wściekłym wzrokiem.
 - Nie pisz zgonu !

***

Nagle drzwi do łazienki otwarły się, a z pomieszczenia wyleciała duża ilość pary. Wyszłyśmy w ręcznikach. Jay miała błękitny, Alex miała szary, Isabella miała jasny niebieski, a Ja - fioletowy. Zaczęłyśmy śpiewać piosenkę The Chipettes Whip My Hair i zaczęłyśmy tańczyć kręcąc wszystkim, czym obdarzyła nas natura x D 

***

 - Trzeba ich wyciągnąć ! - krzykłam.
 - Łańcuch ! - krzykłyśmy.
Jay chwyciła się rurki z flagą, Isabella chwyciła jej rękę, Ja rękę Isabelli, a Alex moją i wyciągłam rękę Jamesowi.
 - Łap się ! - krzykłam mu.
 - Trzyma się mnie trzech gości ! Nie dam rady !
 - Wolisz spaść ?!
Nagle Isabella zaczęła coś dziwnie stękać.
 - Ej ! Szybko ! Bo ja się nie utrzymam ! Ta rurka jest mokra !
James tylko spojrzał na mnie i podał mi rękę. Zrobił mi się okropnie ciężko. Wszystkie poleciałyśmy lekko do przodu. 
 - Nie dam rady ! - krzykła Isabella.
Spojrzałam, co się tam dzieje. Isabella juz prawie puszczała rurkę. Wszystkie spojrzałyśmy w jej stronę.
 - Co robimy ? - zapytałam z paniką.
 - POMOOCY ! - wrzasłyśmy razem.
Nikt nie przyszedł. 
 - Nie wwytrzymaam ! 
I spadłyśmy prosto do oceanu.

***

 - Witajcie. Jestem Tatiana.
 - A ja Carlos - stanoł przed nią.
 - A ja James - popchnoł Carlosa w bok.

***

 - Gdzie jesteśmy ? - zapytałam z uśmiechem.
 - To jest jedna z wiktoriańskich plaż.
 - Robi wrażenie - dodałam.
Znowu pociągnoł mnie za rękę i ściągneliśmy buty. Zaczeliśmy tańczyć w rytm piosenki śpiewanej przez Carlosa.
 - Wait a minute Before you tell me anything how was your day?
'Cause I been missing You by my side, yeah
Did I awake you out of your dream?
I'm sorry but I couldn't sleep
You calm me down There's something 'bout the sound of your voice..

***

 Carlos chwycił mnie za ręce i zbliżył do siebie. Przypomniały mi się urodziny James'a i nasz pierwszy raz. Scena się powtarzała jak deja-vu. Z tą różnicą, że teraz było trochę inaczej. Bardziej zobowiązująco. To nie były jakieś tam pocałunki czy tylko jakieś tam przytulanie. Poczułam, że coś mi nie gra. Miałam tylko dziewiętnaście lat. Nie planowałam jeszcze dorosłego życia. Ale nie mogłam sie powstrzymać..

***

Z lasku za ludźmi wyszedł Carlos. Też cały brudny i trochę mniej obtargany. Uśmiechnęłam się do niego. Nie mogłam uwierzyć, że to on.

***

 - Wiem, że nie traktowaliśmy naszej rodziny poważnie... Zniszczyliśmy wszystko... Przeprowadziliśmy się do miasta, gdzie nie ma spokoju... Od dziecka zmuszaliśmy cię do robienia kariery... Wysłaliśmy małego Freddiego do Szkocji... Traktowaliśmy cię jak królika doświadczalnego... Ograniczaliśmy cię... Okłamywaliśmy... I rozdzielaliśmy cię od ludzi, których kochasz... - w tym momencie popatrzyła na Carlosa. - Przepraszamy was... 

***

 - Gniewasz się... ? 
 - Reachel... Nie... Niby dlaczego? 
 - Wiesz, że... Możemy się nie widzieć przez jakiś czas... ?
Nic nie odpowiedział. Wyraźnie się zmartwił tą wiadomością. Chwycił mnię za rękę.
 - Wiem...

***

 - Masz moją bluzę - zaśmiał się Carlos.
 - Mhm - odpowiedziałam mu całując go w policzek.
Do niego podleciała Dark.
 - Cześć, moja ty kuleczko - ucałował ją - Tęskniłem za tobą.
 - A za mną to już nie łaska? - oburzyłam się.
 - A za tobą to najbardziej - dał mi całusa w usta.

***

 - Ale... Dobra menadżerka podpisała ze mną kontrakt!
 - Serio? - zapytała Alex - I to dlatego nie przyszłaś na spotkanie? Bo wolałaś sławę, niż przyjaciół?

***

 - Wiecie, co to jest prawdziwa miłość... ? Prawdziwą miłość mi daje Carlos... Tylko Carlos został przy mnie... On jeden nie jest na mnie wściekły...
 - Wiesz, czemu nie jest on na Ciebie wkurzony? 
 - Jennifer, stop - próbował ją uspokoić tata.
 - Bo leci tylko na twoją kasę i sławę! - powiedziała głośniej za moimi plecami.

***

 - Zostałam wykorzystana...
 - Wszystko będzie dobrze... - pocieszył mnie.
 - Masz nas - dodała Alex.
 - Nic się nie stało... - ścisnął mi rękę Carlos.

***

 - Ej, zaczekaj.
 - O co chodzi? 
 - Czy ty nie jesteś dziewczyną Carlos'a?
 - Amm... Owszem. To ja.
 - Ty jesteś ta... Briged?
 - Reachel.
 - Carlos jest mój...! On zasługuje tylko na mnie... A nie jakąś małolatę... Nastolatki mówią często, że chłopcy lubią starsze... - zachichotała bezczelnie - Nie będziesz z nim... Po moim trupie... Ja potrzebuję kasy, a on prawdziwej miłości... Tylko spróbuj mi podskoczyć to cię zgniotę... jak robala...!

***

 - Cześć. Jestem Reachel - uśmiechnęłam się do niej.
 - Siemka. Katelyn, ale mów mi Kate - pokazała żółwika.

***

 - Pięknie grasz - powiedziałam do niej.
 - Dzięki - uśmiechnęła się.
 - Długo już grasz? 
 - Praktycznie od dziecka.
 - Reachel jestem - podałam jej rękę.
 - Miło mi. Michelle - chwyciła moją rękę.

***

 - Reachel, to jest Jesse - pokazała na dziewczynę bardzo uśmiechniętą.
 - Cześć. Miło mi - podałyśmy sobie ręce.
 - Ona też jest Rusherką - puściła mi oczko Michelle.
 - Mówisz to tak, jakbyś ty nią nie była.

***

 - Carlos... Ona... - odezwałam się po cichu.
 - Reachel... Wyjdź...
 - Co...?
 - Wyjdź... - powtórzył.
 - Przepraszam... - powiedziałam jeszcze ciszej.
 - Błagam... Wyjdź... - powiedział cicho.

*** 

 - Warzoone? - zaśmiała się Kate
 - Warzoone? - powtórzyłam po niej.
Pomyślała chwilę. 
 - Ważoone! - zaśmiała się ponownie.
 - Ważoone! - powtórzyłam znowu.
 - Od dziś to jest nasze kluczowe słowo. Ważoone - zaśmiała się jeszcze głośniej.
 - Na powitanie i pożegnanie! - dodałam.

***

 - Am... Skoro cię nie będzie... - spuściłam głowę - Życzę ci dużo szczęścia, zdrowia... i miłości... 
Z oczu wypłynęła mi jedna łza. Zamknęłam oczy. Już chciałam go minąć i odejść. Nagle poczułam ciepło jego ust i jego delikatny dotyk.
 - Kocham cię... - szepnął mi - I nikogo innego...
Ja spojrzałam mu ponownie w oczy i przytuliłam go. Puściliśmy się i odszedł szybko rzucając mi jeszcze jeden miły uśmiech... I zniknął w tłumie...

***

 - Carlos! Gdzie jesteście? Nic ci nie jest? - zaczęłam obkładać go pytaniami.
 - Reachel, posłuchaj. Zaraz może nas rozłączyć, więc błagam, daj mi coś powiedzieć, okej? - powiedział mniej zdenerwowanym głosem  - To ostatnio się tak beznadziejnie potoczyło i straciliśmy tak dużo czasu... - zaczął, a ja już miałam łzy w oczach - ...który mogliśmy spędzić razem... A to wszystko moja wina...
 - To nie twoja... - nie dokończyłam, bo Carlos wszedł mi w słowo.
 - Reach, o coś prosiłem, tak...?...Reachel? Posłuchaj, jeśli mi się coś stanie... - w tej chwili nie chciałam już tego słuchać - ...to pamiętaj, że nie jesteś sama... Codziennie będę ci śpiewał "Worldwide" na dobranoc, jeśli nie będziesz mogła zasnąć... Na twoich koncertach jeśli zapomnisz tekstu albo płacz nie będzie pozwalał śpiewać, to popatrz w niebo i uśmiechnij się do mnie... - po moich policzkach poleciały 3 łzy. 

***

 - Mieszkam z wujkiem, bo mama jest w Australli. 
 - A co ona tam robi? - zdziwiłam się.
 - Zarabia na życie...
 - Nie mogła pracować w Ameryce i mieszkać z tobą?
 - Nie... 
 - Dlaczego?
 - Bo utraciła prawa rodzicielskie... 
 - Co?! - aż się poruszyłam z wrażenia.
 - Kiedy miałam bodajże 7 lat, moja mama zawsze się mnie wszystkiego czepiała. Wujek mi dopiero opowiedział, że ona wogule nie chciała moich narodzin... Wujek w końcu pozwał ją do sądu, że się nademną znęca psychicznie. Wujek wygrał sprawę kiedy miałam 16 lat, a sąd nakazał jej wynieść się do Australli. I od tamtej pory mieszkam z wujkiem.
 - 3 lata... - dodałam.
 - Tak... W wieku 16 lat po raz ostatni widziałam ja w sądzie, kiedy ją wyprowadzali, bo nie mogła znieść porażki...
 - Okropne... Współczuję ci... - położyłam jej rękę na ramieniu. - Dzięki, że mi powiedziałaś...
 - Spoko... Ważoone...? - uśmiechnęła się i dałyśmy sobie żółwika.
 - Ważoone - zaśmiałam się.

***

 - Reach? - odezwała się nagle Kate.
 - Co? 
 - Pewnego dnia pójdziemy z Kendall'em i Carlos'em do Chambrulay...
 - Do najdroższego hotelu w LA... - rozmarzyłyśmy się.
 - Wkradniemy się do pokoju prezydenckiego... - zaśmiałyśmy się. - I zamówimy nam masarz...
 - A po co? Chłopcy nieźle masują...! 
 - No racja! Haha!
 - I potem jak ochorniarze nas zgarną, to będziemy się wyrywali i śmiali, a oni zgłupieją! - zaśmiałyśmy się.

***

 - Dark? - zawołałam ją. 
Zobaczyłam ją biegnącą prosto na drogę. Moje serce stanęło. Puściłam dziewczyny i pobiegłam za nią.
 - Reachel! - krzyczały za mną dziewczyny rozpaczliwie.
Złapałam ją na samym środku drogi w ramiona. Nagle usłyszałam trąbienie. Odwróciłam głowę w stronę dźwięku. Auto jechało prosto na mnie. Musiałam coś zrobić. Nie mogłam się ruszyć z miejsca ze strachu. Nagle tchnęło się we mnie życie szybko odepchnęłam się nogą od jezdni i poturlałam z Dark prosto na równolegly chodnik. 

***

 - Nie przejmuj się... - położyła mi rękę na ramieniu.
 - No nie wiem...
Kolejne minuty ciszy coraz bardziej łamały moje serce. W końcu odwróciłam głowę do przyjaciółki.
 - Dzięki... - powiedziałam do niej.
 - Jesteśmy przyjaciółkami... - uśmiechnęła się.
 - Ważoone...? - pokazałam żółwika.
 - Ważoone... - przybiła go i obie się uśmiechnęłyśmy.

***

 - Z tego względu, że odwołano nam koncert w Salt Lake i Las Vegas, będziemy w LA o 3 dni wcześniej! - pochwalił się James.
 - Woo Hoo! - ucieszyłyśmy się.
 - Poczekajcie. Zróbcie to jeszcze raz... - powiedział Carlos
 - Woo Hoo...? - powtórzyłyśmy.
 - Z uczuciem! - rozkazał James kiwając głową i pokazując, żebyśmy powtórzyły.
 - WOO HOO! - krzyknęłyśmy głośniej.
 - To super pomysł na piosenkę! - powiedział Carlos.

***

 - Mam coś dla ciebie... - wyciągnął rękę przed siebie.
Otworzył ją, a w niej był wisiorek ze srebrnym kluczykiem. Moje oczy się zaświeciły od łez. 
 - Z prawdziwego srebra. Kupiłem ci go w Chicago... - uśmiechnął się - Daj. Założę ci - pokazał, żebym się odwróciła.
Na mojej szyi zawisł piękny prezent. Przytuliłam go jeszcze raz.
 - Dziękuję...
 - Nie ma za co... - szepnął mi do ucha. 

***

 - Zadzwonił do mnie dzień przed jego urodzinami i mi powiedział jak ja to go zraniłam i że nie chce ze mną rozmawiać. Ale ostrzegł mnie, że zrobi coś, co nie będzie mi dawało spać i pozbyć się wyrzutów sumienia.
 - O czym ona mówi...?
Podniósł koszulkę, a na jego prawym boku był tatuaż w kształcie liścia. Nogi się pode mną ugięły, a świat stracił kolory. 

***

Otworzyłam szerzej oczy i moje serce stanęło. Prosto na mnie jechało auto. Światła, kolejne trąbienie, pisk hamulców, przeszywający ból, wspomnienia, spływające łzy po policzku. To wszystko co czułam, widziałam i słyszałam parę sekund później...

***

Wszystko wróciło, każde najmniejsze wspomnienie... Głowa pękała mi od myśli. Poczułam, że żyję. Otworzyłam oczy i zobaczyłam Williama celującego w Carlos'a. 
 - NIE!!! - rzuciłam się do Carlos'a.
Nie zdążyłam... Kula trafiła chłopaka w klatkę piersiową. Zaczęłam szlochać i biec do niego. Uklękłam przy nim i chwyciłam jego twarz w dłonie.
 - C-Carlos... Już jestem... Wszystko pamiętam... Słyszysz...? Kocham Cie... Nie zostawiaj mnie... - płakałam.
Jego czy były otwarte i patrzyły na mnie. Jeszcze żył. Ale z każdą chwilą bladł. 
 - Reach... Wróciłaś... - wypowiedział szpetem.
Łzy ciekły po policzkach bez ustanku. On chwycił moją rękę i zamknął oczy. Zaczęłam panikować, krzyczeć do niego, szturchać go. Nie obudził się... Przestałam płakać i wstałam z kolan. Podeszłam do Williama.
 - Już nie jestem twoją kobietą... - niespodziewanie wyrwałam mu pistolet z ręki.
Wymierzyłam nim w jego głowę. Bałam się strzelić.
 - Jesteś ścierwem nie kobietą... Jednak pasujecie do siebie jak ulał... - odezwał się.
Na te słowa nacisnęłam spust i strzeliłam mężczyźnie prosto w głowę. Upadł. Nagle usłyszałam syreny policji i pogotowia. Sąsiedzi musieli ich zawiadomić. Policja aresztowała ochroniarzy pracujących dla Williama i całą jego służbę, a willę sprzedano. Carlos trafił ponownie do kliniki, gdzie przeszedł poważdną i trudną operację. Wszyscy zjechali się do kliniki. Całej paczce widząc mnie opadła szczęka. 
 - Reach...? - odezwała się Kate z niedowierzaniem.
 - Ważoone Kate...? - uśmiechnęłam się.
Rzuciłyśmy się w objęcia krzycząc z radości. Wszyscy także się przytuliliśmy. Bo w końcu się znalazłam cała i zdrowa. Potem czekaliśmy na koniec operacji Carlos'a. Z każdą minutą byłam coraz bardziej podenerwowana. Ciągle bawiłam się kluczykiem na wisiorku. Modliłam się, żeby Carlos był zdrowy. Nagle drzwi otworzyły się i wyjechał znowu Carlos. Ty razem rzuciłam się za łóżkiem i zaczęłam wołać ukochanego. Lekarze mnie odpędzali i w końcu zostałam. Podszedł do mnie lekarz prowadzący.
 - To nic poważnego. Na szczęście kula nie nie narobiła dużych szkód. Wszystko będzie dobrze.
Na te słowa ucieszyliśmy się wszyscy. Po poaru godzinach mogliśmy odwiedzić przyjaciela. Przynieśliśmy mu smakołyki i picie. Rozmawialiśmy tak długo, że dłużej już się nie dało. A ja nie spuszczałam oka z chorego chłopaka, a jego ręka za nic nie puszczała mojej...

_____________________________________
LUDZIE JEST GODZINA 5:40 !! nie spałam całą noc, żeby ten rozdział CAŁY napisać !! doceńcie to wreszcie, co ja robię !! komentarzy jest coraz mnie, nie mówiąc o odwiedzinach -,- co się z wami dzieje ?! ..
a tak na marginesie..

FELIZ NAVIDAD !! <3 
taak, dzisiaj święta : D specjalnie dla was nowy rozdział na tej wyjątkowy zień w roku : D 
życzę wam dużo zdrowia, szczęścia, dużo miłości i karpia bez ości X D lśniącej choinki, ciepłej piżamki i że opłatka nie zabrakło X DD i żeby barszczyk był krwisto czerwony i pyysznych uszek ; D 

dzięki za wszystko : *