poniedziałek, 30 kwietnia 2012

Rozdział 28

Kendall.

Następnego dnia Reachel cały dzień spędzała w domu z rodziną. Dziewczyny także wróciły do domu, aby zadzwonić i powiedzieć rodzicom, że wszystko w porządku i żeby się nie martwili. Ja i chłopcy byliśmy w studiu i nagrywaliśmy nowy singiel. Miała się nazywać Intermission.
 - To jest bardzo emocjonalna piosenka. Musicie się przyłożyć, pomimo tego, co przeżyliście ostatnimi dniami.
 - A no właśnie! - skoczył James - Co z tymi świrami? Jak się wydostali?
Steve skwasił się i machnął ręką.
 - Córki zapłaciły za nich kaucję. Ale tym razem także córki idą do pudła.
 - Uff... Bogu dzięki - obtarł czoło James.
 - Dobra, dobra. Zajmijmy się piosenką. Macie pięć minut i nagrywamy.

{ Godzina Później }

Musieliśmy trochę odetchnąć po godzinnym nagrywaniu i po wąchaniu perfumy Steve'a. Wyszliśmy na miasto, a słońce świeciło niesamowicie wysoko. Szliśmy koło parku, ale nie wchodziliśmy do niego. Trzymaliśmy się drogi, którą wyznaczał nam chodnik.
 - Ciekawe, co robią dziewczyny... - rozmarzył się Logan.
 - Logan! Daj im wreszcie spokój! Chcą trochę od nas odpocząć.
Nagle usłyszeliśmy wielkie krzyki za nami.
 - Tak. Nadciągają fanki - powiedzieliśmy równocześnie z zażenowaniem.
Rozdaliśmy mnóstwo autografów i pozowaliśmy do wspólnych fotek. W końcu odeszły z wielkim piskiem. Odwróciliśmy się w tą stronę, w którą szliśmy i zaczęliśmy pogawędkę o okropnych perfumach Steve'a. Przeszliśmy parę metrów i znów usłyszeliśmy krzyk.
 - Znowu... ? - rozczarował się Carlos.
 - Nie. Tym razem idziemy dalej - postanowiłem.
Nagle koło mnie pojawił się jakiś facet i wsadził mi w ręce jakąś jasno brązową torebkę i pobiegł dalej. Wszyscy spojrzeliśmy na torebkę i każdy na każdego ze zdziwieniem. Nie spodziewanie do mnie podbiegła dziewczyna i rzuciła się na mnie. Pojechała mi z plaskacza, zabrała mi torebkę i wbiła mi tył trampka w stopę z całej siły.
 - Ałła!! - krzyknąłem.
Otworzyłem oczy i podniosłem wzrok powoli do góry. Zobaczyłem piękną nastolatkę. Ona zamarła.
 - Kendall Schmidt... ?
 - Dziewczyna, której nigdy nie spotkałem, ale się cieszę, że spotkałem... ?
Ona cicho się zaśmiała.
 - Jak ci na imię? - zapytałem.
 - Katelyn Ellen... - powiedziała nieśmiało.
 - Miło mi - uśmiechnąłem się.
 - Przepraszam... No wiesz... Za ten incydent... - pokazała ręką na policzek i buta.
 - Nie, nie. W porządku. Zdarza się pomylić złodzieja z gwiazdą rock'a - zaśmiałem się.
 - Może mogę ci to jakoś wynagrodzić?
 - Oczywiście. Zapraszam cię na lody - podał jej rękę.
Carlos szybko chwycił mnie za sweter.
 - Nigdzie sobie nie pójdziecie.
 - Dlaczego niby?
 - Amm... Jedno słowo: Steve! Za parę minut wracamy do studia i nagrywamy dalej.
Przewróciłem oczami i odwróciłem się do nowej.
 - Emm... Katelyn...
 - Kate. Po prostu Kate - uśmiechnęła się.
 - ...Kate... Musimy to przełożyć. Mój szef plus nerw równa się apokalipsa.
 - Jasne. Rozumiem - wyciągnęła karteczkę, długopis z torebki i zaczęła coś pisać.
Wręczyła mi kartkę.
 - To mój numer. Jakbyś miał czas... To dzwoń - uśmiechnęła się i poszła w swoją stronę.
Spojrzałem na kartkę i na Kate.
 - Ahh... - westchnąłem.

Logan.

Wracaliśmy drogą koło lotniska, bo tędy było nam bliżej. Nie patrzyliśmy w tamtą stronę, a Kendall to już w ogóle lampił się w tą karteczkę, jakby Bóg wie co na niej było. Nagle ktoś na mnie i Kendalla skoczył i zakrył oczy.
 - Cześć chłopaki! - krzyknął ktoś z radością.
Tajemnicze osoby zeszły z nas i odkryły nam oczy.
 - Robyn?! - zdziwił się Kendall.
 - Michaelle?! - także się zdziwiłem.
One nas przytuliły i przy okazji dusiły.
 - Co wy tu... ? - zapytałem.
 - Wróciłyśmy z Francji! - zaczęły się cieszyć.
My oboje spojrzeliśmy na siebie z przerażeniem. Nagle dziewczyny posmutniały.
 - Ale wracamy za parę dni...
Na naszych twarzach pojawił się lekki uśmiech, ale jednak przytuliliśmy nasze przyjaciółki i poszliśmy w stronę studia wesołym krokiem.

Kendall.

Nie moglem uwierzyć, że już wróciły. Wydawało mi się, że wyjechały jakby wczoraj. Ale cieszyłem się w jakiś specjalny sposób. Przed studiem musieliśmy się rozdzielić.
 - To wy idźcie się męczyć, a my idziemy do dziewczyn - powiedziała Robyn.
 - Właśnie. Gdzie dziewczyny? - zapytała Michaelle.
 - No więc... Wszystkie w swoich domach. Jay w swoim domu, Alex w swoim domu, Isabella także... - nie dokończyłem.
 - A Reachel? - wyprzedziła mnie Robyn.
 - No... Reachel u rodziców - odpowiedział Carlos.
 - Żartujesz?! Po tym wszystkim? - nie dowierzały.
 - Przeprosili ją. A tak poza tym. To nie dla nich wróciła, tylko dla brata.
One spojrzały na siebie ze zdziwieniem.
 - Ona ma brata?!

Reachel.

Było już późne popołudnie, a ja cały czas siedziałam w domu z rodziną. Z dwie godziny pograłam z Fred'em na PlayStation3, potem zjedliśmy miły obiad i rozmawialiśmy jak rodzina, a nie jak na spotkaniu parlamentarnym. Następnie Fred pomógł mi rozpakować moje walizki. W jednej walizce znalazł płytę BTR.
 - Puścisz ją? - poprosił mnie.
 - Jasne - zgodziłam się.
Wstałam z łóżka, podeszłam do wieży stereo i włożyłam płytę do środka. Zabrzmiała piosenka Till I Forget About You. Posłuchaliśmy trzy kolejne kawałki rozpakowując w dalszym ciągu moje rzeczy, aż w końcu doszło do Worldwide.
 - Ej! Tą piosenkę śpiewałaś w Nowej Zelandii! - skoczył do wieży i podgłośnił ją.
Gdy Fred podgłośnił głośniki rzuciłam moimi ubraniami o podłogę i położyłam się na łóżku. Rozmyślałam, ile się wydarzyło i co się zmieniło w moim życiu, od kiedy spotkałam dziewczyny, Carlos'a i resztę. Tyle już tu mieszkałam i nie miałam zielonego pojęcia, że tutaj mieszkają tacy super ludzie. Nie mogłam uwierzyć, że już prawie miesiąc temu spotkałam ich i żyję z nimi do dzisiejszego dnia. Piosenka się skończyła i usłyszałam dzwonienie do drzwi. Szybko zleciałam po schodach i otworzyłam drzwi. W drzwiach zobaczyłam Robyn i Michaelle.
 - Cześć! Wróciłyście? - uścisnęłam je.
 - Tak. Ale niestety za kilka dni wracamy - spojrzały na mnie ze smutkiem.
 - Jaka szkoda. Ale ugościmy was tutaj tak, że tych dni nie zapomnicie nawet we Francji.
Dziewczyny zajrzały do mnie i rozejrzały się. Nachyliły się do mnie.
 - Czy to prawda, że się pogodziłaś z rodzicami? Mieszkasz z powrotem z nimi? - zapytały szeptem.
 - Wiecie... To trochę skomplikowane. Nie będę wam tego teraz tłumaczyć.
Odsunęły sie ode mnie.
 - Słuchaj. Byłyśmy u wszystkich i postanowiłysmy, że jutro spotykamy się w parku i idziemy się przejść do jakiejś restauracji albo cos takiego. Wiesz, połazić, poplotkować, bo nie jesteśmy na bierząco. Wiesz, tak razem spędzić czas, jak za dawnych czasów - spojrzała zrozumiale Robyn.
 - Bardzo dobry pomysł! - ucieszyłam się i klasnęłam w dłonie.
 - Czyli masz czas? - dopytała Michaelle.
 - Dla przyjaciół? Zawsze! - machnęłam ręką.
 - To do zobaczenia jutro! O pierwszej przy wejściu do parku! Narka! - pobiegły machając mi.
 - Okej! Pa! - odmachałam im.
Zamknęłam drzwi, a za mną pojawiła się niespodziewanie mama.
 - Gdzieś się jutro wybierasz? - zapytała uprzejmie.
 - Tak. O pierwszej idę z przyjaciółmi na miasto.
Mama oburzyła się.
 - Wykluczone!
Ja zdziwiłam się i odsunęłam się kawałek. Mama od razu wróciła do poprzedniej postawy.
 - To znaczy, nie możesz.
 - Dlaczego?
 - Jutro masz kasting. Bardzo ważny.
 - Co? Obiecałaś mi, że na razie koniec z jakimkolwiek pośpiechem.
 - No tak, ale to dla ciebie wielka szansa.
 - Ale ja nie chcę. Chcę normalnie żyć. Kocham śpiew, ale nie chce być sławna.
 - Nie rozumiesz, że to rozsławi nazwisko Brown? Pamiętaj, kto jest twoim dalekim wujem!
Ja sobie przypomniałam, o co mamie chodzi. Chodziło jej o mojego wujka. Mało kto wie o jego korzeniach z nami. Chris Brown nie był najfajnieszym wujkiem na Ziemi, ale zawsze miał wyczucie do prezentów. Rzadko przyjeżdżał, rzadko dawał jakiekolwiek znaki życia. Ale powtarzam: Zawsze miał wyczucie do prezentów.
 - Proszę cię. Daj się namówić na ten kasting. Pokaż, co potrafisz i wracamy do domu.
Ja tylko westchnęłam.
 - O której ten kasting jest?
 - O równej jedenastej rano.
 - A gdzie?
 - No w San Diego. To jak?
Zastanowiłam się chwilę.
'San Diego nie jest tak daleko, więc chyba zdążę przed pierwszą...'
 - No dobrze... - odpowiedziałam.
Zaraz ruszyłam z zażenowaniem do pokoju. Mój brat siedział znudzony na łóżku i słuchał w dalszym ciągu płyty. Usiadłam koło niego i przyłączyłam się do słuchania. Nagle przyszedł sms od Carlos'a.
'Skończyliśmy pisać piosenkę. Koniec xD Kendall spotkał fajną laskę. Musisz ją poznać. Robyn i Michaelle wróciły! :D Widziałaś się z nimi? A no właśnie do sedna. Masz tutaj demo tej piosenki. Jesteś pierwszą osobą, która ją odsłucha. Tęsknię i kocham. Carlos'
Szybko odtworzyłam piosenkę i wyłączyłam wieżę. Wyświetlił mi się tytuł Intermission. Trwała dokładnie trzy minuty i czterdzieści cztery sekundy. Była prześliczna i bardzo melodyjna. Lubię takie piosenki. Fred'owi też się podobała. Nie wiem kiedy zasnęłam.

{...}

Znów ten głos zabrzmiał w mojej głowie. Kolejny raz biały korytarz zabłyszczał i rozjaśnił mi się w oczach. Próbowałam się obudzić, ale nie mogłam. Nie chciałam znów tego przeżywać. Jednak musiałam. Zaciskałam na siłę moje oczy, ale to także nie pomagało. Byłam zmuszona do kolejnego koszmaru. Ponownie kroczyłam przez korytarz i tym razem nie zatrzymałam się przy recepcji. Zaczęłam szybko biec i szukać Carlos'a i reszty. Nikogo nie było. Nie wiedziałam kolejny raz, co robić. Nagle koło mnie pojawił się Carlos, ten normalny i chwycił mnie za rękę. Uśmiechnął się i nie spodziewanie zniknął, a z mojej drugiej strony pojawiła się mama i także się uśmiechnęła. Po chwili też zniknęła. Przede mną pojawiła się cała reszta i również zniknęli. Nie chciałam wiedzieć, co się stanie za chwilę. Ruszyłam pędem w stronę wyjścia. Korytarz coraz bardziej się iskrzył i błyszczał. Przed sobą dostrzegłam światło jaśniejsze od korytarza. Stanęłam i zastanowiłam się, czy to jest droga do wyjścia. Nie myślałam długo i pobiegłam do światełka. Jaskrawa kropka nie zbliżała się do mnie ani trochę. W końcu zamknęłam oczy tak mocno jak tylko mogłam, a wokół mnie zrobiło się niesamowicie ciemno. 

{...} 

Szybko otworzyłam oczy i zobaczyłam wokół siebie moje ściany. Odetchnęłam z ulgą i usiadłam na łóżku. Było już rano, ale nie byłam pewna, która dokładnie. Zerknęłam więc na komórkę i na ekranie wyświetliła się godzina siódma dwanaście. Odwróciłam głowę w stronę drugiej połowy łóżka i zobaczyłam Fred'a śpiącego obok mnie. Nagle do pokoju wparowała mama i tata.
 - Reachel! Pobudka! Sława i San Diego czekają! - krzyknęła wesoło i przetarła ręce.
Fred natychmiast skoczył na łóżku na te słowa i chwycił się na serce.
 - Mamo! Chcesz, żebym zawału dostał? - miał pretensje do niej.
 - Fredziu! Synku! Pakój się! - dodała jeszcze radośniej.
Fred nachylił się do mnie.
 - Co ona znowu wymyśliła... ? - szepnął.
 - Lepiej, żebyś nie wiedział... - odpowiedziałam.
Szybko wstaliśmy i pozbieraliśmy się do krótkiej podróży. Wyszliśmy z domu tak około ósmej dwadzieścia pięć. Wsiedliśmy do auta i odjechaliśmy tak szybko, jak to możliwe.

Robyn.

Obudziłam się bardzo wcześnie, jak na mnie. Nocowałam z Michaelle w hotelu, bardzo miłym hotelu. Kilka minut po tym jak się obudziłam, obudziła się Mich.
 - Aa... - ziewnęła - Już rano?
 - Tak. Około ósmej.
 - Tak wcześnie... ? - zamarudziła - wracam do mojej poduszki i słodkiego snu.
Ja wstałam i chwyciłam jej kołdrę.
 - Oj nie, nie. Wstajesz! Już! Musimy się przygotować do spotkania! - ucieszyłam się.
 - Taa... Ale to potem... - pociągnęła kołdrę w swoją stronę.
 - Nie. Teraz! - pociągnęłam kołdrę z powrotem.
 - Nie. Potem!
Puściłam kołdrę, a ona się nią okryła. Ja podeszłam do niej, chwyciłam jej materac i podniosłam go. Mich spadła na ziemię razem ze swoja kołdrą.
 - Ałła! - chwyciła się za głowę.
 - Przykro mi. Trzeba było wstać od razu.
Obie poszłyśmy do łazienki i umyłyśmy się i nałożyłyśmy makijaż. Podeszłam do szafy i wygrzebałam białą tunikę i krótkie szorty w seledynowym kolorze. Uczesałam włosy i czekałam na Mich. Troszkę dłużej siedziała w łazience, ale to tylko dlatego, że nie wiedziała, gdzie się podziała jej kredka do oczu. Ona ubrała krwisto czerwoną koszulę w kratkę i dżinsy 3/4. Kiedy byłyśmy już gotowe do wyjścia to wybiegłyśmy na ulicę LA.
 - Co ty na to, żeby się wybrać na małą przechadzkę po naszym mieście aniołów? - zaproponowała Mich.
 - Czytasz mi w myślach! - klepnęłam ją w ramię.

Reachel.

Podjechaliśmy pod wielki wieżowiec i zaparkowaliśmy w wolnym miejscu i szybko ruszyliśmy do drzwi obrotowych. Pachniało o wiele lepiej niż wtedy w Californii. Ten, kto projektował wnętrze, naprawdę ma styl i smak. Moi rodzice szli przodem, ja i Fred - z tyłu. Doszliśmy do recepcji.
 - Przepraszam? - przerwała mama w ciężkiej pracy recepcjonistki - Gdzie mogę znaleźć panią Golberg?
Recepcjonistka podniosła lekko głowę i spojrzała na mamę spode łba.
 - Czwarte drzwi po prawej. Proszę ściągnąć buty.
 - Ehgem... Proszę? - zdziwiła się mama.
Recepcjonistka momentalnie się uśmiechnęła i wyprostowała się.
 - Haha. Żartowałam - zaśmiała się. - Ja tak witam tutaj gości.
 - Ahaa... Rozumiem... - pokiwała głową powoli.
 - Tak przy okazji, Miranda jestem - podała rękę mojej mamie i reszcie.
 - Reachel - przedstawiłam się.
 - Freddie - przedstawił się Fred.
 - Ja jestem Jennifer - ukłoniła się lekko mama.
 - Gilbert - uśmiechnął się tata.
 - No więc, tak jak powiedziałam, czwarte drzwi po prawej - pokazała palcem - I powodzenia - spojrzała na mnie ze szczerym uśmiechem.
 - Nie ściągamy butów... ? - zapytałam się.
 - Nie, nie. W żadnym wypadku - zaśmiała się.
Postawiliśmy kroki do drzwi gabinetu. Jennifer zapukała i usłyszeliśmy słowa:
 - Proszę wejść!
Mama ostrożnie nacisnęła klamkę i weszliśmy do środka. Przy dość dużym biurku siedziała kobieta w garniturze i zajmowała się papierkową robotą. Gdy spostrzegła, że weszliśmy do jej gabinetu od razu rzuciła dokumentami i wstała z obrotowego krzesła. Podeszła do mnie i podała mi rękę.
 - Eleonore Golberg - uśmiechnęła się.
 - Reachel Brown - także się uśmiechnęłam.
 - Proszę za mną.
Wyszliśmy z gabinetu bocznymi drzwiami i znaleźliśmy się na klatce schodowej, ale bardzo strojnej. Weszliśmy po kilkunastu schodkach i pojawiliśmy się w ogromnej sali. Dookoła były ciemno czerwone krzesła, a na środku - ogromna scena.
 - Tędy - wskazała ręka kobieta na scenę.
Wskoczyłam na wielką scenę i zauważyłam, że mama, tata i Fred siedzą na fotelach. Pani Eleonore usiadła dalej od nich i otworzyła swój skoroszyt i długopis.
 'Ona będzie zapisywać każdą źle zaśpiewaną nutę...'
 - Dobrze, zaśpiewaj mi coś - rozkazała.
Pomyślałam, co wybrać. Postanowiłam, że zaśpiewam piosenkę mojego życia.
 - Wait a minute before You tell me anything how was Your day...
Nagle pani Golberg mi przerwała.
 - Stop.
 - ...Coś nie tak... ?
 - Tak. Już słyszałam ten repertuar, dwa razy. Zapodaj coś innego.
 'Ona słyszała mnie na kastingu w Californii... ?'
Zastanowiłam się chwilę i przyszła mi na myśl nowa piosenka, którą przesłał mi Carlos.
 - Curtains open up to see Spotlight shine on you and me tonight Pretending for the crowd below
We put on a real good show But it's a lie - spojrzałam na panią Golberg.
Była dość zadowolona. Siedziała wsłuchana. Postanowiłam, że tym razem postaram się bardziej, że tym razem moje drzwi do sławy otworzą się szerzej. Wzniosłam oczy w górę i przeszłam na wyższy poziom.
 - We can't help but cause a fight It's the same old drama every night I walk off stage cause this whole play  - wzięłam głęboki oddech i zaśpiewałam głośniej - Is more than I can take!
Mój głos rozszedł się po całej sali. Pani Golberg wyraźnie sie zachwyciła. Fred już znał melodię, korzystając z tego, pstrykał na palcach razem ze mną w rytm piosenki. Dochodziłam do końca piosenki, a mnie powoli brakowało sił. Musiałam jednak jakoś dojść do końca.
 - We're like actors in a play Living out our love on stage But you keep saying the same old lines To me, yeah So where we fell off track But I know love will lead us back!
Wzięłam kolejny oddech, aby zacząć następna linijkę, ale Pani Eleonore wstała z fotela. Fred i ja zatrzymalliśmy się. Podeszła do sceny z ponurą miną.
 - Reachel... Od dawna śpiewasz?
 - Tak. Od dziecka.
 - Masz bardzo mocny głos. Stresujesz się i struny się zaciskają.
 - Tak, wiem o co chodzi.
 - Tak więc, popracuj nad tym.
Jennifer wstała napięcie z fotela i podbiegła do kobiety.
 - Ale... Ale podobało się pani?
 - Jak najbardziej.
 - Więc podpisze pani z nią kontrakt?
 - Nie.
Mama okropnie się oburzyła.
 - Co?! Jak to?!
 - To-o ja może zaśpiewam moją piosenkę, którą pani odrzuciła... ? - wtrąciłam się.
 - Nie.
Wstał Fred i dołączył do dyskusji.
 - Ona jest naprawde dobra, a ta piosenka jest dla niej ogromnie ważna.
Eleonore zastanowiła się chwilę.
 - No okej. Spróbuj.
Wszyscy usiedli, a ja zamknęłam oczy i zaśpiewałam tak dobrze jak tylko umiałam.
 - Wait a minute Before you tell me anything how was your day? Cause I been missing You by my side, yeah It ain't easy to keep it moving city to city Just get up and go But the show must go on So I need you to be strong...
Eleonore położyła palec na usta i lekko się uśmiechnęła. Ponownie zamknęłam oczy. Doszłam do solówki Carlos'a i przypomniał mi się koszmar. Znów zobaczyłam ducha Carlos'a i resztę. Nadal nie wiedziałam o co chodzi w tym śnie, ale odrzuciłam to i skupiłam się na śpiewie i utrzymaniu poziomu. Moim zdaniem poszło mi lepiej niż dotychczas. Otworzyłam oczy i popatrzyłam na panią. Zaczęła klaskać.
 - Było cudnie... ! Było bajecznie... ! - podeszła do mnie.
Oczy otworzyłam szerzej i czekałam na decyzję.
 - ...Podpiszę z tobą kontrakt... - dodała.
Skoczyłam ze sceny z wielkim piskiem i rzuciłam się na mamę, tatę i Fred'a. Wróciliśmy do gabinetu i podpisałam kontrakt z pierwszym moim menadżerem w życiu.
 'Carlos i reszta będą ze mnie nieźle dumni...'
Nagle sobie coś uświadomiłam.
 - Proszę pani! Musi pani na następny raz przesłuchać moje przyaciółki! One tez pięknie śpiewają! - podałam pomysł.
 - To bardzo miła propozycja... Nie chcesz spiewać sama?
 - Dokładnie tak.
 - Z miłą chęcią. Zaproś je kiedyś do mnie, a my się skontakujemy w najbliższym czasie.
 - Oczywiście - kiwnęłam głową.
Pożegnaliśmy się i wyszliśmy z wieżowca machając pani Mirandzie. Zamknęłam drzwi od auta i spojrzałam na ekran telefonu.
 - 12:30?! - krzynęłam.
 - Co? Czemu krzyczysz? - zapytała mama.
 - Nie zdążę na spotkanie!
_______________________________________________________________
No w końcu! x D Maatko x D Nareszcie koniec! ; D Jestem mega zmęczona i znuużona x D Nie chce mi się nic komentować x DDD Ale tak przy okazji, zmieniłam film video na blogu. Został stworzony przezemnie. Oglądajcie jaknajwięcej, lajkujcie, komentujcie i subskrybujcie! : D Dzięki, że jesteście wszyscy! ; ) Bo ten blog istnieje już... WOW! Jutro będzie już 10 miesięcy! : DDD Ale ten czas leci! ; D Okej nie zagaduję ; * Teraz nw co bd z rodziałami, teraz mam tydzien wolny i do tego naukę także nw x D Ale trzymajcie za mnie kciuki : ) Narka ; ***

wtorek, 24 kwietnia 2012

Rozdział 27

Reachel.

Usiadłam w fotelu, dość wygodnym fotelu. Właśnie ruszaliśmy z miejsca. Ostatni raz kątem oka popatrzyłam na jedno z okien lotniska, ktoś tam stał. Po paru sekundach stwierdziłam, że to Carlos i reszta. Starałam się nie ulegać emocjom. Tylko się lekko uśmiechnęłam do nich, ale nie mogłam sobie odmówić jednej łzy.
 - Reach... ? Płaczesz? - przybliżył się do mnie Fred siedzący obok mnie.
Zauważyłam brata i szybko obtarłam łzę.
 - Nie no spoko. Nie będę się śmiał. Jesteś dziewczyną, a czytałem, że aż 60% dziewczyn na świecie płacze, nawet bez powodu - puścił mi oczko braciszek.
 - Dzięki za pocieszenie i podniesienie na duchu - zaśmiałam się.
Chłopak nagle posmutniał.
 - Hej, nie chciałam cię przydusić - położyłam mu rękę na ramieniu.
 - Nie o to chodzi... - wymruczał.
 - To o co?
 - Kiedy się zobaczycie... ? - podniósł głowę.
Westchnęłam i pomyślałam w duchu.
 'No tak... Mieli 5 dni urlopu... 1 dzień - wyspa, 2 dzień - przyjazd do Nowej Zelandii, 3 dzień - zniknięcie Carlos'a i chłopaków, 4 dzień - premiera i przyjazd rodziców, 5 dzień - mój odlot do LA... Czyli... ? Do jutra muszą być w studio... Jeden dzień!'
 - Jeden dzień. Jeśli jutro nie będą w studiu, to Steve ich zatłucze i ukatrupi własnymi łapami - zaśmiałam się.
On też się zaśmiał, ale czułam, że nie za bardzo wie, kto to jest. Nagle mocno ziewnęłam.
 - A ty może się kimnij, co? - szturchnął mnie Fred.
 - Co proszę? Sam się kiwnij - od szturchnęłam mu.
On pokręcił głową i za razem też ziewnął. Ułożył się najwygodniej, jak mógł i zamknął oczy. Przede mną pojawiła się mama. Wychyliła głowę za fotel i zrobiła dziwną minę.
 - Emm... To znaczy, że jak tylko przylecimy, to oni będą tak jakby w Los Angeles zaraz po nas... ?
 - Tak. Może nie dosłownie, ale można tak to ująć. A co?
 - Nie. Nie nic - odwróciła się gwałtownie.
Ja wzruszyłam ramionami i też ułożyłam się do snu.

{...}

 Zrobiło się niesamowicie jasno. Otwarłam oczy. Znalazłam się w jaskrawo białym korytarzu. Zaczęłam iść przed siebie. Nie wiedziałam, czego szukam. W końcu zauważyłam coś w stylu recepcji. Stała przy niej pielęgniarza w białym fartuchu i o czarnych włosach. Stała do mnie plecami. Postanowiłam do niej podejść.
 - Przepraszam? Mogę prosić o pomoc?
Kobieta nie opowiedziała, ale powoli się odwracała. Ja podeszłam bliżej recepcji. Pielęgniarza odwróciła do mnie swoją twarz. Była piekielnie poparzona i opuchnięta. 
 - Aaaahhh! - krzykłam i gwałtownie się cofnęłam do tyłu.
Napotkałam plecami ścianę. Serce mi coraz mocniej i szybciej biło. Pielęgniarza z okropną twarzą zaczęła się do mnie zbliżać. Czym prędzej udałam się w ucieczkę strasznie dysząc. Zaczęłam napotykać coraz więcej drzwi. Nie mogłam już dłużej, więc na chwilę przystanęłam. Nagle usłyszałam, że ktoś śpiewa. Głos rozchodził się po przestrzennych korytarzach. Poznałam słowa. Piosenka 'Worldwide' brzmiała niezwykle anielsko. Przyswoiłam sobie barwę głosu.
 - Carlos? Carlos? To ty?
Głos nie przestawał śpiewać. Zaczęłam szybciej biec, głos nadal ciągnął zwrotkę. Napotkałam jedyne uchylone drzwi. Najwyraźniej głos pochodził z tych właśnie drzwi. Wbiegłam do sali, ale tam nikogo nie było. Głos nagle ucichł. Po chwili znów zaczął śpiewać, ale tym razem tuż za mną. Bałam się odwrócić, ale odważyłam się. Ujrzałam Carlos'a przed sobą, ale był całkiem przeźroczysty. Przestał śpiewać natychmiastowo. Nie dowierzałam, że to on.
 - Carlos... ?
On nic nie powiedział, tylko się uśmiechnął.
 - Co ci się stało... ?
Chciałam go przytulić, ale był duchem. Jego dotknięte ciało łączyło się z powietrzem. Zaczęłam szybciej oddychać.
 - Co ci jest?
On nadal nic nie mówił tylko dotknął mojej ręki, nie przeszła przez nią. Spojrzałam na nią, ja też stawałam się duchem. Ręka Carlos'a mnie puściła i za razem zniknęła. Po chwili Carlos robił się coraz bardziej niewidzialny.
 -  Carlos...
On coraz bardziej zanikał i mieszał się z białym korytarzem.
 - Carlos! - zaczęłam łapać powietrze rękami.
Zaczynałam także panikować. Coraz bardziej mi się to nie podobało. Ktoś zaczął krzyczeć, wołać, lamentować. Obejrzałam się dookoła siebie. Wokół mnie stali Alex, Isabella, Jay, James, Logan i Kendall. Wszyscy byli duchami. Te krzyki doprowadzały mnie do łez i jeszcze większej paniki. Niesamowicie mnie bolała głowa. Dosłownie jakby ktoś ściskał mi ją grubym sznurem. Sama zaczęłam krzyczeć.

{...}

Podskoczyłam na fotelu jak oparzona, zaczęłam szybko oddychać i rozglądać się, czy wszystko gra. Wszyscy wokół słodko spali, chociaż czułam, że jest wcześnie. Spojrzałam w okrągłe okienko obok mnie. Świeciło słońce i żadnej chmurki. Byłam tym strasznie zdziwiona. Z drugiej strony, ruszyliśmy najwcześniejszym samolotem. Wszyscy chcą się wyspać. Przypomniało mi się, co się działo we śnie. Momentalnie mnie zabolała głowa. Siedziałam tak z pięć minut i nie przechodziło. Myślałam, że świra dostanę.
 'Mama nosiła takie tabletki w torebce... Bynajmniej tak sobie przypominam z dzieciństwa...'
Wstałam delikatnie, aby nie obudzić Freda i podeszłam cichaczem do torebki. Leżała na ziemi koło fotela mamy. Nigdy nikomu nie kradłam rzeczy, więc nie było to za łatwe dla mnie. Odpięłam zamek i włożyłam rękę do środka. Poczułam szklaną buteleczkę i szybko ją wyciągnęłam. Powoli je odkręciłam i wysypałam na rękę 4 pigułki. Szybko odłożyłam do torebki buteleczkę i wróciłam na miejsce. Otworzyłam rękę, wzięłam głęboki oddech i włożyłam tabletki do ust. Nie były najsmaczniejsze, ale jak mus to mus. Oparłam głowę o fotel i odetchnęłam z ulgą. Nie wiem, co się stało dalej, bo chyba z powrotem zamknęłam oczy.

{Kilka chwil później}

Ktoś mnie zaczął szturchać. Lekko otworzyłam oczy i zobaczyłam Fred'a.
 - Wstawaj! Wysiadamy! - cieszył się.
Ja się tylko rozejrzałam ponownie. Potrząsnęłam głową na pobudkę. Byłam nie mrawa.
 'To pewnie po tych tabletkach...'
Zabraliśmy swoje rzeczy i wyszliśmy z samolotu. Stanęłam na schodkach samolotu i wzięłam głęboki oddech. Tęskniłam za tym powietrzem... Ruszyliśmy z walizkami do domu. Szłam przodem, patrzyłam na piękne palmy i jadące auta. Był już wieczór, a jeszcze niektórzy byli na plaży. Doszliśmy do domu. Chciałam otworzyć bramkę.
 - Amm... Co ty robisz? - zapytała mama.
 - Idziemy do domu - powiedziałam.
 - To nie nasz dom...
Spojrzałam na dom przede mną. To był dom Alex... Dawniej też mój... Moje ręce puściły bramkę i ruszyłam za rodziną.

Jay.

No... Urlop powoli się dla nas kończył. Jutro musieliśmy być w LA. Bynajmniej chłopcy musieli. Kilka godzin po odlocie Reachel zamówiliśmy kolejne bilety do domu. Szybko wróciliśmy do chałupki Jo i wzięliśmy parę potrzebnych rzeczy. Samolot mieliśmy mieć za godzinę. Wróciliśmy na lotnisko wszyscy razem. Zauważyłam, że Jo nie ma ze sobą walizki.
 - Jo? Gdzie twoja walizka? - zapytałam.
 - Amm... Ja nie jadę...
Kendall natychmiast się do niej odwrócił.
 - Co?! Jak to nie?! Zostawiłaś ją w domu! Taak. Na pewno tak! - zaczął nią trzepać.
Ona uwolniła się od jego uścisku.
 - Nie. Ja tu zostaję.
 - Co?! Dlaczego?
 - Mnie tutaj jest dobrze.
 - Ale... - nie dokończył.
 - A ja ci już nie jestem potrzebna. Masz Jay. Nie chcę was rozdzielać. Jesteście idealną parą. Tak samo z Loganem i Jamesem, wasze dziewczyny są super.
Isabella i Alex uścisnęły ją i podziękowały razem z Jamesem i Loganem. Jo podeszła do Carlos'a.
 - Twoja dziewczyna też jest wyjątkowa... Jeszcze nie widziałam, żeby dziewczyna się tak bała o Ciebie... - uśmiechnęła się do niego, a on do niej.
Przytulili się do siebie.
 - Dzięki. Ty też sobie kogoś znajdziesz.
Musieliśmy już iść do samolotu. Kendall machnął do Jo i pobiegliśmy do wielkiej maszyny.

Reachel.

Weszłam do mojego pokoju, dawnego mojego świata. Pierwszymi osobami, no może nie osobami, były Dark i Daisy. W moim pokoju siedziała także pani Lawson - opiekunka Fred'a.
 - Dzień dobry pani - przywitałam ją uściskiem.
 - Witaj Reachel. Zajęłam się Dark i Daisy. Od dziś ubóstwiam psy - zaśmiała się.
 - Bardzo pani dziękuję! Jest pani naprawdę bardzo miła.
 - Nie ma za co, skarbeńku. Ja uciekam.
 - Dokąd pani idzie? - zatrzymałam ją.
 - Wracam do Szkocji. Nie jestem wam już potrzebna - uśmiechnęła się.
 - Jest pani...
 - Nie... W domu czeka na mnie mąż i wnuczki.
 - Dziękuję za opiekę nad bratem. Jestem pani bardzo wdzięczna - przytuliłam ją.
 - Nie ma sprawy.
Kobieta zeszła po schodach i pożegnała się z rodzicami i Fred'em. Wyszła drzwiami wyjściowymi z jedną dość dużą torbą w prawej ręce. Wróciłam do pokoju i zaczęłam tulić Daisy, a przede wszystkim Dark.
 - Tęskniłam za wami - przytuliłam je.
Podeszłam do każdego mebla i do mojego kochanego okienka. Często przez niego patrzyłam, zawsze chciałam się czegoś przez nie dopatrzeć. Potem podeszłam do komody, otworzyłam jedną z szuflad, a w niej leżała ramka ze szkiełkiem do dołu. Podniosłam go i chwyciłam w obie ręce. To było zdjęcie moje i Carlos'a. Opuszkami palców musnęłam jego uśmiech na twarzy. Ramkę położyłam na komódce i uśmiechnęłam się do niej. Zbliżała się późna godzina. Położyłam się na łóżku i wróciłam do strasznego snu. Obok mnie położyła się Dark i Daisy. Nad tym całym rozmyślaniem zamknęłam oczy, aby łatwiej się skoncentrować. Nie wiem, kiedy zdrzemnęłam się.

Carlos.

Lecieliśmy właśnie samolotem i za kilka chwil mieliśmy lądować. Już nie mogłem się doczekać, żeby spotkać Reachel. Teraz, po urlopie będziemy mieć strasznie dużo pracy. 3 sezon serialu, Big Time Tour już tuż tuż, a kolejna piosenka się sama nie napisze, nie zrobi i nie zaśpiewa. Co oznacza, że ja i Reachel będziemy mieli inne sprawy na głowie. Ona zajmie się kolejnymi kastingami, założy swój zespół i zacznie swoja własną karierę, a ja będę jeździł po świecie i będę siedział od rana do nocy w studiu. Czarno to widziałem...

Kendall.

Od momentu wylecenia z Nowej Zelandii Jay ciągle się do mnie tuliła i ciągle mówiła mi komplementy. Coś mi się wydaje, że teraz będzie coraz to lepiej.
 - Jak wrócimy, to zabieram cię na kolację - powiedziałem jej.
 - Tak od razu? - spojrzała mi w oczy.
 - A dlaczego nie?
 - No... Nie jestem dziś wyjściowa...
 - Jay... Jay... Na kolację ze mną nigdy nie jesteś mniej niż przepiękna... - dałem jej całusa w usta.
Ona przytuliła się do mojego ramienia i patrzyliśmy sobie w oczy.

Reachel.

Oczy miałam zamknięte, ale byłam świadoma wszystkiego, co się działo wokół mnie. Nagle usłyszałam znowu ten głos ze snu. Głos ciągnął mnie do głębszego snu. Chciał, żebym znów wróciła do tego chaosu. Od razu otworzyłam oczy i szybko usiadłam na łóżku. Spojrzałam na zegar wiszący na ścianie. Było około drugiej w nocy. Postanowiłam pobiec na lotnisko. Po cichu podeszłam do lustra przy drzwiach i przeczesałam włosy. Z szafy wyciągnęłam błękitną koszulkę i dżinsowe szorty. Ale postanowiłam, że w tylko tym zmarznę. Dark podbiegła do garderoby i zaczęła cicho szczekać. Przegrzebałam kolejny raz szafę jak prosiła Dark i znalazłam granatową bluzę Carlos'a, którą dał mi na plaży wiktoriańskiej. Zbliżyłam ją do twarzy i powąchałam woń jego męskich perfum. Szybko ją włożyłam na ramiona, na nogi wsunęłam białe Conversy i wzięłam na ręce Daisy i Dark. Wyszłam z pokoju na palcach. Rodzice i Fred już dawno spali, więc miałam okazję. Jak najszybciej zeszłam po schodach i obróciłam klucz od drzwi wyjściowych. Szłam wolno w stronę lotniska. Zauważyłam na niebie jakiś samolot. Psy zaczęły szczekać w kierunku niego. Ruszyłam biegiem za nim. Dotarłam na lotnisko, a samolot już lądował. Podeszłam do budynku i czekałam, aż wyjdą. Czekałam pare minut i naerszcie wyszli przez ruchome drzwi. Oni staneli jak wryci. Ja szeroko się uśmiechnęłam, puściłam psy w ich stronę i rzuciłam się na Carlos'a.
 - Masz moją bluzę - zaśmiał się Carlos.
 - Mhm - odpowiedziałam mu całując go w policzek.
Do niego podleciała Dark.
 - Cześć, moja ty kuleczko - ucałował ją - Tęskniłem za tobą.
 - A za mną to już nie łaska? - oburzyłam się.
 - A za tobą to najbardziej - dał mi całusa w usta.
Oderwaliśmy się od siebie, a Daisy przybiegła do Alex.
 - Daisyy! - pisnęła Alex.
Ona tylko odszczeknęła radośnie. Dziewczyna wzięła ją na ramiona i uściskała. Przywitałam resztę uściskami i całusami. Oczywiście całusy dla dziewczyn, bo by mnie wszystkie zabiły jakbym cmoknęła chociaż jednego x D
______________________________________________________
Dość długo myślałam nad tym rozdziałem ; ) Teraz nie wiem jak to będzie z rozdziałami, bo laptop ponownie mi sie popsuł i nie wiem, kiedy go będę miała z powrotem. Ale miejmy nadzieję, że już niedługo ; D Niedługo tez będą z porwrotem nowe i stare postacie ; D Przygotujcie się : D Będzie niezła woojna ! : DD Do zobaczeenia ; ***

sobota, 21 kwietnia 2012

Rozdział 26

Jay.

Premiera wyszła na serio extra. Bawiliśmy się do wieczora. Normalnie wielka gala! Było wesoło i wogule. Ale wkońcu musieliśmy wracać do domu Jo. Była piękna rozgwieżdżona noc, a wiatr wcale nie wiał. Jo, Ja, Kendall, Isabella, Logan, Alex, James i Reachel i Carlos szliśmy jednym rzędem śmiejąc się i wymieniając spostrzeżenia z premiery.
 - Ej, co wy na to, żeby zrobić sobie dluugą wycieczkę po tych okolicach? - zaproponował James.
 - Ty wiesz, że jesteś genialny? - zapytała Alex całując go w policzek.
Ruszyliśmy w przeciwną stronę. Przechodziliśmy obok plaży wiktoriańskiej, koło znanych nam już sklepików i restauracji. Wcale nie było nam zimno. Atmosfera nas rozgrzewała całkowicie. Szlajaliśmy się tak długo, że doszliśmy do wkońcu centrum. Zobaczyłam niewielkie lotnisko. Ktoś nagle wyszedł z niego z waliskami na kółkach. Poznałam, kto to.

Reachel.

Kiedy Carlos skończył opowiadać swój całkowicie niezrozumiały dowcip ironicznie się zaśmiałam i spojrzałam na drzwi lotniska i zobaczyłam trzy osoby z waliskami. Nie mogłam uwierzyć, że to oni.
 - Reachel, co oni tu robią? - zapytała Jay.
Wszyscy spojrzeli tam, gdzie ja i Jay.
 - Nie wiem.
Jedna, najniższa osoba odwróciła głowę w moją stronę i zaczęła do mnie biec. Twarz oświeciła latarnia. To był Freddie.
 - Fred?! Co ty tu robisz? - przytuliłam go.
 - Twoi rodzice przyjechali do LA do ciebie, żeby cię przeprosić, ale ciebie nigdzie nie było. Przyszli do mnie i powiedzieli,że gdzieś zniknęłaś. Biegaliśmy po LA i szukaliśmy cię. Przechodziliśmy akurat koło sklepu z telewizorami i zobaczyliśmy audycję z Nowej Zelandii. Ty tam byłaś! Śpiewałaś! Pięknie śpiewałaś! - przytulił mnie mocno.
Rodzice szli wolnym krokiem w naszą stronę patrząc na siebie nawzajem. Puściłam Fred'a i odsunęłam się jeden krok do tyłu, a Carlos chwycił mnie za rękę. Rodzice staneli naprzeciwko mnie i Carlosa. Matka szybko mnie uścisnęła, a ojciec stał ze spusczonym wzrokiem.
 - Baliśmy się o ciebie - powiedziała mama.
 - S-Serio? - niedowierzałałam.
Ona mnie puściła i popatrzyła mi w oczy, jak nigdy wcześniej.
 - Jesteś naszą córką. Nie mamy innego wyjścia...
Ja spóściłam głowę.
 - Wróć z nami do domu... - dodała mama.
Nic nie powiedziałam.
 - Wróć do swojej rodziny...
Mój wzrok powędrował z matki na resztę. Miałam trudny wybór... Mama miała już łzy w oczach, a jedna łezka już leciała po policzku. Nigdy nie widziałam jej płaczącej.
 - Wiem, że nie traktowaliśmy naszej rodziny poważnie... Zniszczyliśmy wszystko... Przeprowadziliśmy się do miasta, gdzie nie ma spokoju... Od dziecka zmuszaliśmy cię do robienia kariery... Wysłaliśmy małego Freddiego do Szkocji... Traktowaliśmy cię jak królika doświadczalnego... Ograniczaliśmy cię... Okłamywaliśmy... I rozdzielaliśmy cię od ludzi, których kochasz... - w tym momencie popatrzyła na Carlosa. - Przepraszamy was...
Wszyscy spuścili głowy.
 - Przepraszamy ciebie, kochanie... Wróć do nas... Do domu...
 - Ale ja... - nie dokończyłam.
 - Zacznijmy od nowa...
 - Ale...
 - Proszę!
Wszyscy uśmiechneli się do mnie, a ręka Carlosa lekko ścisnęła moją. To była chyba moja najważniejsza decyzja w życiu... Wracać do LA... Do domu z rodzicami, którzy mieli złe podejście do życia, tzw. 'Carpe Diem' przez całe dziewiętnaście lat... lub zostać z przyjaciółmi, którzy mnie nie zostawili... Nigdy... Mój wzrok zpowrotem spoczoł na przyjaciołach i Carlosie.
 - Decyzja należy do ciebie... - powiedział Carlos.
 - Proszę... Reachel... Wróć... - przytulił mnie znów Fred.
Łza zakręciła mi się w oku, a serce zaczęło szybciej bić.
'Co robić... ?'
Mama odróciła się i ruszyła w drugą stronę. Czas się kończył. Wiedziałam co zrobić... Puściłam rękę Carlosa i pobiegłam do matki.
 - Wracam do domu... - powiedziałam i przytuliłam ją.

Carlos.

Nie zadowoliłem się tą decyzją Reachel... Ale wkońcu, jak powiedziałem... Decyzja należy do niej... Wróciliśmy do domu Jo. Rodzice Reachel przenocowali u niej, aby rano zarezerwować pierwszy samolot. Rodzice, Fred i reszta szybko zasneli, ale Reachel nie mogła. Siedziałem przy blacie w kuchni, nagle ona podeszła do mnie.
 - Gniewasz się... ?
 - Reachel... Nie... Niby dlaczego?
 - Wiesz, że... Możemy się nie widzieć przez jakiś czas... ?
Nic nie odpowiedział. Wyraźnie się zmartwił tą wiadomością. Chwycił mnię za rękę.
 - Wiem...

{ Na następny dzień }

Wszyscy pojechaliśmy na lotnisko. Reachel i jej rodzina szli pierwsi, a ja i reszta za nimi. Zamówili bilet i poszli do bramek. Jej rodzina była uradowana, a ona nie. Od teraz wiedziałem, że ona to robi tylko dla swojej rodziny... Reachel już miała wchodzić za bramkę, jednak ją zatrzymałem i stanołem przed nią. Oboje popatrzyliśmy w podłogę.
 - Niecierpię się z toba żegnać... - powiedziałem.
 - Ja też...
 - Kiedy się zobaczymy?
 - Nie siedź tutaj, tylko bierz samolot do LA... - uśmiechnęła się.
 - Hehe... Tylko wiesz... Nie bierz sobie nikogo na zastępstwo - zażartowałem.
 - No jasne - zaśmiała się.
 - I pozdrów ode mnie Dark.
 - O tak, to najważniejsze...
'Pasażerowie lecący do Los Angeles proszeni są o zajęcie miejsc w samolocie, dziękuję.'
 - Muszę iść... - powiedziała.
 - Tak...
Puściłem jej rękę, a z jej oczu poleciała łza. Odwróciła się i wolnym krokiem przekroczyła barierkę. Chciałem jeszcze ją ostatni raz przytulić... Nie zdążyłem... Ona ostatni raz odwróciła głowę w naszą stronę. Wszyscy pomachaliśmy jej. Ja uśmiechnołem się do niej. Podeszliśmy wszyscy do okna i obserwowaliśmy odlatujący samolot.
_____________________________________________________________
Nie za długi, ale wzruszający : D Jay, jak sobie życzysz - jest 26 rozdział ; D W tym rozdziale pomogły mi fajne piosenki, mianowicie ' Bulletproof Heart ' My Chemical Romance, ' Skyscraper ' Demi Lovato, ' I Wish U Were Here Instrumental Version ' Avril Lavigne i " MSBWU Instrumental Version ' BTR : ) No i fajny pomysł Jay na rozdział :
' ReachelPena
X DD nadal nie wiem co ma być w rozdzialee ; DD pomoocyy ! x DD
Jay { , Yuma . }
hmto może to co było po tej premierze ?
ReachelPena
, no łaał , Jay , gratuluuje X DDD
Jay { , Yuma . }
ahahaha dzięki xD'
Braawo Jay, braawo ! x D
Niedługo nowy rozdział, bo mam wolne dwa tygodnie : D Liczcie na mnie i komentujcie ! x D
Aha, filmik zrobiony przezemnie, jeśli chcecie go obejrzeć to dam go do linków albo coś ; D Peace ! x D

poniedziałek, 9 kwietnia 2012

Rozdział 25

Reachel.

Słońce zaświeciło mi w oczy i automatycznie je otworzyłam. Rozejrzałam się po pokoju w którym spałam. Był dość duży, a łóżek było cztery. Wszystkie puste.
 - Gdzie ja jestem... ?
Wstałam pocichu z łóżka i przejrzałam się w lustrze. Poprawiłam włosy i lekko otworzyłam drzwi. Salon był jeszcze większy niż sypialnia. Był kominek, dość rozległa kuchnia za murkiem z drewna, niezła plazma i ogromna sofa przed nią. A na niej kto ? Logan i Isabella przytuleni do siebie, James i Alex także przytuleni do siebie, jednakże jedna noga Alex leżała na kolanie Jamesa. Dlaczego ? Nie mam pojęcia... Możemy się tylko domyślać x D Jo sama spała na siedząco na rogu sofy. Musiałam spojrzeć na fotel przy oknie. Nieźle się zdziwiłam. Pytacie kto ? ; D Kendall i Jay ! : D Wyglądali na nieźle zmęczonych. Jay była prawie cała w błocie. Jednak coś przeskrobała. Rozglądałam się za Carlosem, ale jego nigdzie nie było. Nagle obudziła się Alex.
 - No, witam śpiącą królewnę ! - odezwała się niezabardzo pocichu Alex.
 - Mówi to ta, co niedość, że spała dłużej to jeszcze wygłada swoje piękne nóżki po cudzych nóżkach - powiedziałam unosząc brew.
 - Niue mam pojęcia, o jakie ' cudze nóżki ' ci choodzi... - przewróciła oczami.
 - Gdzie Carlos ?
 - Myślałam, że spał przy tobie.
 - Nie. Nie ma go.
 - Jak ciebie przyniósł to odrazu wyszedł gdzieś.
 - I nie wrócił ?
 - Na to wychodzi.
 - Zadzwonię.
Włączała się automatyczna sekretarka. Strasznie się zaczęłam martwić. Reszta zaczęła się budzić. Wszyscy w świetnym humorze włącznie z Jay i Kendallem. Ja jednak nie witając się ze wszystkimi ruszyłam do drzwi wejściowych.
 - Reachel, gdzie idziesz ? - zawołał James.
 - Szukać Carlosa - odpowiedziałam.
 - Co ? Nie wrócił ? - wstał z kanapy Logan.
Ja nic nie powiedziałam. Wyszłam nie patrząc na nikogo. Drzwi zatrzasnęły się za mną i ruszyłam przed siebie. Nagle usłyszałam, że drzwi się spowrotem otworzyły i trzasnęły. Wszyscy mnie zatrzymali.
 - Sama nigdzie nie idziesz.
 - To też nasz kumpel.
 - Dlaczego ja mam wrażenie, że to moja wina... ? - powiedziałam do siebie.
Wszyscy pobiegliśmy do miasta. Wyszliśmy z lasku i coś zaszeleściło. Wszyscy się obejrzeliśmy. Nie było z nami Jamesa.
 - James ? - zawołała Alex.
 - Maslow ! To nie jest nawet kszte śmieszne ! Wyłaź ! - wrzeszczał Kendall.
Nikt sie nie odezwał.
 - Dobra to jest straszne... - odezwała się Isabella.
Znowu coś zaszeleściło. Zaczeliśmy biec przed siebie. Dobiegliśmy do miasta. Za nami pojawił się jakiś facet w kapeluszu. Zaczoł nas śledzić. Przyspieszyliśmy kroku i weszliśmy w ciemny zaułek. Za nami otworzyły się stare drzwi. Człowiek w kapeluszu pojawił się w nich i zabrał Logana.
 - Logan ! - rzuciła się na drzwi Isabella.
 - Zamknięte - powiedział Kendall.
Nad nami otworzyło się okno, a w nim stanęła dziewczyna o kruczo czarnych włosach i okropnie czarnych oczach. Zeskoczyła przed nami i podniosła głowę patrząc się na Kendalla uwodzącym wzrokiem. Uśmiechnęła się do niego i postawiła krok do nas.
 - Biegnijcie ! Begnijcie ! - krzyknoł Kendall do nas.

Jo.

Chciałam zostać. W końcu Kendall to mój przyjaciel. Zauważyłam, że Jay się nie rusza od niego. Zrozumiałam, że nie jestem potrzebna. Wszystkie przystanęły.
 - Jay ! Idź ! - krzyknoł znowu Kendall.
 - Nie - powiedziała patrząc się na dziewczynę.
 - Jay ! Chodź ! - krzyknęły dziewczyny.
 - Powiedziałam : Nie !
Isabella zaczęła biec, a za nią Alex. Najbardziej się ociągała Reachel. Spoglądała to na mnie, to na Jay i Kendalla i dziewczynę. W końcu Alex wróciła po nią i pociągnęła ją za rękę.
 - Idziemy !
Ostatni raz spojrzałam na Kendalla i pobiegłam za nimi.

Jay.

Wszyscy pobiegli. Zostałam sama z Kendallem twarzą w twarz z uwodząco piękną dziewczyną. Nie miałam pojęcia, kto to jest.
 - Cześć Kendall - uśmiechneła się powtórnie dziewczyna.
 - Hej - odpowiedział - Kim jesteś ?
 - Jestem Elizabeth - poprawiła włosy.
 - Czego chcesz ? - odezwałam się.
 - Napewno nie ciebie, smarkulo - popchneła mnie tak mocno, że upadłam na ziemię.
 - Ej ! Zostaw ją ! - odezwał się Kendall.
 - Ah, nie przejmuj się nią. Ona jest nikim - podeszła do niego i położyła swoją dłoń na jego policzku.
 - Nieprawda. Nie masz racji - dodał odpychając jej rękę.
 - Spójrz tylko na nią. Cała w błocie, kompletny brak gustu i do tego nie potrafi się bronić.
 - Już ja ci dam obronę - podnisołam się i rzuciłam na Elizabeth.
Ona odepchnęła mnie i rzuciła o ścianę.
 - Jay ! - podbiegł do mnie.
Elizabeth podniosła go z kolan i lekko się do niego przytuliła.
 - Nie mów, że ciebie kręcą takie fajtłapy.
Przycisnęła go do ściany i tylko musnęła jego usta. We mnie się zagotowało. Rzuciłam się prosto na nią. Okładałyśmy się pięściami. Rzuciła mi wkońcu piachem w oczy i straciłam orientację. Nagle poczułam ostrze jakiegoś narzęcia na ramieniu. Okropnie piekło. Usłyszałam trzaśnięcie drzwi.

Reachel.

Dobiegliśmy pare ulic od Jay i Kendalla. Ja jednak miałam złe przeczucie. Jay jak Jay niezawsze potrafiła cokolwiek zdziałać.
 - Wracajmy po nich - zaproponowałam.
Wszystkie się zatrzymały i kiwnęły głową. Dobiegłyśmy do celu i zobaczyłyśmy Jay siedzącą na ziemi z zamkniętymi oczami. Kucnęłam przy niej. Płakała.
 - Jay. Gdzie Kendall ? Dlaczego płaczesz ?
 - Mam piasek w oczach, a Kendall gdzieś zniknoł - powiedziała ze szlochem.
 - Co ? Jak to ? - podbiegła do nie Jo.
 - Nie wiem ! Nic nie widzę !
 - A co ci się tu stało ? - dotknęłam jej ramienia.
 - Chyba ona mnie przecięła - odpowiedziała z mniejszym szlochem.
Podeszła do nas Isabella i zajęła się jej oczami.
 - Nic tu po nas... - powiedziała Alex.
Wróciłyśmy do domu Jo. Gdy tylko przeszłam przez próg weszłam do sypialni i zamknęłam drzwi. Podeszłam do łóżka ale nie położyłam się. Stałam przed nim. Nagle opanowała mnie panika. Zaczęłam panicznie szlochać i płakać. Nie mogłam znieść tej ciszy. Zawsze z chłopakami coś się działo. A teraz była cisza. Rzuciłam się na łóżko ze łzami w oczach i zasnęłam.

Jay.

Reachel kompletnie się załamała. Z resztą, ja nie jestem lepsza. Niby się normalnie zachowywałam, ale tej nocy płakałam niesamowicie. Wieczorem Reachel wyszła na kolację. Oczy miała strasznie podkrążone.
 - Dziewczyny ? Skoro jesteście tu wszystkie, mam do was proźbę - zwróciła się do nas Jo.
 - Jaką ? - zapytała Alex.
 - Bo jak tu przyjechaliście to poprosiłam ich aby zaśpiewali na premierze mojego filmu... A z tego względu, że... Stało się, co się stało... Proszę was, żebyście wy zaśpiewały.
 - C-Co ?! - wytrzeszczyła oczy Isabella.
 - Mamy zaśpiewać na twojej premierze ?! - niedowierzała Alex.
 - Podobno pięknie śpiewacie. Zaśpiewajcie coś - zaproponowała Jo.
Wszystkie spojrzałyśmy na siebie z niepewnością.
 - No dawajcie. Naprzykład refren z Invisible.
Nikt nie chciał śpiewać. Nagle Reachel zaczęła pocichu :
 - But I won't let you fall... I see you through them all... And i just wanna let you know...
Wszystkie się dołączyłyśmy do niej.
 - When the lights go down in the city, You’ll be right there, shining bright, You’re a star, the sky’s the limit
, And I’ll be right by your side.
Rozśpiewałyśmy się na dobre. Jo coraz bardziej się uśmiechała.
 - To jak... ? Zaśpiewacie ?
 - Zaśpiewamy - przytakneliśmy jej.

Reachel.

Na następny dzień obudziłam się tak samo jak dzień wcześniej - sama w pokoju. Spojrzałam w okno. Znowu pięknie przyświecało słońce, a księżyc był jeszcze na niebie. Położyłam rękę na parapet i poczułam coś pod palcami. To była komórka Carlos'a. Podniosłam i odblokowałam ją. Na tapecie miał nasze zdjęcie z urodzin James'a. Spóściłam głowę w dół, a łzy same zaczęły mi płynąc po policzku.
 - Gdzie ty jesteś... ? - powiedziałam do siebie.
Nagle trzasnęły drzwi do domu. Przeszedł mnie dreszcz nadzieji. Szybko otworzyłam drzwi, a przed oczami mi stanoł Kendall, James i Logan. Cali brudni i obszarpani. Dziewczyny podniosły się ze sofy. Jay tylko przetarła oczy to od razu się rzuciła na Kendall'a. Isabella ze szlochem pobiegła do Logan'a, a Alex podeszła do James'a i pocałowała go w usta.
 - Gdzie Carlos ? - zapytałam z niepokojem.
 - Piegł za nami - odpowiedział Kendall.
Logan uchylił drzwi. Nikogo nie było.
 - Gdzież on znowu jest ? - zdenerwował się James.
Poczekaliśmy pare chwil. Z każdą sekundą serce mi biło szybciej. Nikt się nie pojawił.
 - Nie ma go... - powiedział wkońcu Logan.
Przełknęłam ślinę i zamknęłam oczy.
 - Kto to był ? Kto was porwał ?
 - To byli ci z tego magazynu. A ta Elizabeth to była ta jedna z córek.
 - Nic wam nie jest ? - zapytała Isabella.
 - Wporządku. 

***

- Chłopaki... ? - zaczęła Jo.
- Co jest ?
- Zaśpiewacie na premierze... ?
- Nie. Nie będziemy niczego śpiewać bez Carlos'a.
Odwróciłam od nich głowę i wróciłam do grzebania kijkiem w kominku.

***

Musieliśmy się zbierać na tą premierę. Musieliśmy jeszcze przejść kilka prób. Kiedy się pozbierałyśmy to szybko wyszłyśmy z domu z chłopakami. Ruszyliśmy prosto na plan. Scena była już gotowa. Niebyło czasu na jakiekolwiek próby. Organizator całej sceny oprowadził nas szybko i wytłumaczył, na czym rzecz polega. Koncert zaczynał się już za dwadzieścia minut. Miałam ogromną tremę.
 - Słuchajcie, gadałam z moim reżyserem, to on tu rządzi. Powiedział, że możecie zaśpiewać - podbiegła do nas Jo.
 - A co zaśpiewamy ?
 - Reżyser chce Worldwide.
Mnie przeszły ciary. Miałam wrażenie, że zaraz się uduszę i nie wstanę. Wszystkie popatrzyły na mnie. Tylko Jo nie wiedziała, o co chodzi.

{ 20 minut później }

Musiałyśmy już wychodzić na scenę. Chłopaki stanieli za kulisami, żebyśmy się pewniej czuły. Przed sceną stało multum ludzi. Wszyscy liczyli na BTR. Na scenę wyszedł reżyser i poimformował fanów, że nie zobaczą swoich idoli. Nieźle się zawiedli.
 - Ale nie martwcie się ! Mamy dla was zastępstwo ! Przed wami cztery dziewczyny, które śpiewają pierwszy raz na wielkiej scenie przed tabunem ludzi ! Jay, Alex, Isabella i Reachel ! - przedstawił.
Weszłyśmy na scenę całe roztrzepane. Ja najbardziej. Chciało mi się płakać. Nie z tego powodu, że sie denerwowałam. Marzyłam, żeby Carlos był ze mną, kiedy będę pierwszy raz śpiewać przed tyloma ludzmi. Dziewczyny się wykazały. Były szczęśliwe, że chłopcy są z nimi. Gdy jednak przychodziło do mojej linijki... Katastrofa... No dobra. Nie było źle. Ale ledwo śpiewałam. Doszło do mojej solówki.
 - Whatever the wind blows me, You're still the one and only girl on my mind
- ja ciągnęłam dalej i spojrzałam w niebo - Baby know, there ain't no one better, So always remember, Always remember, girl, you're mine ! - wszystkie chwile razem znów przypomniały mi się.
Łzy poleciały mi po policzku, ale szybko je obtarłam. Musiałam otworzyć oczy, żeby zobaczyć coś, czego potrzebowałam do życia. Z lasku za ludźmi wyszedł Carlos. Też cały brudny i trochę mniej obtargany. Uśmiechnęłam się do niego. Nie mogłam uwierzyć, że to on. Chłopaki pobiegli do niego cichaczem. Szybko zaprowadzili go za kulisy. Nasza piosenka skończyła się, a ludzie zaczeli bić brawa i gwizdać. Ukłoniłyśmy się i zeszłyśmy ze sceny na kulisy.
 - Carlos ! - krzyknęłam z radości i mocno go przytuliłam.
 - Już dobrze.
 - Nic ci nie jest ? - spojrzałam mu w oczy.
 - Wszystko wporządku, Reachel - uśmiechnoł się.
Odwzajemniłam uśmiech i pocałowałam go.
 - Ohh... - westchnęły dziewczyny z rozkoszą.
__________________________________________________
Mam nadzieję, że się podoba, bo żeby napisać ten rozdział wstałam o 6 nad ranem X D Jay -> SOOŁ EKSAJTED ! x D ; * Oh, mam do was prośbę ! : D Jeśli macie konto na YouTubie to subskybnijcie mnie, okej ? : ) Moge na was liczyć ? : ) ~here.you.are. I komentujcie, of course ; D

piątek, 6 kwietnia 2012

Rozdział 24 { 10 miesięcy z BTR i Nowy Soundtrack }

Jay.

Lecieliśmy do Nowej Zelandii tak około trzech godzin. W końcu dolecieliśmy, a widok był cudowny. Niebo błękitne, świeże powietrze, czego chcieć więcej ? Mnie niczego : ) Wylądowaliśmy i wysiedliśmy z helikoptera.
 - Ślicznie tutaj jest.. - skomentowała Reachel.
Podziękowaliśmy bardzo mężczyznom i to była tylko kwsetia czasu, gdy nagle Carlos zawołał :
 - Kto ostatni w mieście, ten jest mulas !
Logan, James i Kendall rzucili się za Carlosem. Gdy już tam dotarliśmy chodziliśmy, zachwycając się pięknym krajem. W LA jest inaczej. Mniej tego zamieszania, ale od razu zmieniłam zdanie widząc wielkie zbiegowisko.
 - Cięcie ! Świetnie, ale potrzebuję więcej melancholii - powiedział donośny głos - Świetnie, koniec na dziś. Dziękuję !
 - Zobaczmy, co tam jest - zaproponowała Alex i pociągnęła Jamesa za rękę.
Za nią pobiegliśmy wszyscy. Wiele osób odeszło w swoje strony, a my zostaliśmy jedynymi z nielicznych. Na środku parku, na trawniku stało multum ludzi. Między innymi kamerzyści, niektórzy byli prawdopodobnie aktorami i jeden dyrektor i scenarzysta. Chciałam zobaczeć, kim jest dziewczyna, stojąca w centrum. Ona odwróciła głowę w naszą stronę. Włosy długie do pasa, jasny blond i jasna cera. Wyraźnie się uśmiechnęła po zobaczeniu nas. Wszyscy zdrętwieli, oprócz Reachel. Ja też nie wiedziałam, kto to tak właściwie jest, ale wiedziałam, że to nic dobrego dla mnie i Kendalla. Dziewczyna zaczęła biec w naszą stronę.
 - Kendall ! - krzykła uradowana i rzuciła mu się na szyję.
 - Jo ! - krzyknoł zaraz po niej i odwzajemnił uścisk.
Poczułam się okropnie. To najwyraźniej była jego dziewczyna. Nie wiedziałam jak się zachować. Uciekłam.

Kendall.

To było super ! Spotkałem Jo ! Od dwóch lat jej nie widziałem.. Ale nic się nie zmieniła. Nadal piękna i wesoła. Postanowiłem przedstawić dziewczyny.
 - Jo, to jest Isabella, Alex, Reachel..
 - Mam dziewczynę, Jo ! - podniecił się Carlos i pokazywał na Reachel palcem ze swoim głupkowatym uśmieszkiem.
 - No i to jest.. - zajątknoł się - Gdzie Jay ?
Wszyscy wzruszyli ramionami.

Alex.

Wszyscy byli zdziwieni. Nagle ja, Reachel i Isabella spojrzałyśmy na siebie znaczącym wzrokiem.
 - Jo.. - zaczoł Kendall.
 - Pomogę wam szukać.
 - Nie, sam jej poszukam - powiedział Kendall. - Wy załatwcie nocleg.
 - O, nie ma potrzeby. Zatrzymacie się u mnie - zaproponowała Jo.
 - Wielkie dzięki - uśmiechnoł się Kendall.
 - My też idziemy - wychylił się James.
 - Nie. Wy się odprężcie, zjedzcie coś. Poimformuję was o wszystkim.

Reachel.

Kendall pobiegł wgłąb miasta, my zaś ruszyliśmy brzegiem miasteczka.
 - Może macie ochotę na.. Nie wiem.. Pizze ? - zaproponowała Jo.
 - Nie będę jeść, kiedy moja przyjaciółka błąka się samotnie po mieście.. i to jeszcze Jay.. Matko.. Ona potyka się o własne nogi.
 - Reachel, spokojnie - uspokoił mnie James. - Kendall ją napewno znajdzie zanim nasza Jay cokolwiek zmaluje.
Chodziliśmy tak po miasteczku pare godzinek. Zwiedzaliśmy piękne miasteczko, zaglądaliśmy do sklepików i rozmawialiśmy z ludźmi. Zaczęło się robić strasznie ciemno, a na niebie już był księżyc.
 - Zjemy coś ? Głodny jestem - powiedział James.
 - Moja pizzerowa propozycja jest wciąż aktualna - uśmiechnęła się Jo.
Wszyscy się zaczeli szczerzyć i ruszyli raźnym krokiem w stronę pizzeri. Carlos trzymał mnie za rękę i co pare chwil rzucał mi swoje spojrzenia. Nagle jego ręka ścisnęła moją i zaczoł mnie ciągnąć w przeciwnym kierunku.
 - Co robisz ? - szepłam do niego.
On tylko się uśmiechnoł i przyłożył palec do ust. Kazał mi zamknąć oczy, a on mnie prowadził. Szliśmy tak z dziesięć minut.
 - Okej. Możesz odsłonić oczy.
Zobaczyłam piękną plażę i ciemnobłękitne morze.
 - Gdzie jesteśmy ? - zapytałam z uśmiechem.
 - To jest jedna z wiktoriańskich plaż.
 - Robi wrażenie - dodałam.
Znowu pociągnoł mnie za rękę i ściągneliśmy buty. Zaczeliśmy tańczyć w rytm piosenki śpiewanej przez Carlosa.
 - Wait a minute Before you tell me anything how was your day?
'Cause I been missing You by my side, yeah
Did I awake you out of your dream?
I'm sorry but I couldn't sleep
You calm me down There's something 'bout the sound of your voice..
Odtańczyliśmy ładne cztery minuty. Zatrzymaliśmy się. Spojrzeliśmy sobie w oczy, a nasze palce splotły się w całość. Nasze usta zbliżyły się do siebie i dotknęły. Zapomniałam o bożym świecie. Nagle Carlos pociągnoł mnie w dół, na piasek i zaczoł łaskotać. Tarzaliśmy się w piachu przez chwilę niewyobrażalnie się śmiejąc. W końcu Carlos chwycił mnie za ręce i zbliżył do siebie. Przypomniały mi się urodziny James'a i nasz pierwszy raz. Scena się powtarzała jak deja-vu. Z tą różnicą, że teraz było trochę inaczej. Bardziej zobowiązująco. To nie były jakieś tam pocałunki czy tylko jakieś tam przytulanie. Poczułam, że coś mi nie gra. Miałam tylko dziewiętnaście lat. Nie planowałam jeszcze dorosłego życia. Ale nie mogłam sie powstrzymać..

{ Po kilkunastu minutach }

Siedzieliśmy na piasku trzymając nogi w chłodnym morzu. Zrobiło mi się nagle zimno. To nie był najlepszy pomysł z tym zimnym morzem. Nogi zakopałam sobie w piachu, a po plecach przeszedł mnie dreszcz. Poczułam, miękką bluzę Carlosa, którą sobie kupił w jednym ze sklepików. Otulił mnie ją i lekko przytulił mnie do siebie, a ja położyłam głowę na jego ramieniu i zamknęłam oczy.

Alex.

Jo zaprowadziła nas do super pizzerii. Tak dobrej pizzy w życiu nie jadłam. Nagle zauważyłam, że nie ma z nami Reachel i Carlos'a.
 - A ci gdzie ? - zapytał James.
 - Może poszli na plażę. To w ich stylu. Jest tu plaża ? - zapytałam.
 - Tak jest.. - niedokończyła Jo.
 - Plaża wiktoriańska - dokończył Logan i Isabella.
 - Dokładnie.
 - Na pewno sie świetnie bawią.. - zachichotałam.
 - A Kendall się nie odzywa.. - zmartwiła się Jo.
 - Spokojnie. Pewnie już ją znalazł, ale jak to Kendall i Jay pewnie siedzą albo leżą razem na ławce i patrzą się w gwiazdy - zaśmiał się Logan.
Jo zabrała nas do siebie do domu. Piękna dość duża chatka z drewna, a wokoło mały lasek.
 - Zdala od cywilizacji - uśmiechnęła się do nas Jo.

Carlos.

Próbowałem nie spać, a szum morza wcale mi w tym nie pomagał. Spojrzałem na Reachel, spała. Pogłaskałem ją delikatnie po głowie. Postanowiłem, że trzeba wracać. Wziąłem ją na ręce i ruszyłem do domu Jo. A że nie miałem zielonego pojęcia, gdzie to jest. Musiałem zadzwonić do niej. Musiałem z powrotem położyć Reachel i szybko zadzwonić. Było strasznie ciemno, a była dopiero dziewiąta wieczór. Doszedłem do domu Jo. Otworzyłem drzwi i zobaczyłem piękny salonik w drewienku. Wszyscy.. W sensie Alex, James, Isabella, Logan i Jo. Kendalla i Jay w dalszym ciągu nie było. Zaniosłem Reachel do pokoju wskazanego przez Jo, położyłem ją na pościelonym łóżku i pocałowałem ją w usta na dobranoc.

Alex.

Carlos wyszedł po cichu z pokoju.
 - Pena ! Gdzieś ty się zapodział ? - rzucił się na niego James.
 - Heh.. No poszliśmy na plażę.. - uśmiechnoł się drapiąc się po głowie.
 - No to Alex miała rację - zaśmiała się Jo.
Alex się skłoniła i zaśmiała.
 - Co wyście tam niby tak długo robili ? - zapytał James.
On nic nie odpowiedziała tylko trochę się zarumienił i wyszczerzył.
 - No nie gadaj ! Zrobiliście to ?! - wstałam szybko z sofy.
Carlos jeszcze bardziej się zarumienił i twarz zakrył dłońmi.
 - Idę się przejść. Zaraz wracam - powiedział wkońcu uśmiechając się.
_____________________________________________________________________
No nareszcie napisałam ten rozdział : D Może nie za długi, ale następny będzie dłuższy x D Więc, dwa dni temu obchodziłam 10 miesięcy z BTR ; DD Brawo ja x D Pomyśleć, że za dwa miesiące będzie rok ! : DD Uwaga uwaga !
Dnia 4/06/12 w domu Reachel Brown będzie obchodzony ROK Z BTR. Będzie góra corndogów i melanż na całego x DDD Wszyscy mile widziani x DDD
Mojemu blogowi towrzyszy nowy soundtrack, mianowicie piosenka napisana przezemnie
Paradise With U.
Mam nadzieję, że ten cały BlogSpot nie zawiedzie mnie tak jak Onet, bo Alex pożałuje x DDDD
" Ile razy mam ci powtarzać, że blogspot jest lepszy ? ; > " To się zobaczy Alexandroo x DDD
Moja rozmowa z Jay -> SOOŁ EKSAJTED x DDD
Życiowy cel ? ZGŁADZIĆ DROKE !
STRZESZ SIĘ KOREKTORA ! X DDD

czwartek, 5 kwietnia 2012

Rozdział 23

Reachel.

Carlos nie chciał nam powiedzeć, gdzie James. Alex coraz bardziej się denerwowała.
 - Carlos ! Gadaj, gdzie jest James ? - zaczęła go szarpać za bluzkę.
Nagle usłyszeliśmy szelest. Jeden za drugim.
 - Co to.. ? - zapytała Isabella.
Znowu szelesty.
 - Znalazła nas ? - zagadnoł Logan.
Spojrzałam na dłoń Kendalla. Cała była we krwi.
 - Kendall ? Twoja ręka.. Wyczuła twoją krew - powiedziałam dość głośno.
Nagle z krzaków wyłoniło się czterech gości. Tak samo zaczarowanych, jak wtedy Carlos i James. Isabella i Jay zaczęły okropnie piszczeć. W około zrobiło się ciemno.. Nic nie czułam.. Oprócz tego, że ciągnięto mnie po ziemi.

Alex.

Powoli otwarłam oczy i delikatnie rozejrzałam się dookoła. Zauwarzyłam jaskinię.
" To ta jaskinia.. ! "
 - Jesteśmy przy jaskini - szepnęłam reszcie.
Szturchnęłam szybko Reachel i Isabellę. One otwarły oczy i rozejrzały się także. Lekko się podniosłam. Serce mi stanęło, jak tylko zobaczyłam Tatianę i tych czterech gości.
 - Cieszę się, że orientujesz się w terenie, kochanie - zaśmiała się dziewczyna.
 - Nie truj ! Gdzie jest James ? - podniosłam się na kolana i klękłam.
 - Aa.. Twój Romeo - pstryknęła palcami, a z jaskini wyłonił się James.
Szybko wstałam na nogi, pobiegłam do niego i rzuciłam mu się na szyję.
 - Alex ! To nie jest James ! - krzykła za mną Reachel.
James nagle odepchnoł mnie z taką siłą, której nie da się opisać. Upadłam na ziemię.
 - James.. - spojrzałam mu w oczy.
Były mocno zielone.
 - Masz zrobić dwie rzeczy : Raz, masz nas uwolnić - pokazała Jay na wyjście z terenów kanibala.
 - Dwa.. Oddawaj mojego chłopaka ty dzikusko z dziczy ! - rzuciła się na nią Alex.
Reachel i Carlos mnie powstrzymali od rozszarpania.
 - Wybaczcie, ale nie mogę tutaj zostać. Idę na długie polowanie - wszyscy mieli coraz to większą ochotę, rozszarpać ją, tak bynajmniej wywnioskowałam po ich zachowaniu - Oj, spokojnie. Wy będziecie daniem głównym - zaśmiała się.
Już się odwróciła i chciała iść. Jednak się zatrzyamała.
 - O. I żeby wam się nie nudziło. Powiem wam coś.
" Jeśli dziś normalnym chcesz być
Bez oczu zielonych żyć
Kochać kogo chciałeś
Krew musi polać się
Oczy wrócą, miłość też
Lecz życie nie " - wyrecytowała.
Przełknęłam ślinę i spojrzałam na resztę. Wszyscy mieli przerażone oczy.
 - No, widzę pomogłam - zaśmiała się.
Odeszła w gąszcze. Zostaliśmy my, czterej mężczyźni i James.

Logan.

Odwróciłem się dookoła i pod jaskinią zobaczyłem stos noży i innych broni.
" Pewnie ci faceci, to rozbitkowie. Ta broń była na ich statkach. Nawet broni nasza Tatiana nie pożałowała.. "
Wszyscy się odwrócili za mną i zauważyli, że biorę jeden z noży. Pierwszy podszedł Kendall i Carlos i zabrali dwa noże. Reachel, Alex, Isabella i Jay spojrzały na siebie podleciały po cztery noże.
 - Wy chyba nie chcecie.. ? - pokazałem na ich noże.
 - A cicho - wrzasły.
Rzuciliśmy się na czterech facetów.

Reachel.

Carlos i chłopaki byli w swoim żywiole. Ja i dziewczyny bałyśmy cokolwiek robić. W końcu przez przypadek jeden mężczyzna nadział mi się na nóż. Upadł bezwładnie, a ja odskoczyłam i oddychałam głęboko. Wszyscy czterej leżeli teraz na ziemi. Wszyscy cofneliśmy się pod jaskinię. Za nami stał James. Spojrzeliśmy na siebie pokolei, wzrok nasz stanoł na Alex.
 - Ja się tym zajmę - spuściła głowę i spojrzała na chłopaka. - Wy idźcie.
Ruszyliśmy więc na plażę, gdzie mieliśmy zbudować naszą tratwę. Ostatni raz spojrzałam na moją przyjaciółkę. Patrzyła się na Jamesa błagalnym wzrokiem. Nie chciałam jej zostawiać.. Nie miałam wyboru.

Alex.

Stałam naprzeciwko mojego chłopaka, ale to nie był mój chłopak. To był tyran pod władzą Tatiany. Musiałam go skrzywdzić.. aby go uratować.. Wyciągnęłam zza pleców nóż i podeszłam do niego bliżej. Podniosłam wysoko rękę, on ją mocno złapał i rzucił mnie na ścianę jaskini. Nie potrafiłam go nawet drasnąć. Sił mi wystarczyło, ale wola.. niespecjalnie.. Szamotaliśmy się tak przez kilka chwil. On wydarł mi nóż z ręki i chciał teraz zabić mnie. Już podnosił nóż do góry. Automatycznie go puściłam i schyliłam się. Usłyszałam czyiś jęk i upadek. Podniosłam się lekko i zobaczyłam Tatianę w kałuży krwi, a obok niej Jamesa.. nieprzytomnego. Takiego kontrastu nigdy nie widziałam.. Dwoje nieżywych ludzi.. Jeden cały we krwi.. A drugi bez żadnego zadraśnięcia. W piersi Tatiany tkwił nóż Jamesa. Kucnęłam koło Jamesa i chwyciłam jego rękę. Nagle Tatiana przemówiła.
 - .. " Ofiara z czaru obudzi się
Gdy zabita zostanie piękność niebezpieczna
Nigdy jednak nie dotkniesz jej
Ze snu nie zbudzi się nigdy
Do życia nie powróci " ..
I nic więcej nie powiedziała. Mijały minuty, a James ani drgnoł. Zaczęłam płakać i szlochać. Przed oczami pokazały mi się wszystkie chwile razem.. Koncert.. Randki.. Noce z horrorami i popcornem.. Wyjazd Reachel.. Kasting.. Noc w magazynie.. Amnezja Reachel.. Urodziny Jamesa.. Miliony pocałunków.. Wszystko to pokazało mi się w jednej sekundzie. Odgarnęłam jego grzywę z oczu i lekko pocałowałam w usta. Szybko wstałam i wybiegłam z jaskini. Biegłam przez wielką dżunglę. Kolory mieniły mi się przed oczami. Moje życie nie miało już sensu. Ledwo co zauważyłam przepaść i wielką kłodę. Potrzepałam głową, odgarnęłam szybko grzywkę za ucho i stanęłam na kłodzie. Kolory znów zaczęły mi się mienić. Zakręciło mi się w głowie. Czułam, że spadam. Nagle się otrząsnęłam i szybko chwyciłam grubej gałęzi. Po raz kolejny zobaczyłam mroczki przed oczami. Nagle poczułam, że ktoś chwyta moją rękę i mnie wyciąga do góry. Otwarłam lekko zmęczone oczy i ujrzałam uśmiechniętego Jamesa.
 - J-James.. ?
Przeprowadził mnie na druga stronę przepaści. Ja go tylko przytuliłam. Łzy leciały z moich oczu jak z wodospadu.
 - Jak to możliwe.. ? Nie żyłeś..
 - Tatiana zapomniała powiedzieć jeszcze jednego zdania w swoim zaklęciu..
" Ofiara żyła będzie dalej
Gdy piekna, niebezpieczna z ręki podwładnego zginie
A wróg bez winy będzie "
Nic nie powiedziałam. Rzuciłam mu się na szyję i pocałowałam tak czule jak nigdy.

Reachel.

Tratwa była już gotowa. Czekaliśmy jeszcze na Alex.. i być może Jamesa.. Wszyscy już siedzieli na tratwie. Ja jeszcze stałam na plaży i wyglądałam przyjaciółki.
 - Gdzie ta Alex ? - denerwowała się Jay.
Nagle ziemia zadrżała.
 - Co się dzieje ? - wystraszyła się Isabella.
 - Jest tu wulkan ? - zapytał szybko Logan.
Kendall wskazał ogromny szczyt, z którego się zaczęło dymić.
 - Jeśli zaraz nie odpłyniemy, to się tu spalimy jak kurczaki na rożnie - pośpieszył Carlos.
Ja coraz bardziej się denerwowałam. Nagle zobaczyłam Alex i Jamesa. Biegli trzymając się za ręce.
 - Alex ! - rzuciłam się na nią.
 - James ! - rzucił się Carlos na kumpla.
 - Szybko ! Potem się poobściskujecie ! Wsiadajcie ! - pośpieszył Kendall.
Wszyscy byliśmy już na tratwie i odpływaliśmy od przeklętej wyspy.
 - A Tatiana tam została.. - zmartwiła się Isabella.
 - Zapomniałaś, co zrobiła ? - zdenerwował się Logan.
 - No może i racja.. Ale.. Ona była chora..
 - Ta. Na umyśle - przyznała jej rację Alex - Porwać mojego chłopaka i go sobie zostawić.. He. Niedoczekanie jej - przytuliła się do Jamesa.
Dryfowaliśmy tak z godzinkę.. dwie. Nagle usłyszeliśmy szum z oddali. To był helikopter.
 - Ej ! Ej ! Musimy im dać sygnał ! - zaproponował Logan.
James wyciągnoł nóż.
 - Skąd go masz ? - zapytał Kendall.
 - Daj go - wzięłam od niego narzędzie i zaczęłam podstawiać pod słońce.
 - Co robisz ? - zdziwił się Carlos.
 - Wzywam helikopter. Proste.
 - Aa..
W mgnieniu oka helikopter wciągnoł nas na górę.
 - Gdzie lecimy ? Wzywać kogoś ? Coś się komu stało ? - zapytał staruszek przy sterach.
 - Nie, nic się nie stało, nie nikogo nie wzywać, ale lecimy do LA - powiedział Kendall.
 - Ej, nie - chwycił go za rękaw Carlos.
 - Co " nie " ? - zapytał.
 - Mamy nadal cztery dni urlopu ! Lećmy do.. Do Nowej Zelandii ! - uśmiechnoł się.
 - Tak ! Nie jesteśmy aż tak poturbowani - zaśmiała się Isabella.
 - Lećmy do Nowej Zelandii ! - zachichotała Jay.
_____________________________________________
Udało mi się napisać kolejny rozdział x D Jupika Hej x D Jak zauważyliście, mojego bloga reprezentuje nowy soundtrack od paru chyba tygodni. Kerrie Roberts ~ Rescue Me <3 Rozdział chyba niezadługi, ale można się cieszyć tym, że mój bloga ma już ponad 1500 wejść ! : D Dzięki wam ! <3 Bardzo bardzo ! ; 3 Ostatnio wciągnęłam się w wir YouTube i zaczęłam robić fimiki. Niebezpowodu. Do tej pory robiłam filmiki tylko ze zdjęciami. Ha ! Doczekałam się ! : D Filmiki ze scenkami z filmów ! : D Na moim kanale są jak na razie 3 : ) Mój Kanał : <munk> . Wracając do soundtracku, niedługo się zmieni, bo Rescue Me miało towarzyszyć tym rozdziałom na bezludnej wyspie. Jeszcze zadecyduję, co dalej ; ) To na razie wszystko, zobaczę kiedy następny rozdział ; )

Rozdział 22

Reachel .

Otwarłam oczy i zobaczyłam ocean. Z tą różnicą, że byłam w tym oceanie. Rozejrzeliśmy się dookoła. Statek odpływał coraz szybciej.
 - Ej ! Ratunku ! - krzyczeliśmy.
 - Gwiazdy za buurtą ! - krzyczał Carlos i James.
To tak jakby nas usłyszeli.
 - Okej. Co robimy ? - zaczęła panikować Isabella.
 - Spokojnie. Płyńmy przed siebie. Może na coś się natkniemy - uspokoił ją Kendall.
 - Tak. A wiesz na co na pewno ? Na rekiny ! - zdenerwowała się Jay.
 - Spokojnie. Woda jest ciepła, a rekiny lubią.. - nie dokończył Logan.
 - Ciepłe wody - powiedziała ze strachem w oczach Alex.
 - Tylko spokojnie. Będziemy improwizować. Płyńmy - powiedział Kendall.
Zaczeliśmy płynąć spokojnie, jeden żabką, drugi pieskiem. Minęło parenaście minut, a my już byliśmy zmęczeni. Zatrzymaliśmy się na moment ciężko dysząc.
 - Wiecie co ? Głodny jestem - przyznał James.
 - O, serio ? - zapytała retorycznie, a za razem sarkastycznie Alex.
 - Taak.. Marzę o soczystym boczku przysmarzanym na patelni..
 - Mhmm.. A ja o chrupiących corndogach.. - rozmarzył się Carlos.
 - Mam ochotę na pączka.. bułeczkę.. - dodał Logan.
 - WYSPA ! - krzykłam.
 - Nie, nie. Wysp nie jadam - obrzydził się.
 - NIE ! WYSPA ! - powtórzyła Alex i wskazała palcem na dużą wyspę.
Zaczeliśmy znowu szybko płynąć. Zapomnieliśmy o jakimkolwiek zmęczeniu. W końcu dotarliśmy do celu.
 - Ej, wiecie co ? ŻYJEEMY ! - wykrzyknoł James.
 - Super, James. Ale nie na długo, bo.. TERAZ CIĘ ZATŁUKĘ ! - rzuciła się na niego Alex.
 - Spokojnie. Nie ponośmy się emocjom - uspokoił znów Kendall.
 - Odezwał się Pan Psycholog Schmidt - zdenerwowała się Jay.
 - Ej, uspokój się Jay - położył jej rękę na ramieniu Logan.
 - A ty teraz taki mądry, co ? - podeszła do Logana Isabella.
 - To nie nasza wina ! - krzyknoł James.
 - O, czyżby ? - rzuciła mu wrogie spojrzenie Alex.
 - Tak !
 - A kto się zaczoł kłócić o głupiego schabowego, co ?
 - Bo Carlos mi go zabrał, a byłem głodny.
 - Tak, od razu zwal na mnie ! - krzyknoł Carlos.
 - Tak !
 - Zjadłeś około pięciu !
 - Nie, bo na tacy były tylko cztery !
 - A bo ty liczyć nie umiesz !
 - To trzeba było zapytać Logana, skoro się tak pieklił, że mu sok wylałem !
 - Zamknij się kurduplu ! - rzucił się na Jamesa Logan.
 - Nie wiem, czy wiesz, ale James jest najwyżyszy z nas, głupku ! - zaczęła Alex.
 - Nie ! To wina Carlosa ! Gdyby zostawił tego zasiusianego schaba, to by nie było bójki ! - krzykłam.
 - On wcale nie był zasiusiany ! - krzyknoł Carlos
 - Tak ! To był tylko sos ! - dodał James.
 - A czy ja rozmawiam z tobą ? - zdenerwowałam się na Jamesa.
 - Ej, okej. Uspokójmy się - powiedział Kendall i Logan.
 - Tak. Nie widzicie, co się z nami dzieje ? - dodała Isabella istanęła za Kendallem i Loganem.
 - Tak. JESTEŚMY NA BEZLUDNEJ WYSPIE ! - krzykłam z Alex.

Alex .

Nagle usłyszeliśmy szelesty.
 - Co to ? - przestraszyła się Isabella.
Znowu szelest. Zauważyłam coś na dwóch nogach. Miało żadkie futro. Było wielkie. Nagle zniknęło. I znowu szelest. Z krzaków wyłoniła się dziewczyna. Długie blond włosy splecione w warkocz, oczy błękitne, a skóra brzoskwiniowa.
 - Woow.. - wytrzeszczyli oczy Carlos i James.
Logan i Kendall nie zareagowali tak samo.

Kendall .

Dziewczyna nie zrobiła na mnie dużego wrażenia. Sam botox moim zdaniem.
 - Witajcie. Jestem Tatiana.
 - A ja Carlos - stanoł przed nią.
 - A ja James - popchnoł Carlosa w bok.

Reachel .

Ja tylko spojrzałam na Alex z uniesioną brwią. Ona wzruszyła ramionami. Nie byłam zazdrosna. Byłam mocno obrażona, tak jak Alex.
 - Długo już tutaj jesteście ? - zapytała dziewczyna.
 - Nie. Pare minut - powiedział Logan.
 - Nowi, co ? - uśmiechnęła się.
James i Carlos uśmiechneli się od ucha do ucha.
 - A ty ile już tu jesteś ? - zapytał Kendall.
 - Hmm.. Ja tu jestem od urodzenia.
Wszystkim oczy wyszły na wierzch.
 - A ile masz lat ? - zapytała Alex mierząc ją wzrokiem.
 - Dziewiętnaście - odpowiedziała odwzajemniając ruch Alex.
 - Dziewiętnaście.. - uśmiechneli się chłopcy.
 - Okej. To my już pójdziemy - pociągnęła za kaptur bluzy Jamesa Alex.
 - Tak - przyznałam jej rację i chwyciłam bluzkę Carlosa.
Nagle Tatiana jednak stanęła nam na drodze i powiedziała :
 - A nie chcecie czegoś zjeść ? - uśmiechnęła sie dziwnie.
 - Do Dżungli ! - krzykneli Carlos i James i pobiegli za Tatianą zostawiając mnie, Alex, Jay, Kendalla, Logana i Isabelle.
 - To co ? Idziemy ? Jesteśmy głodni, nie zaprzeczajcie - powiedział Logan.
 - Ona wie, gdzie jest jedzenie - dodała Isabella.
 - Ona mi się nie podoba - powiedziała Alex.
 - Ona jest dziwna - dodałam.
 - Oj, mówicie tak, bo chłopaków wam zabrała - zaśmiała się Jay.
Przewróciłyśmy oczami, a reszta ruszyła za Tatianą i chłopakami. Ja i Alex szłyśmy na końcu.

Carlos .

Ona była piękna. Piękne oczy, skóra, włosy. Istne cudo. I wiecie co ? .. Ona pachniała mandarynkami : D Szliśmy wpatrzeni w nią jak w obrazek. A do tego miałem okazję widzieć taką piękna laskę wyraźniej. Wiecie, byłem u okulisty niedawno temu i dali mi soczewki kontaktowe. Ona aż błyszczała.

James .

Eh, no cóż mam powiedzieć.. Urodziwa panna.. Alex i tak jest na mnie obrażona na fula, to mogę zaszaleć ; )

Alex .

Ja i Reachel szłyśmy z taką odrazą po tej głupiej dżungli, że tego się nie dało opisać. Spojrzałam w dół, na ziemię. Zauważyłam siatkę ukrytą pod ściółką leśną.
" Co jest .. ? "
Nagle siatka podniosła się i uniosła nas do góry. Carlos i James stali koło Tatiany.
 - Co ty wyprawiasz ? - krzyknoł Kendall.
 - Wypuść ich ! - krzyknoł Carlos.
 - Jeśli chcesz się z nami umówić, to powiedz, a nie musisz brać naszych przyjaciół do siaty - powiedział James.
 - JAMES ! - krzykliśmy.
 - No co ? - zdziwił się.
 - Wypuść ich Tatiana ! - krzyknoł Carlos.
 - Wypuszcze ich.. Kiedyś.
Tatiana zamknęła oczy, wzięła głęboki oddech i otwarła je. Z błękitnych źrenic zrobiły się jaskrawo zielone i spojrzała w oczy chłopaków.
" Hipnotyzuje ich.. ! "
Chłopcy patrzyli się na nią bnez opamiętania.
 - Carlos ! Nie patrz się w jej oczy ! - krzyczała Reachel.
 - James, jak za chwilę nie spojrzysz na mnie to dostaniesz w ryło ! - krzyczałam.
Nie reagowali.

Reachel .

Tatiana zamknęła oczy i ponownie je otwarła. Już nie były zielone, tylko znowu błękitne. Spojrzałam na Carlosa. Był oczarowany. Straciłam nadzieję, że wszystko znowu będzie takie jak dawniej.
 - Carlos.. ? - zawołałam cicho z ostatnia nadzieją.
Nie spojrzał na mnie.
 - James. Spójrz na mnie.. - powiedziała równie cicho Alex.
Nie spojrzał.
 - Chodźcie chłopaki. Zaprowadzę was do mojej jaskini - uśmiechnęła sie wrogo.
I odeszli.

Kendall .

Alex i Reachel zaczęły panikować i wołać Carlosa i Jamesa. Ja jednak się zastanowiłem i spojrzałem w dół. Zauważyłem ostre liście. Żaróweczka zaświeciła mi jasno w głowie. Zacząłem wyciągać rękę z siatki i starałem sie sięgnąć liścia. Udało się. Chwyciłem mocno liścia, przy czym przeciąłem się. Ale nie zwracałem teraz na to uwagi. Przyłożyłem liść do siatki i zacząłem ją przecinać. Udało się. Upadliśmy wszyscy na ziemię. Alex i Reachel rozejrzały się dookoła.
 - Ślady stóp ! - wskazała na ziemię Alex.
Zaczeliśmy iść ich tropem i doprowadziły nas do przesmyku. Dostać sie dało na drugą stronę, ale tylko przechodząc po pieńku.
 - O nie nie. Ja tędy nie pójdę - odsunęła się Reachel.

Reachel .

Jak ja tylko spojrzałam w dół tego przesmyku przeszły mnie dreszcze.
 - Chcesz uratować Carlosa, czy nie ? - zapytała Isabella.
 - Tak, bardzo.. Ale.. Nie potrafie..
 - Reachel nie rób scen ! Idziemy ! - pociągnęła mnie za rękę Alex.
Postawiła jedną nogę na pieńku i kazała mi iść.
 - Nie, nie chce.
Ona tylko przewróciła oczami.
 - Co byś zrobiła, jakbyś się dowiedziała, że ta Tatiana akurat w tym momencie mega mizia się z Carlosem ?
Nic nie powiedziałam.
 - A co gdyby sie okazało, że ta Tatiana to w realu Droke, hm ?
Coś we mnie pękło. Nie na to co powiedziała Alex. Ta Tatiana to zwierzyna. To ją widziałyśmy wtedy w krzakach.
" Ona jest kanibalem ! "
Od razu stanęłam na pieńku i zaczęłam iść niepewnie. Lekko spojrzałam w dół. Straciłam równowagę. Zamknęłam oczy i chwyciłam sie pnia. Czułam, że wiszę w powietrzu. Lekko otwarłam oczy i zobaczyłam przepaść. Zaczęłam piszczeć.
 - Reachel ! Trzymaj się ! - krzyczeli wszyscy.
Nagle wszyscy ucichli.
" Co sie dzieje ? "
Podniosłam głowę do góry. Ktoś stał na wyższym urwisku. Nie widziałam dokładnie, ponieważ słońce oświecało moją twarz. Soczył na pień i podał mi rękę. Wyciągnoł mnie. Spojrzałam w jego oczy.
 - Carlos ?! - przytuliłam się do niego.
Przeprowadził mnie na druga stronę. Zaraz potem przeszła reszta towarzystwa.
 - Jak to możliwe ? - zapytał Logan.
 - Miałem soczewki - uśmiechnoł się.
 - Geniusz się w końcu ujawnił - zaśmiał się Kendall z Jay.
 - Gdzie James ? - załkała Alex.
Carlos starał się nie patrzeć w jej oczy. Coś ukrywał.. Coś się stało..
_________________________________________
Jak zamieściłam w tytule dziś obchodzę 9 miesięcy z BTR ; D Huraa x D Tatiana powstała na podstawie Samanthy Droke.. Tylko, że Tatiana jest, jak to powiedział James, " Urodziwsza " x D Tak wiem, znowu zaczerpnęłam pomysł z jednego filmu x D Ale przynajmniej coś się dzieje x D Ten rozdział pomogła mi napisać piosenka Evanescence " Bring Me To Life " i piosenka BTR " Invisible ". Następny rozdział już nie długo.. mam nadzieje x D GŁOSUJ NA KATELYN W KATEGORII " TEKST ROKU ! " x D
A ty Alex nie jeździj na sanieckach, bo mi się rozchorujesz x DDD
~ Kocham was wszystkich, mianowicie :
Alex ♥
Jay ♥
Isabella ♥
Robyn ♥
Paris ♥
Katelyn ♥
Michaelle ♥
Jola ♥
~ Nie oddam was nikoomu x D ♥
I pamiętajcie ..
~ Get Munk'd ♥