czwartek, 5 kwietnia 2012

Rozdział 5

Alex.

Szliśmy przez największy park w L.A. Było cudownie, jednm słowem. Rozmawialiśmy o sobie i o tym jak nam jest w Los Angeles.
- Wiesz, nie chce mi się wracać do domu. - powiedział James.
- Taa.. Jest tak cieplutko, że nie chce się wracać do domu.
- Mnie nie o to chodzi..
- To o co .. ?
- Przyjemnie tu .. z tobą ..
- Oh, James. Ty to zawsze wiesz jak onieśmielić dziewczynę. - uśmiechłam się.
Zauważyłam, że James się coraz bardziej przybliża.
" O mój boże.. " - pomyślałam.
Już było blisko .. Tak bliskoo .. Ale nagle nadszedł Logan ze swoją dziewczyną. Camille ? Tak ! Camille ! x D
- Hej stary ! - przywitał się Logan.
- Hej. - odpowiedział James.
- Co tu robicie ? - zapytałam.
- A idziemy na plażę. - uśmiechnoł się.
- A my się chyba jeszcze nie znamy ? - zapytała Camille.
- Nie, jeszcze nie. - podrapałam się po głowie.
- Camille. - podała mi rękę.
- Alex. - miło mi.
- Eghm .. Logan .. My jesteśmy " zajęci " ! - powiedział szeptem James.
- Ah, no tak. - zaśmiał się Logan. - Chodźmy stąd. Nie przeszkadzajmy im .. He he. - dodał.
Poszli szybkim krokiem na plażę nie oglądając się. Nagle uświadomiłam sobie, co tu przed ich przyjściem zaszło. Chciałam do tego wrócić.. ale na nieszczęscie zadzwonił mi telefon.
- Przepraszam, muszę odebrać.. mama. - zaśmiałam się.
- Jasne.
Odeszłam kawałek na bok i odebrałam.
- Gdzie jesteś ? Już późno ! - oznajmiła spokojnie mama.
- Już wracam.
- A z kim ty tam tyle gadasz ? - zapytała.
- No.. To jest.. Niespodzianka ! Tak ! Niespodzianka ! W domu ci powiem, okej ?
- Okej, ale wracaj już. Dobra ?
- Dobra, pa.
Rozłączyłam się i wróciłam do Jamesa.
- Już jestem.
- To co ? Musisz wracać ?
- Tak.
- Na pewno ?
- Tak.
- Odprowadzę cię.
- Tak. Zaraz .. Nie !
James wyraźnie zdrętwiał.
- Czemu ?
- Nie chcę żeby .. Moja mama domyśliła się z kim byłam tyle czasu. No bo założyłam się z nią, że nie odgadnie z kim byłam w parku.
- Jasne. Spoko. To na razie. - poprawił tylko fryz i poszedł w swoją stronę.
Coś mnie szczyknęło w klatce piersiowej. Coś mnie tknęło,aby pozwoić sobie na odprowadzenie siebie przez wielką gwiazdę do domu.
- James ! Zaczekaj !
- Wiedziałem, że to podziała ! - skoczył.
Ruszyliśmy do mojego domu uśmiechnięci i pełni radości. Ale to wkońcu musiało się skończyć. Doszliśmy do mojego domu.
- No, to już tu. - oznajmiłam.
- Tak.. To do zobaczenia..
Nie mogłam wytrzymać, musiałam coś zrobić.. Rzuciłam mu się w ramiona. To było.. coś innego. Pachniał tak pięknie.. Takimi .. typowymi męskimi perfumami.
- Tak. To zobaczenia.. - szepłam mu do ucha.

Robyn.

Kendall jak zawsze był wesoły i miał uśmiech od ucha do ucha. Jeszcze nie spotkałam go zawiedzionego i całego przygnębionego. Siedzieliśmy na ławce i jedliśmy lody w kólkach.
- Rany. Pierwszy raz widzę lody w taakich malutkich kóleczkach. - przyznał Kendall.
- Ale jakie one są dobre ! - zaśmiałam się.
Gadaliśmy o wszystkim i o niczym. Tak czy inaczej. Byłam na taakiej jakby.. randce z Kendallem ! Ale było już dość późno i musiałąm wracać do domu, a Kendall oczywiście mnie chciał odprowadzić. A jakże ! : )
W końcu doszliśmy do celu.
- Dzięki, że mnie odprowadziłeś. - uśmiechłam się.
- Nie ma za co. - odwzajemnił uśmiech.
Już chwytałam za klamkę i nagle Kendall chwycił mnie za rękę i odwrócił.
- He he.. Co ty robisz Kendall.. ?
- To co już dawno powinienem zrobić..
Dotknoł delikatnie moich rąk i przyciągnoł mnie do siebie. To było.. cudowne.. Nareszcie.. Udało się.. Nie chciałam przestawać. Ale niestety musiałam wracać.
- Ja muszę iść, Robyn.
- Tak.. Ja też.
- To do jutra. - uśmiechnoł się.
- Tak , do jutra.

Reachel.

Dochodziliśmy do budki z corndogami. Osobiście je ubóstwiałam.
- Reachel, masz ochotę na corndoga ? - zapytał uśmiechnięty Carlos.
- Też je lubisz ?
- To mało powiedziane ! - zaśmiał się.
Gość już powoli się zwijał z całym stoiskiem.
- Dobrywieczór Bob ! - przywitał się Carlos.
- No hej Carlito ! - odpowiedział uśmiechnięty mężczyzna. - Co co zawsze ?
- Nie, dzisiaj dwa. - pokazał na mnie.
- Dziewczyna .. ? - zapytał z uniesioną brwią.
- Nie.. - odpowiedziałam niepewnie.
- Jak to nie.. ? - przerwał mi Carlos z uśmiechem.
Ja tylko spóściłam głowę. Nie mogłam pozwolić sobie na takie taie teksty. Musiałam pamiętać o mamie i moim zakazie..
- Proszę bardzo ! - podał nam corndogi Bob.
- Ile dzisiaj ? - zapytał Carlos.
- Dwa dolary. - odpoweidział ucieszony.
- Co tak mało ?
- 2O % zniżki dla drugiej połówki. - puścił mi oczko Bob.
- He he .. - zachichotałam.
Zaczęłam szukać dolara, zauażyłam, że Carlos daje całe dwa dolary.
- E, Carlos.. ?
- Tak ?
- Dałeś całe dwa dolary..
- Tak, racja.
- To nie jest połowa tej ceny..
- Tak, racja..
Spojrzałam na Boba. Patrzył na mnie jak na kosmitkę.
" O co tu chodzi .. ? "
- Dzięki, i na razie Carlito ! - odezwał się Bob.
- Tak, na razie ! - odpowiedział mu Carlos.
Szliśmy teraz przez park zajadając się corndogami. Robiło się coraz później. Usiedliśmy na ławce i przez chwilę siedzieliśmy w ciszy dokańczając corndogi. Nie chciałm żeby matka do mnie zadzwoniła, ale nie chciałam zostawić samego Carlosa, a nie chciałam też mu mówić co się dzieje u mnie w domu od kilkunastu lat w moim domu. I wywołałam wilka z lasu, zadzwonił telefon.
" No nie .. "
- Muszę..
- Pewnie. Idź. - powiedział szczerze.
Usiadłam pod drzewem i odebrałam z drżącą ręką.
- Halo..
- Reachel Brown ! Gdzieś ty jest ? Co ty tam tyle robisz ?
- Ja.. Jestem z Robyn i Alex w parku.
- Co za Robyn i Alex ?
- To moje przyjaciółki.
- I tak cię w domu przepytam z ojcem ! Do domu !
Rozłączyłam się zatrzymując ogromny atak płaczu. Podeszłam do Carlosa który teraz stał przy drzewnie obok.
- Okej. Reachel. CO tu jest grane ?
Ja tylko spóściłam głowę i nic nie mówłam.
- Siadaj. - pokazał na pobliską ławkę. - Dlaczego się tak dziwnie zachowujesz ? Zachowujesz się jakbyś nie była z chłopakiem w parku od gimnazjum.
Usiadłam. Zdecydowałam, że jednak mu wszystko powiem.
- No bo .. Tak jest..
- Co ?
- Moja matka to szurnięta wiedźma, ma świra jak tylko widzi mnie z jakim kolwiek chłopakiem. Na spotkaniu z chłopakiem byłam ostatni raz w siódmej klasie gimnazjum ! Dlatego byłam zdziwiona przy twoim płaceniu za cornodogi.. 
- Reachel.. Ty się cała trzęsiesz .. Co twoja mama ci powiedziała ?
- Powiedziałam jej, że jestem z przyjaciółkami w parku..
- No cóż.. jedna druga tej wiadomości jest prawdą.. - powiedział z żartem Carlos.
- Powiedziała, że mnie przepyta.. Z wszystkiego..
Zaczęłam się jeszcze bardziej trżąść.
- .. Muszę iść ..
- Odprowadzę cie..
- Dobrze wiesz, że to niemożliwe..
Carlos spóścił głowę i widać był trochę zawiedziony.
- Carlos.. To nie o to chodzi, że ja będę miała kłopoty.. Mnie martwi to, że ty będziesz miał kłopoty..
Chłopak delikatnie podniósł głowę i spojrzał na mnie.
- Na prawdę.. ?
- No pewnie..
Lekko się uśmiechłam i on także. Wstaliśmy i patrzyliśmy się na samych siebie. Jednak czułam ucisk w gardle. Wiedziałam, że zaraz się rozpłaczę. Ale musiałam wytrzymać. Nie udało się.. Łzy leciały jedna za drugą..
- Reachel.. nie płacz..
Niespodziewanie Carlos mnie przytulił.. Musiałam przyznać.. Bardzo mi tego brakowało.. Jedak ja dalej płakalam.. Ale już coraz mniej.
- Będzie dobrze.. - dodał.
- Ja muszę już naprawdę iść..
- Tak.. Idź..
Puściłam go z lekkiego uścisku i odwróciłam się.
- Do zobaczenia.. - powiedział dość cicho Carlos.
- Miejmy nadzieję, że do zobaczenia.. - dodałam.
Ruszyłam wolnym krokiem w swoją stronę. Ostatni raz się odwróciłam i spojrzałam na Carlosa. Nadal tam stał. Uśmiechnoł się i pomachał mi ręką. Ja mu odmachałam i pobiegłam do domu.
" Boję sie.. Cholernie się boję.. "
__________________________________
Ten rozdział jest chyba najdłuższy jak dotąd. ; D
Z tego względu dedykuję go mojej kochanej grupie R.A.R.I { нαℓfωαу тнєяє.�� Robyn ,, Maslow { ♥ } Alex , ` worldwide . ♣ Isabelli } Jesteście świetne. : * W następnej kolejności dedykuję go Kate { ' boφfriend =* } jesteś kochana ! : * Następnie dedykuję go Madzi { .♥ BTR ♥. } i Jadze { `BTR fun.♥ } Nie znamy się za długo, z każdym dniem nasza znajomość powiększa się ze zdwojoną siłą ! : D Dziękuję wam ! : ***

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz