wtorek, 24 kwietnia 2012

Rozdział 27

Reachel.

Usiadłam w fotelu, dość wygodnym fotelu. Właśnie ruszaliśmy z miejsca. Ostatni raz kątem oka popatrzyłam na jedno z okien lotniska, ktoś tam stał. Po paru sekundach stwierdziłam, że to Carlos i reszta. Starałam się nie ulegać emocjom. Tylko się lekko uśmiechnęłam do nich, ale nie mogłam sobie odmówić jednej łzy.
 - Reach... ? Płaczesz? - przybliżył się do mnie Fred siedzący obok mnie.
Zauważyłam brata i szybko obtarłam łzę.
 - Nie no spoko. Nie będę się śmiał. Jesteś dziewczyną, a czytałem, że aż 60% dziewczyn na świecie płacze, nawet bez powodu - puścił mi oczko braciszek.
 - Dzięki za pocieszenie i podniesienie na duchu - zaśmiałam się.
Chłopak nagle posmutniał.
 - Hej, nie chciałam cię przydusić - położyłam mu rękę na ramieniu.
 - Nie o to chodzi... - wymruczał.
 - To o co?
 - Kiedy się zobaczycie... ? - podniósł głowę.
Westchnęłam i pomyślałam w duchu.
 'No tak... Mieli 5 dni urlopu... 1 dzień - wyspa, 2 dzień - przyjazd do Nowej Zelandii, 3 dzień - zniknięcie Carlos'a i chłopaków, 4 dzień - premiera i przyjazd rodziców, 5 dzień - mój odlot do LA... Czyli... ? Do jutra muszą być w studio... Jeden dzień!'
 - Jeden dzień. Jeśli jutro nie będą w studiu, to Steve ich zatłucze i ukatrupi własnymi łapami - zaśmiałam się.
On też się zaśmiał, ale czułam, że nie za bardzo wie, kto to jest. Nagle mocno ziewnęłam.
 - A ty może się kimnij, co? - szturchnął mnie Fred.
 - Co proszę? Sam się kiwnij - od szturchnęłam mu.
On pokręcił głową i za razem też ziewnął. Ułożył się najwygodniej, jak mógł i zamknął oczy. Przede mną pojawiła się mama. Wychyliła głowę za fotel i zrobiła dziwną minę.
 - Emm... To znaczy, że jak tylko przylecimy, to oni będą tak jakby w Los Angeles zaraz po nas... ?
 - Tak. Może nie dosłownie, ale można tak to ująć. A co?
 - Nie. Nie nic - odwróciła się gwałtownie.
Ja wzruszyłam ramionami i też ułożyłam się do snu.

{...}

 Zrobiło się niesamowicie jasno. Otwarłam oczy. Znalazłam się w jaskrawo białym korytarzu. Zaczęłam iść przed siebie. Nie wiedziałam, czego szukam. W końcu zauważyłam coś w stylu recepcji. Stała przy niej pielęgniarza w białym fartuchu i o czarnych włosach. Stała do mnie plecami. Postanowiłam do niej podejść.
 - Przepraszam? Mogę prosić o pomoc?
Kobieta nie opowiedziała, ale powoli się odwracała. Ja podeszłam bliżej recepcji. Pielęgniarza odwróciła do mnie swoją twarz. Była piekielnie poparzona i opuchnięta. 
 - Aaaahhh! - krzykłam i gwałtownie się cofnęłam do tyłu.
Napotkałam plecami ścianę. Serce mi coraz mocniej i szybciej biło. Pielęgniarza z okropną twarzą zaczęła się do mnie zbliżać. Czym prędzej udałam się w ucieczkę strasznie dysząc. Zaczęłam napotykać coraz więcej drzwi. Nie mogłam już dłużej, więc na chwilę przystanęłam. Nagle usłyszałam, że ktoś śpiewa. Głos rozchodził się po przestrzennych korytarzach. Poznałam słowa. Piosenka 'Worldwide' brzmiała niezwykle anielsko. Przyswoiłam sobie barwę głosu.
 - Carlos? Carlos? To ty?
Głos nie przestawał śpiewać. Zaczęłam szybciej biec, głos nadal ciągnął zwrotkę. Napotkałam jedyne uchylone drzwi. Najwyraźniej głos pochodził z tych właśnie drzwi. Wbiegłam do sali, ale tam nikogo nie było. Głos nagle ucichł. Po chwili znów zaczął śpiewać, ale tym razem tuż za mną. Bałam się odwrócić, ale odważyłam się. Ujrzałam Carlos'a przed sobą, ale był całkiem przeźroczysty. Przestał śpiewać natychmiastowo. Nie dowierzałam, że to on.
 - Carlos... ?
On nic nie powiedział, tylko się uśmiechnął.
 - Co ci się stało... ?
Chciałam go przytulić, ale był duchem. Jego dotknięte ciało łączyło się z powietrzem. Zaczęłam szybciej oddychać.
 - Co ci jest?
On nadal nic nie mówił tylko dotknął mojej ręki, nie przeszła przez nią. Spojrzałam na nią, ja też stawałam się duchem. Ręka Carlos'a mnie puściła i za razem zniknęła. Po chwili Carlos robił się coraz bardziej niewidzialny.
 -  Carlos...
On coraz bardziej zanikał i mieszał się z białym korytarzem.
 - Carlos! - zaczęłam łapać powietrze rękami.
Zaczynałam także panikować. Coraz bardziej mi się to nie podobało. Ktoś zaczął krzyczeć, wołać, lamentować. Obejrzałam się dookoła siebie. Wokół mnie stali Alex, Isabella, Jay, James, Logan i Kendall. Wszyscy byli duchami. Te krzyki doprowadzały mnie do łez i jeszcze większej paniki. Niesamowicie mnie bolała głowa. Dosłownie jakby ktoś ściskał mi ją grubym sznurem. Sama zaczęłam krzyczeć.

{...}

Podskoczyłam na fotelu jak oparzona, zaczęłam szybko oddychać i rozglądać się, czy wszystko gra. Wszyscy wokół słodko spali, chociaż czułam, że jest wcześnie. Spojrzałam w okrągłe okienko obok mnie. Świeciło słońce i żadnej chmurki. Byłam tym strasznie zdziwiona. Z drugiej strony, ruszyliśmy najwcześniejszym samolotem. Wszyscy chcą się wyspać. Przypomniało mi się, co się działo we śnie. Momentalnie mnie zabolała głowa. Siedziałam tak z pięć minut i nie przechodziło. Myślałam, że świra dostanę.
 'Mama nosiła takie tabletki w torebce... Bynajmniej tak sobie przypominam z dzieciństwa...'
Wstałam delikatnie, aby nie obudzić Freda i podeszłam cichaczem do torebki. Leżała na ziemi koło fotela mamy. Nigdy nikomu nie kradłam rzeczy, więc nie było to za łatwe dla mnie. Odpięłam zamek i włożyłam rękę do środka. Poczułam szklaną buteleczkę i szybko ją wyciągnęłam. Powoli je odkręciłam i wysypałam na rękę 4 pigułki. Szybko odłożyłam do torebki buteleczkę i wróciłam na miejsce. Otworzyłam rękę, wzięłam głęboki oddech i włożyłam tabletki do ust. Nie były najsmaczniejsze, ale jak mus to mus. Oparłam głowę o fotel i odetchnęłam z ulgą. Nie wiem, co się stało dalej, bo chyba z powrotem zamknęłam oczy.

{Kilka chwil później}

Ktoś mnie zaczął szturchać. Lekko otworzyłam oczy i zobaczyłam Fred'a.
 - Wstawaj! Wysiadamy! - cieszył się.
Ja się tylko rozejrzałam ponownie. Potrząsnęłam głową na pobudkę. Byłam nie mrawa.
 'To pewnie po tych tabletkach...'
Zabraliśmy swoje rzeczy i wyszliśmy z samolotu. Stanęłam na schodkach samolotu i wzięłam głęboki oddech. Tęskniłam za tym powietrzem... Ruszyliśmy z walizkami do domu. Szłam przodem, patrzyłam na piękne palmy i jadące auta. Był już wieczór, a jeszcze niektórzy byli na plaży. Doszliśmy do domu. Chciałam otworzyć bramkę.
 - Amm... Co ty robisz? - zapytała mama.
 - Idziemy do domu - powiedziałam.
 - To nie nasz dom...
Spojrzałam na dom przede mną. To był dom Alex... Dawniej też mój... Moje ręce puściły bramkę i ruszyłam za rodziną.

Jay.

No... Urlop powoli się dla nas kończył. Jutro musieliśmy być w LA. Bynajmniej chłopcy musieli. Kilka godzin po odlocie Reachel zamówiliśmy kolejne bilety do domu. Szybko wróciliśmy do chałupki Jo i wzięliśmy parę potrzebnych rzeczy. Samolot mieliśmy mieć za godzinę. Wróciliśmy na lotnisko wszyscy razem. Zauważyłam, że Jo nie ma ze sobą walizki.
 - Jo? Gdzie twoja walizka? - zapytałam.
 - Amm... Ja nie jadę...
Kendall natychmiast się do niej odwrócił.
 - Co?! Jak to nie?! Zostawiłaś ją w domu! Taak. Na pewno tak! - zaczął nią trzepać.
Ona uwolniła się od jego uścisku.
 - Nie. Ja tu zostaję.
 - Co?! Dlaczego?
 - Mnie tutaj jest dobrze.
 - Ale... - nie dokończył.
 - A ja ci już nie jestem potrzebna. Masz Jay. Nie chcę was rozdzielać. Jesteście idealną parą. Tak samo z Loganem i Jamesem, wasze dziewczyny są super.
Isabella i Alex uścisnęły ją i podziękowały razem z Jamesem i Loganem. Jo podeszła do Carlos'a.
 - Twoja dziewczyna też jest wyjątkowa... Jeszcze nie widziałam, żeby dziewczyna się tak bała o Ciebie... - uśmiechnęła się do niego, a on do niej.
Przytulili się do siebie.
 - Dzięki. Ty też sobie kogoś znajdziesz.
Musieliśmy już iść do samolotu. Kendall machnął do Jo i pobiegliśmy do wielkiej maszyny.

Reachel.

Weszłam do mojego pokoju, dawnego mojego świata. Pierwszymi osobami, no może nie osobami, były Dark i Daisy. W moim pokoju siedziała także pani Lawson - opiekunka Fred'a.
 - Dzień dobry pani - przywitałam ją uściskiem.
 - Witaj Reachel. Zajęłam się Dark i Daisy. Od dziś ubóstwiam psy - zaśmiała się.
 - Bardzo pani dziękuję! Jest pani naprawdę bardzo miła.
 - Nie ma za co, skarbeńku. Ja uciekam.
 - Dokąd pani idzie? - zatrzymałam ją.
 - Wracam do Szkocji. Nie jestem wam już potrzebna - uśmiechnęła się.
 - Jest pani...
 - Nie... W domu czeka na mnie mąż i wnuczki.
 - Dziękuję za opiekę nad bratem. Jestem pani bardzo wdzięczna - przytuliłam ją.
 - Nie ma sprawy.
Kobieta zeszła po schodach i pożegnała się z rodzicami i Fred'em. Wyszła drzwiami wyjściowymi z jedną dość dużą torbą w prawej ręce. Wróciłam do pokoju i zaczęłam tulić Daisy, a przede wszystkim Dark.
 - Tęskniłam za wami - przytuliłam je.
Podeszłam do każdego mebla i do mojego kochanego okienka. Często przez niego patrzyłam, zawsze chciałam się czegoś przez nie dopatrzeć. Potem podeszłam do komody, otworzyłam jedną z szuflad, a w niej leżała ramka ze szkiełkiem do dołu. Podniosłam go i chwyciłam w obie ręce. To było zdjęcie moje i Carlos'a. Opuszkami palców musnęłam jego uśmiech na twarzy. Ramkę położyłam na komódce i uśmiechnęłam się do niej. Zbliżała się późna godzina. Położyłam się na łóżku i wróciłam do strasznego snu. Obok mnie położyła się Dark i Daisy. Nad tym całym rozmyślaniem zamknęłam oczy, aby łatwiej się skoncentrować. Nie wiem, kiedy zdrzemnęłam się.

Carlos.

Lecieliśmy właśnie samolotem i za kilka chwil mieliśmy lądować. Już nie mogłem się doczekać, żeby spotkać Reachel. Teraz, po urlopie będziemy mieć strasznie dużo pracy. 3 sezon serialu, Big Time Tour już tuż tuż, a kolejna piosenka się sama nie napisze, nie zrobi i nie zaśpiewa. Co oznacza, że ja i Reachel będziemy mieli inne sprawy na głowie. Ona zajmie się kolejnymi kastingami, założy swój zespół i zacznie swoja własną karierę, a ja będę jeździł po świecie i będę siedział od rana do nocy w studiu. Czarno to widziałem...

Kendall.

Od momentu wylecenia z Nowej Zelandii Jay ciągle się do mnie tuliła i ciągle mówiła mi komplementy. Coś mi się wydaje, że teraz będzie coraz to lepiej.
 - Jak wrócimy, to zabieram cię na kolację - powiedziałem jej.
 - Tak od razu? - spojrzała mi w oczy.
 - A dlaczego nie?
 - No... Nie jestem dziś wyjściowa...
 - Jay... Jay... Na kolację ze mną nigdy nie jesteś mniej niż przepiękna... - dałem jej całusa w usta.
Ona przytuliła się do mojego ramienia i patrzyliśmy sobie w oczy.

Reachel.

Oczy miałam zamknięte, ale byłam świadoma wszystkiego, co się działo wokół mnie. Nagle usłyszałam znowu ten głos ze snu. Głos ciągnął mnie do głębszego snu. Chciał, żebym znów wróciła do tego chaosu. Od razu otworzyłam oczy i szybko usiadłam na łóżku. Spojrzałam na zegar wiszący na ścianie. Było około drugiej w nocy. Postanowiłam pobiec na lotnisko. Po cichu podeszłam do lustra przy drzwiach i przeczesałam włosy. Z szafy wyciągnęłam błękitną koszulkę i dżinsowe szorty. Ale postanowiłam, że w tylko tym zmarznę. Dark podbiegła do garderoby i zaczęła cicho szczekać. Przegrzebałam kolejny raz szafę jak prosiła Dark i znalazłam granatową bluzę Carlos'a, którą dał mi na plaży wiktoriańskiej. Zbliżyłam ją do twarzy i powąchałam woń jego męskich perfum. Szybko ją włożyłam na ramiona, na nogi wsunęłam białe Conversy i wzięłam na ręce Daisy i Dark. Wyszłam z pokoju na palcach. Rodzice i Fred już dawno spali, więc miałam okazję. Jak najszybciej zeszłam po schodach i obróciłam klucz od drzwi wyjściowych. Szłam wolno w stronę lotniska. Zauważyłam na niebie jakiś samolot. Psy zaczęły szczekać w kierunku niego. Ruszyłam biegiem za nim. Dotarłam na lotnisko, a samolot już lądował. Podeszłam do budynku i czekałam, aż wyjdą. Czekałam pare minut i naerszcie wyszli przez ruchome drzwi. Oni staneli jak wryci. Ja szeroko się uśmiechnęłam, puściłam psy w ich stronę i rzuciłam się na Carlos'a.
 - Masz moją bluzę - zaśmiał się Carlos.
 - Mhm - odpowiedziałam mu całując go w policzek.
Do niego podleciała Dark.
 - Cześć, moja ty kuleczko - ucałował ją - Tęskniłem za tobą.
 - A za mną to już nie łaska? - oburzyłam się.
 - A za tobą to najbardziej - dał mi całusa w usta.
Oderwaliśmy się od siebie, a Daisy przybiegła do Alex.
 - Daisyy! - pisnęła Alex.
Ona tylko odszczeknęła radośnie. Dziewczyna wzięła ją na ramiona i uściskała. Przywitałam resztę uściskami i całusami. Oczywiście całusy dla dziewczyn, bo by mnie wszystkie zabiły jakbym cmoknęła chociaż jednego x D
______________________________________________________
Dość długo myślałam nad tym rozdziałem ; ) Teraz nie wiem jak to będzie z rozdziałami, bo laptop ponownie mi sie popsuł i nie wiem, kiedy go będę miała z powrotem. Ale miejmy nadzieję, że już niedługo ; D Niedługo tez będą z porwrotem nowe i stare postacie ; D Przygotujcie się : D Będzie niezła woojna ! : DD Do zobaczeenia ; ***

2 komentarze:

  1. , weź zrób coś z tą Jo, bo jej twarz.. ładnie mówiąc ROZWALE! X DD ale rozdział super : DD. haha poczułam się jak w horrorze, ale ok X DD

    OdpowiedzUsuń
  2. świetny rozdział :D po rozdziale wspomniałaś o wojnie boje sie xD

    OdpowiedzUsuń