sobota, 26 maja 2012

Rozdział 31 [ Najlepszego Dla Wszystkich Mam, Worldwide! : D ]

Reachel.

Wszystkie zaniemówiłyśmy. Ja to już wogóle. Samantha uśmiechnęła się szyderczo do mnie i reszty dziewczyn.
 - My się znamy... - powiedziała ze śmiechem.
Ona chwyciła Carlos'a za ramię.
 - Musisz mi pokazać swój pokój, na pewno dużo się tam zmieniło. Opowiem ci, jak było na planie - pobiegła po schodach na górę.
Carlos został i obejrzał się za nią. Ja wstałam i pociągnęłam go do kuchni.
 - Cześć Reachel - pocałował mnie w policzek.
 - Carlos... - odepchnęłam go.
On spojrzał mi głęboko w oczy.
 - Muszę ci coś powiedzeć - chwyciłam go lekko za rękę.
 - Mnie zawsze możesz wszystko powiedzieć.
Wzięłam głęboki oddech i pomyślałam chwilę, co powiedzeć żeby go nie urazić.
 - Carlos... Nie znasz tej Samanthy...
 - Co?
 - My się dziś poznałyśmy. Nawyzywała mnie od małolat, że nie zasługuję na ciebie, że potrzebuje kasy... - nie dokończyłam, bo Carlos mi przerwał.
 - ...Reachel, serio. Nie musisz byś zazdrosna.
 - Ale ja nie jestem. Mówię ci, jak było.
 - Proszę cię...
 - Ona cię wykorzystuje!
 - Przestań...!
 - Nie wierzysz mi...?
On wyraźnie się zmieszał. Nic nie powiedział tylko mnie minoł i wyszedł z kuchni. W moich oczach pojawiły się łzy. Zamknęłam je i ścisnęłam rękę w pięść. Szybko się za nim odwróciłam, chciałam go zatrzymać i przeprosić. Jednak odpuściłam. On poszedł po schodach do niej. Rzuciłam się na kanapę obok dziewczyn.
 - Wszystko popsułam...

Kendall.

Właśnie spacerowaliśmy po ulicach LA i śmialiśmy się sami z siebie. Pod sam koniec spaceru zaczeliśmy sobie podśpiewywać piosenkę 'Boyfriend'. Z każdego słowa piosenki śmialiśmy się, a przechodnie patrzyli na nas, jak na nienormalnych. Nie wierzyłem, że to się dzieje naprawdę. Chodziłem po mieście z dziewczyną życia. Jednak ten dzień się powoli kończył. Chciałem coś jeszcze wymyśleć, żeby spędzić więcej czasu z Kate. Znałem miejsce, gdzie chwila zawsze trwała wieki. Zaprowadziłem ją na plażę. Musieliśmy ściągnąć buty. Usiedliśmy na jeszcze ciepłym piasku i wpatrywaliśmy się w jeszcze dość jasne niebo.
 - Ten dzień strasznie się dłuży - odezwała się Kate.
 - W dobrym sensie? - zapytałem przejęty.
 - No oczywiście - szturchnęła mnie w ramię
Posiedzieliśmy chwilkę w ciszy. Chciałem jakoś zagadać.
 - Too... Ile tutaj zabawisz?
 - Taa... To jest temat, na który nie chciałam rozmawiać...
 - Wybacz... - spuściłem głowę.
Już myślałem, że zaraz wstanie i wróci do domu. Ona jednak została i zaczęła tłumaczyć.
 - Ja od urodzenia mieszkam we Włoszech. Za niedługo muszę odwiedzić rodzinę. Nie wiem ile tam będę.
 - Czyli... Nie wiesz, czy się jeszcze spotkamy...? - załamałem się.
 - Dokładnie tak...
Znowu nastała chwilowa cisza. Musiałem coś wymyślić, żeby się nie rozpłakała. Delikatnie dotknąłem jej ręki.
 - Pamiętaj, że zawsze możesz na mnie liczyć i o wszystkim możesz mi mówić.
Ona spojrzała na mnie błyszczącymi oczami. Nagle coś błysnęło. I to nie była burza. Odruchowo puściłem jej rękę i wstałem na równe nogi.
 - Kendall? Co to było?
Ja zacząłem oglądać się dookoła.
 - Nie wiem... Lepiej już wracajmy...
Pomogłem jej wstać i ruszyliśmy szybkim krokiem do domu.

Carlos.

Delikatnie nacisnąłem klamkę do mojego pokoju. Na łóżku siedziała Sam. Uśmiechnąłem się do niej i usiadłem obok.
 - Nadal słuchasz Coldplay? - zaśmiała się.
 - Tak.
 - ...Pamiętasz koncert...?
 - No jasne, że tak...
Ona popatrzyła na mnie i lekko się uśmiechnęła.
 - Nic się nie zmieniłeś od tego miesiąca... - powiedziała cicho.
Ja spuściłem głowę i przygryzłem wargę. Sam nagle wstała i podeszła do mojej komody.
 - Powiedz mi... Kim dla ciebie jest ta Reachel?
 - To moja dziewczna - uśmiechnął się.
 - Mhmm... - pokiwała lekko głową - A ona ma jakieś problemy?
Ja podeszłem do okna i wpatrywałem się w napis Hollywood.
 - Taa... Jej rodzice ją ode mnie odciągają... Oni tylko chcą jej sławy...
 - Ah... Serio? - odezwała się za moimi plecami.
 - Niestety... - westchnąłem.
Nastała cisza. Ona stanęła zaraz obok mnie.
 - Może sie gdzieś przejdziemy? - zapytała.
 - Jasne, a dokąd?
 - Do... No nie wiem... Do restauracji?
 - Nie jest za późno?
 - Na spędzenie czasu z przyjacielem nigdy nie jest za późno...
Ja się uśmiechnąłem i ruszyliśmy w stronę drzwi. Zbiegliśmy po schodach. Sam juz leciała na dół, a ja jeszcze wróciłem się do pokoju po komórkę.

Reachel.

Ja już załamywałam ręce, a dziewczyny siedziały ze mną. Nagle usłyszalam tupot stóp. Myślałam, że to Carlos. Już chciałam się na niego rzucić, ale zauważyłam, że to Samantha. Podbiegła do drzwi, uśmiechnęła się bezczelnym uśmieszkiem i pomachała nam. Alex jej odmachała, a ja i reszta patrzyłyśmy na nią ze złością. Nagle znowu usłyszałam tupot. Tym razem byłam pewna, że to on. Natychmiast wstałam z kanapy i podbiegłam do niego.
 - Carlos...! Ja... - nie dał mi dokończyć.
 - Reachel... Daj spokój... - i ponownie mnie ominął.
We mnie się zagotowało. Ta Samantha miała na niego zły wpływ. On mnie nie słuchał! A to się naprawdę bardzo żadko zdarzało. Widziałam to w czarnych kolorach. Wróciłam na kanapę i mało brakowało mi do płaczu. Obok mnie usiadła Jay.
 - Spoko. Przejdzie mu  - pocieszyła mnie.
 - Czemu mnie się wydaje, że nie...?

Carlos.

Mało nam zajęło do dojścia do najbliższej restauracji. Już chciałem do niej wejść, ale Sam zaciągnęła mnie dalej.
 - Ta restauracja jest zadroga. Poszukajmy jakiejś innej.
Ja tylko wzruszyłem ramionami i zdałem się na jej wybór. Zaprowadziła mnie do jednego baru.
 - Chcesz iść... do baru...?
 - No, a po co niepotrzebnie wydawać pieniądze? - przechyliła głowę i szeroko się uśmiechnęła.
 - No może racja...
Weszliśmy do baru i staneliśmy przed barmanem.
 - Poprosimy... Hmm... - zacząłem wybierać.
 - Ja poproszę sok - dokończyła za mnie Sam.
Spojrzałem na nią z przerażeniem.
 - Co? Tylko sok? Nie żartuj.
Nagle ktoś zaczął piszczeć. Oboje nie zwróciliśmy na to uwagi.

Samantha.

Usłyszałam, jak ktoś zaczął piszczeć. Od razu wiedziałam, że to o mnie chodzi. Przeczesałam szybko włosy i odwróciłam się do fanów. Zatrzymała ich ochrona stojąca przy drzwiach baru. Ciągle wymawiali klasyczne słowa fanów. Typu: 'Carlos! Kocham cię!', albo: 'Sam! Sam! Jesteś super!'. Taa... Te drugie są lepsze. Carlos zaczął się uśmiechać i machać do nich. Nagle wstał i kazał puścić fanki. Wszystkie rzuciły się na niego i dały mu kartki na autografy. Kilka z nich chciały fotki z nim. A do mnie? N-I-C! Ale się przeliczyłam, bo zaraz po zainteresowaniu Carlos'em, wszystkie podbiegły do mnie. To samo: autografy i zdjęcia. Wszystkie odleciały od nas i trzasnęły drzwiami baru. Oboje wróciliśmy na miejsca i dostałam swój sok. Carlos jednak chciał zjeść coś ze mną. No, nie dziwię mu się. Wybraliśmy się do najbliższej restauracji i mile zjedliśmy lunch. Po lunch'u Carlos i ja wyszliśmy z restauracji zostawiając na stole 25 dolców. A ja chciałam tylko zwykłe frydki. Całe 25 dolców! Przechodziliśmy przez miasto i Carlos zauważył weosłe miasteczko. Oczywiście chciał tam iść ze mną. Pociągnął mnie za rękę i śmiał się jak dziecko... Boże, co w tym takiego zabawnego? Tylko kasa leci z kieszeni i nic poza tym.
 - Chodźmy na kolejkę! - pisnął Carlos i znów pociągnął mnie za rękę.

Reachel.

Było już pare minut po ósmej wieczór. Naprawdę zaczęłam się denerwować. Ja i dziewczyny siedziałyśmy w salonie i oglądaliśmy serial, ale i tak nic z niego nie wiedzieliśmy. Michaelle musiała już iść. My ją zatrzymywałyśmy i nam się udało, żeby została. Logan i James nie mogli długo wytrzymać bez dziewczyn. James zabrał do siebie Alex, a Logan - Michaelle i Isabellę. Jay i Robyn zostały ze mną. No bo... Do kogo miały iść jak Kendall jeszcze nie wrócił? We trójkę czekałyśmy na chłopaków. Po paru minutach do domu wpadł Kendall. Nasza trójka skoczyła na sofie i spojrzała na niego. Jay i Robyn uśmiechnęły się do niego i zaczęły biec do niego. Nagle się zatrzymały, kiedy zobaczyły, kto z nim wchodzi. To była jakaś dziewczyna. Obie nie wiedziały, co powiedzieć.
 - Jay, Robyn. To jest Kate - przedstawił ją Kendall - Kate. To jest Jay, a to Robyn.
Kate machnęła do nich obu.
'To to jest ta nowa?... Wygląda na równą sobie...'
Ale dziewczyny nie były tak przekonane do niej, jak ja. Wstałam ze sofy i podeszłam do Kate.
 - Cześć. Jestem Reachel - uśmiechnęłam się do niej.
 - Siemka. Katelyn, ale mów mi Kate - pokazała żółwika.
Przybiłam jej i zaprosiłam ją, żeby usiadła ze mną.
 - Oj, nie, nie. Ja muszę uciekać do domu. Jest strasznie późno. Zaraz mama wraca z pracy,a ja wolę być wtedy w domu.
Dziewczyny, James i Logan zbiegli po schodach, bo usłyszeli jakieś rozmowy. Chłopcy od razu rozpoznali koleżankę.
 - Ej! Kate! Hejka! - pomachał James.
Logan tylko kiwnął do mnie głową z miłą minką. Nagle oboje na siebie spojrzeli z przerażeniem. Jay i Robyn odwróciły się do James'a i Logan'a plecami i rozmawiały ze mną i Kate. Ja jednak widziałam, co chłopcy wyprawiają. Zaczeli mu pokazywać, żeby się puknął, że się wyda i coś jeszcze. Wymachiwali swoimi rękami jak głupki, a że Robyn i Jay nic nie widziały, to jestem pełna podziwu. Kendall tylko machnął ręką i się skwasił. Michaelle, Isabella i Alex podeszły do nowej i się z nią przywitały. One również mile ją przyjęły w swoje kręgi. Jednak Kate musiała już iść. Ale coś ją zatrzymało.
 - A gdzie Carlos? - zapytała.
 - A... Carlos? Nie wiemy... Zguubił się. Wiesz jak to on... Ciota w mieście! - zaśmiał się Kendall.
Popchnął ją w plecy i otworzył jej drzwi.
 - Too... Na razie - uśmiechnęła się.
My też się uśmiechnęłyśmy, oprócz Jay i Robyn. Oboje wyszli z domu, a my znowu zostaliśmy sami. Robyn i Jay odwróciły się do Logan'a i James'a ze wściekłymi minami i założonymi rękami.
 - Kto to był? - zapytała Robyn.
 - M-My? Nic nie w-wiemy - zaczeli się równocześnie jąkać.
 - Taak? A kto wymachiwał grabiami jak idiota? - podeszła Robyn do Logan'a.
 - A kto robił idiotyczne miny jak upośledzony? - podeszła Jay do James'a.
 - Amm... Nie myy! - postawił się Logan.
Ale Robyn podniosła rękę, a on zaczął piszczeć i uciekać na górę, a Isabella i Michaelle zaraz za nim.
 - Ta! Logan się boi, bo to baba! A ja ciebie się nie booję! - spojrzał na Jay z góry.
Ona tylko skubnęła mu włosa, a on od razu pisnął i chwycił się za włosy i pobiegł do łazienki.
 - James! Nie panikój! Na półce masz grzebień, a przy lustrze masz lakier! - wrzeszczała Alex za nim i pobiegła do niego.
 - Baby... - jęknęły Jay i Robyn.
Ja spuściłam głowę i przypomniałam, sobie, że Carlos jeszcze nie wrócił.
 - Carlos naprawdę zaczyna przesadzać... - odezwała się Jay.
Po paru minutach Jay i reszta musiała już wracać, bo rodzice się nie pokoili. Chłopcy pożegnali się z dziewczynami, a każda dostała po całusie. Po zamknięciu drzwi James i Logan poklepali mnie po plecach i się uśmiechneli. Oboje poszli na górę spać. Zaraz potem wszedł Kendall. On spojrzał na mnie i rozejrzał się dookoła.
 - Sama jesteś?
 - Ta...
 - Jest noc. Gdzie Carlos?
 - Nie wiem...
On usiadł koło mnie.
 - Nie... Zostawisz mnie samą? Proszę.
 - Oczwiście, spoko... - uśmiechnął się do mnie i poszedł na górę.
Ja wstałam i powoli podeszłam do wyłącznika żyrandola. W salonie zrobiło się ciemno. Była już dziewiąta w nocy, a po Carlos'ie ani śladu. Postałam dwie minuty przy oknie i z powrotem położyam się na kanapie. Z każdą następną minutą leciała kolejna łza. Moje oczy były już tak zmęczone, że zaczęłam je zamykać. Było w pół do dziesiątej w nocy i nagle ktoś lekko otworzył drzwi. Ja już prawie zasnęłam, ale słyszałam dźwięk, jaki od paru godzin chciałam usłyszeć. Lekko otworzyłam oczy i wyjrzałam zza oparcia kanapy i zobaczyłam owszem Carlos'a, ale też i Samanthe na jego rękach. Moje oczy momentalnie się otworzyły na całą szerokość. Szybko schowałam się za oparcie i próbowałam być cicho. Wyszedł z nią na górę po schodach i wszedł do swojego pokoju. Odwróciłam się na bok i próbowałam się uspokoić. Zaczęłam cicho szlochać i teraz to już nie potrafiłam zasnąć... Nawet jakbym chciała...
________________________________________________________________________
What's going on? Waazzzaa ? X D Więc tak, Wszystkiego Najlepszego dla wszystkich mam na świecie ! : D Tak ! To Dziś ! x DDD Dzień Mamy ! X D Wszystkie Rusherki biegną do kwiaciarni i robią laurki i śpiewają mamie piosenki itd x D
Według mnie i Jay, najlepszym prezentem dla mamy jest ustawienie na dzwonek The Moms Song X DDDDDD
Nasze skojarzenia z Kate x DDD
Kendall - Szmidt - lekarz i dzieciak x DDD
Carlos - Pen - długopis X DDD
James - Maslo - masło X DDD
Logan - Hender-Szoulders - szampoon X DDDD
Booże x DDDD
Nasza rozmowa o bluzce z Jay x DDD Akwarele odporne na wodę x DDDD Zrobię sb taką koszulkę, jaką ma Carlos na Better With U Tour przy Love Me Love Me <33 Hehe x DDD ~here.
Kate, ja i Wojna mężów x DDDD Kendall vs. Carlos X DDD Kto jest sexy i kto ma piękniejszy głos x DDD Carlos wygrał dwa razy pod rząd x DDDDD
Kto Rules, Kate ? X DDD
Big Time Rush, Wujek Chris Brown, The Wnated, Linkin Park, Eminem, Mitchel Musso X DDDD <3

Za 8 dni obchodzę 1 rok z BTR, w związku z tym od dziś do 4 czerwca nie będzie rozdziałów. Zrobię jeden ogromny, długi i każdy znajdzie coś dla siebie. Zrobię też na to święto reklamę do bloga [ intro ]. Na boku bloga, na samej górze, jak zauważyliście pewnie już, jest ramka pt. Od Reachel. Jest to ramka, gdzie bd umieszczać jakieś ważne infa. Mam nadzieję, że zdążę zrobić rozdział i rekamę w jednym czasie X D
To do zobaczenia ; ***

piątek, 11 maja 2012

Rozdział 30 [ Podziękowania + Nowy Look + Nowy Soundtrack ]

Reachel.

Chwilę posiedzieliśmy w ciszy. Nagle mocno ziewnęłam.
 - Może się położysz? - zapytał Kendall.
 - Nie, nie trzeba... - powiedziałam.
Carlos wstał i wziął mnie za rękę. Zaprowadził mnie do jakiegoś pokoju.
 - Ja naprawdę nie jestem zmęczona...
 - Dużo dzisiaj przeszłaś. Bez gadania. Wchodź - otworzył drzwi do pokoju i przytrzymał mi je.
 - Dzięki... - uśmiechnęłam się i weszłam do środka.
Rozejrzałam się dookoła. Na ścianach wisiały plakaty Train, Westlife, Coldplay, John'a Legend'a i Carly Rae Jepsen. Meble były całkiem nowe, łóżko było pięknie zaścielone, a na ziemi ani jednego śmiecia. Podeszłam powoli do okna. Za oknem był widok na napis Hollywood. Długo go podziwiałam. Ja musiałam się wychylać, niewiadomo jak, za okno aby go dostrzec.
 - Piękny pokój... - zachwyciłam się i rozglądałam się dalej.
 - Dzięki - uśmiechnął się.
 - Jeszcze nie widziałam tak czystego pokoju... No może oprócz mojego... - zaśmiałam się.
On zaraz po mnie zaczął się śmiać. Carlos podszedł do stojącej na ziemi wielkiej wieży stereo. Nacisnął jeden guzik i usiadł ze mną na wyścielonym łóżku. Z głośników zabrzmiała piosenka Coldplay - Paradise. Bardzo przepadałam za tą piosenką, tak jak za Coldplay. Posiedzieliśmy tak chwilę patrząc sobie w oczy i uśmiechając się do siebie.
 - Nie jesteś zmęczona... ?
 - Ani trochę...
Piosenka się skończyła i rozpoczęła się kolejna. Na początku jej nie poznałam, bo była to instrumentalna wersja.
 - Pamiętasz... ? - chwycił mnie za rękę i podniósł z łóżka.
Nagle sobie przyswoiłam melodię.
 - Tak... - uśmiechnęłam się do niego.
To było Worldwide. Carlos zaczoł ze mną tańczyć wolnego. Przytuliłam się do niego, a głowę oparłam na jego ramieniu. Oczy zaczęły mi się lepić i straciłam kontakt z rzeczywistością.

Carlos.

Reachel oparła się mojej metodzie na uspanie dziewczyny. Delikatnie wziąłem ją na ręce i położyłem na łóżku. Trochę ściszyłem wieżę i włączyłem powtarzanie, bo następnym utworem miało być Call Me Maybe, nie chciałem jej przypadkowo obudzić. Okryłem Reachel kołdrą, pogłaskałem po głowie. Po pokoju wleciała Dark, mieszkała u nas od kiedy wróciłem do domu. Mała zaczęła szczekać i skakać po mnie.
 - Cii! - pokazałem jej palcem na usta.
Szybko wyszliśmy i zamknąłem za soba drzwi na klamkę. Zeszłem z Dark na dół, a na dole wszyscy spali. Więc ja też postanowiłem się położyć. Wróciłem do pokoju, po cichu rozłożyłem materac, który leżał w szafie na wszelki wypadek i ułożyłem się na ziemi.

Reachel.

(...)
Czułam lekki chłód. Tym razem było całkiem ciemno. Nic nie widziałam. Nie mogłam się ruszyć z miejsca. Coś mnie trzymało przy ziemi. Nie chciałam dalej dążyć w nicość w tym śnie, więc szybko otworzyłam oczy.
(...)
Z powrotem poczułam ciepło i promienie słońca wpadające przez okno.
 'Już rano... ?'
Nagle usłyszałam lekkie trzaśnięcie drzwi. Byłam pewna, że to Carlos. Zamknęłam z powrotem oczy i czekałam na powitalny pocałunek. Nic się nie działo. Otworzyłam na małą szerokość oczy i zamiast Carlos'a zobaczyłam tego mężczyznę. W dalszym ciągu był cały we krwi.
 - AAA! - krzyknęłam z przerażenia.
Nagle znowu znalazłam się w pokoju. Spojrzałam za okno i zobaczyłam wschodzące słońce zza napisu na górze.
 'To tylko sen...'
Drzwi ponownie się otworzyły. Przeżyłam deja-vu. Szybko nakryłam się kołdrą i czekałam, co się stanie. Ktoś chwycił za kołdrę i delikatnie ją zdjął ze mnie. Ja zaczęłam piszczeć, a ktoś mnie chwycił za rękę.
 - Ej! Co się dzieje? - zapytał ktoś.
Przestałam i zerknęłam na osobę.
 - Carlos! - rzuciłam sie na niego.
 - ...Śnił ci się... ?
Nic nie odpowiedziałam. Poprostu nie chciałam się od niego oderwać.

Kendall.

Obudziłem się bardzo wcześnie. Wstałem z sofy nie budząc Jay i Robyn. Po cichu ruszyłem do kuchni, aby coś zjeść. Zrobiłem sobie płatki z mlekiem, tak na szybko. Gdy byłem w połowie śniadania, przypomniałem sobie o Kate.
 - Nasze spotkanie... ! - szepnąłem do siebie.
Szybko dojadłem śniadanie i pobiegłem do mojego pokoju. Na łóżku leżała moja komórka szybko za nią chwyciłem i już chciałem zadzwonić, ale popatrzyłem na zegar.
 - Dopiero siódma... - westchnąłem.
Nagle telefon zadzwonił. Na ekranie wyświetlał się nieznany mi numer. Nie myśląc długo, odebrałem.
 - Halo? - odezwał się znany mi głos.
 - O, cześć! - zaśmiałem się do słuchawki.
 - Pamiętasz mnie?
 - Kate, twój głos krążył po mojej głowie cały dzień...
 - Oj, bez przesady - zachichotała.
 - Żadna przesada - zaśmiałem się ponownie.
 - Kendall? Jesteś teraz zajęty?
 - Ani trochę.
 - Może spotkalibyśmy się gdzieś na mieście i poznalibyśmy się?
Ja zakryłem komórkę i zacząłem skakać po łóżku i po cichu piszczeć.
 - No jasne! Bez problemu! To za dwadzieścia minut, tam gdzie się spotkaliśmy?
 - Mnie pasuje. To na razie!
 - Do zobaczenia - powiedziałem poważnie i rozłączyłem się.
Postałem pare senkund spokojnie na podłodze, aż w końcu nie mogłem wytrzymać i ponownie skakałem po łóżku.

Carlos.

Byłem przerażony zachowaniem Reachel. Nie mogła wydusić z siebie nawet słowa. Oderwałem ją od siebie i spojrzałem jej w oczy. Po chwili uspokoiła się.
 - Może coś zjesz? Jesteś głodna? - zapytałem.
Ona tylko kiwnęła głową. Chwyciłem jej rękę i pogłaskałem ją. Pomogłem jej wstać i zaprowadziłem ją do drzwi. Otworzyłem jej drzwi i wyszliśmy z pokoju. W tym samym momencie z pokoju wyleciał z wielkim hukiem Kendall skacząc jak zajączek na wiosnę.
 - Stary. A ty co taki wesoły? - zapytałem się go.
 - Wesoły?! Wesoły?! Ja jestem kretyńsko szczęśliwy! - pisnął.
I poleciał na dół po schodach. Wyleciał przez drzwi i trzasnął nimi. Wszyscy skoczyli na sofie i rozglądali się dookoła przerażeni. Ja i Reachel powoli schodziliśmy do nich z trochę dziwnymi uśmiechami. Jay i Robyn nagle oświeciło.
 - Gdzie Kendall? - zapytała Robyn.
 - Wyszedł - powiedziałem.
 - Dokąd? - zapytała Jay.
 Sam zacząłem myśleć, dokąd. Przypomniała mi się Kate. Od wczoraj na jej imię odbijała mu palma.
 'Nie spodoba im się to...'
Jay wstała ze sofy i podbiegła do Carlos'a.
 - Gdzie on jest?! - zaczęła mnie szarpać za koszulkę.
Reachel się ruszyła z miejsca i odciągnęła ją ode mnie.
 - Jay. Spokojnie. Napewno zaraz wróci.
 - Nie radzę, jak nie wróci szybko... - spojrzały na mnie Jay i Robyn ze złością.
Ja przełknąłem ślinę. Jay odwróciła się napięcie i musnęła mnie swoim kucykiem. Popatrzyłem się w prawą stronę i nie widziałem Reachel.
 - Reachel? - zawołałem.
Nigdzie jej nie było.
 - Może też wyszła... ? - zaśmiał się po cichu Logan.
Ja spojrzałem na niego zdenerwowany, a on się uspokoił.

Reachel.

Podeszłam do kuchni, gdzie na blacie leżały słuchawki Carlos'a. Pożyczyłam je i po kryjomu wyszłam przez drzwi od tarasu. Postanowiłam się przejść chwilę. Nałożyłam słuchawki i podłączyłam je do komórki. Spacerowałam po ulicach LA pare minut. Spuściłam głowę i wsłuchiwałam się w słowa piosenki 'Come Back My Love' śpiewanej przez Mitchel'a Musso. Nagle kogoś trąciłam łokciem. Odruchowo się odwróciłam i przeprosiłam nie patrząc na osobę. Ona mnie zatrzymała.
 - Ej, zaczekaj.
Spojrzałam na dziewczynę o długich jasnobrązowych włosach i ciemnych oczach.
 - O co chodzi?
Wyglądała na dość zdenerwowaną.
 - Czy ty nie jesteś dziewczyną Carlos'a?
 - Amm... Owszem. To ja.
Jej zdenerwowanie nie malało.
 - Ty jesteś ta... Briged?
 - Reachel.
 - A taak... - puknęła się w czoło.
Miała strasznie piskliwy głos. To mnie powoli doprowadzało do szału. Ona się zbliżyła do mnie ze wściekłą miną.
 - Carlos jest mój...! On zasługuje tylko na mnie... A nie jakąś małolatę... Nastolatki mówią często, że chłopcy lubią starsze... - zachichotała bezczelnie - Nie będziesz z nim... Po moim trupie... Ja potrzebuję kasy, a on prawdziwej miłości... Tylko spróbuj mi podskoczyć to cię zgniotę... jak robala...!
Lekko mnie popchnęła i poszła w swoją stronę. Ja obejrzałam się za nią, a ona się jeszcze do mnie zwróciła.
 - A, jestem Samantha. Bardzo mi niemiło - zaśmiała się i odeszła.
Ja byłam sparaliżowana. Wróciłam powolnym krokiem do domu chłopaków.

Kendall.

Biegłem jak na skrzydłach. Nie mogłem się doczekać. Musiałem się zastanowić, gdzie zabrać Kate. Ale nie chciało mi się. Na razie tylko chciałem ją zobaczyć. Po drodze wpadłem w pare palm i na pare ludzi. Dobiegłem do miejsca, gdzie się wczoraj spotkaliśmy, ale jej tam nie było. Poczekałem jeszczę chwilę i w końcu ktoś mnie stuknął palcem w ramię.
 - Cześć - uśmiechnęła się do mnie Kate.
 - Hej! - zacząłem się śmiać jak głupi.
 - To... Gdzie idziemy...? - zapytała mnie.
 - Na lody?
 - Dobry pomysł.
Pociągnąłem ją za rękę prosto do budki z lodami. Zamówiliśmy sobie po dwie gałki i chodziliśmy powoli po chodniku i rozmawialiśmy od serca. Ja nagle podrapałem się po głowie i spuściłem rękę w dół, nagle poczułem, że dotknąłem jej ręki. Szybko ją z niej wziąłem.
  - Spokojnie. Możesz sobie potrzymać - zaśmiała się.
Mnie trzymała myśl, że robię źle. Bo to prawda! Mam Jay i Robyn...! Ale nie mogłem jej się oprzeć. To była naprawdę piękna i oryginalna dziewczyna. Kate pociągnęła mnie na ławkę w parku. Usiedliśmy centralnie pod drzewem. Posiedzieliśmy tak chwilę patrząc na siebie. Na włosy Kate spadł jeden listek. Zaśmiałem się.
 - Co cię tak rozbawiło?
 - Widać, że natura lubi twoje naturalne włosy - śmiałem się dalej.
Ona zaczęła przejeżdżać palcami po kosmykach. Ja pomogłem jej i wyciągnąłem listek. Spojrzeliśmy sobie w oczy, a nagle zawiał letni wiaterek. Ona odsunęła moją grzywkę z oczu i zbliżyła się do mnie. Mnie przeszedł zimny dreszcz. Bałem się tego, że Jay albo Robyn mogą to zobaczyć... A obie są dla mnie niesamowicie ważne... Ale nie mogłem się oprzeć. Dotknąłem delikatnie jej ust i nie mogłem się od nich oderwać. Czułem, że się pogrążam, ale nie mogłem przestać... W głowie miałem kompletną pustkę. Kate odsunęła się ode mnie i pogłaskała mnie po policzku. Chciała ponownie się pocałować, ale ją zatrzymałem.
 - Kate... Nie mogę...
 - Dlaczego?
 - Bo... Paparatzzi mogą nas przyłapać...
 - Tak... Racja...
Wyczułem jej zmartwienie i smutek. Nie mogłem... Nie chciałem tego tak zostawić... Podeszłem do niej i przybliżyłem ją do siebie.
 - Zakochałem się... - szepnąłem do niej.
 - We mnie...?
 - Nie.
Kate już chciała odejść, ale ja ją trzymałem za rękę.
 - Zakochałem się w twoich oczach...
Ona od razu się uśmiechnęła. Nasze czoła złączyły się, a potem nasze usta ponownie stały się jednością.

Reachel.

Weszłam do domu chłopaków w dalszym ciągu sparaliżowana. Gdy tylko przekroczyłam próg domu rzuciła się na mnie Jay i Robyn.
 - Reachel! Gdzieś ty była? - przytuliły mnie obydwie.
 - Nigdzie...
 - Gdzie Kendall? - zapytała się Jay.
 - Nie wiem...
Usiadłam na sofie, bo czułam, że już długo nie ustoję.
 - Co się stało? - zapytała Robyn.
 - Znacie kogoś takiego jak Samantha...?
Obie strasznie się poruszyły tym pytaniem. Isabella, Michaelle i Alex przybiegły nagle jak błyskawice.
 - Gdzie Samantha?! Isabella! Patelnia! Alex! Kabel! - zaczęła rządzić Michaelle.
 - Ej! Ja do niej nic nie mam - uspokoiła Michaelle Alex.
Wszystkie, oprócz mnie otworzyły usta i wytrzeszczyły oczy na nią.
 - Powiecie mi, kto to jest? - zapytałam.
Wszystkie rozejrzały się dookoła.
 - Chłopaków nie ma? - zapytała się Jay.
 - Czysto. Poszli szukać Kendalla - odpowiedziała Alex.
Wszystkie usiadły koło mnie na sofie i zaczęły opowiadać.
 - Samantha Droke to była Carlos'a. Musieli się rozejść, bo miała grać w filmie w Grecji. Ale, widać już wróciła... - zaczęła Jay.
 - Ta. Wyjechała, Carlos się załamał. Potem po kilku tygodniach ty przyszłaś na koncert i poznał ciebie - dodała Alex.
 - Ona kochała go od początku tylko dla pieniędzy... - dodała Isabella.
Przypomniałam sobie słowa Samanthy.

***

 - Nie będziesz z nim... Po moim trupie... Ja potrzebuję kasy, a on prawdziwej miłości...

***

Wróciłam na ziemię po tym wspomnieniu.
 - Ona kochała go tylko dla kasy...
 - To samo ci mówimy - sprostowała Alex.
 - Zerwali ze sobą trzy razy. Wszystko przez pieniądze - powiedziała Robyn.
 - To Carlos tego nie widział, co ona z nim robi po tym pierwszym razie? - zapytałam.
 - Najwyraźniej... - westchnęła Robyn.
 - A tyś ją spotkała? - zapytała Isabella.
 - Tak... Nawyzywała mnie od małolat i że na niego nie zasługuje i że to ją kocha i że potrzebuje kasy i że mnie zgnienie jak jej podskoczę...
 - Sprawa jest poważna... - skomentowała Jay.
Nagle drzwi się otworzyły , a przez nie weszli Logan, James i Carlos. Rozbawieni po uszy. Za Carlos'em ktoś wszedł. Myślałam, że to ta dziewczyna, co o niej napisał mi Carlos. I się przeliczyłam...
 - Dziewczyny! Poznajcie Sam - przedstawił nam Carlos Samanthę.
Nas zamurowało.
 - Mamy problem... - szepnęła do mnie Jay.

Kate.

Kendall był moim marzeniem, które się spełniło. Nie mogłam uwierzyć, że on nie ma dziewczyny. Jak dziewczyny nie biją się o takie cudo? ...No biją się, ale żadna z nim nie chodzi... Ale to nie ważne. Po spacerze po parku poszliśmy do centrum. Na ulicy akurat występował zespół kabaretowy. Umialiśmy się po pachy. Pamiętam jeden żarcik:
 'Koleś przez przypadek wpakował się na 'napiętą' linię i usłyszał uwodzicielski głos:
 - Dobrywieczór... Zrobię dla ciebie, co tylko zechcesz...
 To on na to:
 - Serio? To oddzwoń'
Normalnie śmiechawa, że szok. Potem podeszliśmy pod fontannę. Zaczęło się od małego chlapnięcia Kendall'a, a skończyło się na kąpieli w fontannie. Cali byliśmy mokrzy. W końcu musieliśmy opuścić mokry basenik, bo straż miejska nas ostrzegła, że albo zaraz wyjdziemy, albo nam wstawi mandacik. Zaraz po odejściu policjanta zaczeliśmy się śmiać w niebogłosy. Postanowiliśmy, że już będziemy wracać... Znaczy ja wracam do domu. Chwyciliśmy się za ręce i ruszyliśmy wolnym krokiem do mojego domu.
 - Nie chce mi się z tobą rozstawać... - szepnął do mnie.
Słysząc to pociągnęłam go na mini łączkę koło parku. Położyliśmy się na niej i patrzyliśmy na złotawe już niebo. Widać było już prześwitujący księżyc.
 - Chciałaś kiedyś polecieć na księżyc? - zapytał mnie.
 - Tak... Jak byłam mała...
 - Kiedyś zbudujemy taką małą rakietę i polecimy tam... Tam zbudujemy domek, a naszymi sąsiadami będą ufoludki - zaśmiał się.
Też zaczęłam się śmiać i popatrzyłam w jego oczy.
 - Potem przemalujemy go na zielono - dodałam.
 - Dlaczego?
 - Aby na niebie było jedno twoje piękne oko...
On się zawstydził i zbliżył swoją głowę do mojej.
 - Żadne nie dorównają twoim...
__________________________________________
Już okrągła 30! X D Jak zauważyliście, zmieniłam look i soundtrack. Nagłówek zrobiony przez Jay Malidor ; *** Soundtrack'iem jest moja świeżo napisana piosenka pt. ' 9 Hours To Back '. Opowiada ona o moich marzeniach i o tym, że kiedyś polecę do Los Angeles i spotkam Carlos'a... Ale to marzenia... Ten rozdział dedykuję moim przyjaciółkom, którym wiele zawdzięczam:
- Katelyn ; *
- Jay ; *
- Robyn ; *
- Isabella ; *
- Paris ; *
- Michelle ; *
- Alex ; *
- Michaelle ; *
- Jasse ; *
Bez was mój świat Rusher'a by nie istniał długo... Jesteście najlepsze ! : *** Pozdrawiam i kocham ; *****

czwartek, 3 maja 2012

Rozdział 29 [ 11 miesięcy z BTR + 9 miesięcy Bloga ]

Reachel.

Jechaliśmy do LA tak szybko jak się dało. Niestety przytrafił nam się korek wielkości tyranozaura.
 - Nie możemy jechać szybciej? - nie cierpliwiłam się.
 - Tak, jakby nie było tego korku to na pewno - dogryzała mi mama.
Było mało czasu, bo była już 12:51. Teraz byłam pewna, że nie zdążę na spotkanie. Po dziesięciu minutach jakimś cudem wydostaliśmy się z zakorkowanej ulicy. Ja już nic nie mówiłam. Było 'po ptokach', po prostu. Gdy tylko wjechaliśmy do LA to obudziła się we mnie ponowna nadzieja, że pewnie czekają na mnie. Podjechaliśmy pod dom, a ja nie czekając, aż samochód się zatrzyma, wyskoczyłam z niego i pobiegłam ile sił do parku. Nikogo tam nie było. Spojrzałam na mój czerwony zegarek z zasmuceniem.
 - 13:25... - powiedziałam do siebie z żalem.
Obejrzałam się jeszcze, ale nikt nie nawiedził mojego wzroku. Miałam do siebie okropny żal, obiecałam im. A ja, jak jakaś szumowina, pojechałam sobie na kasting. Wybrałam sławę, a nie przyjaźń... Moje myśli przerwały lamęty i usłyszałam rozmowę. Szybko się odwróciłam do rozmów i zobaczyłam przyjaciół dyskutujących i niewesołych. Wszyscy mnie zobaczyli i podbiegli.
 - Cześć! - chciałam ścisnąć Alex.
Ona się odsunęła na krok.
 - Gdzie ty byłaś? - zapytała wściekła.
 - J-Ja... Ja chciałam wam się czym pochwalić! - podniosłam wesoło ręce.
Oni to jednak olali.
 - Powiedziałaś, że zawsze masz czas dla przyjaciół... - odezwała się zasmucona Robyn.
 - T-Tak. Zawsze mam...
 - Nom. Chyba nie tym razem - powiedziała Alex.
Zrobiło mi się strasznie głupio. Chciałam zapaść się pod ziemię.
 - Ale... Dobra menadżerka podpisała ze mną kontrakt! - pochwaliłam się z nadzieją, że mi wybaczą.
 - Serio? - zapytała Alex - I to dlatego nie przyszłaś na spotkanie? Bo wolałaś sławę, niż przyjaciół.
Te słowa Alex niezwykle zabolały. Zawalił mi się grunt pod nogami. Wydało mi się, że wszyscy są przeciwko mnie. Alex i reszta odwrócili się i poszli przed siebie. Ja spuściłam głowę, a z oczu poleciały mi dwie łzy. Ktoś chwycił mnie za rękę. Poznałam ten dotyk. Carlos stał teraz koło mnie. On się do mnie uśmiechnął.
 - Gratuluję... Może będziesz taka sławna jak ja... ? - zaśmiał się cicho.
Mnie ponownie poleciały dwie łzy.
 - Nie płacz... Przejdzie im... - otarł moje łzy.
Ja się uśmiechnęłam i ścisnęłam jego rękę.
 - Kocham Cię... - powiedziałam mu.
 - Ja Ciebie też... - pocałował mnie w czoło.
Carlos już się odwrócił i puścił moją rękę. Kolejna łza spadła na betonowy chodnik. Chłopak się odwrócił i spojrzał na mnie ze współczuciem.
 - Zostać z tobą... ? - musnął mnie ręką po ramieniu.
Szybko otarłam łzę i lekko się uśmiechnęłam do niego.
 - Nie, nie. W porządku...
 - Na pewno... ?
 - Tak...
Pocałował mnie w policzek i pobiegł w stronę domu. Ja zaś widząc biegnącego Carlos'a poczułam rządzę krwi. Ruszyłam twardym krokiem do domu. Weszłam do dużego domu i trasnęłam drzwiami, aby Jennifer i Gilbert mnie usłyszeli. Jennifer zbiegła ze schodów, a Gilbert wyszedł z kuchni.
 - I co się tak tłuczesz? - wrzasnęła wściekła - Znaczy... Witaj moja jaśniejąca gwiazdko...
 - Dość tego! Mam tego dość! Moi przyjaciele są na mnie niesamowicie wściekli!
 - Nie rozumiem sensu tej rozmowy - powiedziała mama.
 - Moi przyjaciele mają mi za złe, że pojechałam na ten durny kasting, z resztą... ja też to sobie mam za złe...
 - Jak ty możesz tak mówić?! - dołączył się tata.
 - Jesteś od dziś wielką sławą! Z tą kobietą trafisz na pierwsze miejsca list hitów!  - dodała mama.
 - A co mi z tego, że mam sławę... skoro nie mam z kim się dzielić tą radością... ?
Mama i tata zaniemówili.
 - Mówiłaś, że wrócimy na czas... - zwróciłam się do mamy.
 - Nie przewidziałam korków! Co ja jasnowidz, czy wróżka? - zdenerwowała się.
 - A może... Powiedziałaś tak tylko po to, aby mnie zaspokoić i żebym spokojnie jechała na kasting... ? Bo gdybyś powiedziała, że nie zdążę, nie zgodziłabym się na to i zostałabym tu...
Mama otorzyła szerzej oczy i otworzyła lekko usta.
 - Mhm. Więc trafiłam w sedno...
Tata nerwowo zaczął obracać palcami.
 - Wiecie, co to jest prawdziwa miłość... ? Prawdziwą miłość mi daje Carlos... Tylko Carlos został przy mnie... On jeden nie jest na mnie wściekły...
Już chciałam iść na podwórko odstresować się, jednak mama musiała dodać swoje pięć groszy.
 - Wiesz, czemu nie jest on na Ciebie wkurzony?
 - Jennifer, stop - próbował ją uspokoić tata.
Ona się wyrwała z jego rąk.
 - Bo leci tylko na twoją kasę i sławę! - powiedziała głośniej za moimi plecami.
To były kolejne słowa, które mnie złamały. Miałam ochotę ją uderzyć, za to zdanie. Ja z trudem powstrzymałam się, ale kolejne łzy leciały mi już po policzku. Powoli odróciłam głowę.
 - Że ty masz serce, mówić takie rzeczy...
Odwróciłam się cała do nich.
 - Carlos kocha mnie bezinteresownie... Zrobił dla mnie więcej, niż wy... I nie masz prawa tak o nim mówić...
Pobiegłam po schodach do pokoju i wzięłam swoją walizkę do ręki. Zaczęłam tam pakować swoje rzeczy.
 - A ty dokąd? - wbiegła do pokoju mama.
 - Wynosze się stąd.
 - Nie możesz! - uniosła się mama.
 - Zaiste... Mogę...
W dalszym ciągu pakowałam się. Z moim pośpiechem szybko to załatwiłam. Rodzice wyszli z mojego pokoju. Czułam, że o czymś zapomniałam. Podeszłam do komody i oparłam się o nią. W oko wpadło mi zdjęcie w ramce. Szybko wzięłam je w ręce i spakowałam do walizki. Wyszłam z pokoju i trzasnęłam drzwiami. Ze swojego pokoju wybiegł Fred.
 - Reach? Gdzie ty idziesz?
Ja się zatrzymałam przy schodach i spojrzałam na brata. Podeszłam do niego i uklęknęłam przed nim.
 - Fred... Musze się wyprowadzić...
 - Nie. Znowu? Ja nie chcę... - sciszył głos - ...zostać tu z nimi...
 - Ja wiem... Ale... Muszę. Ja nie wytrzymam tu z nimi... Będziemy do siebie dzwonić - przytuliłam go.
 - Dobra. Pa - pocałował mnie w policzek.
Wstałam i zbiegłam szybko po schodach. Droga do drzwi była całkiem pusta. Przyspieszyłam i chwyciłam za klamkę. Już byłam na zewnątrz i nagle ktoś mnie chwycił mocno za rękę.
 - Mamo! Puść mnie! - zaczęłam głośno krzyczeć.
 - Wracasz do domu!
 - To nie dom. Tylko miejsce, które przynosi pecha!
 - Gdzie ty pójdziesz? - zapytała wściekła mama.
Wyrwałam się jej i odeszłam pare kroków i w końcu zaczęłam biec przed siebie. Nagle z nieba zaczoł kapać lekki deszcz. Zaczęłam przeraźliwiwie płakać. Nie mogłam już dlużej,więc usiadłam na krawężniku ulicy. Żadne auta nie jeździły, więc mogłam skorzystać. Schowałam twarz w ręce i zaczęłam szlochać. Usłyszałam, że deszcz coraz mocniej pada. W głowie słyszałam słowa Alex i mamy. Nie przestawały krążyć mi w myślach. Nagle usłyszałam coś innego. Ktoś biegł w moja stronę. Podniusł mnie i zabrał walizkę. Nie widziałam, kto to. Moje oczy były zlepione łzami i kroplami deszczu. Poczułam, że deszcz ustał. Zrobiło mi się strasznie słabo. Ktoś podał mi papier i ręcznik. Ja się z trudem powycierałam i poprawiłam grzywkę. Ponownie zakręciło mi się w głowie. Nie mogłam rozpoznać twarzy osoby. Moje oczy były opuchnięte i zmęczone. Podeszdł do mnie łysy mężczyzna. Okropnie się go przeraziłam. Od dziecka bałam się łysych gości. Usiadł koło mnie i patrzył na mnie z dziwnym uśmieszkiem.

Carlos.

Nie rozumiałem, jak można się tak wściec na nie przyjście na spotkanie. Siedziałem jako jedyny na kanapie i myślałem o Reachel. Co ona teraz robi i czy dobrze się czuje. Spojrzałem za okno i zobaczyłem okropną ulewę. Już dawno takiej ulewy nie widziałem. Posiedziałem chwilę i patrzyłem na telefon. Codziennie do mnie dzwoniła. Jeśli nie dzwoniła, znaczyło, że coś się stało. Chłopaki siedzieli na górze z dziewczynami i rozmawiali między innymi o Reachel. Nie mogłem juz znieść tych oskarżeń, więc wyszedłem z domu.

Reachel.

Mężczyzna coraz bardziej się do mnie przysuwał. Położył rękę na mojej nodze i zbliżył się jeszcze bardziej. Ja odsunęłam się dalej od niego. Coraz bardziej się bałam. Wiedziałam, co zamierza. Facet chwycił mnie w pasie i odwrócił moją głowę w jego stronę.
 - Zostaw... - powiedziałam wyrywając się.
 - Oj, no nie mów, że nie masz ochoty - zaśmiał się.
Mężczyzna podniósł mnie na ręce i zaniósł mnie do sypialni. Rucił mnie na łóżko i położył się na mnie.
 - Zostaw! - powtórzyłam krzycząc.
On mnie zaczął całować po ustach i macać wszędzie, gdzie to było możliwe. Ja zaczęłam piszczeć i wyrywać się. Uwolniłam ręce i uderzyłam go z plaskacza w twarz. On przewrócił się na druga stronę łóżka, a ja skorzystałam z okazji i wybiegłam szybko przez drzwi chwytając po drodze walizkę. Znowu biegłam jak szalona i płakałam jeszcze bardziej, niż poprzednio. Miałam wrażenie, że los sprzeciwia mi się. Usłyszałam, że ktoś mnie goni. Odwróciłam głowę, to był ten koleś. Nie miałam już siły biec i do tego poplątały mi się nogi i upadłam do kałuży. Poczułam czyiś dotyk, ale to był dotyk, który kochałam.
 - Reachel?! Co się stało? - zapytał Carlos chwytając mnie za rękę.
Ja pokazałam palcem na łysego mężczyznę, który już do nas dobiegał.
 - Co on ci zrobił?! - zaczoł się pytać Carlos.
 - O-On... On mnie... - jąkałam się jak nigdy.
Trzęsłam się jak opętana. Carlos zrozumiał o co chodzi. Wstał napięcie ode mnie i spojrzał na gościa.
 - Ty gnoju... - szepnoł do niego Carlos.
Ja popatrzyłam, co się dzieje. Carlos zbliżył się do mężczyzny i uderzył go w twarz.
 - C-Carlos! Nie rób! On ci zrobi krzywdę! - krzyczałam.
Facet tylko przetarł krew na ustach i kopnął Carlos'a. On upadł na ziemię i od razu wstał.
 - Carlos! N-Nie! Z-Zostaw! On Cię zabije! - w dalszym ciągu krzyczałam.
On mnie nie słuchał. Także otarł krew z ust i dwa razy uderzył w szczękę faceta.
 - Nie będziesz tak traktował mojej dziewczyny! - krzyknął na niego.
Carlos zaczoł kopać mężczyznę. Wydawało się, że juz po wszystkim. Carlos odrwócił się do mnie i uśmiechnął się. Krople deszczu kapały z jego kosmyków włosów. Zauważyłam gościa za Carlos'em, cały był we krwi, on wstał i niezauważony przez Carlos'a zaczoł go dusić.
 - Carlos! - krzyknęłam.
Mężczyzna nie ustawał. Carlos wyraźnie nie dawał rady i tracił oddech. Musiałam coś wymyślić. Szukałam po ulicy czegoś, co mogłoby mi pomóc. Zauważyłam drewnianą belkę na trawniku jednego z domów. Musiałam się pośpieszyć, bo Carlos już był cały blady. Próbowałam się podnieść z kałuży i udało mi się. Pobiegłam po belki i podniosłam ją. Facet odwrócił się do mnie plecami, więc pośpieszyłam się i ruszyłam biegiem w stronę tyrana. Z całej siły walnęłam go w glowę, belka złamała się, a on jeszcze stał na nogach. Nagle puścił Carlos'a. Chłopak upadł na ziemię trzymając się za gradło i oddychając ciężko. Ja upuściłam belkę i cofnęłam się do tyłu, bo gość odwrócił się w moja stronę i postawił kilka kroków do mnie.
 - Przesadziłaś, kicia... - kopnął mnie butem w krocze i spadłam na beton ponownie.
Ja zaczęłam zwijać się z bólu i płakać. Nagle Carlos wstał z ziemi, podbiegł do faceta, odrócił go i ponownie go uderzył kilkakrotnie w twarz i na koniec walnął mu 'z miśka'. Mężczyzna kolejny raz upadł z wielkim hukiem. I to by było na koniec. Podszedł do niego bliżej.
 - Nie mów do mojej dziewczyny 'kicia'! - kopnoł go na koniec.
Carlos szybko rzucił się na mnie i podniósł. Ja popatrzyłam mu w oczy.
 - J-Ja... Przepraszam... - mówiłam przez łzy.
On nic nie mówił, tylko mnie przytulił. Carlos chwycił walizkę, mnie za rękę i szybko zaczeliśmy uciekać. Zaprowadził mnie do swojego domu.
 - Chłopcy nie będą źli, że zamieszkam z wami... ?
 - Nie mają wyjścia. Ale nie myśl teraz o tym, za dużo przeszłaś - przytulił mnie ramieniem.
Carlos otworzył drzwi i zajrzał do środka. Wszyscy byli na górze. Strasznie bałam się tego, jak zareagują na moją obecność.
 - Hej! Chodźcie tu na chwilę! - krzynkął Carlos.
Wszyscy zeszli po schodach i kiedy zobaczyli mnie w tym stanie, jakim byłam, od razu się zatrzymali. Jay, Isabella, Robyn i Michaelle rzuciły się na mnie i przytuliły mnie.
 - Tak się o Ciebie bałyśmy - powiedziała Isabella.
 - Dzwoniłyśmy do Ciebie - dodała Robyn.
 - Wporządku? Coś ci się stało? - zapytała Jay.
Ja zaczęłam szlochać.
 - To znaczy, że tak - odpowiedziała za mnie Michaelle.
 - Wpadłam w okropne kłopoty...
 - Co się stało? - zapytała jeszcze raz Jay tylko, że bardziej nerwowo.
Ja spojrzałam na Carlos'a i przełknęłam ślinę.
 - Zostałam wykorzystana...
Wszystkich to zszokowało. Ja zaraz po tych słowach popadłam w szaleństwo. Usiadłam na kanapę i znów ukryłam twarz w rękach. Jay i Alex usiadły koło mnie i objęły mnie ramieniem, reszta usiadła na kanapie, a Carlos klęknął przedemną i chwycił mnie za rękę.
 - Wszystko będzie dobrze... - pocieszył mnie.
 - Masz nas - dodała Alex.
Ja spojrzałam na nią z uśmiechem i na wszystkich z osobna.
 - Nic się nie stało... - ścisnął mi rękę Carlos.
______________________________________________________________
Wolne się kończy, a co z tego wychodzi, rzadziej rozdziały ; [ Ale zawsze mam weekendy : D W poniedziałek do szkoły, ale mnie się nie chce... x DD Ale jeszce tylko u mnie chyba 34 dni do wakacji nie licząc weekendów i wolnych, a i dla mnie tylo 33 dni, bo jednego dnia będę potrzebna w domu ; DD Okej, amm... Ten rozdział jest ważny dla mnie bo wymyśliłam go wczoraj jak zasypiałam ; ) Tak na szybko i myślę, że nie jest zły ; D Ale nie poradziłabym sobie bez piosenki 'Breakthrough' Lemonade Mouth i 'No A Day Goes By' LoveStars : ) Komentujcie ; D