czwartek, 3 maja 2012

Rozdział 29 [ 11 miesięcy z BTR + 9 miesięcy Bloga ]

Reachel.

Jechaliśmy do LA tak szybko jak się dało. Niestety przytrafił nam się korek wielkości tyranozaura.
 - Nie możemy jechać szybciej? - nie cierpliwiłam się.
 - Tak, jakby nie było tego korku to na pewno - dogryzała mi mama.
Było mało czasu, bo była już 12:51. Teraz byłam pewna, że nie zdążę na spotkanie. Po dziesięciu minutach jakimś cudem wydostaliśmy się z zakorkowanej ulicy. Ja już nic nie mówiłam. Było 'po ptokach', po prostu. Gdy tylko wjechaliśmy do LA to obudziła się we mnie ponowna nadzieja, że pewnie czekają na mnie. Podjechaliśmy pod dom, a ja nie czekając, aż samochód się zatrzyma, wyskoczyłam z niego i pobiegłam ile sił do parku. Nikogo tam nie było. Spojrzałam na mój czerwony zegarek z zasmuceniem.
 - 13:25... - powiedziałam do siebie z żalem.
Obejrzałam się jeszcze, ale nikt nie nawiedził mojego wzroku. Miałam do siebie okropny żal, obiecałam im. A ja, jak jakaś szumowina, pojechałam sobie na kasting. Wybrałam sławę, a nie przyjaźń... Moje myśli przerwały lamęty i usłyszałam rozmowę. Szybko się odwróciłam do rozmów i zobaczyłam przyjaciół dyskutujących i niewesołych. Wszyscy mnie zobaczyli i podbiegli.
 - Cześć! - chciałam ścisnąć Alex.
Ona się odsunęła na krok.
 - Gdzie ty byłaś? - zapytała wściekła.
 - J-Ja... Ja chciałam wam się czym pochwalić! - podniosłam wesoło ręce.
Oni to jednak olali.
 - Powiedziałaś, że zawsze masz czas dla przyjaciół... - odezwała się zasmucona Robyn.
 - T-Tak. Zawsze mam...
 - Nom. Chyba nie tym razem - powiedziała Alex.
Zrobiło mi się strasznie głupio. Chciałam zapaść się pod ziemię.
 - Ale... Dobra menadżerka podpisała ze mną kontrakt! - pochwaliłam się z nadzieją, że mi wybaczą.
 - Serio? - zapytała Alex - I to dlatego nie przyszłaś na spotkanie? Bo wolałaś sławę, niż przyjaciół.
Te słowa Alex niezwykle zabolały. Zawalił mi się grunt pod nogami. Wydało mi się, że wszyscy są przeciwko mnie. Alex i reszta odwrócili się i poszli przed siebie. Ja spuściłam głowę, a z oczu poleciały mi dwie łzy. Ktoś chwycił mnie za rękę. Poznałam ten dotyk. Carlos stał teraz koło mnie. On się do mnie uśmiechnął.
 - Gratuluję... Może będziesz taka sławna jak ja... ? - zaśmiał się cicho.
Mnie ponownie poleciały dwie łzy.
 - Nie płacz... Przejdzie im... - otarł moje łzy.
Ja się uśmiechnęłam i ścisnęłam jego rękę.
 - Kocham Cię... - powiedziałam mu.
 - Ja Ciebie też... - pocałował mnie w czoło.
Carlos już się odwrócił i puścił moją rękę. Kolejna łza spadła na betonowy chodnik. Chłopak się odwrócił i spojrzał na mnie ze współczuciem.
 - Zostać z tobą... ? - musnął mnie ręką po ramieniu.
Szybko otarłam łzę i lekko się uśmiechnęłam do niego.
 - Nie, nie. W porządku...
 - Na pewno... ?
 - Tak...
Pocałował mnie w policzek i pobiegł w stronę domu. Ja zaś widząc biegnącego Carlos'a poczułam rządzę krwi. Ruszyłam twardym krokiem do domu. Weszłam do dużego domu i trasnęłam drzwiami, aby Jennifer i Gilbert mnie usłyszeli. Jennifer zbiegła ze schodów, a Gilbert wyszedł z kuchni.
 - I co się tak tłuczesz? - wrzasnęła wściekła - Znaczy... Witaj moja jaśniejąca gwiazdko...
 - Dość tego! Mam tego dość! Moi przyjaciele są na mnie niesamowicie wściekli!
 - Nie rozumiem sensu tej rozmowy - powiedziała mama.
 - Moi przyjaciele mają mi za złe, że pojechałam na ten durny kasting, z resztą... ja też to sobie mam za złe...
 - Jak ty możesz tak mówić?! - dołączył się tata.
 - Jesteś od dziś wielką sławą! Z tą kobietą trafisz na pierwsze miejsca list hitów!  - dodała mama.
 - A co mi z tego, że mam sławę... skoro nie mam z kim się dzielić tą radością... ?
Mama i tata zaniemówili.
 - Mówiłaś, że wrócimy na czas... - zwróciłam się do mamy.
 - Nie przewidziałam korków! Co ja jasnowidz, czy wróżka? - zdenerwowała się.
 - A może... Powiedziałaś tak tylko po to, aby mnie zaspokoić i żebym spokojnie jechała na kasting... ? Bo gdybyś powiedziała, że nie zdążę, nie zgodziłabym się na to i zostałabym tu...
Mama otorzyła szerzej oczy i otworzyła lekko usta.
 - Mhm. Więc trafiłam w sedno...
Tata nerwowo zaczął obracać palcami.
 - Wiecie, co to jest prawdziwa miłość... ? Prawdziwą miłość mi daje Carlos... Tylko Carlos został przy mnie... On jeden nie jest na mnie wściekły...
Już chciałam iść na podwórko odstresować się, jednak mama musiała dodać swoje pięć groszy.
 - Wiesz, czemu nie jest on na Ciebie wkurzony?
 - Jennifer, stop - próbował ją uspokoić tata.
Ona się wyrwała z jego rąk.
 - Bo leci tylko na twoją kasę i sławę! - powiedziała głośniej za moimi plecami.
To były kolejne słowa, które mnie złamały. Miałam ochotę ją uderzyć, za to zdanie. Ja z trudem powstrzymałam się, ale kolejne łzy leciały mi już po policzku. Powoli odróciłam głowę.
 - Że ty masz serce, mówić takie rzeczy...
Odwróciłam się cała do nich.
 - Carlos kocha mnie bezinteresownie... Zrobił dla mnie więcej, niż wy... I nie masz prawa tak o nim mówić...
Pobiegłam po schodach do pokoju i wzięłam swoją walizkę do ręki. Zaczęłam tam pakować swoje rzeczy.
 - A ty dokąd? - wbiegła do pokoju mama.
 - Wynosze się stąd.
 - Nie możesz! - uniosła się mama.
 - Zaiste... Mogę...
W dalszym ciągu pakowałam się. Z moim pośpiechem szybko to załatwiłam. Rodzice wyszli z mojego pokoju. Czułam, że o czymś zapomniałam. Podeszłam do komody i oparłam się o nią. W oko wpadło mi zdjęcie w ramce. Szybko wzięłam je w ręce i spakowałam do walizki. Wyszłam z pokoju i trzasnęłam drzwiami. Ze swojego pokoju wybiegł Fred.
 - Reach? Gdzie ty idziesz?
Ja się zatrzymałam przy schodach i spojrzałam na brata. Podeszłam do niego i uklęknęłam przed nim.
 - Fred... Musze się wyprowadzić...
 - Nie. Znowu? Ja nie chcę... - sciszył głos - ...zostać tu z nimi...
 - Ja wiem... Ale... Muszę. Ja nie wytrzymam tu z nimi... Będziemy do siebie dzwonić - przytuliłam go.
 - Dobra. Pa - pocałował mnie w policzek.
Wstałam i zbiegłam szybko po schodach. Droga do drzwi była całkiem pusta. Przyspieszyłam i chwyciłam za klamkę. Już byłam na zewnątrz i nagle ktoś mnie chwycił mocno za rękę.
 - Mamo! Puść mnie! - zaczęłam głośno krzyczeć.
 - Wracasz do domu!
 - To nie dom. Tylko miejsce, które przynosi pecha!
 - Gdzie ty pójdziesz? - zapytała wściekła mama.
Wyrwałam się jej i odeszłam pare kroków i w końcu zaczęłam biec przed siebie. Nagle z nieba zaczoł kapać lekki deszcz. Zaczęłam przeraźliwiwie płakać. Nie mogłam już dlużej,więc usiadłam na krawężniku ulicy. Żadne auta nie jeździły, więc mogłam skorzystać. Schowałam twarz w ręce i zaczęłam szlochać. Usłyszałam, że deszcz coraz mocniej pada. W głowie słyszałam słowa Alex i mamy. Nie przestawały krążyć mi w myślach. Nagle usłyszałam coś innego. Ktoś biegł w moja stronę. Podniusł mnie i zabrał walizkę. Nie widziałam, kto to. Moje oczy były zlepione łzami i kroplami deszczu. Poczułam, że deszcz ustał. Zrobiło mi się strasznie słabo. Ktoś podał mi papier i ręcznik. Ja się z trudem powycierałam i poprawiłam grzywkę. Ponownie zakręciło mi się w głowie. Nie mogłam rozpoznać twarzy osoby. Moje oczy były opuchnięte i zmęczone. Podeszdł do mnie łysy mężczyzna. Okropnie się go przeraziłam. Od dziecka bałam się łysych gości. Usiadł koło mnie i patrzył na mnie z dziwnym uśmieszkiem.

Carlos.

Nie rozumiałem, jak można się tak wściec na nie przyjście na spotkanie. Siedziałem jako jedyny na kanapie i myślałem o Reachel. Co ona teraz robi i czy dobrze się czuje. Spojrzałem za okno i zobaczyłem okropną ulewę. Już dawno takiej ulewy nie widziałem. Posiedziałem chwilę i patrzyłem na telefon. Codziennie do mnie dzwoniła. Jeśli nie dzwoniła, znaczyło, że coś się stało. Chłopaki siedzieli na górze z dziewczynami i rozmawiali między innymi o Reachel. Nie mogłem juz znieść tych oskarżeń, więc wyszedłem z domu.

Reachel.

Mężczyzna coraz bardziej się do mnie przysuwał. Położył rękę na mojej nodze i zbliżył się jeszcze bardziej. Ja odsunęłam się dalej od niego. Coraz bardziej się bałam. Wiedziałam, co zamierza. Facet chwycił mnie w pasie i odwrócił moją głowę w jego stronę.
 - Zostaw... - powiedziałam wyrywając się.
 - Oj, no nie mów, że nie masz ochoty - zaśmiał się.
Mężczyzna podniósł mnie na ręce i zaniósł mnie do sypialni. Rucił mnie na łóżko i położył się na mnie.
 - Zostaw! - powtórzyłam krzycząc.
On mnie zaczął całować po ustach i macać wszędzie, gdzie to było możliwe. Ja zaczęłam piszczeć i wyrywać się. Uwolniłam ręce i uderzyłam go z plaskacza w twarz. On przewrócił się na druga stronę łóżka, a ja skorzystałam z okazji i wybiegłam szybko przez drzwi chwytając po drodze walizkę. Znowu biegłam jak szalona i płakałam jeszcze bardziej, niż poprzednio. Miałam wrażenie, że los sprzeciwia mi się. Usłyszałam, że ktoś mnie goni. Odwróciłam głowę, to był ten koleś. Nie miałam już siły biec i do tego poplątały mi się nogi i upadłam do kałuży. Poczułam czyiś dotyk, ale to był dotyk, który kochałam.
 - Reachel?! Co się stało? - zapytał Carlos chwytając mnie za rękę.
Ja pokazałam palcem na łysego mężczyznę, który już do nas dobiegał.
 - Co on ci zrobił?! - zaczoł się pytać Carlos.
 - O-On... On mnie... - jąkałam się jak nigdy.
Trzęsłam się jak opętana. Carlos zrozumiał o co chodzi. Wstał napięcie ode mnie i spojrzał na gościa.
 - Ty gnoju... - szepnoł do niego Carlos.
Ja popatrzyłam, co się dzieje. Carlos zbliżył się do mężczyzny i uderzył go w twarz.
 - C-Carlos! Nie rób! On ci zrobi krzywdę! - krzyczałam.
Facet tylko przetarł krew na ustach i kopnął Carlos'a. On upadł na ziemię i od razu wstał.
 - Carlos! N-Nie! Z-Zostaw! On Cię zabije! - w dalszym ciągu krzyczałam.
On mnie nie słuchał. Także otarł krew z ust i dwa razy uderzył w szczękę faceta.
 - Nie będziesz tak traktował mojej dziewczyny! - krzyknął na niego.
Carlos zaczoł kopać mężczyznę. Wydawało się, że juz po wszystkim. Carlos odrwócił się do mnie i uśmiechnął się. Krople deszczu kapały z jego kosmyków włosów. Zauważyłam gościa za Carlos'em, cały był we krwi, on wstał i niezauważony przez Carlos'a zaczoł go dusić.
 - Carlos! - krzyknęłam.
Mężczyzna nie ustawał. Carlos wyraźnie nie dawał rady i tracił oddech. Musiałam coś wymyślić. Szukałam po ulicy czegoś, co mogłoby mi pomóc. Zauważyłam drewnianą belkę na trawniku jednego z domów. Musiałam się pośpieszyć, bo Carlos już był cały blady. Próbowałam się podnieść z kałuży i udało mi się. Pobiegłam po belki i podniosłam ją. Facet odwrócił się do mnie plecami, więc pośpieszyłam się i ruszyłam biegiem w stronę tyrana. Z całej siły walnęłam go w glowę, belka złamała się, a on jeszcze stał na nogach. Nagle puścił Carlos'a. Chłopak upadł na ziemię trzymając się za gradło i oddychając ciężko. Ja upuściłam belkę i cofnęłam się do tyłu, bo gość odwrócił się w moja stronę i postawił kilka kroków do mnie.
 - Przesadziłaś, kicia... - kopnął mnie butem w krocze i spadłam na beton ponownie.
Ja zaczęłam zwijać się z bólu i płakać. Nagle Carlos wstał z ziemi, podbiegł do faceta, odrócił go i ponownie go uderzył kilkakrotnie w twarz i na koniec walnął mu 'z miśka'. Mężczyzna kolejny raz upadł z wielkim hukiem. I to by było na koniec. Podszedł do niego bliżej.
 - Nie mów do mojej dziewczyny 'kicia'! - kopnoł go na koniec.
Carlos szybko rzucił się na mnie i podniósł. Ja popatrzyłam mu w oczy.
 - J-Ja... Przepraszam... - mówiłam przez łzy.
On nic nie mówił, tylko mnie przytulił. Carlos chwycił walizkę, mnie za rękę i szybko zaczeliśmy uciekać. Zaprowadził mnie do swojego domu.
 - Chłopcy nie będą źli, że zamieszkam z wami... ?
 - Nie mają wyjścia. Ale nie myśl teraz o tym, za dużo przeszłaś - przytulił mnie ramieniem.
Carlos otworzył drzwi i zajrzał do środka. Wszyscy byli na górze. Strasznie bałam się tego, jak zareagują na moją obecność.
 - Hej! Chodźcie tu na chwilę! - krzynkął Carlos.
Wszyscy zeszli po schodach i kiedy zobaczyli mnie w tym stanie, jakim byłam, od razu się zatrzymali. Jay, Isabella, Robyn i Michaelle rzuciły się na mnie i przytuliły mnie.
 - Tak się o Ciebie bałyśmy - powiedziała Isabella.
 - Dzwoniłyśmy do Ciebie - dodała Robyn.
 - Wporządku? Coś ci się stało? - zapytała Jay.
Ja zaczęłam szlochać.
 - To znaczy, że tak - odpowiedziała za mnie Michaelle.
 - Wpadłam w okropne kłopoty...
 - Co się stało? - zapytała jeszcze raz Jay tylko, że bardziej nerwowo.
Ja spojrzałam na Carlos'a i przełknęłam ślinę.
 - Zostałam wykorzystana...
Wszystkich to zszokowało. Ja zaraz po tych słowach popadłam w szaleństwo. Usiadłam na kanapę i znów ukryłam twarz w rękach. Jay i Alex usiadły koło mnie i objęły mnie ramieniem, reszta usiadła na kanapie, a Carlos klęknął przedemną i chwycił mnie za rękę.
 - Wszystko będzie dobrze... - pocieszył mnie.
 - Masz nas - dodała Alex.
Ja spojrzałam na nią z uśmiechem i na wszystkich z osobna.
 - Nic się nie stało... - ścisnął mi rękę Carlos.
______________________________________________________________
Wolne się kończy, a co z tego wychodzi, rzadziej rozdziały ; [ Ale zawsze mam weekendy : D W poniedziałek do szkoły, ale mnie się nie chce... x DD Ale jeszce tylko u mnie chyba 34 dni do wakacji nie licząc weekendów i wolnych, a i dla mnie tylo 33 dni, bo jednego dnia będę potrzebna w domu ; DD Okej, amm... Ten rozdział jest ważny dla mnie bo wymyśliłam go wczoraj jak zasypiałam ; ) Tak na szybko i myślę, że nie jest zły ; D Ale nie poradziłabym sobie bez piosenki 'Breakthrough' Lemonade Mouth i 'No A Day Goes By' LoveStars : ) Komentujcie ; D

1 komentarz:

  1. oh świetny rozdział :D ty do szkoły a ja mam jeszcze tydzień wolne xDD no 4 dni ale może uda sie żeby był cały tydzień xDD

    OdpowiedzUsuń