czwartek, 28 czerwca 2012

Rozdział 33 [ Wakacje ! ♥ #PenatorOffOnSomedays ♥ ]

Reachel.

Chodziłam z Dark po ulicach LA bardzo długi czas. Zaczęło się w końcu powoli ściemniać na niebie. Po raz trzeci przechodziłam przez te same ulice. W końcu zdecydowałam, że pójdę tam, gdzie zostawiałam swoje problemy, do parku. Usiadłam na ławce, na której ja i Carlos dawno temu rozmawialiśmy o mojej rodzinie. Nie pomogło mi to w zapomnieniu tego, co się wydarzyło. Położyłam Dark obok mnie na ławce i popatrzyłam na nią. Widziałam w jej oczach, że była zdziwiona. Odwróciłam od niej wzrok i spojrzałam na wolne miejsce na ławce. W moich oczach ponownie pojawiły się łzy. Schowałam twarz w dłoniach i nie zwracałam na nic uwagi. Nagle poczułam, że ktoś nachyla się do mnie. Zaczęłam wierzyć, że to Carlos. Po kilku sekundach uświadomiłam sobie, że to niemożliwe. Odsłoniłam twarz i zobaczyłam Kate. Ona też nie była w najlepszym nastroju.
 - Reachel... ? - położyła mi rękę na ramieniu.
Ja nic nie odpowiedziałam, tylko przytuliłam się do niej ze szlochem.
 - Co się stało? - zapytała.
Znowu brak odpowiedzi. Nie mogłam wydusić z siebie ani jednego słowa.
 - Dobra. Wstawaj - podniosła mnie z ławki i zabrała Dark - Wracaj do Carlos'a. Co ty tu o tej porze robisz?
Przeczesałam włosy nerwowo i spojrzałam w niebo.
 - Powiesz mi, co się dzieje, czy nie zamierzasz? - Kate zaczęła się denerwować.
Ja nadal nic nie odpowiadałam.
 - Słuchaj. Nie tylko ty masz problem. Ja też jestem załamana.
Nadal nic nie mówiłam.
 - Dobra... Nic od ciebie nie wyduszę... Idziemy do mnie.
Chwyciła mnie za nadgarstek i zaczęła lekko ciągnąć w stronę jej domu. Weszłyśmy do dość dużego hotelu. Przeszłyśmy koło recepcji przy wejściu. Ktoś zawołał za nami.
 - Kate! Gdzie ty byłaś?
 - Nie teraz wujku... - odpowiedziała mu.
Weszłyśmy do windy.
 - Reachel... Powiesz coś w końcu...?
 - Nie...
 - Powiedziałaś...
 - Jeśli to ma mi pomóc...
 - Nie no okej.
 - Więc... Co tobie się stało...? - zapytałam.
 - Aha. Teraz to "co się stało". A sama nic nie powiedziałaś.
 - Bo na pewno nie masz gorzej niż ja.
 - Jak chłopak ci wyznaje miłość, potem całuje, a na koniec każe ci o tym zapomnieć, to mam lepiej niż ty? - przechyliła głowę na lewą stronę czekając na odpowiedź z mojej strony.
 - Kendall jest do czegoś takiego zdolny...? - nie dowierzałam.
 - Jak się już przekonałam... Tak... - oparła głowę o ścianę windy i zamknęła oczy.
Zaczęłam sama się zastanawiać, czy rzeczywiście mam tak źle. Nie zastanawiałam się długo, bo drzwi windy otworzyły się. Kate odepchnęła się od ściany i wyszła z windy. Ja i Dark ruszyłyśmy za nią. Kate zatrzymała się przed drewnianymi drzwiami. Wyjęła klucz, otworzyła drzwi i wpuściła mnie do środka. Weszłyśmy wszystkie do dość dużego pokoju. Pod jedną ścianą stała kanapa, pod inną sofa i pod jeszcze inną telewizor i lustro. Przyjaciółka pokazała mi miejsce na kanapie.
 - Chcesz coś do picia...? - zapytała się mnie.
 - Nie... Dzięki...
Po paru sekundach kompletnej ciszy Kate usiadła koło mnie.
 - Powiesz ty mi w końcu, co się stało...?
Moje paznokcie zaczęły się wbijać w skórzaną sofę, a głowę oparłam o oparcie.
 - To przez tą Droke...
 - Droke?! Jest tu?! - otworzyła oczy ze zdziwienia.
 - Tak... Ona mi go zabrała...
 - Co zrobiła...? - nie zrozumiała.
 - Zabrała - powtórzyłam normalnym tonem - Tak sobie. Nawet nie musiała się wysilać.
Kolejne parę sekund siedziałyśmy w ciszy.
 - Manipulowała mnie... Pobiłam się z nią lekko... Carlos jak na złość akurat wszedł w tym momencie... Wyrzucił mnie z domu... Czy ja mam lepiej czy gorzej niż ty?
Kate otworzyła oczy jeszcze szerzej i otworzyła usta ze zdziwienia.
 - Carlos jest zdolny do czegoś takiego...?
 - Jak się okazało...
Po policzkach poleciały mi łzy.
 - Zawsze byłam po jego stronie... Zawsze byłam z nim szczera... Nigdy nie kłóciliśmy się na serio... Nigdy go nie zdradziłam... Tak mi się odpłaca...
Kate znowu mnie przytuliła.
 - Przejdzie mu... Zobaczysz... - puściła mnie i wstała ze sofy - Chodź. Pooglądamy jakieś głupie rzeczy w telewizji.
Chwyciła pilot i usiadła z powrotem koło mnie.
 - To co oglądamy? - zapytała Kate.
Ja znowu nic nie odpowiedziałam. Kate wzruszyła ramionami.

Kate.

Reachel była jeszcze bardziej rozbita niż ja... A myślałam, że to niemożliwe... Byli idealną parą... Kendall mi mówił w kółko, jak oni to są zakochani i tak dalej... No właśnie... Kendall... Zaczęłam już za nim tęsknić. Obie oparłyśmy głowę o oparcie kanapy i patrzyłyśmy w sufit. Nagle w telewizji, a bardziej szczegółowo to w MTV, puszczono piosenkę The Wanted. Lubiłam ten zespół i nic do niego nie miałam. Nie słyszałam tej piosenki, więc spojrzałam na pasek z nazwą piosenki.
" The Wanted... Warzone... Warzone? Warzone...? Ale co warzone? " - pomyślałam.
Znam trochę języka polskiego i mniej więcej wiem, co to znaczy. Ja i Reachel spojrzałyśmy równocześnie na siebie i wybuchnęłyśmy śmiechem. Najwyraźniej Reachel też liznęła trochę polskiego.
 - Warzoone? - zaśmiałam się.
 - Warzoone? - powtórzyła po mnie Reach.
Pomyślałam chwilę.
 - Ważoone! - zaśmiałam się ponownie.
 - Ważoone! - powtórzyła znowu Reachel.
 - Od dziś to jest nasze kluczowe słowo. Ważoone - zaśmiałam się jeszcze głośniej.
 - Na powitanie i pożegnanie! - dodała.
Nasz ogromny smutek zamienił się w napad śmiechu. Śmiałyśmy się przed 10 minut bez przerwy. Od razu zapomniałyśmy o naszych problemach. Zaczęłyśmy skakać po apartamencie ze śmiechu. Dostałyśmy kompletnego świra. Od jednego słowa. Jedne słowo i tak działa na człowieka. Nagle ktoś zadzwonił do drzwi. My, nienormalne, zaczęłyśmy się śmiać jeszcze bardziej i podbiegłyśmy do drzwi. Całe zapłakane... ze śmiechu. Ledwo co otworzyłam drzwi i mój uśmiech od razu zniknął. To był Kendall, bardzo smutny i przygnębiony. Moje serce stanęło. Podniósł głowę i spojrzał na mnie.

Kendall.

Przyszedłem do Kate żeby ją przeprosić za to, że tak ją potraktowałem. Było mi wstyd i byłem pewien, że dziewczyna będzie załamana i zapłakana... A Kate się śmiała jak głupia do sera. Wyraźnie się zdziwiła, gdy mnie zobaczyła. Ale to jej nie usprawiedliwia. A co tam u niej robiła Reachel? Tego to już kompletnie nie wiem.O tej porze to zazwyczaj spędzała czas z Carlosem... Z resztą... Kiedy ona nie spędza czasu z Carlosem? Ale nie tylko po to tam przyszedłem. Obie przestały się śmiać i spoważniały.
 - Kendall...? - odezwała się w końcu Kate.
 - Widzę, że ci do śmiechu co, Kate?
 - Nie. Ja pocieszałam Reachel, bo...
 - Nieważne... Przyszedłem tylko powiedzieć, że wyjeżdżamy jutro o siódmej dziesięć w trasę. Chciałem się pożegnać, bo się już jutro nie zobaczymy.

Reachel.

"Już jutro?! Trasa?!" - przeraziłam się w duszy.
 - Wyjeżdżamy z samego rana i nie będzie nas przez miesiąc.
"Miesiąc?! A urodziny Carlos'a...?" - westchnęłam cicho.
 - Niestety, urodziny Carlos'a będą obchodzone bez was... - wzruszył ramionami.
Zrobiło mi się strasznie smutno. Nie wiedziałam, co robić. Bardzo chciałam chociaż złożyć mu życzenia, ale z drugiej strony... On mnie wyrzucił z domu. Z tego wynika, że nie chce ani życzeń, ani mojej obecności. Im dłużej o tym myślałam, tym bardziej za nim tęskniłam. Już nawet nie słuchałam o czym rozmawiają Kendall i Kate. Myślałam, co powinnam zrobić. Mój czas uciekał, a ja się wahałam. Ruszyłam się w końcu z miejsca.
 - Gdzie idziesz, Reach? - zawołała za mną Kate.
 - Odzyskać to, co utraciłam - i pobiegłam szybko do windy.

Kate.

Od razu wiedziałam, gdzie Reachel idzie. Nie zatrzymywałam jej. Uważałam, że dobrze robi. Ex nie powinna zastępować dziewczyny, którą chłopak kocha bardziej. Mój wzrok wrócił na Kendall'a.
 - Więc... Przekaż Carlos'owi moje życzenia... Bo Reachel chyba sama to zrobi...
Kendall nadal miał smutną minę. Potem mój wzrok szybko spoczął na podłodze.
 - No i... Będę oglądała każdy was koncert. Będę ciągle z wami...
 - Wystarczy, że będziesz ze mną...
Zbliżył się do mnie i pocałował. Poczułam to co chciałam poczuć godzinę, czy półtorej godziny temu. Po pocałunku spojrzeliśmy na siebie, ja zdziwiona, a on tylko się uśmiechnął.
 - Muszę iść.
Kendall delikatnie chwycił moją rękę i jeszcze raz spojrzał mi w oczy.
 - Do zobaczenia... - i ruszył w kierunku windy odwracając się raz za siebie.
Ja się na to uśmiechnęłam i weszłam do mieszkania.

Reachel.

Gdy wyszłam szybko z hotelu zaczęłam się zastanawiać, czy dobrze robię. Zaczęłam wolniej iść i patrzeć pod nogi.
 - Nie powinnam... Ale z drugiej strony bardzo chcę... A jak ponownie mnie wyrzuci...? Nie przeżyję tego... - mówiłam do siebie.
Postawiłam parę kroków, ale zaraz po nich usiadłam na ławce. Wzięłam głęboki oddech i spojrzałam na ciemne niebo. Po kilku minutach stwierdziłam, że tracę czas. Zamknęłam oczy i szybko je otworzyłam. Wstałam z ławki i ruszyłam do domu chłopaków wolnym krokiem. Gdy zobaczyłam już dom to przeszły mnie ciary i zaczęłam szybciej oddychać. Po cichu podeszłam do ogrodzenia i schowałam się za nim, bo zobaczyłam Carlos'a przez okno. Siedział na kanapie przy telewizji z Samanthą. Objął ją ramieniem i zaczeli się śmiać z tego, co leciało w telewizji. Zamknęłam oczy i przygryzłam dolną wargę. Ponownie otworzyłam oczy i ponownie spojrzałam na parę. Łzy poleciały mi po policzkach. Nie wiedziałam, co robić. Po cichu wstałam zza ogrodzenia i odbiegłam od domu. Zaczęłam biec jeszcze szybciej i przestałam łapać oddech. Zatrzymałam się przy drzewie, oparłam się o niego i okropnie zaczęłam płakakać.

Isabella.

Zdjęcia przebiegły na serio super. Byłam pod wrażeniem. Ciągle wysyłałam do Logan'a uśmiechy i machałam mu, a to pomagało, bo robił coraz to śmieszniejsze miny. Kiedy zdjęcia Logan'a się skończyły przybiegł James z Alex i trzema innymi dziewczynami.
 - Siemka Isabella! - przytuliła mnie Alex.
 - Cześć. Kto to? - pokazałam rękę na dziewczyny.
 - O, no właśnie! - podeszła do trzech koleżanek i zacżęłam pokolei przedstawiać - To jest Michelle, to Paris, a to Jesse.
Logan wyszedł z pomieszczenia, gdzie odbywały się zdjęcia. Michelle spojrzała na chłopaka wychodzącego i zaniemówiła. Logan tak samo, totalnie zaniemówił. Szybko podszedł do niej i pocałował jej rękę na powitanie.
 - Jestem Logan - przywitał się.
 - A ja Mick... - zaczęła bez opamiętania - To znaczy Michelle! - oprzytomniała.
 - Miło mi... - uśmiechnął się bardzo miło.
Ona tylko zachichotała.
"Znowu się zaczyna..." - załamałam się.
 - James! Do zdjęć! - krzyknął fotograf z sali.
James szybko pobiegł z dziewczynami do garderoby przygotować się. Zostałam ja, Logan i Michelle. Michelle przerwała ciszę.
 - Gdzie tu jest... toaleta? - zapytała.
 - Prosto i po prawej - odpowiedział uprzejmie Logan.
Ona kiwnęła głową, że rozumie i pobiegła we wskazany kierunek. Ja spojrzałam wściekła na Logan'a.
 - Co się stało? - zapytał jakby nie wiedział, o co mi chodzi.
 - Ty się pytasz...? - powiedziałam prawie płacząc.
 - Ty się w końcu zdecyduj, czego chcesz! - odbiegłam od niego, wyszłam ze studia i trzasnęłam drzwiami wejściowymi.
Było już naprawdę ciemno, ale nie zwracałam teraz na to uwagi. Nagle zza rogu jakiegoś budynku wyłoniło się czterech facetów. Okrążyli mnie dookoła, a ja zaczęłam ciężko oddychać. Bałam się jak cholera.
 - Co taka ładna dziewczyna robi w takim miejscu o takiej porze? Hmm? - zapytał jeden.
Mnie przeszły ciary. Nie miałam jak uciec.
 - Nie wypada... Ale skoro tak nalegasz... - nie dokończył, bo drugi mu przerwał.
 - Możemy się tobą zaopiekować... - zaśmiał się drugi.
Ten, co wypowiedział te słowa zbliżył się do mnie i chwycił mnie mocno za rękę. Coraz bardziej się bałam tego, co się stanie. Ja zaczęłam się wyrywać i szarpać. W końcu zaczęłam też krzyczeć. Wszyscy czterej rzucili się na mnie. Dwóch trzymało mi nogi i ręce i zakryli mi usta, a pozostałych dwóch patrzyło, czy ktoś ich nie śledzi. Jeszcze nogdy się tak nie bałam, jak teraz. No może wtedy, kiedy siedzieliśmy uwięzieni w magazynie. Ale wtedy byłam z Logan'em i się tak nie bałam... A ja tak na niego nakrzyczałam... Spłoszyłam go... Akurat teraz kiedy on był mi tak bardzo potrzebny... Mężczyźni wnieśli mnie do jakiegoś budynku. Metalowe drzwi się zatrzasnęły i tylko widziałam kolorowe lampy dookoła i pełno dymu. Mężczyźni puścili mnie, a ja zaczęłam się rozglądać, gdzie ja jestem. To był klub nocny Colony Night Club. Byłam przerażona. Drzwi były zatrzaśnięte i nie mogłam ich otworzyć. Zaczęłam krzyczeć i waleć do drzwi. Nagle ktoś mnie chwycił w pasie i szepnął mi do ucha:
 - Już nas opuszczasz? Tutaj się bawimy do rana...

Logan.

Wybiegłem ze studia, zostawiając Michelle. Biegłem przez ciemne ulice i rozglądałem się za Isabellą. Na ulicach było niesamowicie cicho. Zacząłem się niepokoić, czy z Isabellą wszystko wporządku. Nagle ktoś mnie chwycił za ramię i odwrócił. Nie widziałem dokładnie twarzy, zauważyłem, że to mężczyzna. Chciał mnie uderzyć w twarz. Ja zatrzymałem cios i wykręciłem mu nadgarstek o 180 stopni. Jak dziewczynka klęknął na betonie zaczął płakać. Nagle usłyszałem krzyki podobne do krzyków Isabelli. Rozglądnąłem się jeszcze raz dookoła i nigdzie jej nie widziałem. Podniosłem mężczyznę i potrzepałem nim.
 - Gadaj, gdzieście zamkneli moją dziewczynę!
On nic nie powiedział, dalej jęczał. To samo pytanie ale to nic nie dało.
 - Gadasz, czy mam ci wykręcić drugi nadgarstek? - pogroziłem mu.
W końcu pokazał tylko palcem wskazującym na niewielki budynek. Nad wejściem były wystające poziomo ze ściany neonowe rurki i był neonowy napis Colony Night Club. We mnie się zagotowało. Rzuciłem faceta o ziemię i pobiegłem pod drzwi. Krzyczała moje imię. Próbowałem otworzyć drzwi, ale to graniczyło z cudem. Były totalnie nienaoliwione. Nie mogłem ich też wyciągnąć z zawiasów. Isabella krzyczała coraz to głościej. W końcu zdenerwowałem się. Odsunąłem się pod ścianę za mną i rzuciłem się z całą siłą kopniakiem w drzwi. Drzwi złamały się i spadły na ziemię. W klubie się zakurzyło i było strasznie dużo dymu.

Isabella.

Mężczyźni zabrali mnie do większego pomieszczenia. Dwoje z nich poszło się napić, a druga dwójka zajęła się mną. Zaczeli się coraz bardziej zbliżać i coraz bardziej dotykać. Nagle usłyszałam wielki trzask. W przedsionku się nieźle zakurzyło. Jednak nic więcej nie widziałam. Mężczyźni zasłonili mi wszystko. Nagle jeden chciał mnie dotkąć po twarzy. Zamknęłam oczy i czekałam na bolesny uścisk. Nagle coś upadło. Otworzyłam oczy i zobaczyłam Logan'a i dwóch mężczyzn na ziemi. Byłam pod wrażeniem, ale to nie był jeszcze koniec. Reszta mężczyzn otoczyła nas ze wszystkich stron.
 - Nie widzieliśmy tutaj takiego leszcza w towarzystwie... I do tego niszczysz atmosferę - powiedział jeden z kilkunastu facetów.
Stałam bez ruchu, ale serce waliło mi jak młotem. Logan osłonił mnie ręką i schował za siebię.
 - Chłopczyka rozbić, a laska idzie do mnie - odezwał się największy i najgrubszy.
 - Po moim trupie... - odezwał się Logan.
Chwycił mnie za rękę i rzucił się na przód. Uderzył pięścią w policzek jednego z naprzeciwka. Reszta rzuciła się za nami. Logan puścił moją rękę kiedy byliśmy już w holu.
 - Biegnij! Ja się nimi zajmę! - krzyknął do mnie.
 - Oj, no daj spokój, bohaterze! - pociągnęłam go za rękę.
Wyszliśmy z klubu, a oni dalej nas gonili. Zanim oni wyszli z klubu, szybko chwyciłam najbardziej wystającą rurę znad drzwi i wyrwałam ją. Mężczyźni wybiegli z klubu, a ja cały ich rząd obaliłam uderzeniem w szczękę rurą. Wszyscy upadli, a Logan ponownie chwycił mnie za rękę i pobiegliśmy jak najdalej od Colony Night Club. Zatrzymaliśmy się w końcu parę ulic później. Ledwo dyszeliśmy. Logan zbliżył się do mnie i oparł swoją głowę o moją.
 - Nigdy więcej mi tak nie rób... - powiedział.
 - ... Przepraszam... - przytuliłam się do niego.

Kate.

Czekałam na Reachel. Bardzo długo jej nie było. Myślałam, że jednak może się pogodzili. Zajęłam się Dark, bo tylko tyle mi pozostało. Nagle zadzwonił telefon. To był Kendall. Szybko odebrałam.
 - Halo? - odezwałam się.
 - Cześć Kate.
 - Hej. Coś się stało?
 - Wróciła już Reachel?
 - Nie, właśnie nie.
Nagle drzwi wejściowe trzasnęły.
 - Chyba Reach się znalazła.
 - To dobrze...
Nastała cisza.
 - To narazie... - pożegnałam się.
 - Pa... - już miałam odłożyć słuchawkę, ale on jeszcze się wtrącił - Kocham cię...
Uśmiechnęłam się na te słowa.
 - Ja ciebię też... Trzymaj się...
Nagle coś spadło na podłogę w kuchni. Szybko się rozłączyłam i pobiegłam tam. Na ziemi leżał rozbity wazon, który dostał mój wujek od swojej mamy. Obok rozbitego wazonu siedziała na ziemi Reachel z twarzą ukrytą w rękach.
 - Przepraszam... - powiedziała przez łzy.
Ja odsunęłam kawałki wazonu na bok i usiadłam koło Reachel.
 - Co się stało? Wyrzucił cię jeszcze raz?
 - Nie... - ledwo co cokolwiek mówiła - On się bezemnie świetnie bawi z tą... Szmatą...
I wpadła w jeszcze większy płacz. Ja ją objęłam ramieniem.
 - Nie płacz... A wazon się kupi nowy.
Ona jednak nie przestawała.
 - Znowu mam cię uspokajać? - podniosłam ją i zaprowadziłam do łóżka - Połóż się i odpocznij. Zadużo ci się dziś przydarzyło.
Ona się położyła i zamknęła oczy. Ja poszłam posprzątać kawałki wazonu. Nagle drzwi zaczęły się ponownie otwierać.
 - Wujek...! - szepłam do siebie.
Szybko wzięłam do ręki wszystkie kawałki i wrzuciłam do kubła na śmieci. Nieźle sobie pocięłam ręce. Drzwi otworzyły się, a ja pobiegłam do łazienki. Opatrzyłam sobie rany i przemknęłam szybko do małej sypialni, która należała do mnie. Na sofie leżała Reachel, więc ja się położyłam na podłodze. Reach była odwrócona do ściany, więc nie budziłam jej.

Reachel.

Przez całą noc nie spałam. Ciągle płakałam. Byłam na niego wściekła...

[Następnego Dnia]

Obudziłam się o siódmej. Ciągle myślałam, o tym, czy dobrze robię. Nie mogłam się pogodzić z tym, że Carlos poleciałby bez pożegnania i moich życzeń. Mogłam mu nawet wybaczyć, że wyrzucił mnie z domu. Wszystko bym mu wybaczyła. Gdybym tylko dostała szansę. Nagle przypomniałam sobie, że samolot mieli o siódmej dziesięć. Szybko wstałam ze sofy potykając się o Kate, która spała podemną. Ona podskoczyła ze strachu.
 - Reach! Co ty robisz?!
 - Sorry. Śpieszę się.
Szybko pobiegłam do łazienki tylko uczesać włosy, zmyć makijarz i nałożyć jak najszybciej nowy.

Carlos.

Nie spałem od trzeciej nad ranem. Nie dawało mi spokoju to, jak się zachowałem. Miejsce mojej dziewczyny zastąpiła ex. Ale Reachel też nie powinna bić się z Sam tylko dlatego, że jest ona o mnie zazdrosna. Spojrzałem na zegarek. Widniała godzina piąta. Odwróciłem się na plecy, rękę włożyłem pod poduszkę i spojrzałem w sufit. Nie wiem kiedy zasnąłem.

***

Leniwie otworzyłem oczy i z trudnością spojrzałem na zegarek. Skoczyłem jak oparzony, kiedy zobaczyłem godzinę za dziesięć siódmą na wyświetlaczu. Szybko wstałem i wziąłem szybki prysznic. Wbiegłem szybko do pokoju i spakowałem się. Dom cały chodził. Pod koniec mojego pakowania do pokoju weszła Sam.
 - Wyjeżdzasz?
 - Tak. W trasę. Wracam za miesiąc.
 - O... Kurczę...
Wziąłem szybko walizkę do ręki i podeszłem do niej.
 - Masz tutaj trochę kasy. Na wszelki wypadek.
 - Okej! Ale moję tu zostać, nie?
 - No jasne. Ja muszę lecieć, bo zaraz się spóźnię. Narazie - przytuliłem ją.
 - Pa - pomachała mi.
Szybko wybiegłem z domu i spojrzałem na zegarek.
 - Siódma sześć! - szepnąłem do siebie i zacząłem szybko biec.
Dobiegłem na lotnisko, a była już siódma osiem.

Reachel.

Gdy byłam już pod lotniskiem była siódma osiem. Nigdy w życiu nie dyszałam tak jak teraz. Wbiegłam na lotnisko. Był straszny tłok. Zaczęłam się przez niego przeciskać. Zauważyłam Carlos'a. Też biegł tylko że był znacznie dalej, niż ja.
 - Carlos! - zaczęłam go wołać - Czekaj!
Nie mogłam go dogonić. Nie było szans. Już wchodził za bramki i zniknął mi z pola widzenia. Stanęłam wiedząc, że już nie zdążę. Szybko łapałam oddech.
 - Carlos... - szepnęłam do siebie.
Westchnęłam i odwróciłam się. Nagle ktoś na mnie wpadł. Przewróciłam się, a ten ktoś na mnie. Spojrzałam mu w oczy.
 - Carlos...?
 - Reachel...?
On wstał i podał mi rękę.
 - Ale ty... Tam... - jąkałam się - Nieważne...
On nic nie mówił. Jakby dalej się gniewał. Bo pewnie tak było.
 - Am... Skoro cię nie będzie... - spuściłam głowę - Życzę ci dużo szczęścia, zdrowia... i miłości...
Z oczu wypłynęła mi jedna łza. Zamknęłam oczy. Już chciałam go minąć i odejść. Nagle poczułam ciepło jego ust i jego delikatny dotyk.
 - Kocham cię... - szepnął mi - I nikogo innego...
Ja spojrzałam mu ponownie w oczy i przytuliłam go. Puściliśmy się i odszedł szybko rzucając mi jeszcze jeden miły uśmiech... I zniknął w tłumie...
______________________________________________________________________
Jest to ostatni rozdział przez wakacjami. Z tego względu chcę wam życzyć super wakacji i dużo wolnego czasu na pisanie rozdziałów x D Dużo słońca i dużo, dużo nadzieji na to, że BTR zawita do naszego skromnego kraju. Jak to mówią chłopacy z BTR : Marzenia się spełniają, dlatego nie wolno nam się poddawać i w nie nie wierzyć. Dzięki wam jestem tutaj i napisałam już 33 rozdziały i bardzo mnie to kręci ; D I dzięki mojemu FunClub'owi, oczywiście x D Mam na myśli Michelle i Jesse ; ** Jezu x D No i jakże mogłabym zapomnieć o Kate, która mnie zmotywowała do napisania tego rozdziału jeszcze dziś x D Dzięki ; D Serio x D No, reszcie też bardzo wielkie dzięki ; D I jeszcze raz dzięki i jeszcze raz miłych wakacji ; **
MUCH LOVE, BYE : *

poniedziałek, 4 czerwca 2012

Rozdział 32 [ 1 rok z BTR, Podziękowania, Nowy Soundtrack ] DZIĘKUJĘ! ♥

Nie mogę uwierzyć, że to już! Rok z BTR! Nareszcie poznałam taki zespół z którym przeżywam te szczęśliwe i te mniej szczęśliwe chwile już równy rok. Jestem strasznie wdzięczna moim przyjaciółkom, że przyjęły mnie w swoje kręgi i wprowadziły do świata Rushera. Moją pierwszą przyjaciółką, jaką poznałam na samym początku, była Robyn. I to jej chcę najbardziej podziękować. Jestem naprawdę wdzięczna, że wytrwałaś ze mną te trudne początki. I bardzo, bardzo dziękuję następującym Rusherką: Alex, Jay, oczywiście Kate, Isabelli, Paris, Michelle, Jesse i Michaelle. Mam nadzieję, że nikogo nie pominęłam x D Dziękuję także czytelnikom mojego bloga. Jak widzicie na moim liczniku, mam już prawie 600 wejść. To tylko i wyłącznie dzięki wam ; * Jesteście najlepsi ; D
Okej teraz co do Intro Bloga. Mam genialny plan, więc wyczekujcie ; D W następny piątek zrobię go na 100%, a jeśli coś pójdzie nie tak to napiszę w ramce OD REACHEL.
Ten rozdział jest specjalnie dla was. Każdy znajdze tu coś dla siebie ; ) Okej nie zanudzam i chcę jeszcze dopowiedzieć, że dochodzą do nas trzy bohaterki: Paris, Michelle i Jesse ; * Jak sobie życzycie ; D Oto Mega Długi Rozdział : *
___________________________________________________________
Poczułam, że ścierpła mi ręka, więc lekko otworzyłam oczy. Z trudnością, bo miałam całe zlepione łzami i strasznie spuchnięte. Zaczęłam ruszać ręką, która zwisała mi ze sofy. Coś mi nie pasowało. Spojrzałam na mój czerwony zegarek i zobaczyłam godzinę ósmą dwadzieścia cztery. Carlos już o tej porze zrobiłby śniadanie i w całym domu pachniałoby condogami, a ten zapach wyczułabym nawet z ośmiu kilometrów. Potem uświadomiłam sobie, że leżę na sofie sama. Przypomniałam sobie, co się stało wczoraj w nocy. Na moich kolanach leżała Dark. Ześlizgnęłam ją z moich kolan na poduszkę, delikatnie usiadłam i zauważyłam przy drzwiach pomarańczowe dwie walizki na kółkach. Westchnęłam załamana. Postanowiłam, że zajrzę do pokoju Carlos'a. Powoli stawiałam kroki po schodach i na palcach podeszłam do uchylonych drzwi pokoju. Carlos leżał na materacu, a Samantha na łóżku przykryta kołdrą. Nie ucieszył mnie ten widok, ale nie miałam co zrobić. Odwróciłam się od drzwi i chciałam już odejść, ale nagle usłyszałam szepty. Odwróciłam się z powrotem do sypialni i zobaczyłam Samanthę kładącą się koło Carlos'a na materacu. Mnie przeszedł dreszcz. Już chciałam wpaść do tego pokoju i ją zatłuc, ale coś mnie trzymało za nogi, tak jak w ostatnim śnie. Samantha zaczęła całować go w czoło, policzek, i w końcu w usta. Mnie popłynęły łzy po policzkach i zaczęłam niesamowicie krzyczeć.

***

Otworzyłam oczy na całą szerokość. Moje ręce były całe mokre. Ciężko oddychałam i ponownie rozejrzałam się po pokoju. Z moich kolan zeskoczyła Dark na podłogę i wpatrywała się we mnie ze zdziwieniem. Pod drzwiami znowu stały pomarańczowe walizki. Dreszcz ponownie przeszedł po moich rękach. Szybko się oporządziłam i nawet nie zaglądnęłam do pokoju Carlos'a. Porwałam moje okulary przeciwsłoneczne, natychmiast chwyciłam za smycz Dark, zapięłam jej ją i zamknęłam za nami wejściowe drzwi. Szłyśmy powoli przez ulice LA rozglądając się dookoła. Nagle usłyszałam granie gitary. Zaczęłam identyfikować, kto tak pięknie gra. Melodia stawała się coraz głośniejsza. W końcu zauważyłam dziewczynę w moim wieku grającą na gitarze akustycznej. Siedziała na brzegu ulicy, a obok niej leżała skrzynka z paroma drobniakami. Wyciągnęłam z kieszeni czerwonych spodni dwa dolary i wrzuciłam jej do skrzynki. Ona oderwała się od grania i spojrzała na mnie. Ja się uśmiechnęłam i moje okulary dałam sobie z nosa na głowę.
 - Pięknie grasz - powiedziałam do niej.
 - Dzięki - uśmiechnęła się.
 - Długo już grasz?
 - Praktycznie od dziecka.
 - Reachel jestem - podałam jej rękę.
 - Miło mi. Michelle - chwyciła moją rękę.
Ona na chwilę zamarła.
 - Reachel? Ta dziewczyna Carlos'a?! - nie wierzyła.
 - Wow... Widzę, że wieści się szybko rozchodzą - zaśmiałam się.
 - Nie no chyba żartujesz! Już dawno wszyscy Rushersi wiedzą, że jesteście parą! - zaśmiała się razem ze mną.
 - Serio...? - spojrzałam na nią.
 - No ba. Grasz na gitarze? - zapytała mnie.
 - Zawsze bardzo chciałam... Ale okoliczności mi nie pozwoliły spróbować - spuściłam głowę.
 - Siadaj - pokazała mi miejsce obok siebie na betonie.
Delikatnie usiadłam na ciepłym betonie. Ona zaczęła grać Intermission. Zakochałam się w tej melodii. Kiedy zagrała krótki fragment piosenki spojrzała na mnie i dała mi swoją gitarę.
 - Spróbuj - włożyła mi ją w ręce.
 - Nie umiem.
Ona mi pokazała parę chwytów i pokazała mi jaki dźwięk wydaje każda struna. Po pokazaniu paru sztuczek spróbowałam sama coś zagrać. Chciałam zagrać fragment Worldwide, ale średnio mi to poszło. Ona pokazała mi jeszcze raz wszystko od początku. Za drugim razem mi poszło o wiele lepiej.
 - No widzisz? W parę minut się nauczyłaś grać na gitarze! - zaśmiała się Michelle.
Zaśmiałyśmy się równocześnie.
 - Ej? A może chcesz poznać moją przyjaciółkę? - zapytała.
 - No jasne. Gdzie ona jest?
 - Pracuje w sklepie z ubraniami. Niedaleko stąd - podniosła się i pomogła mi wstać.
Wzięłam Dark na ręce i ruszyłam za Michelle. Nasza przechadzka nie trwała długo. Doszłyśmy do dość dużego butiku. Od samego wejścia zafascynowały mnie koszulki na wieszakach. Michelle podeszła za parawan za blatem z kasą. Po chwili wyszły obydwie i podeszły do mnie.
 - Reachel, to jest Jesse - pokazała na dziewczynę bardzo uśmiechniętą.
 - Cześć. Miło mi - podałyśmy sobie ręce.
 - Ona też jest Rusherką - puściła mi oczko Michelle.
 - Mówisz to tak, jakbyś ty nią nie była - uniosła brew Jesse i spojrzała na przyjaciółkę.
Nagle Jesse spojrzała na mnie.
 - Laska Carlos'a? - uśmiechnęła się ponownie.
Nagle przeleciała mnie fala smutku. Odrwóciłam głowę w lewą stronę i zobaczyłam coś. Była to kremowa koszula w bordową kratkę z krótkim rękawkiem. Cicho westchnęłam i podeszłam do koszuli. Wzięłam ją w swoje ręce. Taką samą koszulę miał Carlos na koncercie, kiedy się poznaliśmy. Ponownie znalazłam się w klubie K-9 przed sceną w OC. Ponownie ujrzałam Carlos'a w kremowej koszuli i ponownie wysyłał do mnie miliony uśmiechów. Moje wspomnienia zakłóciły Jesse i Michelle.
 - Reachel? Wszystko gra?
Ja sie otrząsnęłam i spojrzałam na nie. Tylko pokiwałam głową i znowu spojrzałam na koszulę.
 - Dam ci 50% zniszki, specjalnie dla dziewczyny gwiazdy rocka - zaśmiała się Jesse.
Rozpłakałam się i zaczęłam potwornie szlochać.
 - Co jest? - podeszła do mnie Michelle.
 - Czuję, że ja i Carlos coraz bardziej się nie rozumiemy - mówiłam przez łzy - Przyjechała ta Droke. Jego była. On się z nią 3 razy rozstawał! Nic nie widzi! Nie widzi, że ona go bierze tylko i wyłącznie na kasę! Przestał mnie słuchać! Cały czas jaki spędzaliśmy ze sobą, teraz spędza z Samanthą!...
Na chwilę się uspokoiłam. Ulżyło mi.
 - Tego to nie wiedziałyśmy... - spuściły obie głowy.
Podniosły mnie z klęczącej pozycji.
 - Nie możesz się teraz poddawać.
 - Właśnie!
 - Taa... Taa... Ja to wiem... Ale on nie słucha co ja do niego mówię - powiedziałam.
Obie zamilkły i spojrzały na siebie. Ja ostatni raz szlochnęłam i spojrzałam na koszulę.
 - Ta koszula mi przypomina, jak się poznaliśmy...
Jesse i Michelle zrobiły duże oczy i ponownie spojrzały na siebie.
 - No właśnie! - krzyknęły równocześnie.
Popatrzyłam na nie z jedną brwią uniesioną.
 - Pokażesz mu tą koszulę i od razu sobie przypomni kogo pokochał na serio! - skoczyły obie i przybiły sobie piątki.
Ja nie bardzo wierzyłam w ten plan, ale musiałam zaufać nowym przyjaciółką. Jesse dała mi tą koszulę za darmo.
 - I pamiętaj. Nie możesz się poddać. Pokaż mu ją, jemu się z pewnością przypomni, co do ciebie czuje i koniec pieśni. Jesteście razem - rozłożyła ręce Michelle i uśmiechnęła się do mnie.
 - Powodzenia - przytuliły mnie równocześnie.
 - Dzięki za wszystko - szepnęłam do nich - Jeszcze się spotkamy!
 - No mamy nadzieję! - krzyknęły za mną.
Reklamówkę z zakupem schowałam szybko do torebki i popędziłam w stronę domu Carlos'a.

Isabella.

Ja i Michaelle przeżywałyśmy dzień, jak co dzień. Postanowiłam odwiedzić Logan'a, a że Michaelle o tym samym pomyślała, spotkałyśmy się w połowie drogi do studia. Zetknęłyśmy się wzrokiem, niczym dwie błyskawice.
 - Cześć Michaelle...! - kiwnęłam jej głową.
 - Cześć... Isabello...! - odkiwnęła mi.
 - Amm... Dokąd tak pędzisz...? - spytałam ostrożnie.
 - Gdzieś, gdzie ty nigdy nie dotrzesz...! - powiedziała i zaczęła biec w stronę studia.
Ja zaczęłam biec zaraz za nią. Dobiegłyśmy do studia, więc obie się zatrzymałyśmy. Nagle zauważyłyśmy Logan'a idącego prosto do drzwi wejściowych studia. Spojrzałyśmy na siebie ze wściekłym wzrokiem i ponownie zaczęłyśmy biec do niego.
 - Będę pierwsza! - krzyknęła Michaelle.
 - A nie bo ja! - odkrzyknęłam jej i wyprzedziłam ją o pół sekundy i wpadłyśmy na Logan'a. Właśnie chciał zacząć jeść swojego kebaba, ale nawet nie zaczął, bo właśnie leżał cały rozdziabdziany na jego bluzce.
 - On jest mój! - krzyknęła Michaelle.
 - A nie bo mój! Byłam pierwsza! - zaczęłyśmy się obkładać pięściami i turlać po ziemi.
 - Uspokójcie się! - krzyknął Logan.
Obie się zatrzymałyśmy i spojrzałyśmy na niego. Był zdenerwowany. Cała jego bluza była w sosie czosnkowym.
 - Czy wy nigdy nie przestaniecie? - zapytał wycierając w ręce sos.
Spuściłyśmy głowę i nic nie odpowiedziałyśmy.
 - Sorry... - powiedziałam cicho.
 - Taa... Ja też... - dodała Michaelle.
Nagle zadzwonił telefon. Wyciągnęłam swój z kieszeni spodni, ale to nie był mój. Michaelle wyciągnęła śmiało telefon z kieszeni swoich spodni i popatrzyła na ekranik i się lekko skwasiła.
 - To mój...
Odebrała i przystawiła telefon do ucha.
 - Halo?
Nic nie odpowiadała tylko słuchała.
 - Aha. Aha. No... Co?! - skoczyła nagle.
Ja i Logan spojrzeliśmy na siebie ze zdziwieniem.
 - Nie... Proszę... Nie da się nic zrobić...? Ale ja nie chcę! - machnęła ręką załamana i po chwili ciszy dodała - Naprawdę...? No dobrze... Pa...
Rozłączyła się i łzy napłynęły jej do oczu.
 - Co się stało...? - zapytał ją Logan.
 - Moja babcia coraz gorzej się czuje... - odpowiedziała ze smutkiem - Musze wracać do Francji, żeby zdążyć się z nią pożegnać...
Mnie też zaręciła się łezka w oku.
 - Muszę iść się spakować, bo jutro rano wylatujemy... - powycierała łzy i spojrzała na nas.
 - Trzymaj się... - podszedł do niej Logan i ją przytulił.
Widziałam, że naprawdę cierpiała. Ona go odepchnęła bardzo lekko od siebie i podeszła do mnie.
 - Nie kłóćmy się więcej... - podała mi rękę na zgodę.
Nasze ręce złączyły się. Uśmiechnęłyśmy się do siebie, odwróciła się i poszła w swoją stronę. Patrzyliśmy za nią, jak szła załamana do swojego domu. 
 - ...Wejdziesz ze mną na plan? - zapytał Logan.
 - Nie będę przeszkadzać...? - zaniepokoiłam się.
 - Nie. Reżyser nie będzie miał nic przeciwko. Chodź - pokazał mi drogę.
Ja jeszcze raz popatrzyłam za Michaelle. I lekko się uśmiechnęłam. Weszłam za Logan'em do studia.
 - A poztym, dziś będzie łatwiej, bo ja mam dziś tylko zdjęcia. Chodź.
Szliśmy długim korytarzem i zobaczyłam drzwi do garderoby Logan'a.
 - Chodź. Muszę się przyszykować - otworzył mi drzwi.
Weszliśmy, ja usiadłam na sofie pod ścianą, a Logan usiadł na fotelu przed lustrem.
 - Zaraz do mnie przyjdzie makijarzystka i fryzjerka - uśmiechnął się do mnie przez odbicie w lustrze.
 - Tylko nie umaluj się jak laska, okej? Żeby mi za ciebie wstyd nie było - zaśmiałam się cicho.
 - Jasnee...! - zaśmiał się.
Nastała niefajna cisza wokół nas. Postanowiłam to przerwać.
 - Żal mi Michaelle...
 - Tak... Nie przesiedziała nawet zadużo dni z nami...
 - A my te dni zmarnowałyśmy na głupie kłótnie...
Logan wstał napięcie z fotela i podszedł do mnie. Usiadł przy mnie i spojrzał mi w oczy.
 - To nie wasza wina...
 - A kogo? - podniosłam ton.
 - Moja...
 - Weź nie opowiadaj głupot.
 - To nie głupoty. To cała prawda.
Popatrzyłam mu w oczy. Był załamany. Całą winę zrzucił na siebie... Nagle drzwi do garderoby otworzyły się i weszły dwie kobiety. On od razu wstał i przywitał dziewczyny.
 - Tori to moja makijarzystka, a Judy to fryzjerka. Dziewczyny będą mnie tu modelować, a to jest Isabella. Ona będzie obserwować - uśmiechnął się.
Logan usiadł na fotelu i był oporządzany.

Robyn.

Ja i Jay szłyśmy przed siebie, nagle natknęłyśmy się na Kendall'a. Podbiegłyśmy do niego od tyłu. Nieźle się przestraszył, bo chciał chyba gdzieś zadzwonić.
 - Witaj Kendall! - stanęłyśmy przed nim.
 - Amm... Hej - zmieszał się.
 - Powiedz nam tylko... - zaczęła Jay.
 - ...Kim jest dla ciebie ta Kate? - dokończyłam nerwowo.
 - Noo... Ona?
My pokiwałyśmy równocześnie głowami.
 - Już wam ją przedstawiałem i mówiłem wam, to moja koleżanka.
Zaczęłam mu wierzyć, że to tylko przyjaźń. Zaproponowałam więc, żebyśmy we trójkę poszli do studia. Nagle po paru krokach odnalazłam wzrokiem budkę z gazetami.
 - Ej? Jay. Chodź ze mną, muszę sobie kupić gazetę. Ostatnio zaniedbałam czytanie prasy - Jay wzruszyła ramionami i się uśmiechnęła.
Obie pobiegłyśmy do drewnianej budki z wieloma gazetami różnego rodzaju. Z małego krzesełka wstała kobieta w podeszłym wieku.
 - Amm... Poproszę Popcorn. Jest nowy? - zapytałam.
 - Jak najbardziej - odpowiedziała kobieta.
Zapłaciłam za Popcorn i już odchodziłam od budki, ale jednak zostałam przy niej. Zauważyłam coś niepokojącego.
 - Jay... Musisz to zobaczyć...
Poprosiłam o zdjęcie z wystawy Bravo. Na okładce było zdjęcie Kendall'a i tej Kate na plaży. Jay podeszła do mnie, a ja jej podałam gazetę. Ja byłam jakoś opanowana, ale Jay troszkę się zdenerwowała.
 - Kendall...? - zawołała go Jay.
On się do niej odwrócił, a ona pokazała mu placem, żeby tu przyszedł. On wyraźnie się przestraszył, a nogi miał jak z waty.
 - Możesz mi wytłumaczyć, co ty robisz tutaj ze swoją "koleżanką"? - ironicznie zaakcentowała ostatnie słowo.
 - Co?! Co to jest?! - wziął w swoje ręce gazetę i przez pare sekund wpatrywał się w nią.
 - Kendall. Jeśli ciebie coś z nią łączy to powiedz - odezwałam się,
 - J-Ja... Mnie nic... - pokazywał z lekceważeniem na gazetę.
 - Pf... Nawet nie masz odwagi się przyznać... - zdenerwowała się Jay.
Poszła w stronę studia nie mówiąc nic więcej. Ja popatrzyłam za nią i spojrzałam na Kendall'a.
 - Super... - szepnął do siebie smutny.
Wyciągnęłam gazetę z jego ręki i wyrzuciłam do kosza.
 - Zapomnijmy o tym... Ja ci wybaczę... Znam cię dłużej i wiem, że mogę ci ufać... - powiedziałam mu.
On chwycił moją rękę i zbliżył się do mnie.
 - Chociaż ty mi wierzysz... - zbliżył się do mnie jeszcze bliżej.
Dzielił nas tylko jeden milimetr. Nasze usta już miały się złączyć, ale ktoś do nas podszedł i do tego nie doszło. To była Kate.
 - Siemka! Dzwoniłeś - uśmiechnęła się.
Mój wzrok z Kate utkwił na Kendall'u. Pokiwałam tylko lekko głową na boki i poszłam w tą stronę, co Jay. Poszłam jej szukać. Dwie ulice dalej siedziała przy sklepie pod żywopłotem. Twarz miała ukrytą w ręce. Usiadłam koło niej.
 - Co powiedział...? - zapytała przez łzy.
 - Nic... Przyszła Kate do niego. Oni naprawdę... - spuściłam głowę.
Jay podniosła głowę i otarła łzy.
 - Mam chamski pomysł. Śledźmy ich - ona wstała na równe nogi i obtrzepała spodnie.
Ja wstałam zaraz po niej.
 - Czy to jest fair...? - zapytałam.
 - W miłości nic nie jest fair... - powiedziała zaglądając za żywopłot i szukała Kendall'a i jego koleżanki.
Najwyraźniej Jay ich zaraz potem wypatrzyła, bo zaczęła się skradać w przeciwnym kierunku. Wzruszyłam ramionami i też zaczęłam się skradać. Po paru krokach z Jay, nagle zadzwonił mi telefon. Jay odwróciła się do mnie i pokazała mi palcem, że mam być cicho. Spojrzałam na ekran i od razu odebrałam. Pociągnęłam Jay na najbliższy zaułek, żeby spokojnie porozmawiać.
 - Halo? Mama?... Co się stało?!... Nie wierzę... Nic sie nie da zrobić?... Dobrze, dobrze... No... Ale już jutro?... No dobrze... Pa...
Rozłączyłam się i wsadziłam komórkę do kieszeni spodni. Jay spojrzała na mnie jakby pragnęła wyjaśnień.
 - Moja babcia źle się czuje. Muszę wracać do Francji.
 - Kiedy?
 - Jutro...
 - Już jutro?! Nie za szybko? - przeczezała włosy Jay.
Pokiwałam głową, że się zgadzam z nią. Nagle telefon drugi raz zadzwonił. To była Isabella i wymagała rozmowy wideo.
 - Isabella? Co jest?
 - Robyn? Wiesz już, że wracasz jutro rano do Francji?
 - Tak, mama dzwoniła... Zaraz. Skąd ty to wiesz?
 - Michaelle też z waszą mamą gadała. Strasznie to przeżywa.
 - Jest ona teraz z tobą?
 - Nie. Myślałam, że jest z tobą.
 - Nie, nie ma.
 - Jak do niej mama zadzwoniła, pogodziła się ze mną.
Ja i Jay zrobiłyśmy wielkie oczy.
 - No to z nią jest na serio źle... - powiedziałam - Gdzie poszła?
 - Chyba... Nie wiem. Pobiegła gdzieś. Nie mam pojęcia.
 - Idę jej szukać. To na razie i dzięki.
 - Spoko. Powodzenia.
Rozłączyłam się, zrezygnowałam z śledzeniem Kendall'a i poszłam szukać Michaelle.
 - Jay. Teraz wszystko w twoich rękach. Uważaj i idź za nim - powiedziałam.
 - Jasne - przybiła mi żółwika.
Pobiegłam do domu. Wpadłam do domu jak huragan. Michaelle siedziała na sofie i wpatrywała się w okno. Ja usiadłam koło niej.
 - Wporządku...? - zapytałam się jej.
 - Nie. Wracamy już jutro.
 - Tak. Wiem... Fajnie, że się pogodziłaś z Isabellą.
Ona odwróciła się do mnie i mnie przytuliła.
 - Już dobrze.

Kate.

 - To jak? Gdzie chciałeś mnie zabrać...? - uśmiechnęłam się do Kendall'a.
Nic nie odpowiedział, bo się rozglądał za Robyn. Dziwnie się zachowała, jak tylko ja podeszłam to uciekła. I wyglądało na to, że byli blisko siebie. Czułam się niezręcznie. Jednak ciągle czekałam na odpowiedź od Kendall'a. Jednak nie mogłam się doczekać.
 - Kendall...? - zwrócił głowę do mnie - Co się stało? Czemu Robyn tak uciekła?
Ze mnie jego wzrok spoczął na moich butach. Nie potrafił spojrzeć mi w oczy.
 - Kate... - spojrzał z powrotem mi w oczy.
Chwycił mnie za ręce i nie mógł nic więcej wypowiedzieć. Wziął głęboki oddech i zaczął mówić.
 - Muszę ci coś powiedzieć...
 - No mów - pogłaskałam go po ręce.
On zatrzymał moją rękę i chwycił mnie za ramiona.
 - Proszę... Nie prowokuj mnie do pocałunku... Muszę ci powiedzieć.
Dał mi do zrozumienia, że to coś poważnego.
 - Nie jesteś jedyna w moim życiu...
 - ...Co...?
Zmrużyłam oczy, bo kompletnie nie rozumiałam, co on do mnie mówił.
 - Nie chcę cię skrzywdzić... - zbliżył się do mnie i pocałował mnie.
Czułam, że jest tu coś nie tak jak powinno. Kendall odsunął się ode mnie i popatrzył się w moje oczy, a ja w jego oczy. Błyszczaly, jak nigdy.
 - Powiesz mi, co się dzieje...? - zapytałam go szeptem.
 - Kocham cię... Ale nasza miłość nie przetrwa długo...
Nadal nie rozumiałam, ale sobie nagle uświadomiłam o co chodzi.
 - Ahaa... Wiem o co chodzi - pokiwałam głową.
Jego oczy otworzyły się szerzej.
 - Serio?
Ja jeszcze raz kiwnęłam głową.
 - Chodzi o tą gazetę? I o zdjęcia.
Jego oczy wróciły do normalnej wielkości.
 - Nie chodzi o to...
 - Więc o co?
Nie potrafił niczego z siebie wydusić.
 - Poprostu... Zależy mi na tobie i... Nie chcę żebyś cierpiała przeze mnie...
Pocałował mnie po raz drugi. Ale tym razem czułam, że to już ostatni nasz pocałunek.
 - Zapomnij o mnie... - szepnął patrząc mi głębiej w oczy.
I odwrócił się i odszedł. Ja zostałam sama. Łzy spłynęły mi po policzkach i nadal nie wiedziałam, o co chodzi.

Alex.

Pędziłam w podskokach do mojego James'a. Miał mnie zabrać do studia. Już nie mogłam się doczekać. Dziś miał mieć tylko zdjęcia, więc mogłam go rozpraszać. Sam się zgodził. Nawet nie przeszkadzało mi to, że mam zaciasne trampki. Nic nie mogło mi zniszczyć humoru. W końcu go spotkałam w połowie drogi do studia. Pomachałam mu wesoło i podbiegłam do niego. Rzuciłam się mu na szyję.
 - James! Część! - pocałowałam go w usta.
 - Hej! - oddał mi pocałunek.
 - To idziemy?
 - No ba.
Ruszyliśmy wolnym krokiem, James objął mnie ramieniem. Nagle usłyszałam, jak ktoś biegnie w naszą stronę. Ja dobrze pomyślałam: fanki.
 - Przepraszamy - James odrócił się do nich na te słowa.
On zamarzł. Nie ruszał się, dosłownie. Raz spojrzałam na niego i raz na fanki.
 - Jestem Paris.
 - A ja Jesse.
Dalej nic. Pomachałam mu przed oczami ręką, nic to nie dało. Zbliżyłam rękę do jego włosów i wyrłam jeden. Nawet nie drgnął.
 - Zamroziło go! - spanikowałam.
We trójkę zakryłyśmy usta z przerażenia.
 - Spokojnie. Moja przyciółka gra też na gitarze elektrycznej. Chodźcie! - zaprowadziła nas Jesse.
Przybiegłyśmy do jakiego sklepu z ubraniami. Przy blacie siedziała dziewczyna z gitarą.
 - Michelle! Poważna sprawa! - krzyknęła Jesse.
Dziewczyna oderwała wzrok od gitary i spojrzała na James'a i oniemiała.
 - Czy to nie jest...?
 - Wyciągaj Pioruna! - wrzasnęła jeszcze głośniej Jesse.
Michelle pstryknęła palcami i pobiegła za parawan i szybko wróciła z gitarą elektryczną i wzmacniaczem. Podłączyła kable i podniosła rękę, aby uderzyć w struny. My zatkałyśmy uszy we trójkę. Rozległ się wielki brzęk. Ja James poleciał prosto na wieszaki z bluzkami. Szybko go podniosłyśmy.
 - Dzięki dziewczyny - zaśmiałam się do nich.
 - Chcecie iść ze mną i Alex do studia? - zapytał jeszcze niezbyt przytomny James.
Wszystkie się ucieszyły i podniosłyśmy James'a. Wybiegłyśmy z sklepu i prosto do studia.

Reachel.

Biegłam z uśmiechem do domu z reklamówką w ręce. Nareszcie dobiegłam. Wpadłam do domu zdyszana.
 - Carlos? Carlos? Mam coś! Nie uwierzysz! - śmiałam się i szukałam go wzrokiem.
Po schodach zeszła Samantha. Mój uśmiech zniknął.
 - Część. Carlos ci nie powiedział, że ma dziś zdjęcia? Oj, jaka szkoda. Mnie powiedział - zaśmiała się.
Ja wzięłam głęboki oddech i spojrzałam w sufit, żeby nie zdenerwować się.
 - Carlos super się sprawuje w roli exchłopaka. Naprawdę... Szacunio! - zaśmiała się głośniej.
Wzięłam jeszcze większy oddech, ale coraz mniej mi on pomagał.
 - Serio? To się ciesz, bo zaraz nie będzie cię darzył takim uwielbieniem. Kupiłam koszulę, w której był Carlos, kiedy się poznaliśmy - wyciągnęłam zakup z reklamówki - Od razu sobie przypomni, kogo kocha naprawdę.
Pokazałam jej i pomachałam przez oczami strasznie dumna.
 - O! Bardzo się cieszę! Ale nie warto. Nie zabierzesz mi go. Jesteś słaba. Przyznaj.
Moje ręce ścisnęły się w pięść. Powoli nie wytrzymywałam.
 - A poza tym... Nie pasujecie do siebie - pokazała mi znak loser'a.
Rzuciłam się na nią wściekła. Zaczęłam się z nią szamotać.
 - Już ja ci dam! Jak cię zleję, to ty do rozdzonej matki nie będziesz pasować! - krzyknęłam na nią.
Podniosłam na nią rękę, chciałam ją uderzyć w twarz. Usłyszałam, że drzwi wejściowe otworzyły się.
 - Reachel...? - odezwał się znany mi głos.
Moja ręka się zatrzymała w powietrzu, a moje serce stanęło. Odwróciłam powoli głowę. W drzwiach stał Carlos. Samantha wyrwała się z mojego uścisku i pobiegła do niego. Ja wstałam na nogi i odwróciłam się do niego.
 - Carlos! Ona chciała mnie pobić - przytuliła się do niego.
Carlos nie zmieniał wzroku. Był bardzo zdzwiwiony.
 - Carlos... Ona... - odezwałam się po cichu.
On zamknął oczy.
 - Reachel... Wyjdź...
W moich oczach pojawiły się łzy.
 - Co...?
On jeszcze mocniej zacisnął oczy.
 - Wyjdź... - powtórzył.
Łzy poleciały mi po policzkach.
 - Przepraszam... - powiedziałam jeszcze ciszej.
Jemu także popłynęły łzy.
 - Błagam... Wyjdź... - powiedział cicho.
Szybko chwyciłam Dark i wybiegłam z domu. Dark nie pokoiła się, bo zaczęła szczekać. Ja nie mogłam jej uspokoić, bo sama byłam strasznie zaniepokojona...
__________________________________________________________