środa, 5 grudnia 2012

Rozdział 40 [ wesołego mikołaja ♥ ]

Reachel.
Szybko wsiadłam do samochodu Williama i rozkazałam mu :
- Jedź.
- Coś się stało? - zaniepokoił się.
- Po prostu jedź.
William włączył silnik i ruszyliśmy z miejsca.
***
Lampki przed wejściem do willi zaświeciły się przede mną. Nie mówiąc nic poszłam do swojego pokoju. Rzuciłam torbę na podłogę i podeszłam do okna. Westchnęłam ciężko, wpatrywałam się w ciemną dal. To bezmyślne patrzenie się w jedno miejsce zamieniło się w wieczność. Uderzyłam pięścią w parapet okna i zmierzwiłam z nerwów włosy. Na toaletce ciągle wisiał wisiorek. Wzięłam go w dłoń i przyglądałam się mu, z każdą sekundą bardziej chciałam otworzyć okno i wyrzucić go jak najdalej z stąd  Jednak wzięłam głęboki oddech i powiesiłam z powrotem prezent od nieznajomego.

Carlos.

Skołowany i sparaliżowany otworzyłem drzwi wejściowe do domu. W kuchni stali chłopcy, a widząc mnie rzucili się z pytaniami. Ja jednak nie mogłem im nic odpowiedzieć. Sam nie byłem pewien, co się właściwie wydarzyło.
 - Gdzie Reachel? - niecierpliwił się James.
Usiadłem na kanapie i oparłem łokcie na kolanach. Nie patrzyłem na żadnego z nich. Kendall nie wytrzymał tego napięcia.
 - Powiesz ty w końcu coś, czy niespecjalnie?!
Gwałtownie wstałem z kanapy.
 - ...Nie pamięta mnie... - powiedziałem prawie szeptem - Podoba się?! Ulżyło wam?!
Chwyciłem się za głowę i odwróciłem się na pięcie nie mogąc dłużej patrzeć na przyjaciół.
 - Chyba nie rozumiem... Jak to "Nie pamięta"...? - nie kończył tematu Logan.
 - Sam chciałbym to wiedzieć...
Nastała cisza. Wszystkim skończyły się pytania. Zaraz po tej myśli odezwał się James.
 - Aaa... Myślisz, że ona... to specjalnie robi...?
Zamknąłem oczy, żeby odrzucić tą myśl. Przypomniałem sobie jej minę, kiedy mi powiedziała, że mnie nie zna. Ona nie potrafiła kłamać. Nigdy. Pozostała tylko jedna opcja...
 - Straciła pamięć...? - nie dowierzał sam sobie Kendall.
 Na te słowa drgnąłem, a po plecach przeszły mi ciarki.
 - Odszczekaj to... - odwróciłem się do niego.
 - Ja tylko tak zakładam.
 - To nie zakładaj!
 - Uspokój się.
 - Ty to byś tylko uspokajał, co nie, Kendall? A sam nie potrafisz zadbać o to co w twoim życiu jest najważniejsze.
Kendall zmienił wzrok.
 - O co ci chodzi?
 - Nie potrafisz nawet stwierdzić, kogo naprawdę kochasz.
Poczułem ukłucie w sercu. Poczułem, że źle zrobiłam. Spuściłem głowę z bezsilności i pomaszerowałem do mojego pokoju. Drzwi zamknąłem na klucz i rzuciłem się na łóżko. W głowie krążyły mi cały czas te same słowa Reachel... Zaczęło mnie to powoli doprowadzać do szału.


[ Na następny dzień ]

Reachel.
Słońce weszło przez okno do przestrzennego pokoju i obudziło moje oczy. Przebrałam się i zeszłam na śniadanie z William'em. Gospodynie jak zwykle się postarały. Wróciłam do pokoju i robiąc parę
rund po nim rozmyślałam co zrobić, żeby się odstresować. Podeszłam do jednego z okien i obserwowałam Los Angeles wczesnym rankiem. Wszyscy byli już na nogach.
"Przejdę się do miasta..."
Nie wahając się zabrałam torebkę i ruszyłam do przedpokoju. Z szafy wyciągnęłam buty na niskim obcasie.
 - William! Wychodzę! Wrócę za pół godziny!
 - Nie ma sprawy! Nie chodź za daleko - ostrzegł mnie przekrzykując drzwi do swojego gabinetu.
Zamknęłam drzwi i idąc ogródkiem myślałam, gdzie by się wybrać. Zamknęłam bramę i pobiegłam do Venice. Na alejce koło plaży na ławkach siedziało strasznie dużo ludzi. Słońce sprawowało swoją powinność. Nie mogłam usłyszeć niczego innego oprócz szumiących fal. Aż w pewnym momencie usłyszałam granie gitary, a zaraz potem ciekawy głos. Zaczęłam szukać wzrokiem źródła pięknych dźwięków. Na ziemi siedział chłopak o ciemnych blond włosach. Przysłuchałam się piosence śpiewanej przez gitarzystę. Śpiewał o bólu i miłości. Chłopak bezwzględnie ukradł moje serce. Wyciągnęłam drobne z torby wzięłam jak najwięcej i nieśmiało podeszłam do blondyna. Wrzuciłam drobne do reszty drobniaków jakie uzbierał. Po usłyszeniu brzdęku pieniędzy zdjął okulary przeciwsłoneczne i spojrzał na mnie. Moje serce stanęło.
 - Bardzo dziękuję, koleżanko - uśmiechnął się niewinnie.
Odwdzięczyłam się tym samym, lecz bardziej nieśmiałym uśmiechem. Patrząc na mnie kontynuował piosenkę.
 - Oh, I’ve been playback, playback, I’m gonna take it like a man
I was tripping, slipping, now you’re falling through my hands
Yes, I did, I hate it but I swear, it’s just a dare
I’m a slayer, a player, I’m your king and you’re my queen
Be my queen, I’ll be your king
Won’t you be my queen, I’ll be your king...
 - Przepiękne... - powiedziałam cicho kiedy skończył.
 - Fajnie, że chociaż dla Ciebie... 
Nic nie odpowiedziałam. Chłopak odłożył gitarę na bok.
Jego włosy miały długość do ramion, a na czoło opadała lekko grzywka. Oczy miał w świetle niczym dym, a w ciemności w kolorze tafli morskiej bryzy. Na prawym ramieniu i lewym łokciu widniały dziwne tatuaże. Jeden to chyba było słońce, a drugiego nie umiałam zinterpretować. Na szyi miał wisior na rzemyku.
 - No bo... nikt nie potrafi tutaj przystanąć na chwilę i posłuchać. Wszyscy tylko przechodzą i jeśli im się podoba to wrzucą tylko parę drobnych.
 - A nie o to chodzi? - zdziwiłam się.
On zrobił tylko gest, abym koło niego usiadła. Nie zastanawiałam się, chciałam zrozumieć jego tok myślenia.
 - Słuchaj, mnie nie chodzi o kasę. Ja pieniądze mam. Mnie bardziej zależy, żeby ktoś posłuchał mojej muzyki. Wszyscy się gdzieś spieszą, biegną i tylko patrzą na swój zegarek - zaczął się przyglądać swoim dłonią.
 - A rodzina? Przyjaciele?
Oderwał wzrok od rąk i spojrzał na mnie.
 - Przepraszam, nie powinnam...
On się zaśmiał cicho.
 - Nie, nie. Nie o to chodzi. Po prostu... - westchnął i sięgnął po coś do swojej torby.
Po chwili wyciągnął z niej papierosa.
 - Palisz? - przeraziłam się trochę.
Znowu się zaśmiał i wyciągnął też zapalniczkę.
 - Od jakiegoś czasu - uśmiechnął się.
 - Palenie zabija, wiesz?
 - Od czegoś trzeba umrzeć, nie? - powiedział dalej się uśmiechając - Spróbuj.
 - Nie, nie. Dzięki - odciągnęłam od siebie papierosa.
 - To bardzo dobry towar. Taki sam palą aktorzy w Beverly Hills.
 - Na prawdę, dzięki.
Wsadził papierosa do ust. Oparł łokcie na kolanach i patrzył na mnie.
 - ...Ojciec pracuje dzień i noc. Nawet nie wie co się ze mną dzieje... A matka...? Matka w Kanadzie. Pracuje na planie filmowym.
Zrobiło się mi go strasznie żal. Oderwał ode mnie wzrok i teraz patrzył daleko przed siebie. Wypuścił dym z ust.
 - Nikomu tego nie mówiłem...
 - I opowiadasz o swoim życiu obcej osobie...
 - Tak. Tak wiem, to głupie - zmieszał się - Za dużo tego ziela. Tylko Cię tylko zanudzam.
Zaczął brać gitarę w ręce i zaczął wstawać z ziemi.
 - Ale nie...! Poczekaj. Nie idź. - zatrzymałam go.
Spojrzał znowu na mnie wesoło i wyrzucił papierosa.
 - Masz rację, gdzie moje maniery. Jestem Greg - podał mi rękę.
 - Miło mi. Ja nazywam się Clara - także mu podałam rękę.
 - Piękne imię...
 - Dziękuję. A Greg to skrót? - zagadnęłam nastolatka.
 - Od Gregory, ale wolę, gdy mówią na mnie Greg - zaśmiał się.
Ja tylko pokiwałam z uśmiechem głową.
 - Umiesz grać? - pokazał na gitarę.
Nie wiedziałam, czy umiałam jeszcze przed amnezją. Speszyłam się.
 - Na pewno coś umiesz - zaśmiał się.
Podał mi swój sprzęt.
 - To znaczy... Mój opiekun potrafi trochę grać... Pokazał mi niedawno z 2-3 chwyty... - tłumaczyłam biorąc gitarę w ramiona.
 - Spokojnie. Nauczę cię - poprawił włosy i przybliżył się do mnie - Chwyć trzecią strunę od dołu i pierwszą od góry.
Zrobiłam jak kazał. Dalsze jego instrukcje były bardziej skomplikowane. W pewnym momencie za mocno uderzyłam w strunę i rozcięłam skórkę przy paznokciu. Zaczęła cieknąć krew.
 - O matko... - chwyciłam się za miejsce bólu - Chyba dlatego właśnie nie umiem grać na gitarze.
On tylko się zaśmiał i popatrzył to na mnie, to na ranę.
 - Daj. Owinę chusteczką - poprosił o podanie ręki.
Z torby wyciągnął paczkę chusteczek higienicznych i wyjął jedną.
 - W domu będziesz musiała zdezynfekować.
 - Jasne. Dzięki - chwyciłam się za palec.
Długą chwilę panowała cisza. Zerknęłam kątem oka na chłopaka. Zmienił mu się wyraz twarzy. Był jeszcze bardziej wesoły, niż przedtem.
 - Każdy gitarzysta to miewa - wyciągnął kolejnego papierosa i zapalił go - Nie jesteś jedyna, uwierz mi - uśmiechnął się szerzej.
 - Pójdę już... - wstałam z betonu.
On także wstał i ponownie wyrzucił papierosa na ziemię. Odwróciłam się do Greg'a, bo poczułam jego wzrok na mnie. Patrzył z wielką tęsknotą, a jeszcze nie zdążyłam stracić go ze swojego wzroku.
 - ...Spotkamy się jeszcze...? - zapytał ze smutkiem w głosie.
 - Mam taką nadzieję... - podniosłam kąciki ust i odeszłam parę kroków.
Już tęskniąc za jego oczami odwróciłam się. On stał cały czas w tym samym miejscu z rękami w kieszeniach. Machnął tylko do mnie ręką i nieśmiało posłał mi ostatni uśmiech.


***

Weszłam do domu z wielkim uśmiechem na twarzy.
 - Czy ja się zakochałam...? - zapytałam samą siebie.
Zjawił się William z kilkoma papierami w ręku.
 - No nareszcie wróciłaś, Clara. Musisz się przygotować do występu, prawda? - zapytał wertując karty.
Na śmierć zapomniałam o występie. Ale nie chciałam pokazać, że zaniedbuję swoje obowiązki.
 - Jestem gotowa - zaśmiałam się sztucznie.
 - Wracam do pracy - pokazał papiery i wrócił do swojego gabinetu.
Ja szybko pobiegłam do pokoju w celu szukania piosenki na wieczór. Otuliłam się pierzyną i zaczęłam myśleć. Nie mogłam się skupić. Ciągle przed oczami miałam Greg'a, a w uszach brzmiała mi ciągle jego piosenka.
 - Pain! Oczywiście! - zeszłam z łóżka i pobiegłam do gabinetu William'a.
Zapukałam do drzwi, a William mi otworzył.
 - ...Mogę pożyczyć gitarę na dziś wieczór...? - zapytałam.


***

Jak zawsze Morris zawiózł mnie na stanowisko pracy. Przed wyjściem na scenę upewniłam się, czy gitara jest odpowiednio nastrojona. Postępowałam według instrukcji Greg'a. Spojrzałam na swój "kulawy" palec.
Zaczęłam wątpić, czy mi się uda. Wtedy przypomniałam sobie słowa chłopaka...

...

 - Na pewno coś umiesz...

...

Podszedł do mnie William, aby przekazać, że mam wychodzić. Usiadłam na scenie na stołku. Gitara wylądowała na moich udach, a ręce na strunach. 

...

 - Chwyć trzecią strunę od dołu i pierwszą od góry.

...

Z pod moich palcy wypłynęła melodia dokładna jak ta którą grał nastolatek.

 - Drinking’s so much fun when you’re alone
Laugh, pretend and play with all your holes
When nobody knows
Oo, la ,la, la, no woman, no cry
Girl, you told me, love me now,
why did you have to lie?
Oh why, oh why, tell me why
Tell no lie, tell me why, tell no lie, tell me.

Carlos.
Nie dałem za wygraną. Nie mogłem tak po prostu zostawić Reachel. Znowu udałem się tamtego wieczoru do klubu, gdzie Reachel śpiewała. Nie wchodziłem do środka, nie czekałem na zapleczu. Chciałem się dowiedzieć, gdzie ona przebywa. Czekałem w swoim aucie, aż dziewczyna wyjdzie z klubu i pojedzie do domu. Po pewnym czasie wyszła z gitarą w ręku i wsiadła do czarnego Lamborgini. Odjechali kawałek, a ja szybko odpaliłem silnik i ruszyłem za nimi. Dojechali w końcu do ulicy Toyopa Dr. Zatrzymałem się na zakręcie i zaparkowałem samochód. Dom był ogrodzony i zarośnięty zaroślami. Poczekałem parę minut i podjechałem pod bramę. Zadzwoniłem na dzwonek i czekałem, aż wyjdzie Reachel. Chciałem z nią porozmawiać i wytłumaczyć parę rzeczy. Zacząłem oglądać domy, które stały obok willi. Nigdy nie byłem w tych okolicach. Nagle usłyszałem otwieranie się bramy. Odwróciłem się z nadzieją, że zobaczę dziewczynę. Myliłem się. Moim oczom ukazał się gruby mężczyzna. 
 - Pan do kogo?
 - Ja do Reachel - stanąłem twardo.
Mężczyzna nie zrozumiał.
 - Do, przepraszam, kogo?
 - Reachel, Reachel Brown. Niech pan nie udaje. Jest w domu, widziałem. 
 - Nie wiem, o czym, młodzieniaszku, mówisz.
 - Niech mi pan odda dziewczynę - zacząłem się denerwować.
 - Spokojnie, nie nerwowo... O... To pewnie ty jesteś dawnym wybrankiem Clary... 
Znowu ta Clara. On coś wiedział.
 - ...Proszę mi ją oddać... - poprosiłem.
 - Ale ona nie jest już twoja... Skrzywdziłeś ją... A teraz nawet nie pamięta kim jest...
Zaparło mi dech w piersiach. 
"Więc Kendall miał rację..."
 - J-Ja... Ja ją kocham...
 - Wierzę ci... - odparł mężczyzna.
Spojrzałem na niego z nadzieją, że odda mi Reachel.
 - ...Ale ci jej nie oddam... Ona jest moja... Ja się nią opiekuję... Ty miałeś już swoją szansę.
Coraz bardziej chciało mi się płakać.
 - Nie zna mnie pan... - powiedziałem cicho.
 - I nie chcę poznać...
Zacisnąłem pięści ze złości. Nie wiedziałem, jak długo jeszcze wytrzymam.
 - Odjedź stąd i nie wracaj. Nie odzyskasz jej. Zmarnowałeś już swoją szansę... 
I zamknęła się za nim wielka brama, a ja zostałem sam. Stanąłem około samochodu i otworzyłem drzwi. Spojrzałem jeszcze raz na willę. 
 - Uwolnię cię. Prędzej czy później...
__________________________________________________________________
nareszcie skończyłam : D strasznie długo mi zajęło rozmyślanie nad tym rozdziałem i nad kolejnymi. tak, zgadza się, Kate, naniosłam parę poprawek ; D 
nowy bohater ! 
przedstawiam wam Greg'a Cipes'a : D piosenkarz, aktor i podkłada dubbingi ; D grał w filmach 'Simon Says', 'Vile' etc. ma 32 lata, ale tutaj obecnie ma 20 ; ) gra muzykę reggae połączone z hip-hopem ; D postanowiłam ubarwić opowiadanie właśnie nim : D 

MIKOŁAJ JUŻ JUTRO, LUDZIE ! : D
życzę wam wesołego Mikołaja i dużo prezentów i pięknej choinki ♥ i wszystkiego co najlepsze : ) 

i dzięki, że już drugiego Mikołaja z wami zaliczam, jesteście genialni 

> Cipes And The People - Pain 
> Rihanna - Diamonds 
> Owl City - Shooting Star 

MUCH LOVE | PEACE 

2 komentarze:

  1. zapomniałaś na końcu dodać, że życzysz mi szczęśliwego związku z Patryykiem <3

    OdpowiedzUsuń
  2. supersupersupersuper *.* <3 / Michelle

    OdpowiedzUsuń