wtorek, 24 lipca 2012

Rozdział 35 [ moje imieniny . ♥ ]

Reachel.

Otworzyłam oczy i krzykłam na całe mieszkanie. Cała byłam zlana potem i obolała. Rozejrzałam się nerwowo dookoła siebie. Leżałam na wersalce w pokoju Kate. Ciężko oddychałam i szybko przełknęłam ślinę. Nagle do pokoju wbiegła Kate.
 - Ważoone! Co się drzesz? - zaśmiała się.
Ja niezrozumiale spojrzałam jej w oczy. Była wesoła, uśmiechnięta. Kompletnie byłam rozkojarzona. Po tym co się wydarzyło... ona się śmieje. Przypomniałam sobie głos Carlos'a w naszej ostatniej rozmowie... Rozpłakałam się. Ona szybko podbiegła do mnie.
 - Ej, co jest? Czemu płaczesz?
Nie mogłam przestać. Byłam totalnie załamana. Moje życie nie miało szans już być takim jak kiedyś...
 - Czemu ty płaczesz, no? - potrzepała mną.
 - Czy ty nie wiesz, co się stało?! Ktoś ci zrobił pranie mózgu?! - krzykłam na nią przez łzy.
Ona spojrzała na mnie pytającym wzrokiem.
 - Jesteś cała mokra. Może masz gorączkę, bo gadasz od rzeczy...
 - Nie! Oni nie żyją! Zginęli!
 - Kto? Gdzie? Jak? - wstała na równe nogi.
 - Kate! Gdzie ty jesteś? CHŁOPCY NIE ŻYJĄ! - krzyknęłam jeszcze głośniej.
Ona zrobiła wielkie oczy i znowu się zaśmiała. Ja po raz kolejny popatrzyłam na nią jak na wariatkę.
 - Oj, ważoone! Ty to masz szalone sny! - uderzyła ręką w swoje kolano.
 - Co?! Jakie sny?! Co tu jest grane?! - usiadłam na łóżku nerwowo.
 - Przecież oni już dawno są na miejscu - uniosła brew.
Mnie przeszedł ciepły dreszcz.
"Jak to na miejscu...?!"
Byłam w szoku.
 - ...Jak długo spałam...? - zapytałam domyślając się, co się stało.
 - No nie wiem...
 - Przecież ja, ty i dziewczyny siedziałyśmy w salonie i oglądałyśmy telewizję i... - nie dokończyłam, bo Kate mi przerwała.
 - ...No i leciały wiadomości. Powiedzieli dwa zdania o Kansas, znowu o pogodzie. Nagle ty powiedziałaś, że ci słabo. Więc cię zaprowadziłyśmy tutaj. Integracja nie była już taka fajna jak z tobą. Tak więc wszystkie musiały iść, bo też do niektórych dzwonili rodzice. A ty zasnęłaś. To tyle.
Słuchałam, co opowiada Kate i każde słowo było dla mnie totalnie dziwne.
 - Więc... Chłopcy żyją...? To mi się tylko przyśniło...? - zapytałam cicho z większym spokojem.
 - No brawo, ważoone - zaśmiała się - A no tak! Carlos do ciebie dzwonił jak spałaś - uśmiechnęła się.
 - Carlos...? - nie dowierzałam.
 - Tak. Twój Carlos - powiedziała sztucznie ale śmiesznie - Nie odbierałam. Ale dzwonił też Kendall. Już dawno są w Columbus. Koncert wypadł podobno super.
Nagle usłyszałam mój telefon. Kate mi go podała. Chwyciłam do ręki białego iPhona4s i spojrzałam na wyświetlacz.
 - Twój kochaś dzwoni - uśmiechnęła się znowu Kate.
Ja nie wierzyłam, że to on. Delikatnie odebrałam połączenie i przyłożyłam do ucha.
 - Halo...? - odezwałam się niepewnie.
 - Halo! Halo! Reach wkońcu odebrała, no! - zaśmiał się głos na który od razu się uśmiechnęłam.
 - Carlos... - zaśmiałam się do telefonu uradowana ale po policzkach spłynęła mi jedna łza.
 - Tak! Twój Carlos! - powtórzył po mnie ze śmiechem.
 - Jak wspaniale cię usłyszeć...
 - Reach? Coś nie tak...? Jakaś taka dziwna jesteś...
 - Nic ci nie jest...? Wszystko dobrze...?
 - Chyba ja powinienem o to samo zapytać ciebie...
 - U mnie jest super...! - mówiłam z coraz mniejszym opanowaniem w głosie.
 - Napewno...? Dziwnie brzmisz.
Nagle Kate zabrała mi telefon i włączyła na urządzenie głośnomówiące.
 - Carlito, wszystko wporządku! Za długo spało dziewcze - zachichotała sztucznie.
Ja nie zwróciłam uwagę na to, co mówiła Kate. W duszy cieszyłam się z każdego słowa Carlos'a, a na zewnątrz chciało mi się płakać ze szczęścia.
 - Koncert wypadł ekstra. I mają tu pyszne ziemniaczki w masełku! - zaśmiał się do telefonu.
Ja też się zaśmiałam z Kate. Gadaliśmy z nim z jakieś 5 minut.
 - Dziewczyny, chłopcy mi tu mówią, że w tym tygodniu będziemy mieli wolną sekundkę na Skypie, więc będziemy mogli się spotkać i zobaczyć - powiedział.
 - O niczym innym nie marzę... - powiedziałam rozmarzona.
 - Oj, Reach... Ja wiem... - zaśmiał się. - A. No właśnie. Jak tam Dark?
Nagle do pokoju wbiegła Dark z zabawkowym węzełkiem w zębach. Biegła tak szybko, że nie zdążyła się zatrzymać i uderzyła w szafkę z butami Kate. Drzwiczki się otworzyły i wszystkie buty spadły prosto na suczkę. Obie pokiwałyśmy przecząco głową patrząc na Dark obłożoną butami.
 -  Cieszy się życiem - odpowiedziała spokojnie Kate.
Ja się zaśmiałam i pospieszyłam Dark na pomoc. Wszystkie buty włożyłam z powrotem do szafeczki, pogłaskałam Dark i wzięłam ją na ręce. Usiadłam obok Kate, a ona też ją musnęła palcami. Nagle suczka szczeknęła.
 - No cześć, mała! - przywitał się Carlos z Dark.
Ogon Dark zaczął tańczyć w lewo i prawo i wyraźnie się uśmiechnęła.
 - Cieszy się - powiedziałam z uśmiechem - Tak jak ja...
 - Widać, tak działam na dziewczyny - zaśmiał się.
Z daleka usłyszałam, jak ktoś otwiera drzwi do apartamentu. Ja się tym nie przejęłam, ale Kate - tak.
 - Amm... Musimy kończyć, Romeo - powiedziała i szybko zerknęła na drzwi.
 - Co? Dlaczego? - oburzyłam się.
 - Pożeganaj się szybko! - dodała pośpiesznie.
 - Ale dlaczego?
 - Żegnaj się! - chwyciła mnie za ramiona i potrzepała szybko.
Nagle klamka drzwi apartamentu przekręciła się.
 - Amm... Rzeczywiście musimy kończyć. Zadzwonisz potem? - powiedziałam.
 - Jasne. To do usłyszenia. Kocham cię.
 - Pa. Kocham cię - uśmiechnęłam się i szybko rozłączyłam.
Drzwi do pokoju otworzyły się i w drzwiach stanął wujek.
 - Cześć, dziewczyny.
 - Cześć, wujku! - odezwała się Kate - Reachel, to mój wujek - Dave.
 - A tak, bardzo mi miło - wstałam i podałam mu rękę.
On się do mnie uśmiechnął.
To był mężczyzna w podeszłym wieku. Ciemne włosy, lekko zabarwione na siwo. Oczy miał głeboko czarne, skóra jasna. Sam w sobie miał coś, co mnie przerażało.
 - Reachel u mnie nocuje. Już wczoraj tu była, ale nie mieliście szansy się spotkać. Może tu zostać?
Kate strasznie się go bała, słyszałam, jak ona z nim rozmawia. Tłumaczyła się mu i mówiła bardzo uprzejmie.
 - Oczywiście. A co się stało? - poszedł odwiesić swoją wiatrówkę na wieszak i tylko spojrzał w moją stronę - Nie mieszkasz z rodzicami?
Uśmiech natychmistowo zniknął mi z twarzy. Spuściłam głowę i spojrzałam na zieloną wykładzinę. Przełknęłam ślinę, aby nie rozpłakać się na oczach mężczyzny.
 - Ona... Znaczy, jej rodzice... Wyjechali poza stany. Tak - wtrąciła się Kate.
 - Tak. Do tej pory mieszkałam z moim - AU! - Kate wbiła mi łokieć do żebra.
 - Bratem! Mieszkała ze swoim bratem w ich domu - dokończyła przyjaciółka.
Niespecjalnie wiedziałam, o co chodzi. Spojrzałam na nią ze zdziwieniem. Jej wzrok mówił: "Potem ci wyjaśnię, ale teraz idź w moje ślady i nie mów nic głupiego."
 - Rozumiem. No nic. To zajmijcie się sobą. Ale...
 - Tak wujku. Ale zaraz będzie bardzo późno i musimy iść spać - dokończyła za niego Kate z pobożną miną.
On tylko kiwnął głową i ruszył wolnym krokiem do salonu. Kate odetchnęła z ulgą.
 - Po co ten stres? - zapytałam ją. - Czemu wszystko przed nim ukrywasz i jesteś taka dla niego miła, że aż za miła?
Chwyciła mnie za bluzkę, pociąnęła do pokoju i zamknęła drzwi. Posadziła mnie na ziemi, a ona usiadła przede mną.
 - Słuchaj. Mój wujek nie jest zwolennikiem umawiania się ze starszymi chłopakami.
 - My jesteśmy od nich młodsze tylko o 2-3 lata! - oburzyłam się.
 - No wiem ale obiecałam mu, że się będę spotykała tylko z rówieśnikami.
 - A dlaczego jesteś taka dla niego miła?
 - Bo się go boję! - szepnęła.
 - To dlaczego z nim mieszkasz? - szepnęłam także.
Ona wstała na równe nogi, podeszła do okna i skrzyżowała ramiona na piersi.
 - Bo muszę - odpowiedziała już normalnym głosem.
 - A może jakoś jaśniej...?
 - Mam tylko mamę...
 - A tata? - podeszłam do niej od tyłu.
 - Nie wiem... Pamiętam tylko mamę.
 - To dlaczego nie mieszkasz z nią?
Westchnęła, odwróciła się do mnie i spojrzała mi w oczy.
 - Nikomu tego nie mówiłam... - usiadła na wersalce.
Ja dołączyłam do niej.
 - Wszyscy moi przyjaciele myślą, że moi rodzice nie żyją. Nie potrafiłam nikomu powiedzieć prawdy...
 - Dlaczego więc mi mówisz...?
 - Bo... Jesteś dla mnie bardzo ważna, Reach...
Spojrzałam na nią z nie dowierzaniem, ona odwróciła wzrok, złożyła ręce i przyłożyła je do ust. Uśmiechnęła się sama do siebie.
 - A Kendall? - zapytałam.
 - On...? Nie wie o tym - po krótkiej ciszy odezwała się znowu - Nie rozmawialiśmy na takie tematy...
Westchnęła ciężko i odwróciła się do mnie przodem, a ramię położyła na oparcie.
 - Mieszkam z wujkiem, bo mama jest w Australli.
 - A co ona tam robi? - zdziwiłam się.
 - Zarabia na życie...
 - Nie mogła pracować w Ameryce i mieszkać z tobą?
 - Nie...
 - Dlaczego?
 - Bo utraciła prawa rodzicielskie...
 - Co?! - aż się poruszyłam z wrażenia.
Znowu westchnęła i kontynuowała.
 - Kiedy miałam bodajże 7 lat, moja mama zawsze się mnie wszystkiego czepiała. Wujek mi dopiero opowiedział, że ona wogule nie chciała moich narodzin... Wujek w końcu pozwał ją do sądu, że się nademną znęca psychicznie. Wujek wygrał sprawę kiedy miałam 16 lat, a sąd nakazał jej wynieść się do Australli. I od tamtej pory mieszkam z wujkiem.
 - 3 lata... - dodałam.
 - Tak... W wieku 16 lat po raz ostatni widziałam ja w sądzie, kiedy ją wyprowadzali, bo nie mogła znieść porażki...
 - Okropne... Współczuję ci... - położyłam jej rękę na ramieniu. - Dzięki, że mi powiedziałaś...
 - Spoko... Ważoone...? - uśmiechnęła się i dałyśmy sobie żółwika.
 - Ważoone - zaśmiałam się.
I przytuliłyśmy się.
"Nie tylko ja mam ciężko..." - pomyślałam patrząc przez okno.
Nagle do pokoju wszedł wujek Kate. Szybko się od siebie oderwałyśmy.
 - Dziewczyny? Kolacja już na stole. Zjecie? - zapytał.
 - No jasne! - wszybko wstałam i pociągnęłam Kate za rękę.
Wbiegłyśmy do pokoju i usiadłyśmy przy stole. Na nim stał duży talerz, a na nim z jakieś 12 kanapek z serem, szynką, ogórkiem lub papryką. Oblizałam wargi i od razu chwyciłam za kanapkę z papryką. Kate sięgła po kanapkę z ogórkiem i wujek też z ogórkiem. Zajadaliśmy się z uśmiechami na twarzach patrząc na siebie. Nagle zadzwonił telefon Kate. Na wyświetlaczu pisało, że to Kendall. Szybko odrzuciła połączenie i telefon schowała do kieszeni spodenek. Wujek podejrzliwie na nią spojrzał.
 - Nie odbierzesz? - zapytał.
Ona się zmieszała i spojrzała na mnie.
 - Kolacja, to nie czas na rozmowy telefoniczne, proszę pana - uśmiechnęłam się do niego.
 - Racja! - zaśmiał się.
Jego podejrzliwość zanikła, a my odetchnęłyśmy z ulgą. Dojadłyśmy szybko kolację i wróciłyśmy do pokoju, aby się przygotować do snu. Obie poszłyśmy się umyć, jedna po drugiej. Zgasiłyśmy światła i zapaliłyśmy małą lampkę na szafeczce nocnej. Kate pozwoliła się zamienić legowiskami. Ona spała na wersalce, a ja na materacu pod nią.
 - Tylko mnie nie zdeptaj, jak będziesz przechodzić - zaśmiałam się.
 - No wiesz... Będziemy kwita... - zaśmiała się też.
 - Nie no błagam - zażartowałam.
Obie śmiałyśmy się z byle rzeczy. Aż nas brzuchy bolały ze śmiechu. Zaczęłyśmy rozmawiać o deptaniu podczas snu, a skończyłyśmy o tym, jakie spodnie noszą Kendall i Carlos. Z nikim się tak dobrze nie bawiłam, no może oprócz Carlos'a. Ale od początku czułam, że mnie ją łączą jakieś więzi. Zwierzamy się sobie, jakbyśmy się znały dobre parę lat. W końcu wujek Dave wszedł do pokoju z prośbą, żebyśmy się już uciszyły i poszły spać. My tylko odpowiedziałyśmy mu ze śmiechem: Dobrze! Gdy tylko drzwi się z powrotem zamknęły, my spojrzałyśmy na siebie i ponownie zaczęłyśmy się śmiać. W końcu już nie mogłyśmy dalej się śmiać, więc położyłyśmy głowy na poduszkach i patrzyłyśmy w sufit z uśmiechami na ustach. Ja włożyłam rękę pod poduszkę, a drugą dałam na kolano.
 - Reach? - odezwała się nagle Kate.
 - Co?
 - Pewnego dnia pójdziemy z Kendall'em i Carlos'em do Chambrulay...
 - Do najdroższego hotelu w LA... - rozmarzyłyśmy się.
 - Wkradniemy się do pokoju prezydenckiego... - zaśmiałyśmy się. - I zamówimy nam masarz...
 - A po co? Chłopcy nieźle masują...!
 - No racja! Haha!
 - I potem jak ochorniarze nas zgarną, to będziemy się wyrywali i śmiali, a oni zgłupieją! - zaśmiałyśmy się.
Po chwili ciszy znowu wybuchłyśmy śmiechem. Nagle zadzwonił telefon.
 - No nareszcie...! - ucieszyła się Kate patrząc na telefon.

Kate.

Szybko odebrałam telefon i zaczęłam się ponownie śmiać sama do siebie.
 - Kate! Czemu nie odbierasz? - odezwał się głos.
 - Sorki, ale... Nie mogłam odebrać.
 - No już myślałem, że nie chcesz...
 - Chyba żartujesz, skarbie... - zaśmiałam się. - Ja nie chcieć z tobą rozmawiać...?
 - Tak... Głupie - zaśmiał się też.
 - A co teraz robicie?
 - Już siedzimy w samolocie i lecimy na następny przystanek - Chicago.
 - Super. Jutro niektórzy już powinni dać filmy z Columbus, to was z chęcią obejrzymy.
 - Okej.
Odwróciłam głowę, czy gdzieś nie chodzi mój wujek.
 - Czysto, będę cię zawiadamiać - puściła mi oczko Reachel.
Ja jej kiwnęłam głową i uśmiechnęłam się.
 - Myślę o tobie... Wiesz...? - powiedział cichym głosem.
Mnie przeszły ciepłe ciarki i lekko się uśmiechnęłam.
 - Ja o tobie też...
 - Radzisz sobie tam jakoś? - zatroszczył się.
 - Lepiej niż myślisz! - zaśmiałam się - Siedzimy z Reach i śmiejemy się ze wszystkiego, co po ziemi chodzi! Haha!
Odwróciłam głowę i zobaczyłam śpiącą już Reachel.
 - Pilnuje... Akruat - powiedziałam do siebie ironicznie.
 - Hm? - zapytał.
 - Nie, nie. Nic - zaśmiałam się do telefonu.
Zgasiłam lampkę, żeby wujek Dave myślał, że śpimy. Usiadłam na parapecie, jak często robiłam i spojrzałam w przestrzeń.
 - Widzisz jakie są piękne gwiazdy na niebie...? - odezwał się Kendall czułym głosem.
 - Tak... Widzę...
 - Dwie gwiazdy, na które akurat patrzę błyszczą jak twoje oczy...
Zarumieniłam się i spojrzałam wyżej w niebo.
 - Kendall... - odezwałam się patrząc w gwiazdy.
 - Kate...? - zaśmiał się.
 - Tęsknię... - usłyszałam, że przestał się śmiać.
 - Ja też... Jeszcze parę dni.
 - Parę?! Żartujesz? Jeszcze 30 dni.
 - Dla nas to nie problem... Nie? - zaśmiał się ponownie.
 - Mhm... - powiedziałam z uśmiechem na ustach, ale nadal byłam niepocieszona.
 - Uwierz mi... Przeleci szybciej, niż myślisz.
 - Wierzę ci - powiedziałam już z większym przekonaniem.
Zaczęłam skubać moje paznokcie, bo czułam, że zaraz się rozpłaczę.
 - Może idź już spać, bo jest już strasznie późno. I nie martw się. Niedługo się spotkamy.
 - No dobra - przestałam skubać paznokcie i jeszcze raz spojrzałam w niebo.
Źle się czułam, że ukrywam przed nim, że mój wujek ma takie podejście do niego.
 - Śpij dobrze... - powiedział cichym, ale czułym głosem.
 - Ty też... Kocham cię.
 - Ja chyba nie musze odpowiadać, prawda? - zaśmiał się cicho.
Mnie spłynęła jedna łza po policzku. Próbowałam mówić niedrżącym głosem.
 - Proszę... Chcę to usłyszeć...
 - Kocham cię, Katelyn Ellen... Gdziekolwiek ja jestem i gdziekolwiek ty jesteś...
Zasłoniłam usta dłonią, a kolejne łzy już spadły na moją nogę, która wyglądała, jakby właśnie leżała na wielkiej ulewie.
 - Dobranoc... - powiedziałam ledwo przez łzy.
 - Dobranoc...
W słuchawce usłyszałam trzy sygnały. Chwyciłam telefon do drugiej ręki, podniosłam kolana i ręce dałam na kolana. Kiedy moje łzy już wyschły kątem oka zerknęłam jeszcze w granatowe niebo. W końcu wstałam i położyłam się na wersalce. Zamknęłam oczy i widziałam w ciemności Kendall'a. Uśmiechał się do mnie. Spuścił wzrok i schował ręce do kieszeni. Ja tylko się uśmiechnęłam przez sen i śniłam dalej podziwiając jego kolejne ruchy...
_____________________________________________________________
no długo ten rozdział pisałam. jak na mnie. i idzie mi to coraz trudniej i coraz więcej czasu potrzebuję na wymyślenie tematu rozdziału. okropne uczucie ; c może się starzeję.. ? X DD ale może to przejdzie ; D dziś mam imieniny . ♥ ale nie poświęciłam całego rozdziału sobie X D dziwne.. X DDD
pomogły mi w tym rozdziale piosenki Heffron Drive ; ) Jasmine [ Jay ], wiesz, jakie piosenki uwielbiam ; 3 najbardziej mi pomogły ' Quiet Please ' i ' Love Letter ' ; )
8 sierpnia obchodzę urodziny bloga ; D zamierzam ponownie napisac długi rozdział ; D ale czy to się uda.. ? co ja ?! jasnowidz ?! X DDD
Kate, tobie dedykuję ten krótki rozdział ; * serio można się z tobą pośmiać X DD i to aż do przesady, bo mój tata i twoja mama się awanturują .. X DDD można pogadać z tb o dosłownie wszystkim X DDD nie bd wymieniać, o czym gadamy, bo to ściśle tajne. wagi państwowej X DDDD ale nasze rozmowy są przedstawione w tym rozdziale. zawsze śmiesznie X D ale też niezawsze.. przykład w tym rozdziale kiedy rozmawiamy o przeszłości Kate. zawsze jesteśmy razem.. no i nasze ważoone ; D to też jest oparte na faktach .. X DDD nasz znak przyjaźni.. ; )

IT'S A RAP ! ; D

środa, 11 lipca 2012

Rozdział 34 [ #PenatorOn ♥ ]

Reachel.

Kiedy wiedziałam, że Carlos już nie spojrzy w moim kierunku, odwróciłam się i wyszłam z lotniska. Postanowiłam odpocząć po wielkim wysiłku i pospacerować trochę. Chodziłam tak sobie do 9:00. Byłam zdziwiona, że Kate jeszcze do mnie nie dzwoni. W końcu nie powiedziałam jej, gdzie poszłam w takim pośpiechu. I dziwiłam się też, że nie odzywa się żadna z dziewczyn. Ale z drugiej strony była dopiero 9:00. Odetchnęłam jeszcze raz z ulgą, że już po wszystkim. Cieszyłam się też, że Carlos mnie zapewnił, że nic nam już nie przeszkodzi. Z rodzicami straciłam całkowity kontakt, a Droke poszła w nieznane. Nagle gdy przechodziłam koło centrum handlowego, zobaczyłam znajomą twarz.
"Wykrakałam..." - pomyślałam i przewróciłam oczami.
Z centrum wyszła Droke z dwoma koleżankami. Obłożona była torbami z zakupami. Dziewczyny śmiały się do rozpuku. We mnie się zagotowało. Nagle poczułam wibracje telefonu w kieszeni. Szybko i nerwowo go wyciągnęłam z kieszeni spodenek i spojrzałam na wyświetlacz.
 - Kate. - szepnęłam sobie pod nosem.
Odebrałam połączenie i przyłożyłam telefon do ucha.
 - Halo? - odezwałam się.
 - Halo. Reach?
 - No, przy telefonie.
 - Gdzieś ty polazła? - usłyszałam zdenerwowanie w jej głosie.
 - Na lotnisko. Pogodziliśmy się z Carlos'em! - uświadomiłam jej piskliwym głosem.
 - To bardzo się cieszę.- zaśmiała się - Ale dzwoniła Robyn. Ona i Michaelle wylatują dziś do Francji. Miały lecieć rano, ale wszystkie loty byłe zajęte, więc lecą popołudniu. Ich babcia fatalnie się czuje.
 - O rany... - posmutniałam.
Nagle zauważyłam, że Droke i jej koleżanki zmierzają w moją stronę. Szybko wskoczyłam za krzak. Odsunęłam małą gałązkę, aby cokolwiek widzieć.
 - Gdzie ty jesteś? - zapytała ze spokojem.
Rozejrzałam się dookoła siebie, uniosłam brwi i lekko uśmiechnęłam się do jednego z listków przed moją twarzą.
 - Za krzakiem...? - szepnęłam niepewnie do telefonu.
 - Co? Ważoone! Co ty robisz? - zaczęła się ponownie denerwować.
Zauważyłam, że Droke jest coraz bliżej. Nachyliłam się bardziej, żeby lepiej słyszeć, co mówi. Jedna z jej koleżanek się odzywa:
 - Serio, ta bluzka jest genialna! - podniecała się - A te szorty, Trina, są przesłodkie! Ahh, ta kokardka przy biodrze... - rozmarzyła się, a ja przewróciłam oczami.
 - Ej? Sam? A gdzie masz Carlos'a? - zapytał się inny głos.
 - Co? Mój Carlos? - odezwała się piskliwym głosem, jak to ona.
 - Ja ci dam "mój"...! Ja ci dam "mój"...! - burknęłam pod nosem z irytacją.
Uświadomiłam sobie, że mówię za głośno i szybko zamknęłam usta. Przysłuchiwałam się dalej.
 - A pojechał sobie. W jakąś trasę - kontynuje.
 - "Jakąś"? - odezwała się ze zdziwieniem druga.
Droke zignorowała pytanie dziewczyny.
 - A wiecie, co jest najlepsze? - zaśmiała się.
Ciągle słyszę, jak Kate dobija się i przekrzykuje rozmowę Samanthy.
 - Reachel! Powiedz coś! Słyszysz mnie?
Ja tylko zatkałam głośnik telefonu i słuchałam dalej.
 - Haha! - chyba wyciągnęła wodę z torebki - Że ten frajer dał mi parę dolarów "na czarną godzinę"! - zaśmiała się i upiła duży łyk.
Już miałam się wyłonić zza krzaka i rzucić się na nią z pięściami, ale z doświadczenia już wiem, że to byłby duży błąd. Nawet jeśli teraz Carlos jest w samolocie. Nagle chciała znowu się zaśmiać i zaczęła kaszleć.
 - No tak...! Udław się jeszcze, żmijo...! - powiedziałam ciszej niż przedtem.
Pokaszlała chwilę i kontynuowała.
 - A ten fryzjer był niedouczony! - usiadły na ławce niedaleko mojego krzaczka - Zamiast mi wyrównać końcówki, to ten idiota je pocieniował! - zezłościła się, ale jej głos był tak nienaturalnie piskliwy, że nie potrafiłaby przestraszyć nawet królika tylko by go rozśmieszyła do łez.
Zaczęłam cicho chichotać. Szybko zatkałam sobie usta, ale nadal ledwo powstrzymywałam się od wybuchu śmiechem. Łzy już były w moich oczach ze śmiechu. Szybko połykałam powietrze, żeby się uspokoić.
 - Słyszałyście coś? - usłyszałam głos Samanthy.
Ja umilkłam, serce mi stanęło, a moja mina była pewnie podobna do Carlos'a, kiedy raz go przyłapałam na podjadaniu corndogów bez mojej zgody.
 - Ktoś nas śledzi? - dodała inna.
"Brawo, głąbie..." - pomyślałam ironicznie.
Droke napięcie wstała z ławki i rozejrzała się dookoła. Ja widząc to powoli zaczęłam się wycofywać, ale uznałam, że to bez sęsu, bo i tak by mnie zobaczyły. Siedziałam za krzakiem i czekałam, aż mnie przyłapią. Nagle usłyszałam krzyki. Spojrzałam w lewo i zobaczyłam dość niskiego chłopaka. Po kilku sekundach wokół niego zebrało się paręnaście nastolatek.
"Justin Bieber...?" - zapytałam sama siebie i uniosłam brew.
Nagle zauważyłam, że mam szansę uciec, bo Droke i koleżanki odwróciły się w stronę zamieszania. Szybko wycofałam się zza krzaczka i pobiegłam w stronę hotelu oglądając się jeszcze za siebie przerażonym wzrokiem.

Kate.

Strasznie byłam zła na Reach, że się nie odezwała i jeszcze do tego robiła sobie ze mnie żarty. "Za krzakiem"?! Co to niby było?! Ale z drugiej strony, martwiłam się. Ale niepotrzebnie, bo zaraz po tej myśli do hotelu strasznie dysząc. Szybko zatrzasnęła drzwi, oparła się o nie plecami i zamknęła oczy.
 - Ja to cię dziś nabiegam... - westchnęła.
 - Reach, powiedz mi... - zaczęłam spokojnie - Gdzieś ty była?!
Ona otworzyła oczy i zaczęła patrzeć wookoło siebie.
 - Śledziłam Droke zza krzaczka i śmiałam się jak głupia, a potem uciekałam jak zauważyły Justina Biebera...? - i pokazała kciuki do góry i wyszczerzyła się.
 - Czy ciebie już serio popieściło?! - potrzepałam nią.
 - Oj, no już sorry. Ale ona ciągle tu jest. On z nią nie zerwał kontaktu. - teraz to ona trzepała mną - I jeszcze jej dał kasę! Na "czarną godzinę", a ona to przeznaczyła na cele ubraniowe! Ubraniowe! - podkreśliła.
Udało mi się wyjść z jej uścisku i odeszłam kawałek od niej.
 - Słuchaj. Jesteś przemęczona. Chodź. Od rana jesteś na nogach - posadziłam ją na sofie i poszłam do kuchni - Chcesz kawy?
 - Latte poproszę! - krzykła do mnie z salonu.
 - Dobra, dobra! - odkrzyknęłam jej.
Wzięłam się do roboty. Nagle Reach podeszła do kuchni.
 - Gdzie jest pilot? - wychyliła się zza rogu.
 - Amm... Na jednym fotelu - oderwałam wzrok od ekspresu.
Ona od razu zniknęła, więc wróciłam do robienia kawy. Nagle usłyszałam, że Reachel znowu coś odemnie chce. Rzuciłam wszystkim i ruszyłam szybkim krokiem do salonu.
 - Co znowu?
Spojrzałam na przyjaciółkę. Miała w oczach przerażenie. Oceniłam, gdzie patrzy. Wyszło na to, że na telewizor. Leciały właśnie wiadomości.
 - Oh, ważoone... Wiadomościami się tak przejmujesz?! - machnęłam ręką.
Już miałam odwrócić się i wyjść z pokoju, ale usłyszałam o czym były wiadomości.
 - Nad Kansas City panuje niesamowita burza, spada grad wielkości piłeczek pingpongowych. Zanotowano największe opady od 40 lat - mówiła reporterka.
Chłopcy lecieli przez Kansas do Columbus. Przeszły mnie ciarki. Reach spojrzała na mnie ze łzami w oczach.
 - To niczego nie tłumaczy - uspokoiłam ją.
Ona chwyciła poduszkę i przycisnęła ją do siebie. Spojrzałam raz na telewizor i raz na przyjaciółkę. Wiadomości się skończyły i zaczął się serial. Przesiedziałyśmy w ciszy patrząc w sufit. Po tym, jak serial się skończył, ponowie zapowiedziano wiadomości. Obie zerwałyśmy się i oczy wbiłyśmy w telewizor. Nic nie mówili jednak ważnego. Odetchnęłyśmy z ulgą. I zamknęłyśmy oczy.

Carlos.

Samolot był naprawdę wysokiej klasy. A fotele nieziemsko wygodne. Siedziałem przy oknie, słuchałem piosenkę Mariny and the Diamond "Oh No!" i lekko kiwałem głową w rytm muzyki. Koło mnie siedział Kendall. On zaś plątał kolejną branzoletkę z muliny. Udało mu się ją zrobić w 7 minut. Geniusz! Miał taką wprawę, że to jest niepojęte. Uśmiechnąłem się do niego i spojrzałem za okno. Zobaczyłem ogromną czarną chmurę i pioruny. Przełknąłem ślinę, wyciągnąłem słuchawki z uszu i spojrzałem ponownie na Kendall'a. Stuknąłem go placem w ramię, a on się leniwie oderwał od patrzenia na swoje dzieło. Pokazałem mu tym samym palcem na wielkie chmury.
 - Chłopaki...? Też widzicie te chmury przed nami? - odezwał się Logan.
 - Tak... - odezwaliśmy się.
Nagle wyszedł do nas Steve.
 - Szefie! Widzisz to? - pokazał James na problem.
On popatrzył tylko za okrągłe okno, a jego oczy powiększyły się maksymalnie.
 - Nie ma powodu do paniki! - uspokoił nas.
Nie mówił poważnie. Widziałem co się dzieje z samolotami podczas burz. Miałem przed oczami czarne scenariusze.
 - Musimy zawrócić! - przerwał moje przemyślenia Logan.
 - Nie możemy! - odmówił Steve.
 - Co?! - krzykneliśmy równocześnie.
 - Nie możemy i tyle!
 - Wolisz, żebyśmy wszyscy zgineli?! - przerwał mu James.
Te słowa przyprawiły mnie o dreszcze.
 - Wszystko będzie dobrze! Nikt tu nie zginie! - powtórzył menadżer.
 - Stary! Nie jesteśmy dziećmi! - zdenerwował się Kendall.
Widziałem, że Steve nie wie co powiedzieć.
 - Kendall ma rację. Powinniśmy zawrócić! Natychmiast! - dodałem.
 - Kiedy my nie możemy!
 - Ale dlaczego? - podkreśliłem drugie słowo.
 - Jesteśmy zbyt blisko! Pasuje? - zdenerwował się Steve.
Kolejny raz ciarki przeszły mi po plecach. Żałowałem, że o to zapytałem. Wszyscy spojrzeliśmy na siebie ze strachem w oczach.
 - Można się przez to przebić, ale nie można panikować! - powiedział menadżer.
Jeszcze raz spojrzałem w okno. Nigdy coś takiego nam się nie przytrafiło. Z zewnątrz byłem całkiem spokojny, ale w środku, we mnie panował chaos.
 - To... Co robimy...? - zapytał z przerażeniem w głosie Logan.
 - Siedzimy i modlimy się o przeżycie...
Powiedział to Kendall. Byłem w szoku. On nie wierzy w żadną religię. I on nagle o modleniu się. Wszyscy spojrzeliśmy na niego zdziwieni.
 - Tylko tyle nam pozostaje... - rozłożył ręce.
Przejechałem dłonią po ustach i zacząłem myśleć o Reachel i Sam. Usiadłem na fotelu i schowałem twarz w dłonie. Poczułem rękę Kendall'a na ramieniu, jednak nie podniosłem głowy. Mało mi brakowało do płaczu.

Robyn.

Ja i Michaelle już kończyłyśmy pakowanie ze smutkiem na twarzy. Nagle do naszego pokoju weszła mama.
 - Dziewczyny? Gotowe? Zaraz musimy jechać na samolot.
 - Tak, już prawie - odpowiedziałam.
 - Czekam na dole - oznajmiła nam i zamknęła za sobą drzwi.
Michaelle odwróciła i spojrzała na nocną szafkę, na której stała ramka, a w niej zdjęcie jak Isabella i ona przepychają się do Logan'a, a Logan uśmiecha się szeroko do obiektywu. Usiadła na łóżku i zaczęła płakać. Odłożyłam pakowanie i usiadłam koło niej. Objęłam ją ramieniem.
 - Oj, no uspokój się, młoda. Niedługo wracamy.
Podniosłam ją i wróciłyśmy do pakowania. Schowała do torby zdjęcie i trochę się potem uspokoiła. Szybko zniosłyśmy walizki i położyłysmy je pod drzwiami frontowymi. Nagle zaczęłam tęsnić za chłopakami. A nie mogłam się juz z nimi pożegnać, bo raz, że pokłóciłam się z Kendall'em, a dwa, że oni już wylecieli do Columbus w trasę. Wzięłam głęboki oddech, żeby się nie rozpłakać.

Jay.

Umówiłyśmy się wszystkie, że o 10:20 wszystkie będziemy na lotnisku, żeby pożegnać dziewczyny. Spotkałyśmy się pod drzwiami lotniska. W oddali zauważyłyśmy dwie dziewczyny i jedną kobietę z walizkami.
 - Idą - odezwała się Alex.
Robyn i Michaelle miały spuszczone głowy. Kobieta widząc nas lekko szturchnęła Robyn w ramię i pokazała głową na nas. Obie się strasznie ucieszyły i podbiegły do nas. Robyn podeszła najpierw do Reachel. Stały chwilę przed sobą w ciszy.
 - Nie wiem, co powiedzieć... - zaczęła Reachel.
Robyn uśmiechnęła się do niej.
 - My się rozumiemy bez słów.
Reachel odwzajemniła jej uśmiech.
 - Dzięki.
 - Za co? - zadziwiła się.
 - Gdyby nie ty, nie byłoby mnie tu... Nie poznałabym chłopaków, Carlos'a... I nie poznałabym was...
Szybko przytuliły się i coś jeszcze szeptały do siebie. Potem Reachel podeszła do Michaelle i mocno się uścisnęły.
 - Pilnuj Logan'a... - zaśmiała się Mich.
 - To nie do mnie ta prośba... - uśmiechnęła się i pokazała na Isabellę i Michelle za sobą.
Wszystkie zaczęłyśmy pochodzić do nich i je przytulać. Gdy już wszystkie się pożegnałyśmy dziewczyny uśmiechnęły się jeszcze raz.
 - Musimy już iść - wydusiła z siebie Robyn.
I odeszły, a my im machałyśmy z uśmiechami na twarzy.

Reachel.

Kiedy dziewczyny zniknęły w tłumie odezwała się nagle Kate.
 - Idziemy do mnie? Zintegrujemy się? - zaśmiała się.
 - Okej - odpowiedziałyśmy równocześnie.
Ruszyłyśmy do hotelu Kate. Kiedy weszliśmy przez drzwi wejściowe, z recepcji wyszedł wujek Kate.
 - Kate? Możemy porozmawiać? - podszedł do niej.
 - J-Jasne - odpowiedziała i spojrzała na mnie pytającym wzrokiem.

Kate.

Wujek zaprowadził mnie na stronę i obejrzał się, czy ktoś nie podsłuchuje.
 - Coś nie tak, wujku? - zapytałam przejęta.
 - Amm... Kate, kochanie. Wczoraj jakiś chłopak cię szukał. Był strasznie załamany, a jak wychodził aż się śmiał sam do siebie - spojrzał mi w oczy strasznym wzrokiem - Czy ja o czymś nie wiem?
 - Nie, wszystko wporządku.
 - Zapytałem kim jest, a on mi odpowiedział imię i nazwisko. To jest ten 21-latek w którym się kochasz już chyba 2 lata. Masz coś z nim wspólnego?
Nie mogłam uciec przed jego okropnie wyzywającym wzrokiem. Okropnie się bałam takich rozmów z wujkiem. Nie popierał tego, że się umawiam z chłopakami w "nie moim wieku". Nagle ten wzrok wujka zniknął i zapytał spokojnie:
 - Kate... Umawiasz się z nim...?
Podniosłam głowę i popatrzyłam na niego. Wzięłam głęboki oddech, żeby mu odpowiedzieć na to pytanie.
 - Kendall i ja to najlepsi przyjaciele...
 - Kłamiesz. - jego ręka zacisnęła się na moim ramieniu.
Moje serce stanęło. Zaczęłam się oglądać za dziewczynami.
 - Wujku...! Kiedyindziej o tym porozmawiamy, dobrze? - zaczęłam się uwalniać z jego uścisku - Przyjaciółki na mnie czekają. To na razie.
Szybko chwyciłam Michelle i Reachel za ręce, a reszta pobiegła za nami. Weszłyśmy do mojego apartamentu i pierwszą osobą, jaka na nas skoczyła to była Dark. Reach wzięła ją na ręce i ucałowała.

Reachel.

 - Wchodźcie, dziewczyny - pokazała nam ręką Kate.
Ja usiadłam na sofie w salonie z Jay i Michelle, a reszta usiadła sobie na dywanie na ziemi. Kate jako ostatnia weszła do pokoju. Chywiła za pilot i właczyła telewizję.
 - Dawaj na MTV, Kate! - wykrzyknęła Jay.
Kate wyświetlił się kanał, jaki oglądałyśmy ostatnim razem. W dalszym ciągu leciały wiadomości.
 - Hej! My chcemy MTV - marudziła dalej Jay.
 - Jay... Uwierz mi, że musimy śledzić te wiadomości dopóki chłopcy nie dadzą nam jakiegokolwiek znaku życia... - powiedziała tajemniczym głosem.
Wszystkie spojrzały na nią ze zdzwieniem. Ja wiedziałam, o czym ona mówi... Wiadomości skończyły się, a wieści nie było.

Kate.

Spełniłam marzenie Jay i włączyłam MTV. Tam znalazłyśmy, co chciałyśmy.
 - Znacie na sto procent boysband Big Time Rush, no pewnie, że tak! - zaśmiała się prowadząca. - Chłopaki mają wystąpić w Columbus już dzisiaj!
Jak na razie słuchałyśmy ze spokojem, lecz po tych dwóch zdaniach przestawałyśmy być spokojne...
 - Jednak jest problem, drodzy Rushers. Chłopaki maja problemy ze swoim samolotem. Według świadków, chłopaki są nad Kansas City i natrafili na wielką, czarną chmurę. - ja i Reach natychmiastowo spojrzałyśmy na siebie smutnym wzrokiem. - Warunki pogodowe w Kansas City są opłakane. Okropne burze i grady nie dają spokoju. Chłopaki z BTR maja okropnego pecha. Nie wiadomo, co... - nagle Reach wstała ze sofy i wyrwała mi pilota i wyłączyła telewizor.
 - Nie zniosę tego dłużej... - wróciła na sofę i schowała twarz w dłonie.
Ja i Jay usiadłyśmy koło niej i położyłyśmy ręce na jej ramionach.

Carlos.

Byliśmy już nie daleko wielkiej chmury. Za chwilę mieliśmy stracić zasięg w telefonach. Nie mogłem się zastanowić, do kogo zadzwonić. Reachel czy Sam. Nie wytrzymałem i z trzęsącymi się rękami chwyciłem telefon i szybko wybiłem numer Reachel. Moja ręka jeszcze bardziej zaczęła się trząść. Czekałem i prosiłem w duszy, żeby odebrała, bo to miała być prawdopodobnie nasza ostatnia rozmowa...

Reachel.

Siedziałyśmy chwilę w ciszy, nagle usłyszałam dzwonienie telefonu. Jak burza rzuciłam się na mój telefon na drugim końcu sofy.
 - To Carlos! - ucieszyłam się, jednak nadal mówiłam drżącym głosem.
Szybko odebrałam i czekałam, aż ktoś się odezwie.
 - Reachel...? - zaczął Carlos także drżącym ale wesołym głosem.
Niczego już nie chciałam... Nagle przypomniała mi się noc na plaży... Tak samo wypowiedział moje imię parę razy...
 - Carlos! Gdzie jesteście? Nic ci nie jest? - zaczęłam obkładać go pytaniami.
 - Reachel, posłuchaj. Zaraz może nas rozłączyć, więc błagam, daj mi coś powiedzieć, okej? - powiedział mniej zdenerwowanym głosem.
Już wiedziałam, co się święci. Wzięłam głęboki oddech i patrzyłam w okno.
 - To ostatnio się tak beznadziejnie potoczyło i straciliśmy tak dużo czasu... - zaczął, a ja już miałam łzy w oczach - ...który mogliśmy spędzić razem... A to wszystko moja wina...
 - To nie twoja... - nie dokończyłam, bo Carlos wszedł mi w słowo.
 - Reach, o coś prosiłem, tak...?
Ja zamilkłam. I tak nie dokończyłabym tego zdania. Poczułam, jakby w moim gardle ugrzęzła mała piłeczka. Czułam, że zaraz wybuchnę płaczem. Ktoś w telefonie nagle coś krzyknął, ale to nie był Carlos.
 - Reachel? Posłuchaj, jeśli mi się coś stanie... - w tej chwili nie chciałam już tego słuchać - ...to pamiętaj, że nie jesteś sama... Codziennie będę ci śpiewał "Worldwide" na dobranoc, jeśli nie będziesz mogła zasnąć... Na twoich koncertach jeśli zapomnisz tekstu albo płacz nie będzie pozwalał śpiewać, to popatrz w niebo i uśmiechnij się do mnie... - po moich policzkach poleciały 3 łzy.
Usta zasłoniłam reką, a oczy miałam prawie zamknięte. Nie wiedziałam, ile jeszcze zniosę. Przed oczami pokazywały mi się wszystkie momenty przeżyte razem. Nagle usłyszałam, że Carlos szlocha cicho do telefonu.
 - Carlos... Nie płacz... Wszystko gra... - kłamałam.
 - Reachel... - nagle usłyszałam przerywanie w moim imieniu, a moje serce stanęło - Chcia-łem cię-przeprosić - przerywanie zaczęło nam przeszkadzać w ostatniej rozmowie.
Już wiedziałam, że to koniec. Zaczęłam okropnie płakać, ale nie wiem, czy to było słychać po drugiej stronie.
 - Carlos... Przerywa - ledwo wypowiedziałam zrozumiale te 2 słowa.
 - Cholera... - wypowiedział naprawdę cicho i także ze strachem w głosie.
Czekałam już tylko kiedy nasza rozmowa urwie się. W oddali usłyszałam kłótnię. To był Kendall.
 - Steve! Musze zadzwonić do Kate i Jay! Oddawaj! - krzyczał.
Nagłe "chrup".
 - Ty idioto! Jesteś nie normalny! - zaczął jeszcze bardziej krzyczeć.
Już bałam się, że Carlos się nie odezwie.
 - Ja... Ja... - jąkał się i płakał - Nie chciałem, żeby to się tak skończyło... - nagle ogromny trzask i szumienie.
 - Carlos? Co się dzieje?
Jay, Kate, Michelle i Isabella usiadły lub uklękły przedemną z wielkimi oczami od łez.
 - To koniec... - powiedział.
Po chwili ciszy już myślałam, że nie ma na co liczyć. Myliłam się.
 - Nie jesteś sama... Kocham cię - wyszeptał.
Zaczęłam jęczeć i szlochać jeszcze bardziej. Kolejne trzaski, uderzenia i grzmoty.
 - Nie, nie! Błagam! Carlos! - krzyczałam jeszcze do telefonu.
Bez skutku. Nikt się już nie odezwał. Telefon oderwał się od mojego ucha, a mój kciuk przypadkiem nacisnął sprzęt głośno mówiący. W całym salonie słychać było tylko uderzenia, grzmoty, trzaski i szuszczenie. Dziewczyny zaczęły płakać.  Ja, Kate, Jay, Michelle i Isabella byłyśmy na krańcu załamania nerwowego... Nagle usłyszałyśmy w tle krzyki chłopaków. Zaczęłyśmy jeszcze bardziej płakać, a z telefonu wyszły 3 sygnały. Rozmowa została przerwana, z powodu braku zasięgu. Nie widziałam już sęsu, by dalej siedzieć w apartamencie... Ledwo stanęłam na nogi. Trzęsącą się ręką chwyciłam klamkę od drzwi balkonu. Wyszłam na balkon i szlochając spojrzałam w niebo. Szukałam jego twarzy... Nigdzie jej nie było. Nie myślałam teraz, czy ktoś mnie słyszy, czy nie. Nie myślałam jak człowiek rozumny. Podeszłam do barierki balkonu i spojrzałam w dół. Wychylałam się coraz bardziej i widziałam jak jedna łza spada z 10 pięter i w końcu znika zaraz nad ziemią. Miałam chore myśli. Powoli wiedziałam, jak to jest kiedy jest się pijanym. Ściągnęłam moje trampki totalnie nieświadomie i zaczęłam się wspinać na barierkę w dalszym ciągu szlochając.
  Nagle usłyszałam, że drzwi balkonu otwierają się, ktoś mnie chwyta i ściąga z barierki. Ktos coś mówił i krzyczał na mnie, ale nie słyszałam. Nie byłam w stanie już nic robić. Obraz przez oczami rozmazywał się, a głosy były zniekształcone. Nie widziałam już sęsu życia...
____________________________________________________________
What's goin' on, guys? : D Dość długo nad tym rozdziałem myślałam. Nie wierzycie? Look here X D Moje myśli z dnia 4/07: "A może by tak coś śmiesznego...? Tak! Droke w psychiatryku za pobicie staruszki, bo ona zajęła jej miejsce u fryzjera!" X D Moje myśli z dnia 6/07: "Nie... Coś innego... Tamto to takie banalne i codzienne... Coś innego... Coś ze smakiem. Trochę rozłąki. Ale co dalej...?" Moje myśli z dnia 7/07: "SAMOLOT! ROZBICIE! PŁACZ! TRAGEDIA! ZAŁAMANIE!" Moje myśli z dnia 8/07: "Na początek śmieszne! Czyli wkracza Droke. Potem rozłąka, czyli Robyn i Michaelle. Potem tragedia! Czarna chmura vs. BTR! ... GENIALNE!" X DDD I tak oto powstał ten rozdział ; D Oczywiście nie byłby on możliwy, gdyby nie Kate, Jay i Michelle, no bo jak inaczej? X D Pomocne piosenki : śledzenie Droke - "Windows Down", wiadomości z Kansas i samolot przed katastrofą - Mariny and the Diamond: "Oh No!", integracja i rozmowa z Carlos'em - Chris Brown: "Next 2 U". ♥ I gdyby nie The Amazing Spider Man, to nie dostałabym oświecenia... ♥ I spadalec z Kate . ♥ I jajeczna herbatka Schmidt'a X DDD No i... "Awaria goni awarię..." X DDD Dzięki wam, tu wymienionym! : **
"Best friends, everybodaay! Best friends, c'mon!" | "Amm... Je voudrais une baguette, svp" . ♥