środa, 11 lipca 2012

Rozdział 34 [ #PenatorOn ♥ ]

Reachel.

Kiedy wiedziałam, że Carlos już nie spojrzy w moim kierunku, odwróciłam się i wyszłam z lotniska. Postanowiłam odpocząć po wielkim wysiłku i pospacerować trochę. Chodziłam tak sobie do 9:00. Byłam zdziwiona, że Kate jeszcze do mnie nie dzwoni. W końcu nie powiedziałam jej, gdzie poszłam w takim pośpiechu. I dziwiłam się też, że nie odzywa się żadna z dziewczyn. Ale z drugiej strony była dopiero 9:00. Odetchnęłam jeszcze raz z ulgą, że już po wszystkim. Cieszyłam się też, że Carlos mnie zapewnił, że nic nam już nie przeszkodzi. Z rodzicami straciłam całkowity kontakt, a Droke poszła w nieznane. Nagle gdy przechodziłam koło centrum handlowego, zobaczyłam znajomą twarz.
"Wykrakałam..." - pomyślałam i przewróciłam oczami.
Z centrum wyszła Droke z dwoma koleżankami. Obłożona była torbami z zakupami. Dziewczyny śmiały się do rozpuku. We mnie się zagotowało. Nagle poczułam wibracje telefonu w kieszeni. Szybko i nerwowo go wyciągnęłam z kieszeni spodenek i spojrzałam na wyświetlacz.
 - Kate. - szepnęłam sobie pod nosem.
Odebrałam połączenie i przyłożyłam telefon do ucha.
 - Halo? - odezwałam się.
 - Halo. Reach?
 - No, przy telefonie.
 - Gdzieś ty polazła? - usłyszałam zdenerwowanie w jej głosie.
 - Na lotnisko. Pogodziliśmy się z Carlos'em! - uświadomiłam jej piskliwym głosem.
 - To bardzo się cieszę.- zaśmiała się - Ale dzwoniła Robyn. Ona i Michaelle wylatują dziś do Francji. Miały lecieć rano, ale wszystkie loty byłe zajęte, więc lecą popołudniu. Ich babcia fatalnie się czuje.
 - O rany... - posmutniałam.
Nagle zauważyłam, że Droke i jej koleżanki zmierzają w moją stronę. Szybko wskoczyłam za krzak. Odsunęłam małą gałązkę, aby cokolwiek widzieć.
 - Gdzie ty jesteś? - zapytała ze spokojem.
Rozejrzałam się dookoła siebie, uniosłam brwi i lekko uśmiechnęłam się do jednego z listków przed moją twarzą.
 - Za krzakiem...? - szepnęłam niepewnie do telefonu.
 - Co? Ważoone! Co ty robisz? - zaczęła się ponownie denerwować.
Zauważyłam, że Droke jest coraz bliżej. Nachyliłam się bardziej, żeby lepiej słyszeć, co mówi. Jedna z jej koleżanek się odzywa:
 - Serio, ta bluzka jest genialna! - podniecała się - A te szorty, Trina, są przesłodkie! Ahh, ta kokardka przy biodrze... - rozmarzyła się, a ja przewróciłam oczami.
 - Ej? Sam? A gdzie masz Carlos'a? - zapytał się inny głos.
 - Co? Mój Carlos? - odezwała się piskliwym głosem, jak to ona.
 - Ja ci dam "mój"...! Ja ci dam "mój"...! - burknęłam pod nosem z irytacją.
Uświadomiłam sobie, że mówię za głośno i szybko zamknęłam usta. Przysłuchiwałam się dalej.
 - A pojechał sobie. W jakąś trasę - kontynuje.
 - "Jakąś"? - odezwała się ze zdziwieniem druga.
Droke zignorowała pytanie dziewczyny.
 - A wiecie, co jest najlepsze? - zaśmiała się.
Ciągle słyszę, jak Kate dobija się i przekrzykuje rozmowę Samanthy.
 - Reachel! Powiedz coś! Słyszysz mnie?
Ja tylko zatkałam głośnik telefonu i słuchałam dalej.
 - Haha! - chyba wyciągnęła wodę z torebki - Że ten frajer dał mi parę dolarów "na czarną godzinę"! - zaśmiała się i upiła duży łyk.
Już miałam się wyłonić zza krzaka i rzucić się na nią z pięściami, ale z doświadczenia już wiem, że to byłby duży błąd. Nawet jeśli teraz Carlos jest w samolocie. Nagle chciała znowu się zaśmiać i zaczęła kaszleć.
 - No tak...! Udław się jeszcze, żmijo...! - powiedziałam ciszej niż przedtem.
Pokaszlała chwilę i kontynuowała.
 - A ten fryzjer był niedouczony! - usiadły na ławce niedaleko mojego krzaczka - Zamiast mi wyrównać końcówki, to ten idiota je pocieniował! - zezłościła się, ale jej głos był tak nienaturalnie piskliwy, że nie potrafiłaby przestraszyć nawet królika tylko by go rozśmieszyła do łez.
Zaczęłam cicho chichotać. Szybko zatkałam sobie usta, ale nadal ledwo powstrzymywałam się od wybuchu śmiechem. Łzy już były w moich oczach ze śmiechu. Szybko połykałam powietrze, żeby się uspokoić.
 - Słyszałyście coś? - usłyszałam głos Samanthy.
Ja umilkłam, serce mi stanęło, a moja mina była pewnie podobna do Carlos'a, kiedy raz go przyłapałam na podjadaniu corndogów bez mojej zgody.
 - Ktoś nas śledzi? - dodała inna.
"Brawo, głąbie..." - pomyślałam ironicznie.
Droke napięcie wstała z ławki i rozejrzała się dookoła. Ja widząc to powoli zaczęłam się wycofywać, ale uznałam, że to bez sęsu, bo i tak by mnie zobaczyły. Siedziałam za krzakiem i czekałam, aż mnie przyłapią. Nagle usłyszałam krzyki. Spojrzałam w lewo i zobaczyłam dość niskiego chłopaka. Po kilku sekundach wokół niego zebrało się paręnaście nastolatek.
"Justin Bieber...?" - zapytałam sama siebie i uniosłam brew.
Nagle zauważyłam, że mam szansę uciec, bo Droke i koleżanki odwróciły się w stronę zamieszania. Szybko wycofałam się zza krzaczka i pobiegłam w stronę hotelu oglądając się jeszcze za siebie przerażonym wzrokiem.

Kate.

Strasznie byłam zła na Reach, że się nie odezwała i jeszcze do tego robiła sobie ze mnie żarty. "Za krzakiem"?! Co to niby było?! Ale z drugiej strony, martwiłam się. Ale niepotrzebnie, bo zaraz po tej myśli do hotelu strasznie dysząc. Szybko zatrzasnęła drzwi, oparła się o nie plecami i zamknęła oczy.
 - Ja to cię dziś nabiegam... - westchnęła.
 - Reach, powiedz mi... - zaczęłam spokojnie - Gdzieś ty była?!
Ona otworzyła oczy i zaczęła patrzeć wookoło siebie.
 - Śledziłam Droke zza krzaczka i śmiałam się jak głupia, a potem uciekałam jak zauważyły Justina Biebera...? - i pokazała kciuki do góry i wyszczerzyła się.
 - Czy ciebie już serio popieściło?! - potrzepałam nią.
 - Oj, no już sorry. Ale ona ciągle tu jest. On z nią nie zerwał kontaktu. - teraz to ona trzepała mną - I jeszcze jej dał kasę! Na "czarną godzinę", a ona to przeznaczyła na cele ubraniowe! Ubraniowe! - podkreśliła.
Udało mi się wyjść z jej uścisku i odeszłam kawałek od niej.
 - Słuchaj. Jesteś przemęczona. Chodź. Od rana jesteś na nogach - posadziłam ją na sofie i poszłam do kuchni - Chcesz kawy?
 - Latte poproszę! - krzykła do mnie z salonu.
 - Dobra, dobra! - odkrzyknęłam jej.
Wzięłam się do roboty. Nagle Reach podeszła do kuchni.
 - Gdzie jest pilot? - wychyliła się zza rogu.
 - Amm... Na jednym fotelu - oderwałam wzrok od ekspresu.
Ona od razu zniknęła, więc wróciłam do robienia kawy. Nagle usłyszałam, że Reachel znowu coś odemnie chce. Rzuciłam wszystkim i ruszyłam szybkim krokiem do salonu.
 - Co znowu?
Spojrzałam na przyjaciółkę. Miała w oczach przerażenie. Oceniłam, gdzie patrzy. Wyszło na to, że na telewizor. Leciały właśnie wiadomości.
 - Oh, ważoone... Wiadomościami się tak przejmujesz?! - machnęłam ręką.
Już miałam odwrócić się i wyjść z pokoju, ale usłyszałam o czym były wiadomości.
 - Nad Kansas City panuje niesamowita burza, spada grad wielkości piłeczek pingpongowych. Zanotowano największe opady od 40 lat - mówiła reporterka.
Chłopcy lecieli przez Kansas do Columbus. Przeszły mnie ciarki. Reach spojrzała na mnie ze łzami w oczach.
 - To niczego nie tłumaczy - uspokoiłam ją.
Ona chwyciła poduszkę i przycisnęła ją do siebie. Spojrzałam raz na telewizor i raz na przyjaciółkę. Wiadomości się skończyły i zaczął się serial. Przesiedziałyśmy w ciszy patrząc w sufit. Po tym, jak serial się skończył, ponowie zapowiedziano wiadomości. Obie zerwałyśmy się i oczy wbiłyśmy w telewizor. Nic nie mówili jednak ważnego. Odetchnęłyśmy z ulgą. I zamknęłyśmy oczy.

Carlos.

Samolot był naprawdę wysokiej klasy. A fotele nieziemsko wygodne. Siedziałem przy oknie, słuchałem piosenkę Mariny and the Diamond "Oh No!" i lekko kiwałem głową w rytm muzyki. Koło mnie siedział Kendall. On zaś plątał kolejną branzoletkę z muliny. Udało mu się ją zrobić w 7 minut. Geniusz! Miał taką wprawę, że to jest niepojęte. Uśmiechnąłem się do niego i spojrzałem za okno. Zobaczyłem ogromną czarną chmurę i pioruny. Przełknąłem ślinę, wyciągnąłem słuchawki z uszu i spojrzałem ponownie na Kendall'a. Stuknąłem go placem w ramię, a on się leniwie oderwał od patrzenia na swoje dzieło. Pokazałem mu tym samym palcem na wielkie chmury.
 - Chłopaki...? Też widzicie te chmury przed nami? - odezwał się Logan.
 - Tak... - odezwaliśmy się.
Nagle wyszedł do nas Steve.
 - Szefie! Widzisz to? - pokazał James na problem.
On popatrzył tylko za okrągłe okno, a jego oczy powiększyły się maksymalnie.
 - Nie ma powodu do paniki! - uspokoił nas.
Nie mówił poważnie. Widziałem co się dzieje z samolotami podczas burz. Miałem przed oczami czarne scenariusze.
 - Musimy zawrócić! - przerwał moje przemyślenia Logan.
 - Nie możemy! - odmówił Steve.
 - Co?! - krzykneliśmy równocześnie.
 - Nie możemy i tyle!
 - Wolisz, żebyśmy wszyscy zgineli?! - przerwał mu James.
Te słowa przyprawiły mnie o dreszcze.
 - Wszystko będzie dobrze! Nikt tu nie zginie! - powtórzył menadżer.
 - Stary! Nie jesteśmy dziećmi! - zdenerwował się Kendall.
Widziałem, że Steve nie wie co powiedzieć.
 - Kendall ma rację. Powinniśmy zawrócić! Natychmiast! - dodałem.
 - Kiedy my nie możemy!
 - Ale dlaczego? - podkreśliłem drugie słowo.
 - Jesteśmy zbyt blisko! Pasuje? - zdenerwował się Steve.
Kolejny raz ciarki przeszły mi po plecach. Żałowałem, że o to zapytałem. Wszyscy spojrzeliśmy na siebie ze strachem w oczach.
 - Można się przez to przebić, ale nie można panikować! - powiedział menadżer.
Jeszcze raz spojrzałem w okno. Nigdy coś takiego nam się nie przytrafiło. Z zewnątrz byłem całkiem spokojny, ale w środku, we mnie panował chaos.
 - To... Co robimy...? - zapytał z przerażeniem w głosie Logan.
 - Siedzimy i modlimy się o przeżycie...
Powiedział to Kendall. Byłem w szoku. On nie wierzy w żadną religię. I on nagle o modleniu się. Wszyscy spojrzeliśmy na niego zdziwieni.
 - Tylko tyle nam pozostaje... - rozłożył ręce.
Przejechałem dłonią po ustach i zacząłem myśleć o Reachel i Sam. Usiadłem na fotelu i schowałem twarz w dłonie. Poczułem rękę Kendall'a na ramieniu, jednak nie podniosłem głowy. Mało mi brakowało do płaczu.

Robyn.

Ja i Michaelle już kończyłyśmy pakowanie ze smutkiem na twarzy. Nagle do naszego pokoju weszła mama.
 - Dziewczyny? Gotowe? Zaraz musimy jechać na samolot.
 - Tak, już prawie - odpowiedziałam.
 - Czekam na dole - oznajmiła nam i zamknęła za sobą drzwi.
Michaelle odwróciła i spojrzała na nocną szafkę, na której stała ramka, a w niej zdjęcie jak Isabella i ona przepychają się do Logan'a, a Logan uśmiecha się szeroko do obiektywu. Usiadła na łóżku i zaczęła płakać. Odłożyłam pakowanie i usiadłam koło niej. Objęłam ją ramieniem.
 - Oj, no uspokój się, młoda. Niedługo wracamy.
Podniosłam ją i wróciłyśmy do pakowania. Schowała do torby zdjęcie i trochę się potem uspokoiła. Szybko zniosłyśmy walizki i położyłysmy je pod drzwiami frontowymi. Nagle zaczęłam tęsnić za chłopakami. A nie mogłam się juz z nimi pożegnać, bo raz, że pokłóciłam się z Kendall'em, a dwa, że oni już wylecieli do Columbus w trasę. Wzięłam głęboki oddech, żeby się nie rozpłakać.

Jay.

Umówiłyśmy się wszystkie, że o 10:20 wszystkie będziemy na lotnisku, żeby pożegnać dziewczyny. Spotkałyśmy się pod drzwiami lotniska. W oddali zauważyłyśmy dwie dziewczyny i jedną kobietę z walizkami.
 - Idą - odezwała się Alex.
Robyn i Michaelle miały spuszczone głowy. Kobieta widząc nas lekko szturchnęła Robyn w ramię i pokazała głową na nas. Obie się strasznie ucieszyły i podbiegły do nas. Robyn podeszła najpierw do Reachel. Stały chwilę przed sobą w ciszy.
 - Nie wiem, co powiedzieć... - zaczęła Reachel.
Robyn uśmiechnęła się do niej.
 - My się rozumiemy bez słów.
Reachel odwzajemniła jej uśmiech.
 - Dzięki.
 - Za co? - zadziwiła się.
 - Gdyby nie ty, nie byłoby mnie tu... Nie poznałabym chłopaków, Carlos'a... I nie poznałabym was...
Szybko przytuliły się i coś jeszcze szeptały do siebie. Potem Reachel podeszła do Michaelle i mocno się uścisnęły.
 - Pilnuj Logan'a... - zaśmiała się Mich.
 - To nie do mnie ta prośba... - uśmiechnęła się i pokazała na Isabellę i Michelle za sobą.
Wszystkie zaczęłyśmy pochodzić do nich i je przytulać. Gdy już wszystkie się pożegnałyśmy dziewczyny uśmiechnęły się jeszcze raz.
 - Musimy już iść - wydusiła z siebie Robyn.
I odeszły, a my im machałyśmy z uśmiechami na twarzy.

Reachel.

Kiedy dziewczyny zniknęły w tłumie odezwała się nagle Kate.
 - Idziemy do mnie? Zintegrujemy się? - zaśmiała się.
 - Okej - odpowiedziałyśmy równocześnie.
Ruszyłyśmy do hotelu Kate. Kiedy weszliśmy przez drzwi wejściowe, z recepcji wyszedł wujek Kate.
 - Kate? Możemy porozmawiać? - podszedł do niej.
 - J-Jasne - odpowiedziała i spojrzała na mnie pytającym wzrokiem.

Kate.

Wujek zaprowadził mnie na stronę i obejrzał się, czy ktoś nie podsłuchuje.
 - Coś nie tak, wujku? - zapytałam przejęta.
 - Amm... Kate, kochanie. Wczoraj jakiś chłopak cię szukał. Był strasznie załamany, a jak wychodził aż się śmiał sam do siebie - spojrzał mi w oczy strasznym wzrokiem - Czy ja o czymś nie wiem?
 - Nie, wszystko wporządku.
 - Zapytałem kim jest, a on mi odpowiedział imię i nazwisko. To jest ten 21-latek w którym się kochasz już chyba 2 lata. Masz coś z nim wspólnego?
Nie mogłam uciec przed jego okropnie wyzywającym wzrokiem. Okropnie się bałam takich rozmów z wujkiem. Nie popierał tego, że się umawiam z chłopakami w "nie moim wieku". Nagle ten wzrok wujka zniknął i zapytał spokojnie:
 - Kate... Umawiasz się z nim...?
Podniosłam głowę i popatrzyłam na niego. Wzięłam głęboki oddech, żeby mu odpowiedzieć na to pytanie.
 - Kendall i ja to najlepsi przyjaciele...
 - Kłamiesz. - jego ręka zacisnęła się na moim ramieniu.
Moje serce stanęło. Zaczęłam się oglądać za dziewczynami.
 - Wujku...! Kiedyindziej o tym porozmawiamy, dobrze? - zaczęłam się uwalniać z jego uścisku - Przyjaciółki na mnie czekają. To na razie.
Szybko chwyciłam Michelle i Reachel za ręce, a reszta pobiegła za nami. Weszłyśmy do mojego apartamentu i pierwszą osobą, jaka na nas skoczyła to była Dark. Reach wzięła ją na ręce i ucałowała.

Reachel.

 - Wchodźcie, dziewczyny - pokazała nam ręką Kate.
Ja usiadłam na sofie w salonie z Jay i Michelle, a reszta usiadła sobie na dywanie na ziemi. Kate jako ostatnia weszła do pokoju. Chywiła za pilot i właczyła telewizję.
 - Dawaj na MTV, Kate! - wykrzyknęła Jay.
Kate wyświetlił się kanał, jaki oglądałyśmy ostatnim razem. W dalszym ciągu leciały wiadomości.
 - Hej! My chcemy MTV - marudziła dalej Jay.
 - Jay... Uwierz mi, że musimy śledzić te wiadomości dopóki chłopcy nie dadzą nam jakiegokolwiek znaku życia... - powiedziała tajemniczym głosem.
Wszystkie spojrzały na nią ze zdzwieniem. Ja wiedziałam, o czym ona mówi... Wiadomości skończyły się, a wieści nie było.

Kate.

Spełniłam marzenie Jay i włączyłam MTV. Tam znalazłyśmy, co chciałyśmy.
 - Znacie na sto procent boysband Big Time Rush, no pewnie, że tak! - zaśmiała się prowadząca. - Chłopaki mają wystąpić w Columbus już dzisiaj!
Jak na razie słuchałyśmy ze spokojem, lecz po tych dwóch zdaniach przestawałyśmy być spokojne...
 - Jednak jest problem, drodzy Rushers. Chłopaki maja problemy ze swoim samolotem. Według świadków, chłopaki są nad Kansas City i natrafili na wielką, czarną chmurę. - ja i Reach natychmiastowo spojrzałyśmy na siebie smutnym wzrokiem. - Warunki pogodowe w Kansas City są opłakane. Okropne burze i grady nie dają spokoju. Chłopaki z BTR maja okropnego pecha. Nie wiadomo, co... - nagle Reach wstała ze sofy i wyrwała mi pilota i wyłączyła telewizor.
 - Nie zniosę tego dłużej... - wróciła na sofę i schowała twarz w dłonie.
Ja i Jay usiadłyśmy koło niej i położyłyśmy ręce na jej ramionach.

Carlos.

Byliśmy już nie daleko wielkiej chmury. Za chwilę mieliśmy stracić zasięg w telefonach. Nie mogłem się zastanowić, do kogo zadzwonić. Reachel czy Sam. Nie wytrzymałem i z trzęsącymi się rękami chwyciłem telefon i szybko wybiłem numer Reachel. Moja ręka jeszcze bardziej zaczęła się trząść. Czekałem i prosiłem w duszy, żeby odebrała, bo to miała być prawdopodobnie nasza ostatnia rozmowa...

Reachel.

Siedziałyśmy chwilę w ciszy, nagle usłyszałam dzwonienie telefonu. Jak burza rzuciłam się na mój telefon na drugim końcu sofy.
 - To Carlos! - ucieszyłam się, jednak nadal mówiłam drżącym głosem.
Szybko odebrałam i czekałam, aż ktoś się odezwie.
 - Reachel...? - zaczął Carlos także drżącym ale wesołym głosem.
Niczego już nie chciałam... Nagle przypomniała mi się noc na plaży... Tak samo wypowiedział moje imię parę razy...
 - Carlos! Gdzie jesteście? Nic ci nie jest? - zaczęłam obkładać go pytaniami.
 - Reachel, posłuchaj. Zaraz może nas rozłączyć, więc błagam, daj mi coś powiedzieć, okej? - powiedział mniej zdenerwowanym głosem.
Już wiedziałam, co się święci. Wzięłam głęboki oddech i patrzyłam w okno.
 - To ostatnio się tak beznadziejnie potoczyło i straciliśmy tak dużo czasu... - zaczął, a ja już miałam łzy w oczach - ...który mogliśmy spędzić razem... A to wszystko moja wina...
 - To nie twoja... - nie dokończyłam, bo Carlos wszedł mi w słowo.
 - Reach, o coś prosiłem, tak...?
Ja zamilkłam. I tak nie dokończyłabym tego zdania. Poczułam, jakby w moim gardle ugrzęzła mała piłeczka. Czułam, że zaraz wybuchnę płaczem. Ktoś w telefonie nagle coś krzyknął, ale to nie był Carlos.
 - Reachel? Posłuchaj, jeśli mi się coś stanie... - w tej chwili nie chciałam już tego słuchać - ...to pamiętaj, że nie jesteś sama... Codziennie będę ci śpiewał "Worldwide" na dobranoc, jeśli nie będziesz mogła zasnąć... Na twoich koncertach jeśli zapomnisz tekstu albo płacz nie będzie pozwalał śpiewać, to popatrz w niebo i uśmiechnij się do mnie... - po moich policzkach poleciały 3 łzy.
Usta zasłoniłam reką, a oczy miałam prawie zamknięte. Nie wiedziałam, ile jeszcze zniosę. Przed oczami pokazywały mi się wszystkie momenty przeżyte razem. Nagle usłyszałam, że Carlos szlocha cicho do telefonu.
 - Carlos... Nie płacz... Wszystko gra... - kłamałam.
 - Reachel... - nagle usłyszałam przerywanie w moim imieniu, a moje serce stanęło - Chcia-łem cię-przeprosić - przerywanie zaczęło nam przeszkadzać w ostatniej rozmowie.
Już wiedziałam, że to koniec. Zaczęłam okropnie płakać, ale nie wiem, czy to było słychać po drugiej stronie.
 - Carlos... Przerywa - ledwo wypowiedziałam zrozumiale te 2 słowa.
 - Cholera... - wypowiedział naprawdę cicho i także ze strachem w głosie.
Czekałam już tylko kiedy nasza rozmowa urwie się. W oddali usłyszałam kłótnię. To był Kendall.
 - Steve! Musze zadzwonić do Kate i Jay! Oddawaj! - krzyczał.
Nagłe "chrup".
 - Ty idioto! Jesteś nie normalny! - zaczął jeszcze bardziej krzyczeć.
Już bałam się, że Carlos się nie odezwie.
 - Ja... Ja... - jąkał się i płakał - Nie chciałem, żeby to się tak skończyło... - nagle ogromny trzask i szumienie.
 - Carlos? Co się dzieje?
Jay, Kate, Michelle i Isabella usiadły lub uklękły przedemną z wielkimi oczami od łez.
 - To koniec... - powiedział.
Po chwili ciszy już myślałam, że nie ma na co liczyć. Myliłam się.
 - Nie jesteś sama... Kocham cię - wyszeptał.
Zaczęłam jęczeć i szlochać jeszcze bardziej. Kolejne trzaski, uderzenia i grzmoty.
 - Nie, nie! Błagam! Carlos! - krzyczałam jeszcze do telefonu.
Bez skutku. Nikt się już nie odezwał. Telefon oderwał się od mojego ucha, a mój kciuk przypadkiem nacisnął sprzęt głośno mówiący. W całym salonie słychać było tylko uderzenia, grzmoty, trzaski i szuszczenie. Dziewczyny zaczęły płakać.  Ja, Kate, Jay, Michelle i Isabella byłyśmy na krańcu załamania nerwowego... Nagle usłyszałyśmy w tle krzyki chłopaków. Zaczęłyśmy jeszcze bardziej płakać, a z telefonu wyszły 3 sygnały. Rozmowa została przerwana, z powodu braku zasięgu. Nie widziałam już sęsu, by dalej siedzieć w apartamencie... Ledwo stanęłam na nogi. Trzęsącą się ręką chwyciłam klamkę od drzwi balkonu. Wyszłam na balkon i szlochając spojrzałam w niebo. Szukałam jego twarzy... Nigdzie jej nie było. Nie myślałam teraz, czy ktoś mnie słyszy, czy nie. Nie myślałam jak człowiek rozumny. Podeszłam do barierki balkonu i spojrzałam w dół. Wychylałam się coraz bardziej i widziałam jak jedna łza spada z 10 pięter i w końcu znika zaraz nad ziemią. Miałam chore myśli. Powoli wiedziałam, jak to jest kiedy jest się pijanym. Ściągnęłam moje trampki totalnie nieświadomie i zaczęłam się wspinać na barierkę w dalszym ciągu szlochając.
  Nagle usłyszałam, że drzwi balkonu otwierają się, ktoś mnie chwyta i ściąga z barierki. Ktos coś mówił i krzyczał na mnie, ale nie słyszałam. Nie byłam w stanie już nic robić. Obraz przez oczami rozmazywał się, a głosy były zniekształcone. Nie widziałam już sęsu życia...
____________________________________________________________
What's goin' on, guys? : D Dość długo nad tym rozdziałem myślałam. Nie wierzycie? Look here X D Moje myśli z dnia 4/07: "A może by tak coś śmiesznego...? Tak! Droke w psychiatryku za pobicie staruszki, bo ona zajęła jej miejsce u fryzjera!" X D Moje myśli z dnia 6/07: "Nie... Coś innego... Tamto to takie banalne i codzienne... Coś innego... Coś ze smakiem. Trochę rozłąki. Ale co dalej...?" Moje myśli z dnia 7/07: "SAMOLOT! ROZBICIE! PŁACZ! TRAGEDIA! ZAŁAMANIE!" Moje myśli z dnia 8/07: "Na początek śmieszne! Czyli wkracza Droke. Potem rozłąka, czyli Robyn i Michaelle. Potem tragedia! Czarna chmura vs. BTR! ... GENIALNE!" X DDD I tak oto powstał ten rozdział ; D Oczywiście nie byłby on możliwy, gdyby nie Kate, Jay i Michelle, no bo jak inaczej? X D Pomocne piosenki : śledzenie Droke - "Windows Down", wiadomości z Kansas i samolot przed katastrofą - Mariny and the Diamond: "Oh No!", integracja i rozmowa z Carlos'em - Chris Brown: "Next 2 U". ♥ I gdyby nie The Amazing Spider Man, to nie dostałabym oświecenia... ♥ I spadalec z Kate . ♥ I jajeczna herbatka Schmidt'a X DDD No i... "Awaria goni awarię..." X DDD Dzięki wam, tu wymienionym! : **
"Best friends, everybodaay! Best friends, c'mon!" | "Amm... Je voudrais une baguette, svp" . ♥

3 komentarze:

  1. teraz tak weszłam patrze że 34 i tak myślę zę tego to jeszcze raczej nie czytałam xD więc przeczytałam xDD Już nie mogę się doczekać co będzie dalej ah xD

    OdpowiedzUsuń
  2. Super < 333 Zresztą jak wszystkie Twoje rozdziały ;pp Pisz następny : ***

    OdpowiedzUsuń
  3. wiedziałam, że przeczytam jako ostatnia ;c ale wiesz ważoone co się działo.. nie jest ze mną najlepiej, ale jakoś doszłam o swoich siłach do czegoś komputeropodobnego i przeczytałam : )).

    OdpowiedzUsuń