czwartek, 24 stycznia 2013

Rozdział 44 [ GŁOSUJCIE W KONKURSIE 'BLOG ROKU' !! ]

[ soundtrack ]

Reachel.

Wyszłam z łazienki pachnąca owocem mango i z mokrymi jeszcze włosami. Nagle skoczyła na mnie moja suczka Dark. Bardzo za nią tęskniłam. 
 - Dark! Kochana! Stęskniłam się! - kucnęłam i poczochrałam małą przyjaciółkę, a potem mocno przytuliłam - Chodź, idziemy do naszego...
Przechodziłam akurat koło pokoju Kendall'a susząc włosy ręcznikiem i usłyszałam głosy wydobywające się z pokoju, więc przestałam bawić się włosami i przestałam mówić.
 - Wiesz, co chcę powiedzieć... - słyszałam głos Kendall'a.
 - Tak, tak, kocham Cię... - zaśmiała się Kate.
Zaraz po tych słowach stwierdziłam, że się całują. Łóżko blondyna zaczęło skrzypieć. Uśmiechnęłam się do siebie, potem do Dark i wróciłam do suszenia. Weszłam do pokoju latynosa - on spał. Suczka wskoczyła na łóżko i położyła się koło chłopaka. Uroczo to wyglądało. W środku, w sercu zrobiło mi się znowu ciepło i poczułam, że wszystko wróciło do normy...
 - Muszę to upamiętnić... To taki piękny obrazek... - chwyciłam za iPhone'a i podeszłam do łóżka.
Zrobiłam zdjęcie Dark i Carlos'owi i patrząc na zdjęcie cicho zachichotałam. Weszłam na Instagram'a, aby opublikować to piękne zdjęcie. W aktualnościach wyskoczyło mi zdjęcie przesłane przez Carlos'a. To byłam ja jak śpię.

"Z każdym dniem przychodzi do każdego słońce, a do mnie - anioł.."

Wzruszyłam się. Łza szczęścia powoli spływała po moim policzku i uśmiechnęłam się skromnie. Nagle zauważyłam komentarze... Mój uśmiech szybko znikł... Było mnóstwo obraźliwych słów. Dość długo czytałam te nieprzyjemności. Z każdym kolejnym komentarzem robiło mi się ciężej na sercu i czułam, że gardło mi się zaciska z nerwów. Przypomniały mi się słowa Droke...

" Masz wielu antyfanów... I ty myślisz, że twoje życie będzie kolorowe...? To się grubo mylisz, Brown... Od dzisiaj twoje życie zamieni się w koszmar..."

Zacisnęłam dłoń w pięść, wzięłam głęboki oddech i przesłałam zdjęcie, zgodnie z zamiarami.

"Każdy ma kogoś, dla kogo chce żyć nawet z problemami..."

Gdy zdjęcie zostało przesłane uśmiechnęłam się ponownie i odłożyłam telefon na szafkę nocną. Położyłam się obok moich skarbów.
 - Chyba zrobię śniadanie... - szepnęłam do siebie dalej uśmiechając się.

[ soundtrack ]

Alex.

Otworzyłam delikatnie oczy i poraziły mnie promienie słońca. Odwróciłam głowę od światła i zobaczyłam, że leżę koło James'a, a obok niego Jesse. 
 - James... Wstawaj... - szepnęłam do niego słodkim głosem.
On nie otwierając oczu uśmiechnął się. 
 - Jesse... Daj mi jeszcze 5 minutek... - mówił jak przez sen.
We mnie się krew zagotowała. Wstałam napięcie z kanapy i ruszyłam do kuchni zdenerwowana. Usłyszałam zaraz za sobą kroki.
 - Alex...! Przepraszam...! - szeptał, ale na tyle głośno, że było go słychać.
Zatrzymałam się przy blacie i oparłam się o niego.
 - Co to było, przepraszam?! - mówiłam głośniej niż on.
 - No przypadkiem...! Tak jakoś...! 
 - O, tak sobie od niechcenia - założyłam ręce.
Podszedł do mnie bliżej.
 - Będziesz się o takie drobnostki wykłócać...?!
 - Drobnostki, tak? Drobnostką dla Ciebie jest pomylenie sobie imienia dziewczyny, nie? - zaczęłam machać rękami ze zdenerwowania - Tak, bo co to dla Ciebie za różnica? I tą, i tą się całuje i przytula, nie? 
Brunet nie miał na te słowa żadnej odpowiedzi. Pokiwałam głową ze sztucznym uśmiechem.
 - Tak, James, oto cały ty... - pokazałam na chłopaka i wyszłam na taras trzaskając przy tym drzwiami.
Oparłam się o barierkę tarasu i spojrzałam w niebo. Zawiał nagle zimny wiatr i ponownie usłyszałam skrzypienie szklanych drzwi i kroki. Przewróciłam oczami z zażenowaniem. 
 - Przeginasz, Maslow... - odwróciłam się do bruneta.
Chyba jeszcze nigdy nie byłam tak na niego zła. 
 - Co mam zrobić, żebyś się tak nie denerwowała...? - zmienił ton.
Odwróciłam głowę w bok i patrzyłam teraz na mały ogród. Tym razem to ja nie znałam odpowiedzi na pytanie. 
James dotknął delikatnie mojego biodra. Natychmiastowo spojrzałam na niego, a zaraz po tym pocałował mnie. Objął mnie w pasie i nie przestawał całować. W końcu zatrzymał się i otworzył oczy.
 - Wiesz, że nadal Cię nienawidzę...? - uśmiechnęłam się żartobliwie.
On także się uśmiechnął i kontynuował całowanie. Robiło się trochę dziwnie. Nie czułam tego już jako zwykłe pocałunki...
 - Zapomnijmy o tamtym... - podniósł mnie na ręce i zaniósł na trawę do ogrodu.
Położył się koło mnie i całował mnie dalej tak namiętnie jak nigdy. Nie byłam już na niego zła. Rozpromienił mój dzień w trakcie praktycznie kilku sekund. Chłopak przesunął się bliżej mnie i przejechał ręką po mojej szyi, potem dekolcie... Poczułam delikatne motylki w brzuchu. Teraz już wiedziałam, co się dzieje. Brunet podniósł lekko moją koszulkę i dotykał opuszkami palców mojej skóry.
 - Sąsiedzi zobaczą... - szepnęłam mu, gdy oderwałam się od jego ust.
 - Niech widzą, jaką mam cudowną dziewczynę... - powiedział odgarniając kosmyk włosów z mojej twarzy.

[ soundtrack ]

Kate.

Blondyn przestał na chwilę całować i popatrzył mi głęboko w oczy.
 - Czemu tak się patrzysz...? - uśmiechnęłam się.
W tym momencie wyglądał na bardzo poważnego.
 - Nie wiem jak ty, ale ja Ciebie nigdy nie skrzywdzę... - dotknął kciukiem lekko mojego policzka.
Jego oczy się zaświeciły. Zaczęło się to samo, co w domku na plaży. Każdy nawet najmniejszy dotyk niebieskookiego był dla mnie kolejnym schodem do nieba. Palcami przeczesywałam jego ciemnoblond włosy. Miałam wrażenie, że zaraz wybuchnę śmiechem, jego amulet na szyi łaskotał moją szyję, aż tu nagle...
 - Dzień dobry, papużki! Śniadanie na stole! - wychyliła się Reachel zza drzwi z promiennym uśmiechem.
Zaraz potem zniknęła. Ja i Kendall spojrzeliśmy na siebie oszołomieni i wybuchliśmy śmiechem.

Carlos.
Obudziłem się sam w moim pokoju. Przeciągnąłem się i zauważyłem, że jednak leży koło mnie Dark. Nie chcąc jej obudzić pogłaskałem tylko ją i po cichu wyszedłem z pokoju. W tym samym momencie z pokoju obok wyszedł Kendall z Kate. Zmierzyłem ich wzrokiem uśmiechając się kpiąco.
 - Masz jakiś problem, Pena?! - zaśmiał się blondyn.
Podniosłem ręce na znak pokoju. Zeszliśmy we trójkę na dół, do kuchni. Wszyscy byli już na chodzie. Isabella i Michelle biły się o deskorolkę Logan'a, Jesse i Jay rozdzielały je, Logan wrzeszczał, żeby oddały mu deskę, a James'a w ogóle w domu nie było, tak samo Alex...
 - No, normalny dom Big Time Rush... - westchnąłem z żartem.
 - Gdzie jest Alex i James? - zapytała Kate.
Z kuchni wychyliła się Reachel uśmiechnięta od ucha do ucha.
 - Ważoone, chcesz wiedzieć gdzie jest James i Alex? - podniosła brwi jakby z podniecenia.
Dziewczyna pokazała Kate, że ma przyjść do kuchni. Ja i Kendizzle chcieliśmy też popatrzeć, ale...
 - Nie, nie, chłopcy. Wy uspokójcie Isabelle i Michelle, bo Logan, Jesse i Jay nie dają sobie rady... - i rzuciła okiem na krzyczącą i przepychającą się czwórkę.
 - Powodzenia, płcio męska... - posłała nam całusa i zniknęła.
Podeszliśmy ostrożnie do grupy przyjaciół krzyczących na siebie. Spojrzeliśmy na siebie z żalem i niechęcią i przewróciliśmy oczami.

Reachel.
Pociągnęłam Kate za rękę i pokazałam jej, kto leży na trawniku przed oknem kuchennym.
 - Nie, nie wierze! - zaśmiała się na cały głos.
James całował niesamowicie namiętnie Alex i to było widać nawet z daleka. Obie zaczęłyśmy się śmiać jak głupie do sera.
 - Ciekawe, czy wiedzą, że ich widzimy - śmiała się dalej Kate.
 - Jakby wiedzieli, to już byśmy były na tamtym świecie - odpowiedziałam jej też się śmiejąc - ...Zaczekaj...
Pobiegłam do pokoju na górę po telefon. Musiałam to nagrać. Wróciłam do kuchni, gdzie przyjaciółka w dalszym ciągu śmiała się ze stosunku Jalex (James'a i Alex). Podbiegłam do okna i zaczęłam kamerować.
 - Co ty robisz? - spojrzała a mnie oczami pełnymi łez.
 - Kiedy ja i Carlos dawno temu robiliśmy to na plaży w Venice, Alex i James robili to samo - uświadomiłam jej.
 - Ooh... - zrozumiała - ...No, włączaj, zanim skończą! - podekscytowała się ciemna blondynka.
Nagrywałyśmy ich do końca, gdy przestali szybko wybiegłyśmy z kuchni do salonu, gdzie zapanowała cisza. Na sofie leżał Logan wraz z Jesse i Jay, a Michelle i Isabella siedziały przywiązane do krzeseł. Przed nimi stali Kendall i Carlos z dumnymi minami. Zaczęłyśmy im bić brawa.
 - Szacunek, chłopaki, szacunek!

***

[ soundtrack ]

Logan postanowił, że idzie do parku pojeździć na swojej desce.
 - Tylko pod warunkiem, jak weźmiesz nas ze sobą - odezwały się Mich i Isabella.
Chłopak uśmiechnął się do jego wielbicielek, wziął za ręce obydwie i wybiegli z domu. Ja, Carlos, Kate, Kendall i Jay siedzieliśmy przy stole i widzieliśmy co się dzieje w salonie. Jesse siedziała pod ścianą, praktycznie w salonie. James i Alex ciągle siedzieli na sofie i rozmawiali równocześnie trzymając się za ręce. Jesse wyraźnie się to nie podobało. 
 - Ile już tak siedzą...? - szepnęłam do Kate tak, żeby Jesse nie słyszała.
 - Około godziny... - odpowiedziała mi równie cicho Kate.
 - O czym oni niby tak rozmawiają? - dziwiła się Jay.
 - Sam chciałbym wiedzieć, Malidor... - odpowiedział jej Kendall.
 - ...Na pewno o czymś ciekawym... - zażartował Carlos.
 - Tak... O nowej linii lakierów do włosów... - dodałam.
Jay się otrząsnęła.
 - Czekajcie, chyba nie powinnyśmy ich obgadywać... - powiedziała.
Ja i Kate spojrzałyśmy z zażenowaniem na siebie i przewróciłyśmy oczami.
 - Chyba żartujesz... - wykpiłyśmy ją. 
Kendall i Carlos wtrącili się do dyskusji.
 - To nie jest obgadywanie - powiedział latynos.
 - Tylko... Śledztwo... - dodał blondyn.
Obie przytaknęłyśmy swoim chłopakom, a Jay tylko pokręciła głową. 
Nagle Jesse nie wytrzymała i wstała spod ściany. Nam przy stole serca zamarły.
 - Co ona robi...? - zapytał sparaliżowany brunet.
 - Oby tylko nic głupiego... - odpowiedziałam.
Dziewczyna podeszła do pary, a oni przerwali swoją konwersację.
 - Kurcze, czemu to robicie? 
 - Ale co? - zapytał zdezorientowany James.
 - Nie udawaj! Migdalisz się do niej na moich oczach i ty jeszcze pytasz "ale co". 
Przy stole rozpoczęło się nerwowe obgryzanie paznokci.
 - Zaraz się zacznie bitwa o Maslow'a... - powiedział cienkim głosem Carlos.
Jednak tym razem chłopak się pomylił. Zanim Jesse powiedziała coś poważniejszego, schowała twarz w dłoniach i wybiegła na podwórko. Spojrzeliśmy wszyscy na siebie ze zdziwieniem. Spodziewaliśmy się walki słownej, ale jednak Jesse nie wytrzymała napięcia. 
 - Jesse! - Alex pobiegła za przyjaciółką.
James stał sparaliżowany na środku salonu. 
_________________________________________________________________
teraz prawdopodobnie rozdziały będą wychodziły co tydzień w piątki ; ) zachęca mnie do pisania ta liczba komentarzy, w pod rozdziałem 42 było 5 komentarzy, a pod poprzednim 8 ! : D a liczba wyświetleń wzrasta ! : D chyba czuję, że żyję, kochani ! : D

jeśli chodzi o ostatnią tematykę rozdziałów ( mam na myśli takie scenki jak na przykład tutaj Alex z James'em ).. mam ostatnio same zamówienia na takie momenty.. tak, Kate, Alex, to do was.. X DD tak więc nie miejcie o mnie zdania, że mam tyle, a tyle w głowie.. X DD

jak zauważyliście - nowy wygląd ; ) długo siedziałam nad nagłówkiem.. <3 i nowy soundtrack : Ellie Goulding // Anything Could Happen . od początku ją pokochałam <3

niedługo pojawi się nowa bohaterka.. ; )

NO I SIĘ ZACZĘŁO ! PROSZĘ, GŁOSUJCIE NA MÓJ BLOG W KONKURSIE 'BLOG ROKU' ! WYŚLIJ SMS O TREŚCI J00235 NA NUMER 7122 ! 

niedziela, 20 stycznia 2013

Rozdział 43

[ Miesiąc Później ]

[ soundtrack ]

Reachel.

Carlos wyszedł już ze szpitala zdrowy jak ryba i uśmiechnięty jak dawniej. Dostałam telefon od Jay, że wszyscy czekają na nas w domu chłopaków. Szykowała się niespodzianka dla naszego wesołka. We dwójkę kroczyliśmy ulicami LA w milczeniu. Lewą ręką trzymałam dłoń chłopaka, a prawą ciągle bawiłam się kluczykiem na wisiorku. 
 - Ale się działo w poprzednim miesiącu, co? - odezwał się w końcu Carlos.
Obudziłam się z głębokiego zamyślenia i spojrzałam na niego.
 - Tak... Aż za dużo... - wtuliłam się w Penę. 
 - Od teraz nigdzie się beze mnie nie ruszasz - zaśmiał się cicho.
 - Zrozumiano - uśmiechnęłam się lekko.
On pocałował mnie w czoło delikatnie i szliśmy dalej w stronę domu. Co druga osoba na równoległym chodniku zatrzymywała się i pokazywała palcem na nas i coś szeptała osobie towarzyszącej. Zaczynało to być denerwujące. Nagle podbiegło do nas 5 dziewczyn w wieku na oko 14 lat. 
 - Co, dziewczyny? Chcecie autograf? - uśmiechnął się do nich Carlos.
One zaśmiały się kpiąco.
 - Z czego się śmiejecie? - zapytał też zaczynając się śmiać.
 - Bo jesteście najpopularniejszą parą w internecie! - nagle ich śmiech ustał - I ty myślisz, mała, że tak załatwisz im sławę? - zwróciła się jedna do mnie.
 - Chyba nie rozumiem - wtrąciłam się do konwersacji.
 - Najpierw cały internet kręci się w okół twojego zaginięcia... - zaczęła druga.
 - "Dziewczyna sławnego piosenkarza z Big Time Rush zaginęła bez śladu!!!" - zacytowała wścibskim głosem trzecia.
 - ...Potem się odnalazłaś, ale okazało się, że nic nie pamiętasz... - zaakcentowała trzy ostatnie słowa.
 - A na koniec ta afera z twoim zdrowiem - zwróciła się teraz do chłopaka.
 - Bujda resorach, kochani! - dodała jeszcze jedna.
Czułam się okropnie. Przecież to nie było dla sławy. I my to dobrze wiedzieliśmy. Zostawiliśmy nastolatki i pobiegliśmy jak najszybciej do mieszkania.
 - Wiesz, że to nieprawda - powiedziałam.
 - Oczywiście, że tak. Nie ma innej opcji. Nigdy bym im nie uwierzył, nawet jakby miały jakiekolwiek dowody. 

***

Gdy zauważyliśmy na horyzoncie mieszkanie chłopaków przestaliśmy biec i wzięliśmy głęboki oddech. 
 - Nareszcie w domu... - westchnął.
 - Tak jak dawniej... - dodałam patrząc na niego.
 - Od dzisiaj niczego nie zmieniamy. Niech będzie jak dawniej, tylko lepiej...

[ soundtrack ]

Byliśmy już przy ogrodzeniu, gdy nagle ktoś zaczął biec w naszą stronę.
 - Znowu jakaś krytyczka. Wchodzimy - otworzył bramę.
Nagle jego ręka zatrzymała się zaraz przed klamką. 
 - Samantha?! - wytrzeszczył oczy.
 - Cześć... - podeszła do nas.
 - Cześć?! Wiesz coś ty narobiła w naszym życiu?! I ty jeszcze sobie przychodzisz tutaj i tak po prostu mówisz "Cześć"?! - rzuciłam się na nią z oskarżeniami.
 - Czego ty tu chcesz? - chłopak położył mi rękę na ramieniu, żebym się uspokoiła.
 - Chciałam przeprosić... 
 - Mamy w głębokim poważaniu twoje współczucie i nagłą odmianę! - ściągnęłam z mojego ramienia rękę Carlos'a.
 - Ja sobie pójdę... Tylko... - wyciągnęła zza pleców pudełko.
 - O nie, nie, nie. Nie chcemy twoich prezentów. Wystarczy nam, jak zejdziesz nam z oczu i nie wrócisz - odezwał się Carlos.
Otworzył bramę i wszedł, a ja ruszyłam zaraz za nim. Nagle Droke chwyciła mnie mocno za ramię i przyciągnęła do siebie. Spojrzała mi głęboko w oczy.
 - Masz wielu antyfanów... - uśmiechnęła się złośliwie.
 - Chyba nie tylu co ty... - oddałam jej.
 - I ty myślisz, że twoje życie będzie kolorowe...? To się grubo mylisz, Brown. Od dzisiaj twoje życie zamieni się w koszmar...
 - Żaden koszmar nie będzie gorszy od tego, który przeżyłam miesiąc temu...
Wyrwałam się z jej uścisku i weszłam do domu. 

[ soundtrack ]

Wszystko było kolorowo i pachniało słodyczą. Na łuku w salonie wisiało płótno z napisem "Witajcie w domu!".
 - No nareszcie! - przybiegli wszyscy do nas.
 - Już się doczekać nie mogliśmy! - przytuliły mnie Jay i Isabella jednocześnie.
 - Mieliśmy małe spotkanie w drodze - uśmiechnął się chłopak.
 - Ale na szczęście już jesteście - rzuciła się na mnie od tyłu Alex.
 - Chyba już z stąd nie wyjdę... - powiedziałam.
 - No raczej nie, ważoone - przytuliła mnie Kate z zaskoczenia.
Jeszcze raz wciągnęłam słodkie powietrze.
 - Co tak pięknie pachnie, Michelle? - zapytałam.
 - Zrobiłam z Jesse pyszny tort czekoladowy z białym lukrem!
Ja i Carlos spojrzeliśmy na siebie z błyskiem w oku i zrobiliśmy wyścigi do kuchni. Carlos był pierwszy przy torcie z białym lukrem, ale zaraz za nim przy torcie była Michelle i trzepnęła go w rękę.
 - Łapy z dala! Jeszcze nie teraz! 
 - Dlaczego? - masował rękę.
 - Gdyż ogłaszam wszem i wobec, że wszyscy chcą zjeść tort, nie tylko wy dwoje.
Wzięła wypiek do rąk i wyniosła do salonu. Wszyscy usiedliśmy na kanapie i fotelach i zaczęliśmy jeść. Rozmawialiśmy o starych czasach. Nie nawiązywaliśmy do tego, co się działo potem. Nie rozpoczynaliśmy rozmowy o tym, jak to było tutaj, kiedy zaginęłam. Nie chcieliśmy zniszczyć miłej atmosfery.
 - Logan nie obchodził urodzin...! - odezwała się Michelle i Isabella.
 - Racja...! Zapomniałem! - spostrzegł - To co za problem? Mamy tort, a prezentów nie potrzebuję.
 - Oczywiście, że tak - odezwałam się na równi z Kate.
 - Nie żartujcie sobie, naprawdę - zaśmiał się.
 - Nie ma żadnych sprzeciwów - powiedziała Michelle.
Isabella wstała z kanapy i wyszła z salonu, a Michelle pobiegła za nią. Po 2 minutach wróciły z dużym i szerokim prezentem w rękach.
 - Co to? - podszedł do nich.
 - Wszystkiego najlepszego, Logan! - wykrzyknęliśmy wszyscy.
Dziewczyny wręczyły pudło Henderson'owi z wielkimi uśmiechami. On otworzył je, a w środku była
czerwono-czarna deskorolka z podpisem Tony'ego Hawk'a.
 - Jest super! Dzięki, dziewczyny! - przytulił je i pocałował obie w policzek. 
Wyciągnął sprzęt z pudła i położył na ziemi. Położył na desce nogę, pociągnął Michelle i Isabelle na nią i zaczęli jeździć po mieszkaniu śmiejąc się na cały głos. W końcu we trójkę wylądowali pod stolikiem z wazonem, a wazon spadł na ziemię.
 - Nie no, brawo, Loggie! - zaklaskał Carlos.
Po zjedzeniu tortu i po wyczerpaniu się tematów do rozmowy, zaproponowałam z Kate obejrzenie horroru. Zrobiliśmy popcorn i usiedliśmy przed telewizorem.
 - Jak za starych, dobrych czasów... - rozmarzył się James przytulając Jesse i Alex.
One oby dwie pocałowały bruneta w policzki. On zamknął oczy i uśmiechnął się od ucha do ucha. 
 - To co oglądamy? - zapytał Kendall i przytulił Jay do jednego ramienia i Kate do drugiego.
Ja i Kate spojrzałyśmy na siebie i uśmiechnęłyśmy się. 
 - Piłę VII - zaśmiałyśmy się.

[ soundtrack ]

Pod koniec filmu Carlos wstał i szepnął mi do ucha:
 - Idę do łazienki, zaraz wracam...
Gdy film już się skończył, wszyscy zasnęli. Otworzyłam lekko oczy. Ktoś zgasił telewizor, a w pokoju zrobiło się ciemno. Zamknęłam z powrotem oczy i poczułam ciepło ust na czole. Podniesiono mnie na ręce i niesiono gdzieś. Poczułam miękką pościel pod sobą i zapach karmelu. Wydawało mi się, że w tym pomieszczeniu jest więcej światła. Ktoś położył się obok mnie i przejechał delikatnie palcami po mojej twarzy.
 - Reach... Pobudka... - szepnął mi znajomy i ciepły głos.
Otworzyłam oczy i ukazał mi się Carlos. Uśmiechnął się i pokazał gestem na pokój w jakim leżeliśmy. To był pokój Carlos'a pełen małych i większych świeczek. Zaparło mi to dech w piersi.
 - Tu jest przepięknie... - odwróciłam się do chłopaka.
Podniósł rękę i dotknął mojego policzka.
 - Tęskniłem za Tobą... - zbliżył się do mnie i pocałował mnie.
Świat się zatrzymał. Zamknęłam oczy i zapomniałam o przeszłości. Czułam tylko ciepło chłopaka i światło świec padające na nas. Pocałunki nie ustawały, a ja coraz bardziej się pogłębiałam w słodyczy. Nagle on przestał i spojrzał mi w oczy.
 - Na pewno tego chcesz...?
 - Dlaczego miałabym nie...?
 - Bo... Nie chcę robić czegoś wbrew Twojej woli, że tak powiem...
 - Nie... Nie myśl tak... - zbliżyłam go do siebie - Kocham Cię i tęskniłam za Tobą... Chcę... Nawet się nie zastanawiaj...
Kolejne pocałunki dawane i oddawane nie kończyły się. W końcu latynos przesunął się i całował teraz moją szyję. Przesuwał się coraz niżej, a ja czułam, że jestem bezpowrotnie w niebie. Jego prawa ręka powędrowała w dół brzucha. Czułam motylki i jak coś zabiera mi oddech, ale próbowałam o tym zapomnieć i cieszyć się chwilą. Zrobiło się niesamowicie gorąco. Nie wiem, czy to od świec czy po prostu sytuacja zrobiła się coraz bardziej przyjemna. Popadłam w traumę. Coraz więcej pocałunków, dotyk chłopaka stał się dla mnie bolesny. Carlos zatrzymał się i znowu popatrzył na mnie ledwo łapiąc oddech.
 - ...Przepraszam... - speszył się.
Chwyciłam go za koszulkę i ściągnęłam ją. Dotknęłam tył jego głowy i zbliżyłam znowu, ale jeszcze bliżej. Skończyła się nieprzyjemna cisza. Nasze usta znowu połączyły się. Od tamtej chwili wszystko było idealne. Każdy pocałunek, każdy dotyk, każdy szept był delikatny.

***

[ soundtrack ]

Otworzyłam oczy z niechęcią i zobaczyłam koło siebie już obudzonego Carlos'a. Patrzył się na mnie i uśmiechał tak słodko, jak nigdy.
 - Dzień dobry, śpiochu - pocałował mnie w czoło.
 - Wczorajsza noc była nie z tej ziemi... - przytuliłam go.
 - Może kiedyś to powtórzymy...? - uniósł brwi i uśmiechnął się.
 - Z pewnością...
W końcu puściłam chłopaka i sturlałam się z łóżka.
 - A ty dokąd? - zapytał.
 - Idę wziąć prysznic - zaśmiałam się.
 - Może pójdę z Tobą - uniósł znowu brwi.
 - Nie... Może to ty zostań tutaj - także uniosłam brwi i zaśmiałam się.

Kate.

Obudziłam się u boku Schmidt'a. Podniosłam lekko głowę, żeby się rozejrzeć dookoła. Wszyscy jeszcze spali. Nigdzie nie było Reachel i Carlos'a.
 - Heh, udało im się... - uśmiechnęłam się do siebie z myślą, że "to" zrobili.
Postanowiłam pójść do łazienki. Pocałowałam delikatnie w usta śpiącego jeszcze Kendall'a, żeby dać mu znak, że zostawiam go. Dochodziłam już do łazienki dla gości, aż nagle ktoś chwycił mnie w pasie i postawił pod ścianą.
 - Nieładnie tak uciekać, Ellen - pocałował mnie namiętnie.
Podniósł moją prawą nogę na jego prawe udo i dalej namiętnie dotykał moich ust.
 - Kendall, proszę Cię... - mówiłam jednocześnie go całując.
 - Nie, nie... Carlito się udało, ja też chcę czegoś od życia... - przerwał mi.
W końcu wziął mnie na ręce i zaprowadził do łazienki.
 - W łazience?! - zdziwiłam się.
 - U mnie nie byłoby miejsca - zaśmiał się.
Odsunęłam go od siebie, spojrzałam na niego ze złością i założyłam ręce na piersi.
 - Oh, no dobrze - ponownie mnie wziął na ręce i zaniósł mnie do siebie.
Położył mnie na łóżku i uśmiechnął się.
 - Witaj w moim królestwie, księżniczko...
Podniosłam się z poduszki i pociągnęłam chłopaka do siebie na wygniecioną pościel.
 - Mój ty niegrzeczny brudasku... - pocałowałam go i zamknęłam oczy, aby nie widzieć jak się śmieje, bo to mnie strasznie dekoncentrowało.
_________________________________________________________________
no troszkę krótszy dzisiaj, ale to ze względu na naukę i brak czasu .. ale myślę, że ten rozdział jest taki bardziej dla każdego praktycznie.
zrobiłam taki trik. przed daną scenką jest link. klikacie na niego i włącza wam się piosenka, która towarzyszy tej scence. tak żeby oddać nastrój .. ; )
dziękuję za prawie 4000 wejść i 6 obserwatorów i 5 komentarzy pod ostatnim postem : )

26 stycznia, przypominam, głosujcie na mój blog w konkursie "Blog Roku 2013" ! : D


sobota, 12 stycznia 2013

Rozdział 42 [ Konkurs "Blog Roku 2013" ]

Reachel.
Codziennie byłam w szpitalu, nie ruszałam się nawet na krok od łóżka szpitalnego chłopaka. Choć był w szpitalu dopiero 3 dni, jego stan stopniowo się pogarszał. Codziennie podawano mu zastrzyki różnej maści, a ja coraz częściej byłam wypraszana z sali.
 - Proszę wyjść, przemęczasz go - mówił lekarz prowadzący.
To była racja, że cały czas z nim rozmawiałam. Ale nic nie mogłam poradzić na to, że za nim okropnie tęskniłam i teraz chcę nadrobić ten stracony czas. Kiedy tylko lekarz wychodził, a za nim jego pielęgniarka, od razu wchodziłam do sali sprawdzić, czy z Carlos'em wszystko w porządku.

Carlos.
Reachel odzyskała nareszcie pamięć, jednak pojawiła się kolejna przeszkoda - moje zdrowie. Lekarz ciągle przychodził do mnie na kontrole. Jednak i to nie pozwoliło jej odejść ode mnie. Była przy mnie cały czas. W dnie rozmawialiśmy dużo. W nocy, kiedy była już zmęczona, zasypiała przy mnie kładąc głowę na moim biodrze i trzymając bez przerwy moją dłoń. Byłem jej za to ogromnie wdzięczny. Kendall, Logan i James z dziewczynami ciągle przychodzili mnie odwiedzić i zapytać jak się czuję. Bywali bardzo często, bo jedzenie tutaj nadawało się tylko do kosza, albo dla świń na farmie, więc oni przynosili mi jedzenie.

Reachel.
Każdego dnia pobytu Carlos'a w szpitalu było z nim coraz gorzej. Coraz częściej bolała go klatka piersiowa, noga dawała się we znaki... Zaczęło mnie to niepokoić. Trzeciego dnia rozmawialiśmy, aż nagle chłopak zerwał się i syknął cicho.
 - Co jest? - wstałam z krzesła i chwyciłam Carlos'a za ramię - Wezwać lekarza?
 - Nie, nie żartuj - zaśmiał się oddychając ciężko.
 - Tu nie ma miejsca na żarty! W ogóle dlaczego ja cię pytam - ruszyłam szybkim krokiem w stronę drzwi i zaczęłam wołać pielęgniarkę.
Wyrzucono mnie natychmiastowo z sali. Usiadłam na krześle zaraz obok drzwi i czekałam na informacje.

***

Pielęgniarka wyszła z sami spokojnie i spojrzała na mnie.
 - Nie możesz tyle czasu przy nim być, męczysz go. 
Po każdej takiej uwadze czułam się winna, że Carlos'a zdrowie nie ulegało poprawie. Wróciłam do chłopaka patrząc na niego z żalem. 
 - Powinnaś dostać poważną karę za zawołanie pani pielęgniarki... - powiedział ze złością w głosie, ale się uśmiechał - Mówiłem ci, że nic mi nie jest.
 - Głodny też niby nie byłeś, a przez cztery godziny ci w brzuchu burczało... - powiedziałam w celu zażartowania, ale za poważne mi to wyszło.
Reszta popołudnia minęła tak miło jak zawsze. Jednak o godzinie siódmej wieczór stan Carlos'a znowu zaczął się pogarszać. Ponownie zaczęła go boleć noga i klatka piersiowa. Inna pielęgniarka przyszła z kolejną porcją lekarstw. Kiedy się wydawało, że wszystko już będzie w porządku, po dziewiątej w nocy zaczął się kolejny problem. Już prawie oboje ze zmęczenia i stresu zasypialiśmy jak zwykle trzymając się za ręce. Była niezwykła cisza w około. Słyszałam tylko bicie serca chłopaka, co mnie w pełni uspokajało. Nagle poczułam, że ręka latynosa zaciska się na mojej. Usłyszałam szepty i jęki chłopaka, więc otworzyłam oczy i spojrzałam na niego. Był cały mokry z potu, a druga ręka, której nie trzymałam, była zaciśnięta w pięść. Położyłam dłoń na mokrym czole Carlos'a - było gorące. Przejechałam delikatnie palcami po jego twarzy, a do moich oczu napłynęły łzy. Wybiegłam z sali w poszukiwaniu doktora. Jak na złość nikogo na korytarzu nie było. Chwyciłam się za głowę nie wiedząc, co robić. Nie chciałam za daleko odchodzić od sali chłopaka. Szybko wyciągnęłam telefon i zadzwoniłam do Kate.
 - Ważoone! Jak miło, że dzwonisz! Jak tam sam na sam z Carlos'em? - odezwała się wesoło przyjaciółka.
 - Właśnie fatalnie. Błagam, przyjedź tu jak najszybciej! - mówiłam spanikowanym głosem i szybko potem się rozłączyłam, bo na zakręcie zauważyłam lekarza - Panie doktorze! Proszę, pomocy! Mój chłopak...! Szybko! - nie wiedząc, co powiedzieć pokazałam na drzwi do sali.
Weszliśmy szybko do niej, lekarz widząc stan Carlos'a lekko odepchnął mnie od łóżka i zaczął działać. Odsunęłam się kawałek od miejsca zdarzenia i przyglądałam się sytuacji z niepokojem. Doktor zaczął sprawdzać wszystko po kolei: tętno, ruch gałek ocznych i coś kombinował przy kroplówce... W pewnym momencie Carlos zaczął strasznie kaszleć i dusić się.
 - Co się dzieje? - chwyciłam za ramię lekarza.
 - Gorączka mu utrudnia oddychanie.
Na te słowa stanęłam sparaliżowana, nie wiedziałam, jak na to zareagować. Do sali wbiegła pielęgniarka ze sprzętem do oddychania.
 - Prędzej. On się dusi. - poinformował pielęgniarkę doktor spokojnie.
Mimo jego spokojnego tonu działał szybko i stanowczo. Jednak aparatura wiele nie dawała. Chłopak coraz bardziej kaszlał i dusił się. Ja nie wiedząc co robić powoli cofałam się, aż natknęłam się na ścianę. Przystawiając dłoń mającą jeszcze resztki potu Carlos'a do ust. Kolory rozmazywały się stopniowo i zaczęło mi się kręcić w głowie. Byłam totalnie bezradna. Nagle na EKG zielona kreska zaczęła "coraz mniej się podnosić".
 - Siostro! Szybko proszę przynieść paralizator! - doktor przestał już być spokojny, jak dotychczas.
Zrobiła, jak kazał. Pode mną ugięły się nogi, nie dosłownie, bo jeszcze stałam. Lekarz przyłożył urządzenie do klatki piersiowej chłopaka, a jego ciało podskoczyło na łóżku. W tym momencie kompletnie straciłam orientację, zsunęłam się bezsilnie po ścianie i usiadłam na ziemi tracąc automatycznie kontakt z rzeczywistością.

Kate.
Po telefonie Reachel nie czekałam ani sekundy dłużej. Wybiegłam z pokoju na przedpokój i zaczęłam wkładać moje Vans'y, aż z salonu wyszedł wujek.
 - A ty dokąd się wybierasz?
 - Coś jest nie tak z Carlos'em! - mówiłam zdenerwowanym głosem.
 - Co? Kto to jest... - nie dokończył, bo już wybiegłam na korytarz.
Szybko złapałam windę i zjechałam na parter hotelu. Światła migały mi przed oczami, kiedy biegłam z taką prędkością. Biegnąc potrąciłam przechodnia, który akurat pisał sms. Telefon wypadł mu z rąk i roztrzaskał się na części pierwsze uderzając o beton.
 - Ej! Uważaj, jak chodzisz! - wrzeszczał mężczyzna za moimi plecami.
Nie zwracałam na niego dłuższej uwagi i biegłam dalej w kierunku szpitala. Kiedy byłam już pod salą szybko otworzyłam drzwi do niej i ujrzałam lekarza, 2 pielęgniarki wokół Carlos'a. Było straszne zamieszanie. Spojrzałam na EKG, a moje serce zamarło... Kreska nie "podnosiła się" już wcale... Było słychać tylko nieznośne "PIIII"... Odwróciłam głowę i zauważyłam leżącą pod ścianą Reachel.
 - Jezu, Reach! - podbiegłam do niej wołając prawie płaczliwym głosem.
Doktor odwrócił głowę do nas, aby sprawdzić, co się dzieje.
 - Niech Pan go ratuje! Ona tego nie przeżyje, jeśli mu się coś stanie! - ostrzegłam lekarza i podniosłam głowę przyjaciółki.
Doktor nie zwlekał dłużej i zaczął naciskać na klatkę piersiową chłopaka. To jednak też nic nie dawało... Ponowne użycie paralizatora - ten sam rezultat... Przyrząd do oddychania także nie spełniał swojej powinności. Odwróciłam wzrok od zajścia i spojrzałam na nieprzytomną Reachel... Z pod powiek wypływały jeszcze łzy... Zamknęłam także swoje oczy, z których następnie wypłynęła struga słonej cieczy...

Carlos.
Czułem jeden, wielki ból w całym ciele... Czułem, że coś zabiera mi oddech... Robiło mi się strasznie zimno... Nagle otworzyłem oczy, bo mogłem już złapać oddech i stanąć na nogi. Byłem na środku wielkiego skrzyżowania Christopher'a Columbus'a nocą. Co było dziwne, nie było na nim żadnego samochodu. Dookoła cicho, nikt nie zagłuszył tej ciszy. Rozejrzałem się dookoła, jednak nikogo koło mnie nie było. Byłem sam, kompletnie sam... Podszedłem do muru, który podpierał autostradę nade mną. Usiadłem, żeby pomyśleć, co się w ogóle ze mną stało. Oparłem o mur moją głowę i zamknąłem oczy na moment. Nagle usłyszałem czyiś płacz. Szybko wstałem i zacząłem się rozglądać dookoła, kto to. Płacz dobiegał zza drugiej strony muru. Wychyliłem tylko głowę...
 - Reachel...?! - zauważyłem dziewczynę siedzącą pod murem i płaczącą, wręcz zanoszącą się od płaczu - Czemu płaczesz...? - podszedłem do niej.
Ona nie odpowiedziała i płakała w dalszym ciągu. Nagle podniosła głowę, żeby odetchnąć. Patrzyła prosto na mnie, a jednak mnie nie widziała.
 - Jestem tu, czemu płaczesz?
Nadal brak odpowiedzi ze strony dziewczyny. 
 - To naprawdę nie jest śmieszne, skarbie - porzuciłem na bok powagę i zaśmiałem się.
Nastała krótka cisza. Wierzyłem, że zaraz wybuchnie śmiechem jak zawsze.
 "Ale miałeś minę, Carlito" - wspomniałem jej najczęstszy odzew.
Jednak nic z tego... Dziewiętnastolatka zamknęła oczy i schowała twarz w dłoniach. 
 - Czemu ty mnie nie widzisz? - nie wiedziałem co robić - Reachel! Odpowiedz! - chciałem ją chwycić za ramiona, jednak moje ręce przez jej ramiona po prostu przeniknęły.
 - Jak to możliwe?! Co tu jest grane?! - spojrzałem na swoje ręce.
Nie wiedziałem, co dalej. Wstałem z kolan i złapałem się za głowę. Wciągnąłem i wypuściłem powietrze z ust. Spojrzałem w czarne niebo myśląc, co robić i jak to odkręcić. Nagle coś małego upadło i zaczęło się ruszać. To Reachel wstała z ziemi i chwiejnym krokiem ruszyła przed siebie jeszcze szlochając pod nosem. 
 - A ty dokąd?! Ej! Brown! Stop! Dokąd ty idziesz? - wołałem dziewczynę. 
Nadepnąłem na coś. Podniosłem nogę i zobaczyłem coś błyszczącego. Schyliłem się i zobaczyłem klucz ode mnie. Łańcuszek był zerwany w połowie, a klucz nie lśnił już tak jak dawniej. Podniosłem go i wyprostowałem się. 
 - Reachel? Gdzie jesteś? - rozglądałem się uważnie, ale jej nigdzie nie było - Reachel! Reachel! - zacząłem panikować.
Do oczu napłynęły mi zły i zacisnąłem w dłoni klucz. Nagle w około stało się jasno...

Kate.
Nagle głos lekarza spowodował, że odwróciłam głowę w jego stronę.
 - Oddycha! Mamy go! - zaczął uradowany lekarz - Ustabilizuj go, Natasha.
Moje oczy zabłysły i widząc jak kreska na EKG znowu "wysoko się podnosi" odetchnęłam spokojnie i uśmiechnęłam się sama do siebie. Odwróciłam głowę z powrotem do przyjaciółki.
 - Już jest okej... - szepnęłam.

Reachel.
Poczułam, że moja ręka jest tak cała ścierpnięta, aż nie mogłam nią ruszać. To spowodowało, że otworzyłam oczy i zobaczyłam uchylone okno przez które wpadają promienie słońca. Był wczesny poranek. Poczułam na twarzy zaschnięte łzy i nagle przypomniałam sobie, co się stało zeszłej nocy. Serce mi stanęło na to wspomnienie i przeszły mnie ciarki. Stopniowo wypuściłam powietrze z ust. Bałam się rozejrzeć, gdzie jestem i co ważniejsze... Czy Carlos żyje... Delikatnie odwróciłam głowę w moją prawą stronę i zobaczyłam łóżko, kołdrę, ale bałam się popatrzeć dalej. Serce biło mi jak oszalałe. Podniosłam wzrok i zobaczyłam chłopaka leżącego na łóżku szpitalnym. EKG było wyłączone. Już wiedziałam... Poczułam w środku siebie uczucie pustki i braku sensu życia. Potrząsnęłam głową lekko, podniosłam się i podeszłam do Carlos'a. Spojrzałam na niego z chęcią wzięcia go ze sobą... Jednak wiedziałam, że nie mam już na co liczyć... Łzy spłynęły po policzkach, a potem prosto na kołdrę latynosa. Moja ścierpnięta ręka odzyskała czucie, teraz przechodziło przez nią miliony "mrówek". Drugą ręką delikatnie chwyciłam dłoń ukochanego. Usiadłam na krześle, jak zawsze i patrzyłam na rysy twarzy leżącego.
 - Dlaczego mnie zostawiłeś...? W takiej chwili, kiedy moglibyśmy bez żadnych przeszkód być razem na zawsze... W takim momencie, kiedy wszystko już prawie wróciło do normy... Byłam z Tobą cały czas, od kiedy się tutaj dostałeś... Dosłownie nie dawałam ci chwili spokoju... - uśmiechnęłam się, ale tylko na jedną mikrosekundę - Nie wiem... Było ci ze mną źle...? Za dużo wycierpiałeś, kiedy straciłam pamięć, prawda...? To wszystko moja wina... Tylko moja... Gdybym dała ci wytłumaczyć całą tamtą sytuację wcześniej... Nie byłbyś tutaj teraz... I bylibyśmy dalej razem... A teraz jestem sama...
Nie wytrzymałam emocji, zaniosłam się od płaczu i położyłam głowę na jego piersi.
Mijały sekundy kompletnej ciszy. Niespodziewanie ktoś pogłaskał mnie po rozczochranych włosach.
 - Obiecaj mi, że już nigdy tak nie będziesz mówić... - odezwał się tak dobrze znany mi głos.
Otworzyłam w momencie oczy i spoglądnęłam na bruneta. Teraz się uśmiechał od ucha do ucha i patrzył na mnie. Nie wierzyłam, że to się dzieje naprawdę.
 - Nigdy bym cię nie zostawił... Przysięgam... - dodał dotykając moich policzków i wytarł moje łzy kciukiem.
 - Boże, nie wierzę... - cały czas patrzyłam na niego jak na ducha.
 - Przytulisz mnie, czy dalej będziesz tak się patrzyć na mnie? - zaśmiał się wesoło.
Jeszcze raz zapłakałam i rzuciłam się w jego ramiona. Od tamtej pory już wiedziałam, byłam pewna... Carlos nigdy mnie nie zostawi samej...
 - Tylko już nie płacz więcej... - dopowiedział cicho i głaskał mnie po włosach.
____________________________________________________________________
No i w końcu jest 42.. ; ) Musiałam parę spraw co do tego rozdziału przemyśleć. Kompletnie nie wiedziałam, co dalej pisać . Jezu, oby tylko mnie wena nie opuściła .. *.* Bo tego chyba nie przeżyję ..
Okej, okej, przyznaję się . Ten rozdział trochę zapożyczyłam od Sabi.. I ja się przyznaję dobrowolnie.
W tym rozdziale pomogły mi covery https://twitter.com/AliBrustofski i https://twitter.com/TheRealGrimmie.
Proszę was wszystkich o obserwowanie mojego bloga i regularne wchodzenie i o komentowanie, bo..

BIORĘ UDZIAŁ W KONKURSIE 'BLOG ROKU 2013' !! 

Pewnie już zauważyliście banner pod nagłówkiem. Od dnia 24 stycznia rozpoczyna się głosowanie, więc bardzo was proszę o głosowanie.. Co roku zgłaszam moje blogi. Zgłaszałam bloga o tematyce Harry Potter chyba 2 razy z rzędu i nic.. W tym roku zgłosiłam ten blog, bo jest najbardziej aktywny i ma dużą ilość wejść i dużą ilość czytelników. Mam nadzieję, że jakieś wyróżnienie mi przyznają.. Ale to zależy tylko od was.. Jeśli czytacie tego bloga to was błagam.. Od 24 stycznia ( jak ktoś oczywiście może, bo nie zmuszam nikogo ) proszę o wysyłanie sms. Szczegóły tutaj : http://www.blogroku.pl/2012/zasady/zasady.html