wtorek, 19 lutego 2013

Rozdział 50

[ Na następny dzień ]

Reachel.

Byłam po wczorajszym dniu wykończona. Noc zleciała dosłownie w kilka sekund. Miałam wrażenie, że zamknęłam oczy i po kilku sekundach nastał dzień. Jak tylko zdałam sobie sprawę, że muszę się zwlec z łóżka, to wolałam chyba się zabić i zostać w nim. 
 - Reach! No ty chyba sobie w tym momencie żartujesz! - weszła zdenerwowana Kate. 
Ja nic nie odpowiedziałam, przytuliłam się mocniej do kołdry i skuliłam się.
 - Kobieto! Nie ma czasu na spanie! Wstawaj i to już! - zaczęła się robić strasznie zła.
Ja jednak nie reagowałam. Nie robiło na mnie wrażenia to, że zaraz moja przyjaciółka mnie rozszarpie.
 - Dobra, ważoone! Będzie tego! - złapała za moją kołdrę i zaczęła ją ściągać ze mnie. - Dawaj ją!
 - Ani mi się śni - odpowiedziałam zaspanym głosem trzymając kurczowo kołdrę.
Nie był to dla mnie problem. Tak właśnie wyglądał każdy mój poranek. Kiedy nie obudziłam się o ósmej godzinie, przychodziła mama i zaczęła mi zabierać kołdrę. 
 - Jak ty wstawałaś do szkoły?! - dziwiła się blondynka.
 - Nie chodziłam do szkoły - odpowiedziałam równie zaspanym głosem jak wcześniej.
 - Przecież chodziłaś do szkoły śpiewu.
 - Tak - zgodziłam się znowu zaspanym głosem. - Wieczorami.
Dziewczyna zatrzymała się i pokiwała wolno głową. Zaraz potem się otrząsnęła.
 - Ale to Cię nie zwalnia z tego, że musisz zaraz wstać! - zaczęła ponownie szarpać kołdrę. - Musisz spotkać Nathan'a! - dodała jakby straciła kontrolę nad sobą.
 - No weź! Chyba Ci coś już tłumaczyłam - nie wytrzymałam i usiadłam na łóżku. 
 - Ale on jest taki piękny! - podnieciła się.
Myślałam, że szlak mnie trafi. Miała wspaniałego chłopaka, który ją kochał, a ona chciała jeszcze Nathan'a. A poza tym... On ma dziewczynę! Dopiero co załagodziła kontakt z wujkiem. Ma wolną drogę do Kendall'a. 
 - Puknij się w głowę, Kate - pokręciłam głową.
Ruszyłam wściekła do łazienki. 
 - Przynajmniej wstałaś - zmieniła ton na denerwujący mnie.
Zatrzymałam się w połowie kroku i odwróciłam się do niej.
 - Ściemniałaś z tym Nathan'em, co nie? - przejrzałam ją.
Ona podniosła na znak obrony ręce i zrobiła niewinną minę. Nagle zadzwonił telefon.
 - Halo? - odezwałam się do słuchawki.
 - Reachel? Tu Daniel. Mam pytanie - odezwał się głos w słuchawce. - Piszesz piosenki?
Zaskoczył mnie tym pytaniem. Owszem, pisałam. Ale już dawno niczego nie wymyśliłam. Nie miałam czasu.
 - Tak, ale dawno nie napisałam nic nowego.
 - Nie szkodzi. Przynieś je ze sobą, to je omówimy. Może któraś mi się spodoba i będzie to twój pierwszy hit? - podpuścił mnie.
 - Do zobaczenia - pożegnałam się i rozłączyłam.
Kate patrzyła na mnie takim chytrym uśmieszkiem... Myślałam, że nie wytrzymam. Weszłam do łazienki i zaczęłam się myć. Uczesałam włosy i pomalowałam się. Wszystko leciało mi z rąk. Byłam okropnie zdenerwowana dzisiejszym spotkaniem w studiu. 
 "Wszystko zależy od tego, czy mój głos się załamie... Czy mój głos się załamie... Czy mój głos się załamie..." - znowu zaczęłam powtarzać to samo i jeszcze bardziej się stresować.
Poprawiłam włosy.
Ponownie je poprawiłam.
Nic mi nie pasowało. Wszystko mnie denerwowało. Nie mogłam się na niczym skupić. Powstrzymując się od ponownego ułożenia włosów wyszłam z łazienki. 
 - Gotowa? - zapytała uradowana Kate. 
 - Tak...? - nie byłam pewna odpowiedzi.
 - I tak trzymaj - zaczęła mnie pchać do drzwi. - Aha, Carlos'em się nie przejmuj. Potem się tym będziemy martwić. No, zawijaj się! - wypchnęła mnie za drzwi.
Spojrzałam na nią wściekła i założyłam ręce na piersi.
 - Co tak stoisz? - stała w drzwiach blondynka. - Leć!
 - W skarpetkach, tak? - pokazałam na stopy i uniosłam brew.
 - Ooo... - zrozumiała.
Ubrałam buty, zabrałam torebkę i dopiero wtedy wyszłam z apartamentu.
 - Powodzenia - uśmiechnęła się przyjaciółka.
Nie podziękowałam, bo wiedziałam, że to przynosi pecha. Wzięłam taksówkę i zajechałam szybko pod Chalice Recording Studios. Stojąc przed wejściem wzięłam głęboki oddech i weszłam.
W środku był ogrom ludzi. Ledwo przepchnęłam się do długiego korytarza. Szukałam studia D, jak rozkazał Daniel. Szłam korytarzem tak długo, aż znalazłam cel. Zapukałam delikatnie do drzwi.
 - Proszę! - usłyszałam głos za drzwiami.
Weszłam do środka. Przy małym biurku z trzema monitorami siedział Daniel. Widząc mnie napięcie wstał z fotela i podszedł do mnie.
 - Reachel! Fantastycznie, że jesteś! Nie mogłem się doczekać! - zaprosił mnie bliżej. - Masz piosenki?
 - Tak, mam - podałam mu duży zeszyt z Michael'em Jackson'em na okładce.
Otworzył go i zaczął przeglądać dobitnie każdy tekst. Gdy przeczytał wszystkie dwadzieścia dwie piosenki, a ja rozejrzałam się po małym pokoju, zapytał:
 - Masz ułożone do tego melodie, czy sam tekst?
 - Do niektórych mam, a do niektórych nie - wróciłam do menadżera.
 - Pokaż do których masz - rozkazał i podał mi notes.
Wskazałam piosenkę "9 Hours To Back". Naprowadziłam go, jak to według mnie wygląda.
 - Świetnie. Wejdź to tego pokoju - pokazał na pomieszczenie za szybą. - załóż słuchawki i śpiewaj.
 - Nic więcej?
 - Kompletnie nic - uśmiechnął się i także włożył słuchawki.
Otworzyłam szczelne drzwi i poczułam ciepło. Było strasznie gorąco. Ja jednak nadal się trzęsłam z nerwów. Podeszłam nieśmiało do mikrofonu, założyłam słuchawki i jeszcze raz spojrzałam na tekst piosenki. Napisałam ją tego wieczoru, kiedy spotkałam Carlos'a. Chciałam wyrazić nią, co wtedy czułam.
 - "Life's too short,
My dreams are too imposible,
Nobody's listening me,
My dreams, my thing,
Love's waiting for me,
U don't believe,
I'm just a girl,
I want be everywhere,
To be free, see the Hollywood sign.
...
Find your way,
Fun away from here,
Somewhere is better than here,
Everyday just sunshine, no fear,
Just 9 hours to back,
To see u, yeah...
Don't try to hide,
I'll find, I'll find,
Leave a bad side,
Change your mind, change your mind,
Look here,
U'll feel, u'll feel,
I'll be by your side...

***

 - To było nieziemskie! - zachwycił się Daniel. - Jesteś wspaniała!
Zarumieniłam się i spuściłam wzrok.
 - Jedyne, co mi się nie podoba... - powiedział. - ...to melodia...
Byłam szczęśliwa, że nie dałam plamy. 

Carlos.

Siedziałem w salonie i oglądałem "Ostry Dyżur", próbowałem zapomnieć o tym, co wydarzyło się pod studiem. Z jednej strony cholernie żałowałem... A z drugiej...? Podobało mi się... Moje przemyślenia przerwał Kendall. Niespodziewanie wskoczył na kanapę i niezrozumiale spojrzał to na mnie, to na telewizor. 
 - Oglądasz "Ostry Dyżur", od kiedy...? - uniósł brew mój przyjaciel.
 - Ahh... - westchnąłem i wyłączyłem telewizor. 
 - Chodzi o Sabinę, prawda...? - odwrócił się do mnie przodem podkulając przy tym prawą nogę.
 - Nie dawaj brudnych butów na czystą kanapę, Schmidt! - ściągnąłem jego nogę.
 - Nieźle Cię ugryzło, Carlito... - podrapał się po głowie blondyn.
Zwyczajnie nie chciałem o tym gadać. Ale Kendizzle nie dawał za wygraną.
 - Jeśli nie powiesz, wszystkim rozpowiem twój sekret... - rzucił brwiami.
 - Jaki sekret...? - zapytałam przerażony.
 - No wiesz... Ten z drugiej klasy podstawówki... -uśmiechnął się podstępnie.
Odskoczyłem z wrażenia, że to jeszcze pamięta. 
 - Nie jesteś aż tak zły... - skrzywiłem się.
 - Tak sądzisz...? - zaśmiał się. - Mieszkańcy Los Angeles, Carlos Pena w drugiej klasie dłubał w nosie na lekcji historii... - zatkałem mu szybko usta.
 - Zamknij się, palancie! Dobra, będę gadać - zgodziłem się.
 - Cudownie, zamieniam się w słuch - klasnął w dłonie i otworzył szeroko oczy. - Słucham Cię, synu... Co przeskrobałeś...
 - Bo Ci nie powiem! - ostrzegłem.
 - Okej, okej. Mów.
Wziąłem głęboki oddech i kiedy zobaczyłem, że Kendall spoważniał zacząłem mówić.
 - Pocałowałem Sabinę, ty o tym wiesz i chłopcy o tym też wiedzą. I z jednej strony czuję się jak śmieć, bo zdradziłem Reachel... Ale też strasznie mi się podobało... Z Reachel jestem już długo i świetnie ją znam... A zaś Sabina jest taka olśniewająca...
 - Sam nie wiesz czego chcesz... - poklepał mnie po ramieniu.
Nagle mój iPhone na stole za wibrował. Chwyciłem go i zobaczyłem nieznany mi numer. Mimochodem, odebrałem.
 - Halo? Carlos Pena - przedstawiłem się.
 - Cześć, Carlos! - zaśmiała się do telefonu Sabina.
 - Sabina?! Skąd masz mój numer?
 - Mam swoje źródła informacji - powiedziała tajemniczo. - Dostałam telefon od waszego menadżera, że mamy się znowu dziś wieczorem spotkać w studiu. Może spotkalibyśmy się... no nie wiem... w Venice i poszli spacerkiem, tylko ty i ja...? - zapytała uprzejmie.
Spojrzałem na Kendall'a, bo nie wiedziałem, co odpowiedzieć. On tylko wzruszył ramionami i zrobił wielkie oczy. Mówiły one: "Co się patrzysz?! To twój wybór!".
 - Aa... Jasne, nie ma problemu - zaśmiałem się sztywno.
 - To świetnie - ucieszyła się. - To może o siódmej? 
 - Okej, do zobaczenia... - rozłączyłem się sparaliżowany.
Kendall potrząsnął lekko głową.
 - Nie wiem, czy dobrze wybrałeś... - powiedział oschle, wstał z kanapy i poszedł do swojego pokoju.
Przecież to miało być tylko zwykłe spotkanie. Nic więcej. Musiałem przecież jej wytłumaczyć w końcu, że mam Reachel i nie mogę równocześnie jej kochać. Położyłem telefon koło mnie i przechyliłem głowę. Patrzyłem na sufit. Nagle wydał się taki interesujący. Ponownie zadzwonił telefon. Znowu Sabina.
 - Carlos, nie mogę jednak przyjść... Mam krótki wywiad i spóźnię się do waszego studia. Zapewne ktoś mnie podwiezie.
Na te słowa się z jednej strony ucieszyłem, a z drugiej było mi jej żal. Tak się cieszyła na to spotkanie. 

Reachel.

Weszłam szczęśliwa do domu, a na mnie skoczyła Kate z wyszczerzonym uśmiechem. Udałam zawiedzioną, puściłam wzrok.
 - I jak? I jak? - za wszelką cenę chciała się dowiedzieć prawdy.
Podniosłam wzrok powoli i spojrzałam na przyjaciółkę.
 - O nie... Nie mów, że spaliłaś tę szansę... - zaczęła mnie z rozczarowania puszczać z objęć. 
Na mojej twarzy powoli pojawiał się uśmiech, Kate się nabrała.
 - Ty deklu! Ty debilko! - zaśmiała się i przytuliła mnie jeszcze mocniej niż na początku. - Nie ładnie tak kłamać - pokarała mnie zabawnie palcem.
 - Przepraszam, nie mogłam się powstrzymać! - zanosiłam się od śmiechu. - Jakbyś mogła zobaczyć swoją minę - trzymałam się ściany, bo myślałam, że upadnę i zacznę płakać ze śmiechu. 
Kiedy obie się uspokoiłyśmy, usiadłyśmy na ziemi, oczywiście w pokoju Kate. Zaczęłam jej opowiadać o mojej przygodzie w studiu. 
 - Czyli... od dzisiaj mogę Cię nazywać zastępczynią Chrisa Brown'a, tak? - zaśmiała się. - Przejmiesz władzę po wujku? 
 - Nie przesadzaj... - machnęłam ręką. - To jeszcze o niczym nie świadczy.
 - A właśnie! - wstała z podłogi i uklękła przede mną. - Spotkałaś swojego wujaszka, The Wanted, albo Jordin Sparks, Victorię?
 - Nie, nie, nie i nie - odpowiedziałam. - Nie miałam czasu.
 - Szkoda... - zasmuciła się. 
Zrobiło mi się jej żal, nie miała kontaktu ze sławnymi ludźmi. Ja miałam taką możliwość poznawania światowych gwiazd. A to moja przyjaciółka i nie cierpię jak jest smutna.
 - Załatwię ci spotkanie z The Wanted i wujkiem Chris'em - odezwałam się miło po chwili ciszy.
Na te słowa Kate zaczęła skakać po pokoju pełna radości.
 - Naprawdę, Reach?! Zrobisz to?! - uklękła znowu przede mną.
 - Czego się nie robi dla przyjaciółki... - uśmiechnęłam się.
Ona mnie przytuliła i zaczęła szarpać na prawo i lewo ze szczęścia. 
 - Dzięki, dzięki! - szarpała mną. - Serio to zrobisz?!
 - Obiecuję... This is my oath to u... - chwyciłam ją delikatnie za ramiona.
Ona mnie już normalnie, bez żadnego szarpania, przytuliła. 
 - Jesteś fantastyczna... - usłyszałam od niej.
To była już druga osoba mówiąca mi to. Czułam się kochana. Jednak z jednym wyjątkiem...
 - Reach...? Musisz pogadać z Carlos'em... - powiedziała nagle jakby czytała w moich myślach.
Oderwałyśmy się od siebie. Wyjęła z mojej kieszeni iPhone'a i podała mi go do ręki.
 - Dzwoń do niego - dodała.
Zrobiłam jak kazała. Wybiłam numer do chłopaka i nacisnęłam na zielona słuchawkę. Przystawiłam telefon do ucha. Nie odbierał.
 - Nic z tego.... - odezwałam się i już odsunęłam telefon od ucha.
Nagle usłyszałam głos w słuchawce. Kate przybliżyła mi go z powrotem do ucha.
 - Carlos? - odezwałam się.
 - Cześć! - brzmiał na szczęśliwego.
Nie złamałam się.
 - Spotkamy się dzisiaj w Venice...? Na przykład o siódmej? - zapytałam. - Musimy porozmawiać.
Usłyszałam tylko ciszę w słuchawce. Po kilku sekundach się odezwał.
 - Jasne, z przyjemnością - odpowiedział równie wesoło. - Będę czekał.
Rozłączyłam się, bo nie chciałam już dłużej te rozmowy ciągnąć.
 - Byłaś dzielna... - poklepała mnie po ramieniu przyjaciółka.
 - Teraz pozostała tylko konwersacja oko w oko...

[ 2 i pół godziny później ]

Byłam już gotowa do spotkania z Carlos'em. Chodziłam w kółko po pokoju nie wiedząc co robić. Nie chciałam tam za żadne skarby iść... Nie chciałam tego bezsensownie wyjaśniać. Po co? Żeby zrobić aferę?
 "Nie chcę..." - myślałam.
Do pomieszczenia weszła Kate, równie zdenerwowana jak ja... No może mniej.
 - Pożyczam auto wujka i Cię podwiozę - powiedziała poważnie.
Pokiwałam głową, że się zgadzam. Wyszłyśmy z apartamentu, potem z hotelu i wsiadłyśmy do samochodu. Jechałyśmy w ciszy. Kate skupiała się na drodze, a ja rozmyślałam, co powiem chłopakowi. Nastało dziwne zjawisko. Niebo się zachmurzyło. Prawie tak samo jak w dniu mojego wypadku. Miałam uczucie, że coś pójdzie nie tak. Odrzuciłam jednak tą myśl i patrzyłam na swoje dłonie. Kate co chwilę spoglądała na mnie ze współczuciem. Ja na jej miejscu też bym się nie odezwała. Dojechałyśmy do Venice przed czasem. Zauważyłam Carlos'a siedzącego na ławce. Przełknęłam ślinę. Spojrzałyśmy na siebie nie wiedząc jak się pożegnać. Odpięłam pasy i wysiadłam z samochodu. Miałam już ruszyć do chłopaka. Okno w drzwiach się otworzyło.
 - Powodzenia - wychyliła się Kate.
 - Dzięki - odpowiedziałam krótko.
Zaczęłam stawiać niepewne kroki w stronę bruneta. Stanęłam za ławką, potem koło niej. Nie widział mnie. Miał twarz schowaną w dłonie. Z żalem na niego popatrzyłam i usiadłam.
 - Hej... - odezwałam się, co spowodowało, że Carlos wyrwał się z zamyślenia.
 - Kiedy przyszłaś?
 - Przed sekundą... - spuściłam wzrok.
 - Przepraszam, zamyśliłem się.
 - Musimy pogadać... - spojrzałam mu w oczy i zaczęłam mówić śmiertelnie poważnie.
 - Widziałaś wywiad Sabiny, prawda...?
Nie byłam zdziwiona, że od razu znalazł powód rozmowy.
 - Tak. Carlos, nie chcę znowu robić afery - zaczęłam od razu. - Nie będę robić scen. Chcę tylko, żebyś  opowiedział mi, co się stało między Tobą, a Sabiną Justice.
Chwyciłam go za ręce i cały czas patrzyłam mu w oczy chcą pokazać mu, że nic mu nie zrobię. W związku najważniejsza jest szczerość.
 - Nagrywaliśmy piosenkę i ona się pojawiła... - opowiadał.
Nagle ktoś nam przerwał.
 - Carlos? - zawołał ktoś za nami.
Odwróciliśmy się za siebie i zobaczyliśmy Sabinę idącą wolnym krokiem w naszą stronę.
 - Sabina - wstał. - Co tu robisz? Miałaś mieć wywiad.
Nie rozumiałam. To on z nią też był umówiony?
 - Tak. Ale okazało się, że reporter nie mógł przyjechać... - zatrzymała się. - Zaraz. To ty mi wytłumacz. Co to za dziewczyna? Co ty z nią tutaj robisz?
 - Sabina, chciałem Ci wtedy powiedzieć, ale ty nie wierzyłaś. Mam dziewczynę i to ona. Znalazła się i kocham ją. I nie mogę teraz tak po prostu tego zostawić, co z nią przeszedłem.
Poczułam ciepło w sercu. Zaś Sabina dziwnie na niego popatrzyła. Jakby był z księżyca.
 - Wynająłeś aktorkę? Cudownie! To tak gwiazdy odganiają inne, tak?
To było niemożliwe. Ona nadal mu nie wierzyła! A stałam nieopodal niego.
 - Carlos... Ja Cię kocham i naprawdę zasługujesz na kogoś perfekcyjnego...
 "Że ja niby jestem nieperfekcyjna?!" - oburzyłam się.
 - Nie chcę, żebyś więcej cierpiał... - kontynuowała.
 "Ja mówiłam dokładnie to samo!" - zdziwiłam się zbiegiem okoliczności.
Nagle Sabina pocałowała Carlos'a w usta. Carlos nie miał nic przeciwko. Pochłonęło go to... Na ten widok moje serce pękło, a łza pojawiła się na moim policzku. Zakryłam usta wierzchem dłoni i pobiegłam prosto na plażę. Moje nogi zanurzały się w puszystym piasku, a do mnie powróciło kolejne wspomnienie... Nasz pierwszy raz na tej plaży... To wywołało jeszcze większy płacz i szloch. Stałam na samym końcu Venice Beach "gdzie nikt nigdy nie dochodził".

Carlos.

Sabina przerwała pocałunek. Uświadomiłem sobie nagle, co znowu narobiłem. Puściłem Sabinę i zacząłem się rozglądać dookoła za Reachel.
 - Boże, Reachel! - zacząłem ją wołać.
Byłem pewien, że uciekła. Widząc tą sytuację. Tylko dokąd...?
 "Jaki ze mnie jest kretyn!" - powiedziałem w duszy znowu to samo zdanie.
Zacząłem panikować.
 - Ile razy ja Ci muszę tłumaczyć, Sabina?! Ile razy do Ciebie trzeba mówić?! To była moja dziewczyna! Matko... Gdzie ona może być... - chwyciłem się za głowę.
Sabina nareszcie zrozumiała... Jednak trochę za późno. Zauważyłem samochód Kate. Szybko podbiegłem do niej.
 - Kate! Pomóż! Reachel zniknęła!
 - Co?! - nie wierzyła w to co słyszy.
 - Szybko, pomóż!
Zaparkowała samochód i przybiegła do nas. Tak, do nas, bo Sabina poczuła się winna i została. Nie miałem do niej żalu. Byłem zły na siebie, że tak łatwo uległem.
 - Co się stało? - dopytywała Kate.
 - Nie czas teraz na to! - odpowiedziałem.
 - To moja wina... Pocałowałam go przed nią... Nie wierzyłam, że to ona... - nie zareagowała na mnie i zaczęła się tłumaczyć.
Kate zrobiła wściekłą minę i spojrzała na mnie.
 - Błagam was, znajdźmy ją, szybko!
Naszym pierwszym celem była plaża. Biegłem pierwszy ogarniają wzrokiem całe Venice Beach. Zaraz przy mnie biegła Kate, a na końcu Sabina.
 - Reachel! - krzyczałem bliski płaczu. - Odezwij się!
 - Carlos... - odezwała się naprawdę cicho Kate i podała mi coś do ręki.
To był kluczyk Reachel. Łańcuszek był definitywnie urwany. Widząc to przygryzłem wargi próbując powstrzymać płacz.
 - Mam coś... - odezwała się teraz Sabina i pokazała na ślady prowadzące na koniec Venice Beach. Szybko pobiegliśmy jej śladami.

Reachel.

Stanęłam centralnie przed wodą.
 "Kocha mnie... kocha... Tyle ze mną przeszedł... Szukał mnie... Umierał za mnie... A jednak jeszcze nie zawsze potrafi odmówić..." - pomyślałam dalej okropnie płacząc.
Nagle zawiał wiatr. Rozwiał moje ciemne włosy i łzy. Moje stopy podmyła mała fala, a mnie przeszedł dreszcz.
 "Więc to już koniec...?"

Carlos.

Dobiegliśmy na kraniec plaży i tam były kolejne ślady... Prowadziły do morza...
 - Nie... nie, nie, nie... - łzy popłynęły po moich policzkach. - Tym razem nie pozwolę Ci odejść...
Ścisnąłem klucz ukochanej, żeby się nie zgubił.

Kate.

 - Carlos, nie! - chciała go zatrzymać Sabina.
On już jednak pobiegł do wody. Na ten widok zaczęłam melancholijnie płakać. Pierwsza połowa tego dnia była przepełniona szczęściem... Druga... Wręcz przeciwnie... Jak wtedy, kiedy ją straciliśmy... Nie chciałam znowu przechodzić tego samego... Była dla mnie jak siostra, której nigdy nie miałam... To tak, jakbym straciła całą moją rodzinę...
 "Nie odpowiedziała mi przy wyjściu do studia... Miała szczęście..." - zastanowiłam się. - "Odpowiedziała przez nieuwagę przed spotkaniem z nim..." - spojrzałam oczami pełnymi łez na morze i błądzącego w nim Carlos'a.
 "Cholera... Kiedy mi mówiła, że słowa mają wielką moc... Nie wierzyłam jej..." - szlochałam i myślałam. - "Boże, Reachel... 'Nie poddawaj się'... To było twoje motto... Czemu się od niego odwróciłaś...?"
_________________________________________________

Fall Out Boy // I Don't Care
Vertical Horizon // Goodbye Again

Rozdział 50 pojawił się o wiele wcześniej, niż zamierzałam. Ale jestem szczęśliwa, że zabrnęłam tak daleko.. 6,000 wyświetleń.. Nie wiem jak się odwdzięczyć..
Już niedługo zakładam nowego bloga z kontynuacją. Jednak to za jakiś czas, jak już pisałam.
Dziękuję jeszcze raz, że czytaliście tego bloga tyle czasu 
Od 8 sierpnia 2011 

DZIĘKUJĘ ! 

niedziela, 17 lutego 2013

Rozdział 49

Sabina.

Nie rozumiałam, czemu Carlos tak nagle uciekł. Wstydził się zapewne. Znam go i wiem o nim naprawdę wiele. A jeśli chodzi o jego dziewczynę, współczuję mu z całego serca. Chyba nikt nie ma takiego pecha jak on. Ale jak to mówią, do trzech razy sztuka. Tym trzecim razem jestem ja. Ja nie odejdę, nie zależy mi na pieniądzach i sławie, kocham go i chcę mu to pokazać. Najważniejsze, że będziemy się częściej spotykać. Menadżer Steve powiedział, że trzeba będzie nagrać piosenkę jeszcze raz, bo niektóre detale mu się nie spodobały. Z czego wychodziło, że będziemy się jeszcze niedługo widzieć. A potem wszyscy zostaniemy przyjaciółmi, a ja i Carlos będziemy na zawsze razem. 
Po pierwszej wizycie w studiu BTR wróciłam na plan filmu. Musiałam udzielić paru wywiadów na temat premiery, a potem udać się na sesję zdjęciową. To ciężka praca być aktorką, ale takie było moje marzenie i cieszę się, że mogę je spełniać. Do premiery filmu, w którym grałam główną rolę, pozostały trzy miesiące. Piętnastego stycznia przyszłego roku jest planowana premiera. Będzie mnóstwo gwiazd światowej sławy. To będzie najważniejszy dzień w mojej karierze. 
Weszłam do dużego studia CBS, aby przed całym Los Angeles odpowiedzieć na parę pytań. Strasznie się denerwowałam, bo to jeden z moich najważniejszych wywiadów. Zaprowadzono mnie do studia, gdzie przywitałam się z David'em Goldstein'em.
 - To zaszczyt - uśmiechnęłam się.
 - Dla mnie większy, bo stoi przede mną wielka gwiazda - puścił mi oczko i także się uśmiechnął.
Usiedliśmy na wygodnych fotelach i zaczęliśmy się przygotowywać do rozmowy.  
 - Przede wszystkim, nie denerwuj się. Nerwy nie pomagają, wiem z doświadczenia - poradził mi reporter.
Pokiwałam znacząco głową i wzięłam głęboki oddech. Kamerzysta dał znak.
 - Wchodzimy za dziesięć sekund...! - powiedział cicho. 
Moje serce zaczęło szybciej bić. Mniej się denerwowałam, kiedy stałam przed piosenkarzem i wyznawałam mu co czuję. Na to wspomnienie zapomniałam o stresie i uśmiechnęłam się sama do siebie, tak żeby nikt nie zauważył.
 - Za trzy... dwie... - gdy miał już powiedzieć "jedną" machnął palcem i włączył kamerę.
Jeszcze raz wzięłam głęboki oddech i zachowywałam się naturalnie.
 - Witam mieszkańców Los Angeles! Tutaj David Goldstein. Dzisiaj mamy w studiu ważną osobę. Być może wielu już ją zna. Siedzi tutaj ze mną Sabina Justice, aktorka grająca w filmie pt. "Błysk Nadziei". - David zwrócił się do mnie. - Witam Cię, Sabina.
 - Hej, witam wszystkich - przywitam się z uśmiechem do kamery.
 - Sabino, film, w którym grasz cieszy się wielką popularnością jeszcze przed premierą. Jak się czujesz?
 - Wiesz, to niesamowicie ekscytujące grać tak ważną rolę, którą kocha miliony. Ale też z drugiej strony wielka odpowiedzialność.
 - Tak, to prawda. Film ten jest kręcony na podstawie książki o tym samym tytule - znowu zwrócił się do mnie. - Zapoznałaś się z nią?
 - Oczywiście! Zaciekawił mnie jej tytuł, przeczytałam ją i byłam dosłownie w niej zakochana. Przez bite trzy tygodnie tylko o niej myślałam. Pewnego dnia znalazłam informacje o kastingu w internecie i pomyślałam "czemu nie? może jednak się dostanę?". I proszę bardzo - pokazałam na siebie.
 - Kiedy odbędzie się premiera owego filmu? Macie konkretne informacje? 
 - Oficjalnie potwierdzono, że premiera "Błysku Nadziei" odbędzie się piętnastego stycznia.
 - Wprost nie możemy się doczekać. A, dostaliśmy informację, że jeden z soundtracków w filmie będzie śpiewany przez zespół Big Time Rush, czy to plotka?
 - Z całą pewnością nie - ucieszyłam się, że reporter zaczepił o ten temat. - Byłam dzisiaj w studiu BTR, aby wysłuchać ich nowej piosenki. To ona ma być soundtrackiem. Naprawdę mi się spodobał tekst i wesoła melodia. Byłam pod wrażeniem. To są naprawdę utalentowani chłopcy. Zasługują na szacunek.

[ Tego samego dnia ]

Reachel.

Rzuciłyśmy na blat kuchenny reklamówki z zakupami wzdychając. Nagle zorientowałyśmy się, że zapomniałyśmy o wujku Kate. Usłyszałyśmy głośne chrapanie pochodzące z salonu. Odetchnęłyśmy z ulgą. 
 - Ale fart - zaśmiała się cicho Ellen.
 - Po cichu rozpakujmy to i potem szybko do pokoju - przekazałam.
Przyjaciółka skinęła głową i zaczęłyśmy rozdzielać produkty. Kiedy dwie reklamówki były już opróżnione, Kate wyciągnęła duży wazon i nalała do niego wodę. Uśmiechnęłam się do niej i wsadziłam do szklanego naczynia bukiet ciemnoczerwonych róż. Zaniosłyśmy go do pokoju i zamknęłyśmy drzwi. Wazon położyłam na parapecie, a ja wraz z Kate ległam na kanapę. 
 - Opowiadaj - rozkazała krótko.
 - Ale o czym? - spojrzałam na nią.
Ona się zaśmiała kpiąco i poklepała mnie po ramieniu.
 - Będziesz wielką gwiazdą. Masz jeszcze jakieś głupkowate pytania, ważoone? - śmiała się.
 - A to... - klepnęłam się w czoło. - Podpisałam kontrakt i jutro muszę się pojawić... w Chalice Recording Studio! - na te słowa Kate wstała jak oparzona i nie wierzyła.
 - Co?! Do Chalice?! Nie... Musiało ci się przesłyszeć... - była przekonana.
 - O, czyżby...? - podałam jej wizytówkę z adresem studia.
Zakryła usta dłonią i z niedowierzaniem wpatrywała się w kartkę. Zaczęła coraz szybciej kręcić przecząco głową. 
 - Ty wiesz, co to oznacza, prawda...? - zapytała cicho.
 - Oświeć mnie... 
 - Spotkasz Nathan'a z The Wanted! - zaczęła skakać po pokoju jakby piorun w nią strzelił.
 - Mogłam się domyślić, że o niego chodzi... - zaśmiałam się. - A możesz mi wytłumaczyć, po co Ci Nathan?
 - No... Na przykład... Auto... - nie dałam jej dokończyć.
 - Autografem się tak ekscytujesz...? Znam Cię już trochę długo i wiem, że autografem to ty się tak cieszysz jak ślepy lustrzanką.
 - No... Ale... - jąkała się nie wiedząc co właściwie powiedzieć.
 - Słuchaj, Nathan ma dziewczynę. A ty masz Kendall'a. Nie spieprz tego... - chwyciłam ją za ramiona. 
Nagle ktoś zapukał do drzwi, nasze serca stanęły, a wzrok utkwił na postaci za drzwiami.
 - Kate...? Mogę wejść...? - zapytał głos wujaszka Kate.
Spojrzałyśmy na siebie z niepewnością.
 - Proszę... - powiedziała Kate i odsunęłyśmy się od siebie.
Do pokoju wszedł niepewnie wujek Dave. Czułam się trochę niekomfortowo.
 - To ja was zostawię... - chciałam wyjść.
Kate chwyciła mnie za ramię nie pozwalając przy tym wyjść.
 - Zostań, my nie mamy przed sobą tajemnic.
Zostałam więc przy boku Kate niczym lojalny adwokat. 
 - Katelyn... Chciałem Cię przeprosić za wszystkie moje wybryki... Zachowałem się dokładnie tak jak twoja matka... Nie powinienem zabraniać ci się spotykać z tym chłopcem. Kochasz go i nie będę tego niszczył... Bądźcie razem jak najdłużej. Możesz go tu zapraszać tak często jak tylko będziesz chciała - mówił ze skruchą.
Z każdą sekundą Kate coraz bardziej się uśmiechała do swojego opiekuna. Mężczyzna zwrócił się do mnie.
 - Ciebie też przepraszam, że tak się po Tobie dzisiaj wyżyłem... Kate widzi w Tobie wspaniałą przyjaciółkę, której dawno już nie miała... Wiele dla niej zrobiłaś, a ona dla Ciebie... Nie chcę, żeby kiedykolwiek wasze drogi się rozeszły. Jesteście świetnym duetem... 
Ja i Kate spojrzałyśmy na siebie z uśmiechami ciesząc się, że jej wujek mówi o nas takie piękne rzeczy. 
"Ciekawe, czy moi rodzice by to samo powiedzieli..." - zastanowiłam się.
 - Dzięki, wujku - blondynka przytuliła opiekuna.
Łza wzruszenia nieoczekiwanie i mimowolnie pociekła po moim policzku. Szybko ją wytarłam. Dave wyszedł z pokoju i zamknął za sobą drzwi. Kate odwróciła się do mnie. Jej makijaż był w fatalnym stanie, tusz do rzęs rozmazał się od wielu łez. Przyjaciółka podeszła do mnie i także mnie mocno przytuliła. 
 - Ty to słyszałaś...? - mówiła bardzo cicho.
Ja nie odpowiedziałam, bo wiedziałam, że rozmowa z nią w takich emocjach nie ma sensu. Kiedy się uspokoiła posadziłam ją na kanapie i podałam paczkę chusteczek.
 - Doprowadź się do porządku - zaśmiałam się.
 - Dzięki - odwzajemniła uśmiech. 
Usiadłam koło niej, chwyciłam za pilot i włączyłam telewizor. Nagle DVD zaczęło wydawać dziwne odgłosy.
 - Co do...? - Kate podniosła się z sofy i zaczęła kombinować przy urządzeniu.
Z DVD wyjechała gorąca płyta. 
 - Cholera. Pewnie przez przypadek włączyłam ostatnio nagrywarkę... - wzięła do ręki płytę i zaczęła się zastanawiać co z nią zrobić.
 - Czekaj, zobaczmy, może coś fajnego się nagrało? - zaśmiałam się.
Dziewczyna wsadziła z powrotem płytę i włączyła ją. Rzuciła się z powrotem na sofę i zaczęłyśmy oglądać. 
Pogoda, newsy z LA, polityczna pogawędka...
Nic ciekawego. 
 - Musiałaś akurat nagrać kanał CBS? - trzepnęłam ją lekko w ramię.
 - Odwal się - zaśmiała się i oddała cios.
Wzięłam pilota do ręki, żeby wyłączyć DVD. Kate zatrzymała mnie i pokazała na telewizor z otwartymi ustami. 
 - Co? - zapytałam.
 - Przecież to ta laska, co będzie grała w "Błysku Nadziei"! - podekscytowała się.
Spojrzałam na nią niezrozumiale. 
 - O rany... - westchnęła. - Nie czytałaś tej książki...?
 - Nie... - odpowiedziałam spokojnie. - A niby kiedy miałabym ją przeczytać?! 
 - Daj głośniej! - wyrwała mi pilota.
I obie zaczęłyśmy się wsłuchiwać w rozmowę.
 - Witam mieszkańców Los Angeles! Tutaj David Goldstein. Dzisiaj mamy w studiu ważną osobę. Być może wielu już ją zna. Siedzi tutaj ze mną Sabina Justice, aktorka grająca w filmie pt. "Błysk Nadziei" - David Goldstein zaczął przedstawiać aktorkę. - Witam Cię, Sabina.
 - Hej, witam wszystkich - uśmiechnęła się.
 - Sabino, film, w którym grasz cieszy się wielką popularnością jeszcze przed premierą. Jak się czujesz?
 - Wiesz, to niesamowicie ekscytujące grać tak ważną rolę, którą kocha miliony. Ale też z drugiej strony wielka odpowiedzialność.
 - Tak, to prawda. Film ten jest kręcony na podstawie książki o tym samym tytule, zapoznałaś się z nią?
W tym momencie Kate spojrzała na mnie z zażenowaniem.
 - Ktoś właśnie niespecjalnie...
 - Oglądasz, czy mam przełączyć?!
Wróciłyśmy do wywiadu.
 - Oczywiście! Zaciekawił mnie jej tytuł, przeczytałam ją i byłam dosłownie w niej zakochana. Przez bite trzy tygodnie tylko o niej myślałam. Pewnego dnia znalazłam informacje o kastingu w internecie i pomyślałam "czemu nie? może jednak się dostanę?". I proszę bardzo - zaśmiała się.
 - Kiedy odbędzie się premiera owego filmu? Macie konkretne informacje? 
 - Oficjalnie potwierdzono, że premiera "Błysku Nadziei" odbędzie się piętnastego stycznia.
 - Wprost nie możemy się doczekać. 
Dziewczyna wydawała się wporządku. Spodobała mi się i zaczynałam nabierać ochoty, żeby przeczytać jednak tą książkę. 
 - A, dostaliśmy informację, że jeden z soundtracków w filmie będzie śpiewany przez zespół Big Time Rush, czy to plotka?
Ja i Kate spojrzałyśmy na siebie z niedowierzaniem. 
 - Z całą pewnością nie. Byłam dzisiaj w studiu BTR, aby wysłuchać ich nowej piosenki. To ona ma być soundtrackiem. Naprawdę mi się spodobał tekst i wesoła melodia. Byłam pod wrażeniem. 
Nasze oczy otwierały się na niewiarygodną szerokość. 
 - To są naprawdę utalentowani chłopcy. Zasługują na szacunek - dodała.
 - No. nie. wierze - szepnęła Kate.
 - Kiedy dzisiaj chłopcy mieli być w studiu pewnie Steve zrobił im niespodziankę - zrozumiałam.
Jednak to nie był koniec.
 - A powiedz, czy któryś z chłopaków ma wyjątkowy talent do tego co robi? - zapytał po pewnym czasie David. 
Sabina wyjątkowo się uśmiechnęła i wyraźnie się wstydziła cokolwiek powiedzieć. Jednak się przełamała.
 - Myślę, że Carlos Pena.
Kate z uśmiechem spojrzała na mnie, ale ja nie patrzyłam dłużej na nią i słuchałam, co mówi o moim chłopaku wielka gwiazda.
 - Carlos śpiewa w BTR, ale niestety niewiele ludzi go kojarzy. A on śpiewa od serca dla dziesięciu tysięcy fanów na każdym koncercie. Wkłada w to całego siebie. Kiedy stoi na scenie jest w swoim żywiole. Niestety jest samotny i potrzebuje kogoś koło siebie.
Tego ostatniego zdania wcale a wcale nie zrozumiałam. Samotny? Potrzebuje kogoś koło siebie? Co to ma znaczyć?
 - Amm... Chyba ta laska nie jest do końca na bieżąco... - powiedziałam ledwo spokojnie.
 - Myślisz, że ona nie wie, że ty jesteś znowu z nim?
 - A na co innego Ci to wygląda?
 - Carlos to bardzo czuły i miły chłopak, ale za razem wrażliwy. Dzisiaj poznałam go osobiście, a już zauważyłam, że część jego jest totalnie bez życia. 
Powoli nie wytrzymywałam. Jak ona może coś takiego mówić?! 
 - Jak on może...?! - denerwowałam się coraz bardziej.
 - Spokojnie - położyła mi rękę na ramieniu. - Przecież ona Was nie rozdzieli, pamiętasz? Tyle już przeszliście. Myślisz, że ona chce coś namotać? Nie bądź śmieszna.
 - Haha... Poznałam go bliżej niż planowałam... - uśmiechnęła się tajemniczo.
Nagle coś mi zaświtało w głowie. 
"Bliżej niż planowała...? Bliżej niż planowała...? Bliżej... niż..." - powtarzałam zdanie w myślach i rozdzielałam na części bawiąc się w detektywa.
 - Kate... - zwróciłam się do blondynki.
 - Jeśli znowu masz na koncie jakąś złotą myśl, to lepiej zatrzymaj ją dla siebie, ważoone.
 - ...Wiem... 
 - Wiesz, że masz złotą myśl. Super.
 - Nie...
 - Powiesz w końcu o co Ci chodzi, czy zamierzasz tak tajemniczo gadać cały wieczór?
Przełknęłam ślinę, a Kate zatrzymała nagranie.
 - Dobra, koniec tego dobrego. Gadaj, na co nagle wpadłaś. 
 - Carlos chciał mi coś powiedzieć i to nie była dobra wiadomość...
 - I co to było?
 - Nie dałam mu powiedzieć...
 - Jak to "nie dałaś mu powiedzieć"?! - oburzyła się.
 - Nie chciałam znowu się kłócić, okej? Mam już tego po dziurki w nosie! Tych afer, rozdzielania się, kłopotów, płaczu, bólu! Chcę żyć normalnie! W końcu normalnie! - wstałam z kanapy, usiadłam pod ścianą i oparłam głowę o kolana chowając przy tym twarz. Zaraz potem przyjaciółka usiadła przy mnie.
 - Powiedział, że nie wytrzymałby, gdyby mi tego nie powiedział... - kontynuowałam szlochając. - ...że zrobił wielkie głupstwo, że jest śmieciem i nie jest mnie wart... Nie wiem jak mam to rozumieć... Przerwałam mu i powiedziałam, żeby o tym zapomniał... Ale nagle wszystko ułożyło mi się w całość... Carlos był w studiu i spotkał Sabinę... Ona była pewna, że on jest sam... Pewnie coś między nimi doszło, a Carlos nie miał skrupuł... 
Kiedy zaczęłam sobie wyobrażać tą sytuację czułam, że moje serce szybciej bije. Brzuch zaczął mnie boleć z nerwów i zaczęło mi się kręcić w głowie. Spojrzałam na bukiet ciemnoczerwonych róż stojący na parapecie ze smutkiem.
______________________________________________________________
rozdział napisany w jeden dzień... super uczucie... *______* 
w ten piątek dodaję rozdział 50 i już wprost nie mogę się doczekać.. : DD 
proszę was o komentarze, bo to ona mnie zmotywują do kolejnego rozdziału.. i niestety ostatniego na jakiś czas.. ; c ferie się kończą, a za razem wraca nauka.. niedługo czeka mnie egzamin i muszę się uczyć już nie na żarty.. 
więc proszę o komentarze : )


piątek, 15 lutego 2013

Rozdział 48

Reachel.

iPhone za wibrował w mojej kieszeni spodni. Natychmiast przerwałam rozmowę z Kate myśląc, że to Carlos się dobija. Przesunęłam palcem po ekranie i spojrzałam na wyświetlacz. 
 - Nareszcie...! - szepnęłam sama do siebie uradowana. - Halo? 
 - Witam naszą przyszłą sławę! - powitał mnie wesoły głos Eleonore. - Jeśli mnie nie pamiętasz, jestem Eleonore ze studia, podpisałam z Tobą kontrakt... 
 - Tak, tak, jak mogłabym zapomnieć - przerwałam jej stanowczym tonem. - Są jakieś konkretne informacje?
 - Aż nawet zbyt konkretne - odpowiedziała. - Mogłabyś się ze mną spotkać w studiu?
 - Oczywiście. Kiedy? - podeszłam do kalendarza powieszonego na ścianie.
 - Teraz - powiedziała ku mojemu zdziwieniu.

***

Weszłam przez obrotowe, szklane drzwi prawie przy tym uderzając w nie głową przy wychodzeniu. Byłam strasznie podekscytowana, bo w końcu coś się poruszyło w mojej karierze. Podbiegłam do biurka recepcjonistki. Zobaczyłam pochyloną nad tonami papierów głowę z kwiatem wpiętym w ciemne włosy. 
 - Miranda, nie zaśnij - puknęłam ją w czoło. 
Ona zerwała się z odruchowym "Co, co?!" i widząc mnie uśmiechnęła się z wyrazem twarzy "Haha, bardzo jesteś zabawna, Brown". Wiem, że widziałyśmy się jak na razie tylko raz w życiu, ale ona €już była dla mnie jak przyjaciółka. Po chwili jej przyglądania się mnie dostała olśnienia...
 - Matko, Reachel Brown! - zakryła usta dłonią.
 - Brawo za spostrzegawczość, Sherlock'u - żartowałam.
 - Ale ty-ty przecież-to znaczy-zaginęłaś jakiś czas temu - nie potrafiła pojąć.
 - Oh, o to chodzi... - odgięłam głowę nie chcąc tego samego tłumaczyć kolejnej osobie. - Na szczęście wszystko już w porządku. Miałam zanik pamięci, potem mój chłopak był w okropnym stanie...
 - Co się mu stało? - nie dała mi dokończyć.
 - Uratował mnie... A przypłacił prawie życiem... - znowu wróciłam do przeszłości.

...

Znowu byłam w szpitalu w sali 13. Znowu cała trzęsłam się ze strachu, kiedy doktor przywracał Carlos'a do życia. Chciałam się z tego wspomnienia uwolnić. Na siłę zamykałam oczy i otwierałam czy nie wróciłam do studia. Jednak nadal byłam w okropnej sali. Spojrzałam na lekarzy wokół mojego chłopaka. Bałam się spojrzeć na niego, bałam się, że zaraz zmienię bieg teraźniejszości i moje serce pęknie. Jednak za trzecim podejściem zerknęłam tylko kątem oka na niego. Po jego policzku zaczęła płynąć łza, a wszystko stanęło w miejscu. Byłam tylko ja siedząca na podłodze i on już prawie umierający na łóżku. Nagle mój strach odszedł, wstałam z podłogi i ruszyłam w stronę łóżka. Sylwetki lekarzy przeniknęły przeze mnie. Po paru sekundach byłam już przy chłopaku. Kolejne łzy pojawiały się na jego policzku. Poczułam, że moje łzy też zaraz się ukarzą. Chwyciłam bruneta za rękę chcąc mu pokazać, że jestem przy nim i chcę go z powrotem.

...

 - Reachel? Reachel? - wołał mnie ktoś znowu jak za mgłą. 
Nagle wybudziłam się jak ze snu. Zaraz przede mną stała Miranda z przerażoną miną.
 - Wszystko okej? - zapytała jak już zauważyła, że się ocknęłam.
 - Tak. Tak okej. Tylko... - zatrzymałam się i wzięłam głęboki oddech. - ...ostatnio wzięło mi się na
wspomnienia...
Nagle za mną odezwała się kobieta.
 - Reachel! Fantastycznie, że jesteś! - odwróciłam się i ujrzałam uśmiechniętą Eleonore. - Choć, muszę Ci kogoś przedstawić.
Machnięciem ręki pożegnałam Mirandę, a ona podniosła kciuki w górę na znak, że będzie dobrze. Weszłam do gabinetu Eleonore, gdzie siedział już szczupły i opalony mężczyzna o kruczoczarnych włosach do ramion. On widząc mnie uśmiechnął się miło.
 - Siadaj, Reachel - pokazała na fotel przed biurkiem.
Bez zastanowienia usiadłam na wolnym fotelu ciągle przyglądając się mężczyźnie.
 - Okej, sprawa jest już jasna - zaczęła poważnie. - Kontrakt został potwierdzony, masz nagrać teraz parę piosenek. Jeśli mnie i radzie się podoba, zostajesz i pniesz się dalej na sam szczyt. Jednakże jeśli mi coś nie spasuje... będziemy musieli się pożegnać...
Ciarki przeszły mnie po plecach. Wszystko zależało, czy będę się starała. Poczułam aktywację adrenaliny w sobie.
 - A to jest Daniel Larkin, będzie Cię prowadził przez sławę - pokazała na faceta.
Mężczyzna wstał z wygodnego fotela, co mnie zmusiło do zrobienia tego samego.
 - Daniel - podał mi rękę z uśmiechem.
 - Reachel, miło mi - odwzajemniłam gest.
 - To ka was zostawię - puściła oczko Eleonore i wyszła z gabinetu.
Gdy tylko drzwi zamknęły się, nastała jedna wielka, niezręczna cisza. Larkin przyglądał się mi z zainteresowaniem chcąc się odezwać. Siedzieliśmy na skórzanych, miękkich, bialych fotelach nie wiedząc jak zacząć konwersację. Jednak Daniel się przełamał.
 - Więc... Eleonore nic mi o Tobie nie opowiedziała - zaczął nieśmiale. - Była strasznie podekscytowana, że w końcu coś się posunęło na przód. To może w związku z tym mi coś opowiesz o sobie?
Nic nie mówiłam. Nie przerywałam mężczyźnie, bo widziałam, że się strasznie denerwuje. Kiedy zaproponował mi zapoznanie się pokiwałam na zgodę głową i spojrzałam w sufit myśląc co by mu o sobie opowiedzieć.
 - Dobra, okej. To mieszkam tu w LA od urodzenia, mam 19 lat, interesuję się fotografią, tańcem, no i oczywiście śpiewem.
 - Świetnie - pokiwał głową. - A od jak dawna śpiewasz?
 - W wieku czterech lat zaczęłam - odpowiedziałam bez wahania.
 - Trochę czasu minęło, co? - uśmiechnął się.
 - Zdecydowanie - zaśmiałam się krótko.
 - Miałaś już doczynienia z nagrywaniem, studiami nagraniowymi itd? - zagadywał dalej.
Chwilę się zastanowiłam. Nic takiego jeszcze mnie nie spotkało.
 - Niestety jeszcze nie, ale występowałam już wielokrotnie na scenie. Byłam na kastingach i występowałam w Nowej Zelandii na premierze filmu mojej koleżanki jakiś czas temu - wspomniałam myśląc, że to się mu do czegoś przyda.
 - Koncertami na razie sobie nie zawracaj głowy - powiedział poważnie. - Jeszcze daleka ci droga do tego etapu.
Zrobiło mi się głupio, tak jakbym się porywała z motyką na księżyc za wcześnie.
 - Jest jeszcze taka sprawa, że trzeba będzie załatwić zgodę rodziców.
Jak oparzona wstałam z fotela i stanęłam przed nim.
 - J-Jak to "zgodę rodziców"?
 - Potrzebuję jej - powiedział dość niewinnie.
 - Ale jestem pełnoletnia. Po co Ci ona? - mówiłam przerażona.
Niezrozumiale potrząsnął głową wstając z fotela i stał teraz przede mną.
 - Dlaczego się tak stawiasz? Masz problemy z rodzicami? Nie zgodzą się? - przejrzał mój strach w oczach.
Zakryłam twarz rękoma i ze złości zaczęłam chodzić po gabinecie.
 - Hej, hej. Mnie możesz powiedzieć. Między menadżerem, a gwiazdą musi być zaufanie - podszedł do mnie kiedy stałam przed wielkim oknem.
Długo myślałam, czy mu mówić o mojej fatalnej sytuacji z rodziną. Przecież ja kompletnie nie wiedziałam co się z nimi dzieje i czy jeszcze w ogóle są na tym świecie. Ale jednak nie miałam wyjścia, Daniel miał rację. Musimy sobie ufać już od początku. Im szybciej, tym lepiej. Wzięłam głęboki oddech i zaczęłam opowiadać moją sytuację. Z wrażenia Daniel aż usiadł z powrotem na fotel, chyba mu się ta historia spodobała. Z każdą chwilą zaczynał się coraz bardziej uśmiechać.
 - Co Cię tak bawi? - zapytałam w pewnym momencie.
 - To nie to, że ta historia mnie bawi, poprostu jestem pod wrażeniem.
 - I dlatego się tak uśmiechasz? - nie rozumiałam.
 - Nie przeszkadzaj sobie, mów dalej - powiedział już poważniejszym głosem.
Gdy skończyłam chciało mi się płakać. Bolało mnie, że to moja rodzina, a ja nie wiem co z nimi. Mają swoje za placami. Narobili mi wielkiego świństwa w życiu już nie raz. Jednak to cały czas była moja rodzina. Najbardziej żal mi było Freddie'ego. Przecież on w niczym nie zawinił, a siedział razem z Jessicą i Gilbertem. Ale teraz już nie będę miała dla niego czasu. Teraz dopiero się wszystko zaczęło. Już za późno na uwolnienie małego. Moja kariera zaraz nabierze tempa...
 - Jeśli poprosisz ich o zgodę, albo się nie zgodzą, żeby zrobić mi na złość, albo się zgodzą i będą mieli satysfakcję - wyrwałam się z kolejnego zamyślenia.
Teraz twarz Larkin'a była inna... poważna, już nie miał ubawu z  mojego życia. Spuścił głowę w dół i patrzył teraz na nogawki swoich dżinsów.
 - Słuchaj, zrobimy tak: nie będę potrzebował zgody Twoich rodziców - zaczął spokojnie, a ja już odetchnęłam z ulgą - Ale...
"Oczywiście musi być jakieś "ale", no bo jakże inaczej..." - zawiodłam się w duchu.
 - ...pod warunkiem, że dasz mi wolną rękę przy paru numerach... - dokończył.
Przeszły mnie po plecach ciarki. W jakim sensie "wolną rękę"...? Ale nie miałam innego wyjścia... Lepsze to niż konwersacja z rodzicami.
 - No, skoro się nie odzywasz to znaczy, że się zgadzasz - podszedł do swojej czarnej, zgrabnej teczki i wyjął z niej dużo papierów.
Położył je na biurku i zaczął przekopywać. Nie szukał długo. Wyciągnął trzy karty i położył je przede mną.
 - Tutaj, na tych trzech kartkach jest rozpisana twoja kariera na następne pięć lat - powiedział śmiertelnie poważnie.
Poczułam jak wielka kulka stanęła w moim gardle.
 - Wystarczy, że podpiszesz tu - pokazał na dole kartki pole z napisem "podpis celebryty/ki".
Dostałam do ręki czarny, lśniący długopis. Czułam, że chyba zaraz mi wypadnie i roztrzaska się na części. W końcu zdecydowałam. Podpisałam zgrabnie i subtelnie pole swoim imieniem i nazwiskiem.
 - Cudnie - uśmiechnął się Larkin.
 - Kiedy zaczynamy...? - zapytałam stanowczo.
 - Od jutra. Widzimy się w Chalice Recording Studios - podał mi wizytówkę do ręki.
"Chalice Recording Studios?! Chalice Recording Studios?!" - nie dowierzałam.
 - Tam nagrywają The Wanted, Jordin Sparks, Demi Lovato, Victoria Justice i Chris?! - nie wierzyłam własnym uszom.
 - Dokładnie tak - puścił mi oczko i uśmiechnął się rozkosznie. - Adres masz na wizytówce. Studio D. Do zobaczenia jutro - wyszedł z gabinetu machając mi.
Zostałam sama. Usiadłam na fotelu z kartonikiem w ręku.
 - Chalice Recording Studios, Highland Ave, Los Angeles, CA 90038... - przeczytałam na głos uważnie.
Nagle do pomieszczenia weszła wyszczerzona Eleonore. Tętniła radością... może aż za bardzo...?
 - Reachel, i jak? Wszystko omówione i załatwione?
 - Tak. Mam być jutro w studiu Chalice na Highland Ave.
 - Doskonale - stanęła przed wielkim oknem. - Tylko pamiętaj... - odwróciła się do mnie już z poważną miną. - Jeśli cokolwiek mi się nie spodoba, zrywam kontrakt i twoja kariera skończona.
Poruszyłam się zdenerwowana.
"Wszystko zależy od tego, czy mój głos się załamie... Czy mój głos się załamie... Czy mój głos się załamie..." - powtarzałam w duszy w kółko jedno i to samo zdanie.

***

Wyszłam lekko zdezorientowana i podeszłam do stanowiska Mirandy.
 - I jak? Pan Larkin wyszedł wręcz uradowany - zaśmiała się.
Widząc moją przerażoną minę od razu zrozumiała, że coś jest nie tak.
 - Nie cieszysz się? - spytała cichym głosem.
Podniosłam lekko głowę nie wiedząc za bardzo co odpowiedzieć.
 - Nie wiem, czy dobrze zrobiłam...

***

 - Kate? Jesteś? - zatrzasnęłam za sobą drzwi.
Położyłam na szafeczce torebkę na długim pasku i zdjęłam conversy. W mieszkaniu było niesamowicie ciemno. Co prawda był już wieczór.
"Ale skoro Kate tu jest to powinno się palić światło" - stwierdziłam.
 - Halo? Kate? - wołałam znowu. 
Nikt nie odpowiadał. 
"Gdzie ją wcięło...?" - pomyślałam.
Weszłam do pokoju przyjaciółki - pusto, do kuchni - pusto, do salonu - pusto. 
 - To nie jest śmieszne! - zawołałam ponownie głośniej.
Wróciłam do kuchni, żeby się napić soku. Po tych wydarzeniach zaschło mi w gardle. Mój wzrok przykuła karteczka przywieszona na lodówce. Zerwałam ją i przeczytałam na głos.
 - Musiałam wyjść po coś do jedzenia. O osiemnastej Dave przyjdzie do domu. Ważoone.
"Mhm... Okej... CO?! OSIEMNASTEJ?!" - spojrzałam na zegar.
Była za minutę osiemnasta. Ogarnęła mnie panika, gdy nagle usłyszałam obracającą się klamkę w drzwiach. 
 - O cholera...! - szepnęłam.
Szybko wybiegłam z kuchni prosto na balkon. Zamknęłam szklane drzwi i skuliłam się pod oknem. Nawet nie drgnęłam, żeby nie zwracać uwagi. Zrobiło mi się zimno, adrenalina opadła, robiło się coraz później. Co chwilę zerkałam przez drzwi, czy wujaszek siedzi ciągle w salonie, czy poszedł na przykład do kuchni, albo łazienki. Chciałam jak najszybciej uciec i szukać Kate. Nagle usłyszałam, że mecz w telewizji się skończył. Mężczyzna przeciągnął się leniwie na sofie i wstał. Ruszył do przedpokoju. Czekałam parę chwil, gdy usłyszałam trzaśnięcie drzwi do łazienki.
 - Moja szansa...! - powiedziałam sama do siebie i wyszłam błyskawicznie z balkonu.
Po cichu włożyłam buty i zabrałam torebkę. Delikatnie zamknęłam drzwi i biegłam korytarzem do windy. Wybiegłam z hotelu rozglądając się za Kate. Nagle przy hotelowej kawiarence, na jednym fotelu czekał Carlos z bukietem ciemnoczerwonych róż. Nie wierzyłam, że to on. Kiedy zauważył, że go spostrzegłam uśmiechnął się tak słodko jak on to tylko potrafi. Podeszłam do niego, a on pocałował mnie w policzek.
 - Cześć... - spojrzał mi w oczy.
 - Co tu robisz? - popatrzyłam to na kwiaty, to na chłopaka.
 - Nie cieszysz się...? - posmutniał.
Uśmiechnęłam się i potrząsnęłam głową. 
 - Bardzo się cieszę - okazałam na bukiet. - A to...? 
 - A to dla Ciebie - wręczył mi róże do rąk.
Powąchałam je. Pachniały tak cudownie. 
 - Dziękuję - pocałowałam go w usta. - A za co to?
Latynos wyraźnie się zmieszał. Zmrużyłam oczy, nie rozumiejąc co się dzieje. Przejechał dłonią po przesadnie ściętych włosach i zaczął przygryzać dolną wargę. 
 - Co się dzieje...? - zapytałam, ale to jednak nie spowodowało, że coś powiedział. 
Zauważyłam w jego oczach, że boi się powiedzieć. 
 - Carlos...? - położyłam bukiet na fotel, w którym wcześniej chłopak siedział.
Jego oczy zaszkliły się od łez. Przypomniało mi się to wspomnienie w szpitalu. Carlos płakał...
 - Carlos, powiedz... Co się dzieje...? - chwyciłam go za ręce i patrzyłam w ciemne oczy.
Teraz przygryzł obie wargi pokazując, że zaraz rozpłacze się jak dziecko. Bałam się, co zaraz wyjdzie na jaw. 
 - J-Ja... - zaczynał mówić, jednak się jąkał.
 - No przecież Cię nie zabiję... Powiedz... 
 - Nie wytrzymałbym dłużej, gdybym Ci tego nie powiedział... - zaczął mówić, ale dalej był niespokojny. - Ja nie chcę Cię okłamywać... Bo ty zawsze byłaś ze mną szczera... A ja jestem jednym wielkim śmieciem... 
 - Co ty opowiadasz? Tyle ci zawdzięczam... Uratowałeś mi już nieraz życie... Ostatnio nawet przypłaciłeś za to życiem... - stanął mi przed oczami obraz sali numer 13 i umierający już prawie Carlos. - Kocham Cię, cokolwiek zrobisz...
On pokiwał przecząco głową.
 - Nic nie rozumiesz...
 - Nie obchodzi mnie, co się stało. Nie chcę... Nie chcę kolejnych afer i problemów... Zapomnijmy o tym... Żyjmy dalej... Ja nie chcę znowu Cię stracić... - przytuliłam się do Carlos'a i tym razem to ja się rozpłakałam.
Poczułam, że latynos głaszcze mnie po włosach. Puścił mnie, jednak nadal staliśmy naprzeciwko siebie.
 - Jesteś prawdziwym aniołem... - pocałował mnie w usta w podzięce. 
Poczułam ulgę na sercu. W końcu coś się miłego wydarzyło... 
 - No, no, no - ktoś wyraził podziw za moimi plecami. - Przyszłam w samą porę, co? 
To była uśmiechnięta od ucha do ucha Kate z zakupami w obu rękach. Podniosłam tylko kąciki ust na znak, że jest wszystko w porządku.
 - Amm... Pomóc ci? - zapytał Carlos niczym dżentelmen. 
Blondynka spojrzała na mnie pytającym wzrokiem.
 - Nie, nie. Ja jej pomogę - szczerze uśmiechnęłam się do chłopaka. - Wiesz, jeszcze Cię wujaszek zobaczy i się po mnie przejedzie.
Pokiwał głową i ponownie podał mi do ręki bukiet czerwonych róż. 
 - Kocham Cię... - pocałował mnie jeszcze raz na pożegnanie w usta.
 - Ja Ciebie też...
Oderwałam się z trudnością od bruneta, podeszłam do Kate i zabrałam od niej jedną reklamówkę. Pomachałyśmy mu jeszcze, gdy drzwi windy powoli się zamykały.
_________________________________________________________
zawiedliście mnie pod ostatnim rozdziałem.. było już 6 komentarzy, 8 komentarzy, a potem 2 i teraz 3.. co z wami.. ? jestem po prostu smutna, że nikt już tych moich pomysłów nie czyta.. może macie lepsze i popularniejsze blogi i nie potrzebujecie mojego istnienia.. być może.. ale wiem, że Rushers powinni się trzymać razem i wspierać.. i dlatego proszę o wsparcie z waszej strony.. bo bez was tak szczerze jestem nikim..
dziękuję Kate, Sabi i Robyn, że chociaż one są ze mną.. mam nadzieję, że tym razem będzie was więcej..
ale i tak was wszystkich kocham.. ♥

Little Mix // Change Your Life (Instrumental)

poniedziałek, 11 lutego 2013

Rozdział 47

Carlos.

Stałem jak wryty i nie mogłem oderwać wzroku od dziewczyny. Nie wiem co we mnie wstąpiło. Już dawno nie miałem w sobie takiego uczucia. Sabina miała w sobie coś takiego... Nie wiem jak to wytłumaczyć. Może jestem za głupi, żeby zrozumieć...? Moje rozmyślania przerwał Steve.
 - Słuchajcie, Sabina jest aktorką i przyjechała tutaj aby posłuchać najnowszego kawałka.
 - Przepraszam, że tak niegrzecznie zapytam... - przerwał mu Kendall - Ale po co?
Menadżer westchnął niesamowicie, jakby to odpowiedź była przejrzyście oczywista. To racja, że czasami nie wiedzieliśmy oczywistych rzeczy, ale teraz nikt nie znał powodu odwiedzin pięknej blondynki.
- Ahh... Jacy wy jesteście tępi... - podszedł i objął ramieniem ciemnooką. - Sabina Justice przyjechała do naszego studia, gdyż to ona gra główną rolę w nachodzącym filmie i w związku z tym piosenka musi jej się spodobać.
Nadal nie rozumieliśmy. Dzisiejszy dzień jest pełen wrażeń i dlatego nie kontaktowaliśmy.
 - Dalej tłumaczyć, tak...? - uderzył się dłonią w czoło. - Dostałem propozycję, żeby piosenka "Windows Down" stała się soundtrackiem do nowego filmu Sabiny. Tym razem dotarło?
Nie mogłem w to uwierzyć. Nasza piosenka w filmie?! Wszyscy we czwórkę ucieszyliśmy się i zaczęliśmy aż skakać ze szczęścia.
 - No i z czego się cieszycie?! - potrząsnął nami Steve. - Jak zrobicie jedno wielkie bagno zamiast piosenki, to pożegnajcie się z dobrym wydaniem tego singla. - ostrzegł nas co sprawiło, że nasze podniecenie znacznie opadło.
Weszliśmy do dźwiękoszczelnego pomieszczenia, gdzie od trzech lat nagrywamy każdą naszą piosenkę. Jak zawsze musieliśmy rozgrzać głosy, aby singiel wyszedł jak najlepiej. Kendall, James i Logan harmonizowali się, zaś ja patrzyłem przez szybę na Sabinę siedzącą przed nami. Długowłosa blondynka zauważyła, że ją obserwuję. Speszyłem się, spuściłem wzrok i z powrotem na nią zerknąłem kątem oka. Uśmiechnęła się szczerze i podniosła kciuk do góry na znak, że mi życzy powodzenia.
Jak zawsze włożyliśmy słuchawki na uszy i usłyszeliśmy pierwsze dźwięki.
 - Throw it up… WOO HOO!
Jeszcze raz popatrzyłem przed siebie na Steve'a, który zżerał mnie wzrokiem. Pochłonęła mnie trema. Moją uwagę znowu przykuła Sabina. Uśmiechnęła się ponownie, jeszcze bardziej szczerze niż wcześniej. Zatopiłem się w jej czekoladowych oczach, a trema ulotniła się. Śpiewałem tylko dla niej.
 - U’re pretty baby, but U know that,
Wish I could bring ya, across the map...

***

 - I... Cięcie! - Steve wykrzyknął i nacisnął jeden przycisk.
Tak właśnie zawsze robił. Przed nagraniem każdej piosenki był podenerwowany i wściekły, a zaś po nagraniu stawał się milusi jak baranek. To pewnie ciśnienie.
Wyszliśmy z pomieszczenia z nadzieją, że Steve zaraz nas uściska i powie, że wykonaliśmy kawał dobrej roboty. Justice klaskała w ręce z podziwu, a Steve wstał z fotela i stanął przed nami.
 - Doskonała robota, chłopaki! - pochwalił nas.
 - A co z Tobą, Sabina? - wychylił się Kendall z nadzieją w głosie - Podobało Ci się...?
Blondynka westchnęła głośno, założyła ręce za sobą i podeszła do nas z niepewną miną. Obawialiśmy się najgorszego...
 - No... Musiałabym się zastanowić... Mam do wyboru Was, Jonas Brothers i One Direction... Wybór jest trudny...
"1D też?!... Większy problem będzie przebić Jonas Brother..."
 - Przesłuchałam po jednej piosence tych zespołów... I... Muszę powiedzieć...
"Nie... Błagam, nie rób nam tego..."
 - Że One Direction to tylko strata czasu - zaśmiała się. - Witajcie w moim filmie! - wykrzyknęła wyższym głosem i otworzyła do nas ramiona.
Wszystkim ciśnienie natychmiastowo spadło i zaczęliśmy skakać i krzyczeć ze szczęścia. Wszyscy uścisnęliśmy Sabinę dziękując jej. To niesamowita szansa dla nas! Będziemy jeszcze bardziej popularni! Taki fart nam się trafił jak nikomu!
Blondynka podniosła swoją torebkę w kwiaty. Przypomniałem sobie, że Reachel kiedyś miała podobną. Tak, kiedy płynęliśmy rejsem na Madagaskar. Niestety już jej nie znalazła. Nie zorientowałem się, kiedy Sabina pożegnała się z chłopakami i Steve'em. Dziewczyna nagle pojawiła się jakby wyszła spod podłogi i teraz stała centralnie przede mną. Jej kąciki ust były tak oszałamiające, gdy się uśmiechała. Ciemnooka pociągnęła mnie delikatnie za rękę i wyprowadziła ze studia. Staliśmy pod schodami patrząc sobie w oczy.
 - Masz niesamowity głos. Zazdroszczę Ci go. - zaczęła. - Podziwiam Cię, że dbasz o wszystko na raz. No wiesz, kariera, rodzina, przyjaciele, fani... - kontynuowała już cichszym i delikatnym głosem. - Ale nie masz czasu na miłość...
Na to zdanie zrobiłem zdziwioną minę.
 - Jak to "na miłość"?
 - No, straciłeś ważną dla Ciebie osobę... - wytłumaczyła.
"Jak to "straciłem"?! O czym ona mówi?!"
 - Nie rozumiem. - potrząsnąłem głową.
 - Twoja dziewczyna zaginęła. Wiem, wiem. Nie chcesz o tym mówić. Rozumiem. - położyła swoją dłoń na moim ramieniu.
Zdjąłem jej rękę z ramienia chcąc jej wytłumaczyć sytuację.
 - Chyba nie jesteś na bieżąco. Ona się odnalazła.
 - Tylko tak mówisz. Nie musimy o tym rozmawiać. - nie słuchała mnie.
Nagle na autostradzie pojawiła się duża ciężarówka i zaczęła strasznie hałasować.
 - Nie, nie! Ona naprawdę żyje! Teraz jest w jednym hotelu z przyjaciółką! - próbowałem przekrzyczeć pojazd.
Ona jednak nie usłyszała.
 - Albo trafiłeś na jakąś zołzę, której tylko zależy na pieniądzach...
"Samantha..."
 - A jak już znalazłeś tą odpowiednią... Ginie w wypadku i zaczyna nowe życie tam - podniosła palec do nieba. - daleko nad nami...
"Ona nie wie, co gada!"
 - Sabina! Posłuchaj mnie! - chciałem ją chwycić za ramiona i zrobiłem to.
 - Potrzebujesz kogoś, kto będzie żył przy Tobie... - szepnęła. - ...I ja sprawię, że będę dla Ciebie idealna...
Dzieliły nasz tylko milimetry, a ja ledwo co brałem oddech.
 - S-Sabina... Ja...
Nagle nasze usta spotkały się w namiętnym pocałunku. Topiłem się, topiłem się w oceanie rozkoszy. Rozluźniłem się i nie chciałem tak szybko się oderwać od niej. Nagle przed moimi oczami stanęła zapłakana twarz Reachel.
"C-Carlos... Już jestem... Słyszysz...? Kocham Cie... Nie zostawiaj mnie..." - przypomniały mi się jej słowa.
"Jezu! Co ja robię!" - opamiętałem się.
Odepchnąłem lekko od siebie aktorkę i oddychając szybko.
"Boże miłosierny! Co ja narobiłem!" - chwyciłem się za głowę. - "Idioto! Palancie! Kretynie!"
 - Co się stało? - przejęła się dziewczyna.
Nie mogłem uwierzyć. Pocałowałem ją! Pocałowałem aktorkę! Nie! Nie myśl o tym! Zdradziłem Reachel! Nie! Ona nie może się o tym dowiedzieć! Jak się dowie... Stracę ją na zawsze!
 - Muszę już iść. - powiedziałem krótko i wszedłem z powrotem do studnia oszołomiony i spanikowany.
Wszyscy patrzyli na mnie z podekscytowania.
 - Lubi Cię, co nie? - puścił mi oczko James.
Czułem, że już niedługo nie będę stał o własnych siłach, więc klapnąłem bez życia na kanapę koło wejścia.
 - Oho, Carlito odlatuje... - zaśmiał się Maslow.
Wszyscy zaśmiali się, ale widząc moją minę, przerażoną i skołowaną, od razu umilkli.
 - Stary, coś ty zrobił? - zapytał Kendall.
Nie byłem w stanie wypowiedzieć ani słowa.
 - Pena, gadaj! - rozkazał srogim tonem Logan.
Wziąłem głęboki oddech i wypowiedziałem straszne słowa.
 - Ja... Zdradziłem Reachel... - dławiłem się tym zdaniem.

Reachel.

Ja i Kate nie mogłyśmy znaleźć dla siebie zajęcia. Oglądałyśmy więc jakiś film o tematyce Bollywood i rozmawiałyśmy o zeszłej nocy w Chambrulay.
 - No i nasza prośba się spełniła. - powiedziała Kate, której głowa zwisała ze sofy do góry nogami.
 - Bez wątpienia. - zgodziłam się bawiąc ozdobami przy drzwiczkach szafki.
Przyjaciółka westchnęła i rozmarzyła się na moment. Jej długie ciemnoblond włosy opadały na dywan, a nogi położyła na ścianie prawie dotykając palcami doniczkę z paprotką.
 - Jakbyśmy mogli tam zostać na dłużej, może doszłoby do czegoś poważnego... - bawiła się palcami.
 -  Co masz na myśli? - przerwałam zabawę szafką.
Kate zaczęła się niesamowicie śmiać. Od razu zrozumiałam i po sekundzie obie śmiałyśmy się do rozpuku. Nagle drzwi do apartamentu zaczęły się otwierać, a nasze serca stanęły.
 - Cholera...! - przeklęła Kate.
Szybko wstałyśmy ze swoich stanowisk i błyskawicznie zamknęłyśmy się w jej pokoju. Kiedy tylko drzwi zatrzasnęły się, otworzyły się drzwi wejściowe. Odetchnęłyśmy z ulgą i opadłyśmy na kanapę.
 - Mało brakowało... - dodała przyjaciółka.
Nic nie odpowiedziałam i pokiwałam tylko głową. Dark wskoczyła do mnie na kolana i polizała po ręce.
 - Długo się będziemy ukrywać przed twoim wujaszkiem? - zapytałam głaszcząc suczkę.
 - Dopóki nie zapomni o dzisiejszym popołudniu... - powiedziała zawiedzionym głosem.
Nie wiedziała, co powiedzieć. Widziałam, że jest załamana faktem, że nie może pogodzić miłości z rodziną.
 - Jak ty to zrobiłaś...?
Spojrzałam na przyjaciółkę pytającym wzrokiem.
 - W jakim sensie? - podciągnęłam nogi na sofę i podparłam głowę na kolanach.
 - Jak... No wiesz... - zaczęła przestawiać coś rękami, ale to mi nie pomogło w domyśleniu się.
Uniosłam brwi prosząc o rozwinięcie pytania. Jej ręce opadły bezwładnie.
 - Twoi rodzice posuwali się do niemożliwych czynów żebyś tylko nie spotykała się z Carlos'em. - mówiła powoli. - Jak ty to zrobiłaś, że postawiłaś na swoim i się nie boisz...?
Odwróciłam się od dziewczyny i patrzyłam teraz przez okno po raz kolejny dzisiaj myśląc o matce, ojcu i Fred'im.
"Chciałabym, żebyście byli normalni... Moglibyśmy to pogodzić..."
 - Reach...? - słyszałam głos Kate.
Jednak ja odpłynęłam gdzieś daleko. Do przeszłości...

...

 - Reachel! Śniadanie! - zawołała mnie mama.
Siedziałam w moim pokoju z fiołkowymi ścianami i lampą w kształcie motyla. Moja firanka była zrobiona z cienkich sznureczków, na nich były poprzypinane moje spinki także z motylami, kwiatami i piórkami, a okno było rozciągnięte na całą ścianę. Kochałam gdy promienie słońca wpadały do mojego pokoju. Miałam wtedy sześć lub siedem lat. Niewiele jeszcze rozumiałam. Moim marzeniem było zostać księżniczką z bajki. Na początku była Bella z Pięknej i Bestii, bo podobała mi się jej złota suknia, potem była wróżka z pięknymi błękitnymi skrzydłami. Ale jednak zawsze najbardziej chciałam być Roszpunką. Dlatego prosiłam od małej dziewczynki mamę, aby nie obcinała mi włosów. Od czwartego roku życia do bodajże ósmego moje włosy miały długość do ud. Całe dnie nie robiłam nic innego jak śpiewałam sama dla siebie. Nie chciałam jeszcze w tym wieku chodzić do specjalnych szkół, więc uczyłam sama siebie. Po prostu wstydziłam się, bo myślałam, że inne dziewczynki mnie wyśmieją. 
 - Reachel! - powtórzyła głośniej mama. 
Wstałam z fioletowego, miękkiego dywanu i pobiegłam w stronę kuchni. Na stole leżały trzy talerze z kanapkami. 
 - Siadaj. - uśmiechnęła się.
Z przyjemnością usiadłam przy stole i chwyciłam za kanapkę z serem, szynką i ogórkiem. 
 - Gilbert, kochanie! Śniadanie! - zawołała uprzejmie kolejnego członka rodziny.
Nagle koło mnie przy stole usiadł tata. Młody, przystojny, wesoły, zawsze pełen żartów. 
 - Nie wiem, czy powinienem tyle jeść... - powiedział.
Nie wiedziałam jak miałam to zrozumieć. Z jednej strony brzmiał jakby był rozczarowany, a z drugiej strony lekko się uśmiechał pod nosem.
 - Umrzeć nie umrzesz - zaśmiała się mama siadając z nami. 
Wzięła gryza kanapki i kiwnęła głową na ojca.
 - Jak z twoim projektem? - zapytała Jessica.
Mój tata pracował jako dekorator wnętrz. Był w trakcie najważniejszego projektu w jego życiu. Miał zaprojektować pokój syna swojego szefa. Siedział nad nim dnie i noce. Jego szef był bardzo wybredny, więc musiał się okropnie namęczyć. 
 - Można uznać, że jestem na dobrej drodze. - upił łyk kawy i spojrzał na zegarek z Atlantique. - O! Zaraz się spóźnię!
 - Nie dość, że pracujesz nad poważnym projektem? Gdzie znowu lecisz? - zapytała mama troskliwie.
 - O, no wiesz. Mamy dzisiaj w firmie spotkanie na temat kolejnego zlecenia. - zrobił jeszcze jednego gryza kanapki i upił kolejny łyk kawy.
 - Ty to jesteś biedny... - pokiwała głową zniesmaczona.
 - Też Cię kocham. - uśmiechnął się, ubrał szybko marynarkę i pocałował w policzek ukochaną. - Pa, motylku. - zmierzwił mi włosy i także pocałował w policzek.
Taką moją rodzinę najbardziej kochałam. Potem było tylko gorzej. Ojciec nie wyrabiał w pracy i przestał o siebie dbać. A mama?... Mama zauważyła znaczne postępy w moim głosie, więc woziła mnie na te lekcje śpiewu. Nie chodziłam już do szkoły. Uczyła mnie prywatna korepetytorka i pamiętam, że była bardzo miła. Nazywała się Moriel. Zawsze śmieszyło mnie jej imię, ale zdawałam sobie sprawę z tego, że należy jej się szacunek. Kiedy miałam 10 lat mama zaszła w ciążę. Musiała sama sobie radzić przez całe 9 miesięcy, bo ja gorzej się uczyłam i musiałam się przyłożyć, a tata nie wracał często do domu. Kiedy Freddie przyszedł na świat mama nie miała głowy do zarabiania pieniędzy więc wynajęła opiekunkę poleconą przez jej najlepszą przyjaciółkę. Pani Lawson zaopiekowała się małym Freddie'm i wyjechała z nim do Szkocji, aby mógł się swobodnie rozwijać. I dopiero po tylu latach znowu go zobaczyłam... Mój braciszek... 
Kolejne lata mijały, a ja byłam coraz starsza i miałam pewne potrzeby. Imprezy, przyjaciółki i oczywiście chłopak. Jednak żadnych z tych potrzeb nie zaspokoiłam, aż nie przystąpiłam do szóstej klasy podstawówki. Poznałam miłego chłopaka młodszego ode mnie o rok. Zachowywał się jak prawdziwy dżentelmen. Jednak próbowałam go ukryć przed rodzicami bojąc się konsekwencji. W szkole byliśmy najpopularniejszą parą. Ostatniego dnia szóstej klasy brunet zabrał mnie na spacer po mieście. Chodziliśmy po parku, którego nazwę już dawno zapomniałam, tam siedzieliśmy na ławce i rozmawialiśmy swobodnie. Nagle chłopak zmienił temat i wziął głęboki oddech.
 - Reachel...? - odezwał się cicho.
Bałam się tego tonu. Był zbyt poważny. Piątoklasista zaczął się do mnie zbliżać. Coraz bardziej się bałam.
 - Nie chcę Ci zrobić krzywdy... - delikatnie pokręcił głową przecząco.
Już mało brakowało. Tak mało brakowało. Nie wytrzymałam ciśnienia. Wstałam z ławki i uciekłam do domu. Bałam się, że tego już nie ukryję przed rodzicami. Nigdy więcej już go nie spotkałam...
Potem poznałam Carlos'a, który z początku naprawdę mi przypominał tego chłopaka. Z początku nawiedziła mnie myśl, że to właśnie on i nasze drogi znowu się zbiegły. Ale to by było zbyt dziwne.
Tyle się zmieniło...
Nagle poczułam, że wracam stopniowo na ziemię, do hotelu, apartamentu 54.

... 

 - Reachel...! - słyszałam wołanie jak zza światów. - Reachel...! - zobaczyłam przed sobą sylwetkę przyjaciółki. - Ziemia do Brown! - pstrykała palcami przed moim nosem.
Wzięłam oddech. Czułam się jakbym przez pięć minut nie oddychała. Może pobiłam nowy rekord? 
 - No nareszcie! - potrząsnęła mną i zaczęła się śmiać.
 - Sorry, zamyśliłam się...
 - I o niesamowicie. - pochwaliła mnie. - Wyglądało to tak jakbyś nagle złapała kontakt z kosmitami. - zaśmiała się.
 - Tak... Tak jakby...
 - Powiesz mi, co Cię tak zastanowiło?
Nie wiedziałam, czy mam ją tą samą historyjką zanudzić, która kołatała mi się w głowie.
 - Serio chcesz...? - spytałam ją.
 - Nie pytaj tylko gadaj. - nalegała.
Wzruszyłam ramionami i zaczęłam opisywać jej moje dzieciństwo.
_____________________________________________
udało mi się ! jeszcze trzy rozdziały do 50 i mam na napisanie ich 13 dni ; D muszę dać radę, bo się zatłukę X D ale w ten rozdział włożyłam serio całe serce. przeczytałam dzisiaj wspaniałą książkę i ona zmotywowała mnie do refleksji ; ) 'Po Tamtej Stronie Ciebie i Mnie'. POLECAM ; D
no i nie będę nic więcej pisać.. bo nie ma o czym..
hmm.. O! witam jeszcze raz nową bohaterkę, Sabinę ; ** wiem, że Ci się rozdział spodobał ; **

Kenny Loggins // Highway To The Dangerzone ♥
Sarah McLachlan // I Will Remember U ♥
Glee // Don't Dream It's Over ♥
Bon Jovi // Livin' On A Prayer ♥
Justin Timberlake // Cry Me A River ♥
Belinda Carlisle // Heaven Is a Place on Earth ♥


piątek, 8 lutego 2013

Rozdział 46 [ ferie czas zacząć ! ♥ ]

Kate.

Wysiedliśmy z samochodu pod hotelem ciągle śmiejąc się. 
 - Wejdziecie na górę? - zapytała Kate i podniosła brwi.
 - Nie, my już wracamy do domu, bo mieliśmy taką super noc, że musimy od Was odpocząć - zaśmiał się Carlos - Oczywiście żartuję.
 - No, spróbowałbyś nie... - powiedziała i uśmiechnęła się Reachel.
 - Nie wiem jak Was, ale mnie głowa strasznie boli - chwycił się za głowę Kendall.
 - Hmm... Ciekawe po czym cię ona tak boli... Może po butelce tego pysznego wina, co? - podeszłam do blondyna i lekko pocałowałam.
Poczułam smak czerwonego wina na ustach chłopaka i od razu przypomniała mi się zeszła noc. Nagle zadzwonił telefon. Carlos go odebrał i uważnie słuchał.
 - ...Dzisiaj? O której?... Dobra, już jedziemy - i rozłączył się - Kendizzle, nagrywamy Windows Down za cztery godziny. Musimy zgarnąć James'a i Logan'a i gnać do studia.
 - Widzicie, dziewczyny? Nasze życie jest pełne terminów i przygód - puścił oczko Kendall.
 - Uważajcie na siebie - Brown pocałowała szybko bruneta.
Carlos uśmiechnął się do niej i pobiegł do samochodu. Blondyn jeszcze przede mną stał i patrzył mi w oczy. 
 - Zobaczymy się jutro...? - podniósł kąciki ust.
 - Jak znajdę czas... - mrugnęłam.
 - Mówisz jakbyś miała tonę spraw do roboty - zaśmiał się.
 - A może mam...? - droczyłam się z nim.
 - Oh, zła ty... - pocałował mnie namiętnie i też wsiadł do Citroen'a.
- Zadzwońcie jak tam z Loganem - dodała Reachel.
I odjechali. Spojrzałyśmy uśmiechnięte na siebie i weszłyśmy do hotelu.

Reachel.

Zrobiłyśmy dwa kroki, a nagle Kate chwyciła mnie za ramiona i schowała za filarem.
 - Co robisz?! - zdziwiłam się.
 - Dave jest na recepcji...! Nie może mnie zobaczyć...! 
 - Dlaczego...?
 - O, no nie wiem, może dlatego, że od dwóch dni nie ma mnie w domu...?! Jakby on się tylko dowiedział, że robiłam TO z Kendall'em... skończyłabym jak ta Roszpunka w "Zaplątanych"...! 
 - Nie przesadzasz...?
 - Ja...?! Ja przesadzam...?! 
 - To tylko Twój wujek. Nie ma prawa ci rozkazywać.
 - Nie masz racji.
 - Jak zawsze w twoim towarzystwie...
 - Nie możesz zrozumieć, że on o tym się nie może dowiedzieć?! - powiedziała głośniej. 
Spuściłam wzrok, bo nie wiedziałam co powiedzieć. Nie chciałam się pokłócić.
 - O czym dowiedzieć? - zapytał męski głos.
Obie zastygłyśmy i spojrzałyśmy w stronę źródła pytania.
 - Wujek! - udawała, że nic się nie stało.
 - Gdzie byłaś przez te dwa dni? Dzisiaj na noc też nie wróciłaś. 
 "Nie powiedz nic głupiego..." - pomyślałam.
 - Spałam u Reachel - odpowiedziała.
 - Mówiłaś, że Reachel nie ma domu.
Oparłam głowę o filar i z chęcią chciałam uderzyć ręką w moje czoło.
"Wykrakałam..."
 - W sensie zrobiłyśmy sobie biwak - odsunęłam blondynkę z pola widzenia wujka i zaczęłam ją tłumaczyć.
 - Biwak? - zapytał.
 - Tak. 
 - Gdzie ten biwak miałyście?
Szybko zerknęłam na Kate. Była wprost sparaliżowana i przerażona. Zrozumiałam, że muszę bez niej działać.
 - Na końcu Venice Beach. Nikt tam nie chodzi więc wykorzystałyśmy okazję.
On nagle drgnął i zaczął wciągać intensywnie powietrze.
 - Piłyście - powiedział srogo.
Na to słowo obie zamarzłyśmy, a serca nam stanęły. 
 - Przyznajcie się. 
Nasz wzrok wędrował to na siebie same, to na Dave'a. Zapędziłyśmy się w kozi róg. 
 - Jadłyśmy pomadki rumowe - wyjaśniła spontanicznie Kate.
Nawet ja na to nie wpadłam. Wuj pokiwał znacząco głową. Jednak jego wzrok się nie zmieniał. 
 - Idziemy do pokoju... - pokazała ostrożnie na windę.
Ominęłyśmy go i pobiegłyśmy. Gdy drzwi windy zamykały się on dalej na nas patrzył badawczym wzrokiem.
 - Mało brakowało... - odetchnęłam.
 - Mało brakowało?! Teraz to dopiero on nam nie da żyć! On nie odstąpi dopóki nie odkryje prawdy! A jak odkryje.. TO SKOŃCZĘ JAK TA ROSZPUNKA Z "ZAPLĄTANYCH"!!
 - Nie panikuj! Przecież on musi w końcu przywyknąć, że jesteś już dorosła i możesz się umawiać z kim chcesz i robić co chcesz.
Wyjechałyśmy na piętro i weszłyśmy do apartamentu. Szybko weszłyśmy do pokoju Kate i zamknęłyśmy drzwi.
 - Po prostu go omijajmy szerokim łukiem, a nie będziemy musiały roztrząsać rozmowy - proste - dodałam siadając na kanapę - Stęskniłam się za nią - pogłaskałam zamszowy mebel.
 - Skup się! - szturchnęła mnie.
 - Na czym? Wszystko już wyjaśnione.
Dziewczyna wzięła oddech i usiadła koło mnie.
 - Sorry... - powiedziała ze skruchą.
 - Spoko... - machnęłam ręką - ...Ważoone.
Ona się uśmiechnęła i przybiła żółwika.
 - Włącz jakąś muzykę - pokazałam palcem na radio.
 - Się robi - skoczyła i włączyła urządzenie.
Zaczęła się piosenka For Your Entertainment. Obie zaczęłyśmy tańczyć po pokoju i śpiewać słowa piosenki.  Byłyśmy w połowie drugiej zwrotki, gdy nagle ktoś zadzwonił do drzwi.
 - Kto to? - zapytałam i stanęłyśmy w miejscu.
 - Nie pytaj tylko chodź - otworzyła drzwi do pokoju, a potem wejściowe.
 - Carlos?!
 - Kendall?!
Chłopaki stali przed nami uśmiechnięci od ucha do ucha.
 - Co wy tu robicie?! - blondynka chciała ich wciągnąć do mieszkania, ale się zaparli.
 - Czy ty czegoś, kochana, nie zapomniałaś, hmm...? - zapytał Carlos.
Zauważyłam na jego rękach Dark.
 - Matko, no tak - chciałam ją wziąć od chłopaka.
On jednak jej nie oddał.
 - Najpierw nagroda za pamięć - pokazał na swój policzek.
Rozejrzałam się po korytarzu i pocałowałam szybko latynosa.
 - Od razu lepiej - uśmiechnął się i ja również.
Wzięłam małą na ręce i zaczęłam ją głaskać.
 - To my już pójdziemy - uśmiechnął się Kendall i oboje zawrócili w stronę wyjścia.
Kate już miała zamknąć drzwi...
 - Woow... Dzień dobry - powitał wesoło kogoś Kendall.
Szybko wróciłyśmy na korytarz, a przed chłopakami stał Dave.
 - O szlak... - Kate chwyciła się za włosy.
Dave zaczął ponownie kiwać głową i uśmiechać się sztucznie.
 - A więc to jesteś ty...! - wujek patrzył na Schmidt'a.
 - W jakim sensie...? - nie zrozumiał blondyn.
 - Jestem Dave, wuj Kate.
 - O, miło mi - chciał podać mu rękę.
Jednak wujek nie chciał mu podać dłoni, co spowodowało, że chłopak się zmieszał. Ja i Kate spojrzałyśmy na siebie przerażonym wzrokiem.
 - Moja siostrzenica nie chce mieć problemów z celebrytami - powiedział srogo Dave.
Kate nie wytrzymała i stanęła koło wujka.
 - Wujku! On nie jest taki!
 - A skąd wiesz?
 - Znam go dłużej niż ty - uargumentowała.
 - Już ja znam takich jak on biliony - skrzywił się i z obrzydzeniem dotknął rękaw koszuli Kendall'a.
 - Nie rozumiesz, że przy nim czuję się bezpiecznie - mówiła coraz bardziej spokojnie.
Nie chciałam zostawić przyjaciółki samej na placu boju.
 - Panie Dave. Powinien Pan pozwolić mu pokazać, że nie jest taki jak reszta - dołączyłam się do dyskusji.
 - Odezwała się. Następna - zmierzył mnie wzrokiem wujek Kate - To ty ją w to wplątałaś... Kiedy tylko przeszłaś próg naszego mieszkania Kate zaczęła myśleć o tym maminsynku.
 - To nie jej wina! - odsunęła się od mężczyzny i stanęła obok mnie.
 - To czyja?
 - To chyba nie jest ważne! Mówisz o tym jakby to była zbrodnia, że się zakochałam.
Dave uśmiechnął się znowu sztucznie i potrząsnął lekko głową.
 - Katelyn... Jak ty mało jeszcze wiesz o życiu...
Kate spojrzała na mnie szukając pomocy. Odpowiedziałam jej wzrokiem, że musi sama to zakończyć.
 - ...Jestem już dorosła, nie masz prawa mi rozkazywać z kim się mam przyjaźnić i z kim mam się spotykać...
Dave był zaskoczony, że Kate w końcu to powiedziała.
 - A wiesz co? Rób sobie co chcesz. Tylko jak wyjdzie na moje, to u mnie pomocy nie znajdziesz... - powiedział cicho a za razem srogo.
I zjechał windą na parter hotelu. Zostaliśmy w czwórkę na pustym korytarzu. Dziwiłam się, że żaden sąsiad nie wyszedł jeszcze, aby sprawdzić co się dzieje. Kendall dalej stał jak sparaliżowany. Dziewczyna też stała jak wryta w podłogę. Jej twarz stała się blada jak kartka papieru.
 - Kate? Dobrze się czujesz? - zapytałam.
 - Co to za głupie py... - nagle dziewczyna załamała się pod swoim ciężarek.
Kendall chwycił zręcznie dziewczynę zanim upadła na podłogę. Wziął ją na ręce i zaniósł na kanapę do jej pokoju. Usiedliśmy koło niej w ciszy.

***

Kate.

Poczułam ucisk głowy, co zmusiło mnie otworzenia oczu. Leżałam w swoim pokoju, na kanapie okryta kocem. Podniosłam lekko głowę i zobaczyłam głowę z blond włosami na moim brzuchu i jego rękę trzymającą moją. Tak słodko wyglądał jak spał... Na ten piękny widok uśmiechnęłam się i po moim policzku popłynęła strużka łez. 
"Kendall mnie nie skrzywdzi... Szybciej będą dwie niedziele w kupie..." - pomyślałam.
Chłopak zaczął się przebudzać. Kiedy mnie zobaczył wyraźnie mu ulżyło.
 - No nareszcie... - pocałował moją dłoń.
 - Co się stało...? - chwyciłam się za głowę.
 - Zemdlałaś. 
Od razu przypomniałam sobie, co się wydarzyło. 
 - Aaa... Racja... A ty jak się czujesz...? 
 - Wporządku. Emocje opadły - spojrzał w okno i zamyślił się chwilę.
Trwało to z dwie minuty. 
 - Kendall, nad czym tak myślisz...?
 - ...Nad tym, co powiedział twój wujek... 
Podniosłam się z legowiska, usiadłam koło niego na ziemi i oparłam się o kanapę.
 - Chyba nie myślisz, że ma rację - nie dałam dokończyć.
 - Ja tak nie myślę...
 - ...Tylko...? - domagałam się wyjaśnień.
Wziął głęboki oddech i oparł głowę o kanapę.
 - ...Chodzi o to, że nie chcę Cię buntować przeciwko niemu... 
 - Kto powiedział, że ty mnie buntujesz? - zdziwiłam się tą odpowiedzią.
 - Przecież wiesz jak jest... Nie oglądałaś dramatów w telewizji? - pokazał ręką na stojący telewizor.
Nadal nie wiedziałam co powiedzieć. Jak zareagować...?
 - Przecież twój wujek myśli, że to ja Cię zmuszam do spędzania ze mną czasu. 
 - Aha. Czyli to JA Cię zmuszam do spędzania czasu ze mną - zinterpretowałam.
 - Nie! 
Natychmiast wstał, przeczesał palcami włosy z nerwów i ponownie wziął oddech do płuc. Zaczął chodzić po pokoju w kółko. Im dłużej tak krążył bardziej mnie to denerwowało.
 - Możesz przestać? - wybuchnęłam w końcu.
Na mój rozkaz stanął i przysiadł przede mną patrząc w oczy. Wziął moje ręce, a mnie przeszedł dreszcz. 
 - Nie rozumiem... - wyszeptałam do niego.
Chłopak spuścił głowę i przygryzł dolną wargę. Zapewne sam nie wiedział co powiedzieć. 
 - Twierdzę, że rodzina jest ważniejsza niż związek...
 - Co to jest za rodzina?! Brat mojej matki, która siedzi teraz w Australii, a ojciec w ogóle nie daje znaków życia. Czy tak wygląda prawdziwa i wartościowa rodzina?!
Racja, trochę przesadziłam... Ale Kendall mówił tak, jakby on nie był moją rodziną. A był. 
 - ...Przepraszam... - powiedziałam po długiej chwili ciszy - Ale denerwuje mnie takie gadanie... Ja twierdzę, że kiedy masz kogoś tak ważnego... Staje się ten ktoś częścią twojej rodziny...
Oczy Schmidt'a zaświeciły. Zrozumiał. Zaczął się zbliżać do mnie, czułam jego oddech, jego ręka odgarnęła moje z twarzy i już chciał mnie pocałować...
 - Kate? - otworzyły się drzwi a w nich Reachel - ...O, przepraszam - speszyła się widząc nas i zaczęła się śmiać - Chcecie coś do picia...? - próbowała się uspokoić.
 - Nie, dzięki - odpowiedziałam też ledwo powstrzymując się od śmiechu.
Ona tylko pomachała i zniknęła. Ja i Kendall znowu na siebie patrzyliśmy. Dzieliły nas tylko trzy milimetry. W końcu nasze usta spotkały się w namiętnym pocałunku.

Reachel.

Weszłam do salonu, gdzie na fotelu siedział Carlos. Dark biegała po wykładzinie i nie mogła przestać. Uśmiechnęłam się do chłopaka, a on mi pomachał wesoło.
 - Przeszkodziłaś, co nie? - wyprzedził moje myśli.
 - Niestety, zdarza się - zaśmiałam się.
Pena pokazał, żeby usiąść na jego kolanach. Jak poprosił - zrobiłam.
 - Ale się złożyło, co? - zahaczył o temat wujka Dave'a.
Pokiwałam tylko znacząco głową i zrobiłam skwaszoną minę. 
 - Ale dobrze, że się postawiła, bo potem to mogliśmy wylądowali na zbity pysk na ulicę - przewrócił oczami.
Nastała chwila ciszy. Patrzyliśmy sobie głęboko w oczy zapominając równocześnie o teraźniejszości. Palcami dotykałam jego policzka, a on bawił się moimi włosami. 
 - Dobrze, że my mamy już takie problemy za sobą... - odezwał się w końcu latynos.
Przypomnieli mi się rodzice i biedny Freddie.
"Pewnie strasznie tęskni..." - pomyślałam i zobaczyłam w wyobraźni jego smutną twarz.
 - Tak... Ale żal mi Freddie'ego... Tyle już go nie widziałam... - teraz bawiłam się koszulką Carlos'a.
 - Biedny dzieciak... 
 - Chętnie poszłabym do rodziców i go zabrała stamtąd... Ale boję się za tamten próg przechodzić... 
 - Czego się boisz? To oni powinni się Ciebie bać.
 - Mnie? Dlaczego mnie? - nie zrozumiałam.
On zaśmiał się cicho i zbliżył do mnie.
 - Ponieważ masz silnego i odważnego chłopaka, który zawsze stanie w Twojej obronie - powiedział i pocałował mnie. 
Przerwałam pocałunek, bo zdałam sobie z czegoś sprawę.
 - Carlos! Co z nagraniem?! 
Jego oczy otworzyły się na niesamowitą szerokość. 
 - ...Wybacz, Reach... Ale muszę coś przekazać Kendall'owi... - powiedział cicho i spokojnie. 
Wstałam z jego kolan i patrzyłam jak idzie wolnym krokiem do pokoju Kate. Otworzył drzwi i...
 - KENDALL! STEVE NAS ZABIJE! - wrzasnął.
Oboje w błyskawicznym tempie wybiegli z apartamentu, a po nich został tylko kurz.

Carlos.

W drodze do studia potknęliśmy się o własne sznurówki pięć razy i trzy razy przejechaliśmy przez czerwone światła. 
 - Ile czasu jeszcze mamy? - zapytał zdenerwowany Kendall.
 - DWIE MINUTY! - spanikowałem patrząc na zegarek.
Kendall zaparkował samochód zaraz pod wejściem. Wchodząc po schodach zaliczyliśmy jeszcze parę siniaków. W samą porę wbiegliśmy do studia nagrań.
 - Gdzie utknęliście?! - podszedł do nas James.
 - Długo by gadać - powiedział Kendall ledwo łapiąc oddech.
 - Jak z Logan'em? - zacząłem go szukać dookoła.
James podniósł wzrok i patrzył jakby ktoś stał za nami.
 - Cześć - powiedział znany nam głos.
Odwróciliśmy się, a przed nami stał Logan. Nie wyglądał na złego, albo obrażonego... Był smutny. Wymieniliśmy wzrok z Kendall'em nie wiedząc co powiedzieć.
 - Przepraszam - wyprzedził nas.
 - To my nawaliliśmy... - przerwał mu dalsze tłumaczenie Schmidt.
 - To nie fair krzyczeć na takie fajne dziewczyny jak Isabella i Michelle... - dodałem.
Brunet się uśmiechnął i wymieniliśmy "niedźwiadka". 
 - Big Time Totalni Kretyni! - wydarł się Steve za naszymi plecami.
Na ten znak stanęliśmy wszyscy na baczność i baliśmy się konsekwencji.
 - Chętnie za to spóźnienie bym was teraz wywalił na zbite pyszczki!... Ale mamy dzisiaj gościa, więc odłożę to na potem.
"Gościa...?"
Rozejrzeliśmy się po sobie pytającym wzrokiem. Nagle do studia weszła dziewczyna o jasnych, długich włosach i jasnej cerze. Przez drzwi wleciało chłodne, ale przyjemne powietrze. Miałem wrażenie, że świat nagle przestał się kręcić.
"O nie... Czy ja się zakochałem...?!"
 - Witamy, witamy! - usłyszałem Steve'a.
Dziewczyna podała rękę menadżerowi, także się przywitała i spojrzała w moim kierunku, a moje serce przestało pracować na chwilę. Zaczęła iść w moim kierunku.
"Los... Nie panikuj... Po prostu podaj jej rękę i uśmiechaj się..."
 - Hej, jesteś Carlos! Miło mi cię poznać - uśmiechnęła się.
A ja zaś zapomniałem języka w gębie. 
 - Aaa... Mniee... - jąkałem się - To znaczyy...
Nagle Kendall uderzył mnie w tył głowy i jak z automatu zacząłem mówić.
 - A ty jak się nazywasz? - zapytałem i również się wyszczerzyłem.
 - Jestem Sabina - przedstawiła się.
 - Sabina... - rozmarzyłem się i znowu się zablokowałem.
"Cholera... Naprawdę się zakochałem..."
__________________________________________________________________
no i witam Was ! u mnie ferie już od wczoraj się zaczęły X D mam problemy ze swoją prawą stopą i ledwo co chodzę.. ; / 
ponawiam informację, że co piątek ( w środku któregoś tygodnia też ) będę pisać rozdziały.. aż do dnia .. bodajże.. 26 lutego ; D i teraz tak: 
do dnia 26 lutego będzie napisane już 50 rozdziałów ! WOO HOO ! 
potem zaczynam drugą serię. co to znaczy? to znaczy:
1) że historia dalej będzie się ciągnęła w nieskończoność X D
2) zrobię nowego bloga, z nowym wyglądem, a tutaj będę trzymała te pierwsze 50 episodów ; )
no, pojawiła się nowa postać: SABI! X DD być może od razu poznaliście tę małą Penatorkę X DD 
a jeśli nie ( AA PRZEKLINAM WAS ! ) tutaj jest jej blog i twitter : ) 
już niedługo będzie jeszcze jedna nowa bohaterka ; ) 

piątek, 1 lutego 2013

Rozdział 45

[ soundtrack ]

Kate.
Podeszliśmy do James'a, bo stał tak jakby zamarzł. 
 - Ja zawsze uważałem Jesse za przyjaciółkę... Alex zawsze była dla mnie najważniejsza... - odezwał się po długim czasie.
 - To nie twoja wina - pocieszał go Kendall.
 - Tak. Nie robiłeś tego specjalnie - dodała Jay.
 - I co ja mam teraz zrobić? - zapytał wysoki brunet.
Wszyscy zaczęliśmy się zastanawiać, co z tym fantem zrobić. Nagle do salonu weszły Jesse i Alex. Jesse miała czerwone i opuchnięte od płaczu oczy, a Alex trzymała ją pod ramię. Fink podeszła do James'a. Chłopak miał zwieszoną głowę. Wstydził się, zaraz, James się wstydził?! Czy to możliwe?!
 - Przepraszam... - zaczęła blondynka.
Maslow od razu na te słowa podniósł głowę i popatrzył na nią ze zdziwieniem. 
 - Za co ty mnie przepraszasz? 
 - Masz już dziewczynę i jesteś z nią szczęśliwy... A ja chcę ci to zniszczyć... Zachowuję jak każda fanka... Chcę być tylko twoja, a to nie możliwe... 
Przeszedł mnie dreszcz. Dokładnie tak samo było ze mną, dopóki nie spotkałam wreszcie Kendall'a. Odkryłam jego stary zespół Heffron Drive, wtedy dowiedziałam się o jego istnieniu, chciałam być tylko jego.  Jednak zdawałam sobie sprawę, że on niekoniecznie będzie ze mną chciał być. Minęły prawie 4 lata i wtedy go spotkałam osobiście. Wtedy spełniło się moje największe marzenie. I do tej pory jestem za to wdzięczna losowi... Ale Jesse się późniła... James i Alex są ze sobą strasznie zżyci. Gdyby Reachel poznała Michelle i Jesse o wiele wcześniej, wszystko potoczyłoby się zupełnie inaczej. Ale już nie zmienimy rzeczywistości... 
 - Ale to nie twoja wina, że coś do mnie czujesz... - powiedział James.
Ona tylko chwyciła w palce swoją blond grzywkę i spuściła głowę. Chłopak delikatnie chwycił ją za ramiona, co zmusiło ją do spojrzenia mu w oczy. 
 - Pójdę już... - uwolniła się z uścisku.
 - Zaczekaj - zatrzymał ją zastawiając drzwi swoim ciałem.
 - O co chodzi? - zapytała zmęczona tą aferą.
On jednak nie wiedział co powiedzieć, zaczął się nerwowo rozglądać dookoła salonu.
 - James, zostańmy przyjaciółmi, co...? - podała mu dłoń.
Na chwilę się zawahał, ale potem się oboje uśmiechnęli i podali sobie dłonie. Stali tak chwilę... Aż nagle Jesse przytuliła się do długowłosego bruneta. Oboje zaczęli się kręcić tak po całym salonie, to był dowód, że wszystko gra. 

[ soundtrack ]

Nagle zadzwonił dzwonek do drzwi. Kendall otworzył je, a przed nami stało dwóch policjantów, Logan, Michelle i Isabella.
"Tak... Jasne... Wszystko gra..." - pomyślałam z zażenowaniem i przewróciłam oczami.
Wszyscy staliśmy sparaliżowani, Logan i policja?! Ten dzień był naprawdę szalony.
 - Logan, coś ty narobił?! - zapytał Carlos.
 - Ten młodzieniec jeździł na deskorolce i krzyczał... - wytłumaczył jeden policjant.
 - A to, przepraszam, jakieś przestępstwo? - oburzyłam się.
 - Proszę dać mi dokończyć... Jeździł i krzyczał pod komisariatem policji - dodał.
 - O matko... Logan... - westchnął Kendall.
Henderson tylko wzruszył ramionami i zrobił grymaśną minę.
 - Te panny były z nim - wskazał na dziewczyny drugi policjant.
 - Skoro tylko tam były to może im dajcie spokój, co? - odezwał się w końcu Logan.
 - Zgoda - przyznał z obojętnością pierwszy inspektor.
Michelle i Isabella weszły za próg domu. Isabella się zatrzymała i napięcie odwróciła.
 - A co z Logan'em? - zapytała inspektorów i wskazała na chłopaka.
 - Z nim? 
 - Tak...
Jeden policjant spojrzał na drugiego. Najwyraźniej sami nie wiedzieli co z nim zrobić. 
 - Kolego, jeszcze jeden taki numer to grzywnę masz murowaną - pokarał Logan'owi palcem jeden policjant.
I odeszli. Zamknęliśmy drzwi i spojrzeliśmy ze złością na Henderson'a. 
 - Co się tak gapicie? - odezwał się obruszony.
 - Po co krzyczałeś pod komisariatem? - także zapytał bardziej obruszony Kendall.
 - ...No nie wiem... - podrapał się po tyle głowy.
 - Jak to nie wiesz? - podszedł do niego James.
 - Zapomniało ci się? - przewrócił oczami Carlos.
Do dyskusji wtrąciły się Isabella i Michelle. 
 - Bo chciałyśmy, żeby pokazał coś odważnego... - stanęły w jego obronie.
 - Ale to nie znaczy, że trzeba od razu wrzeszczeć i tłuc się deską pod komisariatem policji! - przerwał im zdenerwowany Kendall.
 - Teraz to ty wrzeszczysz na dziewczyny! Daj im spokój i się opanuj, stary! - popchnął go lekko Logan.
 - Nie popychaj mnie! - odsunął go od siebie.
 - Logan, uspokój się! - wtrącił się znowu Carlos.
 - Na Reachel nikt nie krzyczy, ale Kendall na Isabelle i Michelle sobie może, tak?! Jakby ktoś krzyczał na Reachel to też byś tak zareagował jak ja! - zwrócił się teraz do Peny.
 - Nie wplątuj w to Reachel! Oboje macie się uspokoić! - pokazał palcem na Schmidt'a i Henderson'a. 
Logan i Kendall spojrzeli na siebie, a potem na wszystkich po kolei. 
 - ...Zniknijcie mi sprzed oczu... Obydwoje... - pokazał na Carlos'a i Kendall'a.
I ruszył powoli do swojego pokoju na górnym piętrze. 
 - Logan... - odwróciła się do chłopaka Isabella. 
On jednak nie zwracał na to uwagi.
 - Logan... - pobiegła za nim Simpsons, a za nią Michelle.
Kendall i Carlos spojrzeli na wszystkich i westchnęli. Schmidt przeczesał palcami włosy i usiadł na sofie. Reachel podeszła do Carlos'a, który teraz w wolnym tempie szedł na taras. Ja zaś usiadłam koło blondyna na kanapie. Bałam się mu spojrzeć w oczy. Zauważyłam, że trzyma na kolanach swoje dłonie. Nie czekałam długo i lekko je dotknęłam. Dopiero wtedy nasze oczy spotkały się. On popatrzył to na nasze dłonie, to na mnie. Jednak uśmiech na jego ustach nadal się nie pojawiał. 
 - To my was zostawimy... - odezwał się James.
Po tych słowach Jesse, Alex i James wyszli z salonu. Zostałam sama z Kendall'em. Cisza unosiła się nieznośnie w powietrzu. Miliony myśli na minutę zaczęło mnie przyprawiać o zawroty głowy. On tylko spojrzał na mnie ze smutkiem. Nie wiedziałam, co powiedzieć w takiej sytuacji, więc położyłam głowę na jego ramieniu. Chłopak przytulił mnie mocniej do siebie i pocałował w czoło. 
 - Nie musisz nic mówić... - szepnął.
Na te słowa uśmiechnęłam się i bardziej wtuliłam w blondyna. 

Reachel.
Carlos wyszedł na taras, a ja za nim. Powoli szłam w stronę bruneta. Oparł się o barierkę i patrzył w niebo. 
 - Carlos... 
Podeszłam do niego przytuliłam się do jego pleców i objęłam.
 - Nie wściekaj się... Emocje wzięły górę...
Chwycił mnie za ręce, obejrzał się za lewe ramię i spojrzał mi w oczy. Uśmiechnęłam się do niego, aby mu poprawić humor, jednak to nie podziałało.
 - Na mnie też jesteś zły...? - zdziwiłam się.
Po czterech sekundach ciszy w końcu się odezwał.
 - ...Nie śmiałbym być... - znowu zerknął za lewe ramię.
 - Więc czemu się tak zachowujesz...?
Wyplątał się z mojego objęcia i odwrócił się do mnie. Oparł się plecami o barierki trzymając dalej mnie za ręce.
 - Przepraszam... W niczym tutaj nie zawiniłaś...
Na te słowa moje kąciki ust powędrowały do góry.
 - Nie musisz mnie przepraszać. Wystarczy mi jak się po prostu uśmiechniesz.
Brązowooki przełamał się i zaprezentował jeden ze swoich najsłodszych uśmiechów.
 - I tak trzymaj - podniosłam kciuk do góry.
Potem się przytuliliśmy i kołysaliśmy w rytm piosenki, która akurat była grana za płotem sąsiadów.

[ soundtrack ]

Isabella.
Logan zamknął się sam w swoim pokoju i nie miał zamiaru wychodzić do mnie i Michelle. Usiadłyśmy więc pod ścianą i wyczekiwałyśmy odpowiedniego momentu na rozmowę z szatynem. Jeszcze nigdy nie strzelił takiego focha. Przypomniałam sobie, jak często ja się denerwowałam na Michaelle. Na te wspomnienia uśmiechnęłam się lekko, co Michelle zauważyła.
 - Co Cię tak rozbawiło, co? - zapytała miło.
 - Nie nic, wspomnienia... - popatrzyłam w sufit - Była prawie taka jak ty... Podobne imię, też umiała na grać na gitarze... Też kocha Logan'a...
 - I co się stało?
 - Wyjechała do Francji wraz z kuzynką Robyn, ona też była naszą przyjaciółką.
 - Do Francji? Po co?
 - Mają korzenie francuskie, a ich babcia była w fatalnym stanie... Do tej pory się nie odzywają... Miejmy nadzieję, że w końcu dadzą znak życia...
 - Szkoda... Pewnie ty i Michaelle się nieźle kłóciłyście o Logan'a - zaśmiała się.
 - Ahh... Częściej niż myślisz... Ale była moją przyjaciółką... - uśmiechnęłam się jeszcze szerzej.

***

[ soundtrack ]

Reachel.
Wczesnym wieczorem po Jay zadzwoniła mama i musiała już biec do domu. Kendall przytulił ją mocno, co wyraźnie nakręciło Kate. Gdy tylko drzwi się zamknęły, ona rzuciła się na niego i zaczęła całować.
 - Nigdy więcej, proszę, tak nie rób... - powiedziała do niego.
Zaraz po tym Michelle i Isabella zeszły po schodach na dół.
 - Rozmawiałyście z nim? - zapytałam.
 - Zapomnij... Nic nie wskóramy... Idziemy do domu, bo nasi rodzice się pewnie martwią... - powiedziały zawiedzione.
 - Jutro będzie lepiej... - powiedziałam zamykając za nimi drzwi.
One tylko pokiwały głowami i uśmiechnęły się trochę nieszczerze. Wszyscy wzruszyliśmy ramionami, a do salonu wbiegł James.
 - Szybko! Szybko! - krzyczał i biegał po salonie.
 - Co ty robisz? - zapytał Kendall.
 - Musze się schować! Pomóżcie!
 - W chowanego się bawcie...? - uniósł brew Carlos.
 - Nie! - schował się za regałem z książkami - Mnie tu nie ma, jasne?!
Do salonu wbiegły też Jesse i Alex.
 - Nie ukryjesz się! - krzyczały.
Po przeszukaniu paru miejsc uciekły na górę, a James pobiegł za nimi z szerokim uśmiechem.
 - Że tak powiem... I don't care... - uniosła brwi i potrząsnęła głową Kate.

[ soundtrack ]

Chłopcy wzięli nas za ręce i zaprowadzili na dwór. Schodząc po schodkach Kendall i Carlos potknęli się o własne nogi i wylądowali na trawie.
 - Niech żyje zgrabność... - przyznałyśmy z Kate.
We czwórkę położyliśmy się na trawie i leżeliśmy w ciszy.
 - Reachel...? - odezwała się Kate.
 - Co tam?
 - Pamiętasz, co sobie obiecałyśmy, nie...?
Zaczęłam się zastanawiać, o jaką obietnicę chodzi... Coś przyszło mi do głowy...

[ 3 miesiące temu ]


 Reach? 
 - Co? 
 - Pewnego dnia pójdziemy z Kendall'em i Carlos'em do Chambrulay...
 - Do najdroższego hotelu w LA...
 - Wkradniemy się do pokoju prezydenckiego... I zamówimy nam masaż...
 - A po co? Chłopcy nieźle masują...! 
 - No racja! Haha!
 - I potem jak ochroniarze nas zgarną, to będziemy się wyrywali i śmiali, a oni zgłupieją! 

...


 - Haha, mówisz o Chambrulay? - puściłam jej oczko.
 - Dokładnie, ważoone - też puściła mi oczko.
 - Dobra, to się robi dziwne - zaśmiał się Kendall.
 - Co wy kombinujecie...? - uśmiechnął się chytrze Carlos.
Ja i Kate spojrzałyśmy na siebie.
 - Oderwijmy się od rzeczywistości, co wy na to? - powiedziałam.
Ich wzrok zmienił się na poważny. Ich spojrzenia się spotkały i potem powędrowały do nas.

***

Podjechaliśmy czarnym Citroen'em Kendall'a pod hotel Chambrulay na ulicy Sante Marie. Jak tylko zobaczyłyśmy ten budynek zaczęłyśmy się śmiać. 
 - To jeszcze nie koniec, moje panie... - objęli nas ramionami Carlos i Kendall i zaraz potem puścili. 
Po cichu weszliśmy przez drzwi i wtapiając się w tłum uciekliśmy na górę po schodach wyłożonych krwistoczerwoną wykładziną. Już po wejściu na piętro przed nami było mnóstwo apartamentów. Weszliśmy na prawdopodobnie 5 piętro. Nagle zauważyliśmy sprzątaczkę z odkurzaczem. Szybko schowaliśmy się za wielkimi donicami z egzotycznymi roślinami. Sprzątaczka była coraz bliżej nas. Jak na odkurzacz, to to było naprawdę ciche urządzenie... Nagle Carlos zaczął się nerwowo drapać po nosie.
 - Carlos...! Opanuj się...! - szepnął do niego Kendall.
 - Nie mogę...! Ta paprotka, czy cokolwiek to jest, łaskocze mnie...! - odszeptał mu.
Nagle z korytarza wybiegł mężczyzna. Nie widzieliśmy dokładnie jego twarzy. 
 - Proszę panią! Mogłaby pani coś dla mnie zrobić? 
 - Oczywiście, jak mogę pomóc? - odwróciła się do mężczyzny.
 - Spieszę się na samolot, mogłaby pani przekazać potem ten kluczyk Stephan'owi na recepcji? - podał jej klucz do apartamentu.
 - Nie ma problemu, niech pan biegnie.
 - Dziękuję, do widzenia! - i pobiegł w dół schodów.
 - Do widzenia, do widzenia - odpowiedziała mu.
Niedokładnie włożyła klucz do kieszonki w spódnicy. Wtem odkurzacz sam z siebie się wyłączył.
 - Co do diabła...? - obruszyła się starsza pani.
Kobieta schyliła się do odkurzacza i podniosła go.
 - Znowu trzeba będzie kupić nowy sprzęt... - westchnęła i weszła do małego pokoiku.
Wyszliśmy z ukrycia. Nagle na coś nadepnęłam. Podniosłam nogę i zobaczyłam klucz do apartamentu. Moje oczy otworzyły się na niemożliwą skalę.
 - Ważoone...? - zawróciłam się do Kate.
 - Co?
 - Los nam chyba zaczyna sprzyjać...! - zadzwoniłam kluczem przed jej nosem.
Ona zaczęła cicho piszczeć i skakać ze mną po holu.
 - Chodźcie! Idziemy poszukać naszej lokacji! - ruszyliśmy wzdłuż korytarza.
Wędrowaliśmy dość długo, bo korytarz był okropnie długi.
 - 1268A, 1268A... - powtarzał numerek apartamentu Carlos.
W końcu natrafiliśmy na wielkie drzwi ze złotą plakietką "1268A"
 - Nareszcie! - Carlos otworzył drzwi, a przed nami ukazał się ogromny apartament. Jeszcze raz popatrzyłam na plakietkę na drzwiach.
"1268A. Pokój prezydencki."
 - Nie-wie-rzę-wto-co-wi-dzę... - ledwo to wymówiłam.
Kate stała zaraz za mną i też zobaczyła to co ja.
 - Chłopaki! - krzyknęłam, gdy zamknęłam drzwi.
 - To jest pokój prezydencki! - zaczęłyśmy znowu skakać.
 - Tak jak sobie wymarzyłyśmy! - zaczęłam aż płakać ze szczęścia.
Pokój był wyposażony w najbardziej nowoczesne meble, ogromny balkon z paroma leżakami, wielkie łóżko i śmieszne czerwone fotele. Nie zamierzaliśmy z stąd szybko wychodzić.

***

Zbliżała się godzina siódma wieczór, a my staliśmy się bardzo głodni. 
 - Zamówię ciasto! - Carlos pobiegł do telefonu.
Kendall go szybko zatrzymał.
 - Nie! Odkryją, że nie jesteśmy tu zarejestrowani! 
 - To mamy z głodu umrzeć?! 
 - Mam pomysł - powiedziała Kate.
Chcieliśmy przebrać Carlos'a tak, żeby wyglądał jak tamten facet. 
 - Dlaczego akurat ja? 
 - Bo masz ciemne włosy - odpowiedziałam.
Zorientowaliśmy się, że Carlos jest nieodpowiednio ubrany.
 - On miał garnitur! - uderzyła się w czoło Kate.
 - Nie ważne. Ja chcę ciasto! - zdenerwował się model.
 - Chyba nie chcesz powitać kogoś z hotelu w dżinsach i koszulce. Widziałeś, że wszyscy tutaj chodzą w eleganckich ciuchach. 
 - Ehh... Zamówię pizzę... - wyciągnęłam iPhone'a z kieszeni spodni.
 - Czekaj! Tu pisze, że wszelkie dania i posiłki są podawane do drzwi - przeczytała Kate z karty na komodzie.
 - Co w związku z tym...? - zapytałam.
 - Dają pod drzwi i idą.
Nastała chwila zastanowienia. Carlos zerwał się jak oparzony i pobiegł do telefonu.
 - Ciasto, ciasto, ciasto! - szeptał czekając na połączenie - Halo? Tak. Chciałbym zamówić ciasto czekoladowe z truskawkami i śmietaną. Oczywiście... Coś do picia? Hmm... Szampan, albo nie... Wino. Najlepsze jakie macie. - ja i Kate spojrzałyśmy na siebie z uśmiechem i prawie zaczęłyśmy się śmiać - Za ile? 20 minut? Jasne, nie ma sprawy. Tylko mam prośbę, proszę zostawić wszystko pod drzwiami, dobrze? Dziękuję, do widzenia.
Carlos zrobił triumfalną minę i włączył muzykę. 
 - Ja nie wracam do rzeczywistości - powiedział i usiadł na czerwonym fotelu.
Uśmiechnęłam się i usiadłam na kolanach chłopaka. Kendall rzucił się na łóżko, a Kate położyła się koło niego, a on objął ją ramieniem. Carlos zaczął dotykać moje plecy.
 - Co robisz? - zapytałam go.
 - Jesteś strasznie spięta - zaśmiał się.
Chłopak zaczął mnie masować. 
 - Hej! Ja też chcę... - Kate nie dokończyła, bo blondyn odwrócił ją i robił to samo co jego przyjaciel.
Co parę sekund poczułam ból, ale od razu potem znikał. Nagle ktoś zapukał do drzwi. Odczekaliśmy parę chwil w ciszy. Potem chłopcy podbiegli do drzwi i delikatnie je otworzyli. Przed nimi na metalowym wózku na kółkach było wielkie czekoladowe ciasto, obok niego dwie miski z czerwonymi truskawkami ze śmietaną, a na końcu było ciemnoczerwone wino. 
 - No to jemy! - powiedział Carlos wjeżdżając wózkiem do apartamentu. 
Szybko zjedliśmy ciasto, a truskawki zniknęły z miseczek w mgnieniu oka. Siedzieliśmy na czerwonych fotelach objedzeni i w ogóle już niegłodni. Latynos chwycił za butelkę z winem i otworzył ją. Porozlewał go do czterech kieliszków i podał każdemu z osobna. Potem każdy ze sobą stuknął kieliszka i zaczęliśmy pić.

***

[ soundtrack ]

Gdy wino już prawie zostało wypite, Kendall włączył wolną muzykę. Oboje poprosili nas do tańca. 
 - Mogę panią prosić...? - podał mi swoją dłoń Carlos i uśmiechnął się pięknie.
 - Bez zastanowienia odpowiem, że tak - pocałowałam go w policzek i podałam rękę. 
Kendall bez pytania wziął za rękę Kate i przytulił do siebie. Tańczyliśmy do końca jednej piosenki, potem Kendall i Kate wrócili na łóżko. Dziewczyna usiadła na kolanach blondyna twarzą do niego i rozmawiali szeptem z przerwami na cichy śmiech. Domyślałam się, o czym rozmawiali... Haha, na pewno o czymś poważnym. Ja i Carlos tańczyliśmy jeszcze chwilę, aż w końcu zatrzymał się i zaprowadził mnie na balkon. Była piękna i gwieździsta noc. Wiatru nie było nawet na sekundę czuć. Postaliśmy chwilę w kompletnej ciszy. Było tylko słychać samochody w dole, na ulicach LA. Nagle zawiał lekki, ale zimny wiatr. Przeszły mnie dreszcze, chłopak to zauważył i przytulił mnie mocno swoim ciepłym ciałem. Nasze policzki zetknęły się ze sobą, a ja zamknęłam oczy.
 - Kocham Cię... - szepnął mi do ucha.
 - Wiesz, że ja Ciebie też... - pocałowałam go w usta.
Usiedliśmy na leżaku i dalej dotykaliśmy się ustami. Na chwilę popatrzył mi w oczy.
 - Jestem w najpiękniejszym hotelu w LA z najpiękniejszą dziewczyną na świecie... - dotknął mojego policzka i dał moje włosy za ucho - Moje największe marzenie spełniło się...
I znowu mnie pocałował namiętnie, ale tak delikatnie jak nigdy. Nie zauważyłam jak oboje zasnęliśmy.

[ Na następny dzień ]

[ soundtrack ]

Usłyszałam głośne pukanie do drzwi. Natychmiast otworzyłam oczy i zobaczyłam leżącego pode mną Carlos'a. Znowu pukanie. Szybko obudziłam latynosa, potem Kate i Kendall'a. 
 - Co robimy...? - zapytaliśmy się samych siebie.
Nie odpowiedzieliśmy na to pytanie i już mieliśmy otworzyć drzwi i uciec. Nagle drzwi do apartamentu się otworzyły, a w nich stał ochroniarz, a obok niego pokojówka, którą spotkaliśmy wczoraj. Mężczyzna był wyraźnie zdenerwowany na nasz widok.
 - I co się pan gapisz jak sroka w kubeł?! - obruszył się Carlos i wybiegliśmy z pokoju ze śmiechem.
 - Ciasto było wyśmienite! - wykrzyczał latynos przed zejściem ze schodów.
 - Truskawki bardzo soczyste! - dodał Kendall.
 - A wino - pierwsza klasa! - zaśmiałyśmy się z Kate. 
Sprawnie wybiegliśmy z wielkiego hotelu, wskoczyliśmy do Citroen'a Kendall'a i z piskiem opon odjechaliśmy spod budynku prosto do domu.
 - WOO HOO! - krzyczałyśmy ja i Kate w otwartym szyberdachu.
 - PARTY PEOPLE! - też krzyczeli Carlos i Kendall przez otwarte okna.
____________________________________________________________________
co tu dużo mówić? kolejny piątek z nowym rozdziałem : ) ten rozdział już dawno, dawno temu był zaplanowany. i nareszcie ukazała się szansa na napisanie go ; D 

Kate, patrz i ucz się jak się pisze dobry rozdział w jeden dzień X DD 

za tydzień.. FERIE ! : DD co oznacza częstrze rozdziały : DD .. jak i codziennie godzinny skajpaj z Kate X DD ♥ mam nadzieję, ważoone, że rozdział się spodobał : 3 ♥

ROZPOCZĄŁ SIĘ KOLEJNY, JUŻ III ETAP W KONKURSIE 'BLOG ROKU' ; ) ŻYCZCIE MI POWODZENIA.. X DD