piątek, 1 lutego 2013

Rozdział 45

[ soundtrack ]

Kate.
Podeszliśmy do James'a, bo stał tak jakby zamarzł. 
 - Ja zawsze uważałem Jesse za przyjaciółkę... Alex zawsze była dla mnie najważniejsza... - odezwał się po długim czasie.
 - To nie twoja wina - pocieszał go Kendall.
 - Tak. Nie robiłeś tego specjalnie - dodała Jay.
 - I co ja mam teraz zrobić? - zapytał wysoki brunet.
Wszyscy zaczęliśmy się zastanawiać, co z tym fantem zrobić. Nagle do salonu weszły Jesse i Alex. Jesse miała czerwone i opuchnięte od płaczu oczy, a Alex trzymała ją pod ramię. Fink podeszła do James'a. Chłopak miał zwieszoną głowę. Wstydził się, zaraz, James się wstydził?! Czy to możliwe?!
 - Przepraszam... - zaczęła blondynka.
Maslow od razu na te słowa podniósł głowę i popatrzył na nią ze zdziwieniem. 
 - Za co ty mnie przepraszasz? 
 - Masz już dziewczynę i jesteś z nią szczęśliwy... A ja chcę ci to zniszczyć... Zachowuję jak każda fanka... Chcę być tylko twoja, a to nie możliwe... 
Przeszedł mnie dreszcz. Dokładnie tak samo było ze mną, dopóki nie spotkałam wreszcie Kendall'a. Odkryłam jego stary zespół Heffron Drive, wtedy dowiedziałam się o jego istnieniu, chciałam być tylko jego.  Jednak zdawałam sobie sprawę, że on niekoniecznie będzie ze mną chciał być. Minęły prawie 4 lata i wtedy go spotkałam osobiście. Wtedy spełniło się moje największe marzenie. I do tej pory jestem za to wdzięczna losowi... Ale Jesse się późniła... James i Alex są ze sobą strasznie zżyci. Gdyby Reachel poznała Michelle i Jesse o wiele wcześniej, wszystko potoczyłoby się zupełnie inaczej. Ale już nie zmienimy rzeczywistości... 
 - Ale to nie twoja wina, że coś do mnie czujesz... - powiedział James.
Ona tylko chwyciła w palce swoją blond grzywkę i spuściła głowę. Chłopak delikatnie chwycił ją za ramiona, co zmusiło ją do spojrzenia mu w oczy. 
 - Pójdę już... - uwolniła się z uścisku.
 - Zaczekaj - zatrzymał ją zastawiając drzwi swoim ciałem.
 - O co chodzi? - zapytała zmęczona tą aferą.
On jednak nie wiedział co powiedzieć, zaczął się nerwowo rozglądać dookoła salonu.
 - James, zostańmy przyjaciółmi, co...? - podała mu dłoń.
Na chwilę się zawahał, ale potem się oboje uśmiechnęli i podali sobie dłonie. Stali tak chwilę... Aż nagle Jesse przytuliła się do długowłosego bruneta. Oboje zaczęli się kręcić tak po całym salonie, to był dowód, że wszystko gra. 

[ soundtrack ]

Nagle zadzwonił dzwonek do drzwi. Kendall otworzył je, a przed nami stało dwóch policjantów, Logan, Michelle i Isabella.
"Tak... Jasne... Wszystko gra..." - pomyślałam z zażenowaniem i przewróciłam oczami.
Wszyscy staliśmy sparaliżowani, Logan i policja?! Ten dzień był naprawdę szalony.
 - Logan, coś ty narobił?! - zapytał Carlos.
 - Ten młodzieniec jeździł na deskorolce i krzyczał... - wytłumaczył jeden policjant.
 - A to, przepraszam, jakieś przestępstwo? - oburzyłam się.
 - Proszę dać mi dokończyć... Jeździł i krzyczał pod komisariatem policji - dodał.
 - O matko... Logan... - westchnął Kendall.
Henderson tylko wzruszył ramionami i zrobił grymaśną minę.
 - Te panny były z nim - wskazał na dziewczyny drugi policjant.
 - Skoro tylko tam były to może im dajcie spokój, co? - odezwał się w końcu Logan.
 - Zgoda - przyznał z obojętnością pierwszy inspektor.
Michelle i Isabella weszły za próg domu. Isabella się zatrzymała i napięcie odwróciła.
 - A co z Logan'em? - zapytała inspektorów i wskazała na chłopaka.
 - Z nim? 
 - Tak...
Jeden policjant spojrzał na drugiego. Najwyraźniej sami nie wiedzieli co z nim zrobić. 
 - Kolego, jeszcze jeden taki numer to grzywnę masz murowaną - pokarał Logan'owi palcem jeden policjant.
I odeszli. Zamknęliśmy drzwi i spojrzeliśmy ze złością na Henderson'a. 
 - Co się tak gapicie? - odezwał się obruszony.
 - Po co krzyczałeś pod komisariatem? - także zapytał bardziej obruszony Kendall.
 - ...No nie wiem... - podrapał się po tyle głowy.
 - Jak to nie wiesz? - podszedł do niego James.
 - Zapomniało ci się? - przewrócił oczami Carlos.
Do dyskusji wtrąciły się Isabella i Michelle. 
 - Bo chciałyśmy, żeby pokazał coś odważnego... - stanęły w jego obronie.
 - Ale to nie znaczy, że trzeba od razu wrzeszczeć i tłuc się deską pod komisariatem policji! - przerwał im zdenerwowany Kendall.
 - Teraz to ty wrzeszczysz na dziewczyny! Daj im spokój i się opanuj, stary! - popchnął go lekko Logan.
 - Nie popychaj mnie! - odsunął go od siebie.
 - Logan, uspokój się! - wtrącił się znowu Carlos.
 - Na Reachel nikt nie krzyczy, ale Kendall na Isabelle i Michelle sobie może, tak?! Jakby ktoś krzyczał na Reachel to też byś tak zareagował jak ja! - zwrócił się teraz do Peny.
 - Nie wplątuj w to Reachel! Oboje macie się uspokoić! - pokazał palcem na Schmidt'a i Henderson'a. 
Logan i Kendall spojrzeli na siebie, a potem na wszystkich po kolei. 
 - ...Zniknijcie mi sprzed oczu... Obydwoje... - pokazał na Carlos'a i Kendall'a.
I ruszył powoli do swojego pokoju na górnym piętrze. 
 - Logan... - odwróciła się do chłopaka Isabella. 
On jednak nie zwracał na to uwagi.
 - Logan... - pobiegła za nim Simpsons, a za nią Michelle.
Kendall i Carlos spojrzeli na wszystkich i westchnęli. Schmidt przeczesał palcami włosy i usiadł na sofie. Reachel podeszła do Carlos'a, który teraz w wolnym tempie szedł na taras. Ja zaś usiadłam koło blondyna na kanapie. Bałam się mu spojrzeć w oczy. Zauważyłam, że trzyma na kolanach swoje dłonie. Nie czekałam długo i lekko je dotknęłam. Dopiero wtedy nasze oczy spotkały się. On popatrzył to na nasze dłonie, to na mnie. Jednak uśmiech na jego ustach nadal się nie pojawiał. 
 - To my was zostawimy... - odezwał się James.
Po tych słowach Jesse, Alex i James wyszli z salonu. Zostałam sama z Kendall'em. Cisza unosiła się nieznośnie w powietrzu. Miliony myśli na minutę zaczęło mnie przyprawiać o zawroty głowy. On tylko spojrzał na mnie ze smutkiem. Nie wiedziałam, co powiedzieć w takiej sytuacji, więc położyłam głowę na jego ramieniu. Chłopak przytulił mnie mocniej do siebie i pocałował w czoło. 
 - Nie musisz nic mówić... - szepnął.
Na te słowa uśmiechnęłam się i bardziej wtuliłam w blondyna. 

Reachel.
Carlos wyszedł na taras, a ja za nim. Powoli szłam w stronę bruneta. Oparł się o barierkę i patrzył w niebo. 
 - Carlos... 
Podeszłam do niego przytuliłam się do jego pleców i objęłam.
 - Nie wściekaj się... Emocje wzięły górę...
Chwycił mnie za ręce, obejrzał się za lewe ramię i spojrzał mi w oczy. Uśmiechnęłam się do niego, aby mu poprawić humor, jednak to nie podziałało.
 - Na mnie też jesteś zły...? - zdziwiłam się.
Po czterech sekundach ciszy w końcu się odezwał.
 - ...Nie śmiałbym być... - znowu zerknął za lewe ramię.
 - Więc czemu się tak zachowujesz...?
Wyplątał się z mojego objęcia i odwrócił się do mnie. Oparł się plecami o barierki trzymając dalej mnie za ręce.
 - Przepraszam... W niczym tutaj nie zawiniłaś...
Na te słowa moje kąciki ust powędrowały do góry.
 - Nie musisz mnie przepraszać. Wystarczy mi jak się po prostu uśmiechniesz.
Brązowooki przełamał się i zaprezentował jeden ze swoich najsłodszych uśmiechów.
 - I tak trzymaj - podniosłam kciuk do góry.
Potem się przytuliliśmy i kołysaliśmy w rytm piosenki, która akurat była grana za płotem sąsiadów.

[ soundtrack ]

Isabella.
Logan zamknął się sam w swoim pokoju i nie miał zamiaru wychodzić do mnie i Michelle. Usiadłyśmy więc pod ścianą i wyczekiwałyśmy odpowiedniego momentu na rozmowę z szatynem. Jeszcze nigdy nie strzelił takiego focha. Przypomniałam sobie, jak często ja się denerwowałam na Michaelle. Na te wspomnienia uśmiechnęłam się lekko, co Michelle zauważyła.
 - Co Cię tak rozbawiło, co? - zapytała miło.
 - Nie nic, wspomnienia... - popatrzyłam w sufit - Była prawie taka jak ty... Podobne imię, też umiała na grać na gitarze... Też kocha Logan'a...
 - I co się stało?
 - Wyjechała do Francji wraz z kuzynką Robyn, ona też była naszą przyjaciółką.
 - Do Francji? Po co?
 - Mają korzenie francuskie, a ich babcia była w fatalnym stanie... Do tej pory się nie odzywają... Miejmy nadzieję, że w końcu dadzą znak życia...
 - Szkoda... Pewnie ty i Michaelle się nieźle kłóciłyście o Logan'a - zaśmiała się.
 - Ahh... Częściej niż myślisz... Ale była moją przyjaciółką... - uśmiechnęłam się jeszcze szerzej.

***

[ soundtrack ]

Reachel.
Wczesnym wieczorem po Jay zadzwoniła mama i musiała już biec do domu. Kendall przytulił ją mocno, co wyraźnie nakręciło Kate. Gdy tylko drzwi się zamknęły, ona rzuciła się na niego i zaczęła całować.
 - Nigdy więcej, proszę, tak nie rób... - powiedziała do niego.
Zaraz po tym Michelle i Isabella zeszły po schodach na dół.
 - Rozmawiałyście z nim? - zapytałam.
 - Zapomnij... Nic nie wskóramy... Idziemy do domu, bo nasi rodzice się pewnie martwią... - powiedziały zawiedzione.
 - Jutro będzie lepiej... - powiedziałam zamykając za nimi drzwi.
One tylko pokiwały głowami i uśmiechnęły się trochę nieszczerze. Wszyscy wzruszyliśmy ramionami, a do salonu wbiegł James.
 - Szybko! Szybko! - krzyczał i biegał po salonie.
 - Co ty robisz? - zapytał Kendall.
 - Musze się schować! Pomóżcie!
 - W chowanego się bawcie...? - uniósł brew Carlos.
 - Nie! - schował się za regałem z książkami - Mnie tu nie ma, jasne?!
Do salonu wbiegły też Jesse i Alex.
 - Nie ukryjesz się! - krzyczały.
Po przeszukaniu paru miejsc uciekły na górę, a James pobiegł za nimi z szerokim uśmiechem.
 - Że tak powiem... I don't care... - uniosła brwi i potrząsnęła głową Kate.

[ soundtrack ]

Chłopcy wzięli nas za ręce i zaprowadzili na dwór. Schodząc po schodkach Kendall i Carlos potknęli się o własne nogi i wylądowali na trawie.
 - Niech żyje zgrabność... - przyznałyśmy z Kate.
We czwórkę położyliśmy się na trawie i leżeliśmy w ciszy.
 - Reachel...? - odezwała się Kate.
 - Co tam?
 - Pamiętasz, co sobie obiecałyśmy, nie...?
Zaczęłam się zastanawiać, o jaką obietnicę chodzi... Coś przyszło mi do głowy...

[ 3 miesiące temu ]


 Reach? 
 - Co? 
 - Pewnego dnia pójdziemy z Kendall'em i Carlos'em do Chambrulay...
 - Do najdroższego hotelu w LA...
 - Wkradniemy się do pokoju prezydenckiego... I zamówimy nam masaż...
 - A po co? Chłopcy nieźle masują...! 
 - No racja! Haha!
 - I potem jak ochroniarze nas zgarną, to będziemy się wyrywali i śmiali, a oni zgłupieją! 

...


 - Haha, mówisz o Chambrulay? - puściłam jej oczko.
 - Dokładnie, ważoone - też puściła mi oczko.
 - Dobra, to się robi dziwne - zaśmiał się Kendall.
 - Co wy kombinujecie...? - uśmiechnął się chytrze Carlos.
Ja i Kate spojrzałyśmy na siebie.
 - Oderwijmy się od rzeczywistości, co wy na to? - powiedziałam.
Ich wzrok zmienił się na poważny. Ich spojrzenia się spotkały i potem powędrowały do nas.

***

Podjechaliśmy czarnym Citroen'em Kendall'a pod hotel Chambrulay na ulicy Sante Marie. Jak tylko zobaczyłyśmy ten budynek zaczęłyśmy się śmiać. 
 - To jeszcze nie koniec, moje panie... - objęli nas ramionami Carlos i Kendall i zaraz potem puścili. 
Po cichu weszliśmy przez drzwi i wtapiając się w tłum uciekliśmy na górę po schodach wyłożonych krwistoczerwoną wykładziną. Już po wejściu na piętro przed nami było mnóstwo apartamentów. Weszliśmy na prawdopodobnie 5 piętro. Nagle zauważyliśmy sprzątaczkę z odkurzaczem. Szybko schowaliśmy się za wielkimi donicami z egzotycznymi roślinami. Sprzątaczka była coraz bliżej nas. Jak na odkurzacz, to to było naprawdę ciche urządzenie... Nagle Carlos zaczął się nerwowo drapać po nosie.
 - Carlos...! Opanuj się...! - szepnął do niego Kendall.
 - Nie mogę...! Ta paprotka, czy cokolwiek to jest, łaskocze mnie...! - odszeptał mu.
Nagle z korytarza wybiegł mężczyzna. Nie widzieliśmy dokładnie jego twarzy. 
 - Proszę panią! Mogłaby pani coś dla mnie zrobić? 
 - Oczywiście, jak mogę pomóc? - odwróciła się do mężczyzny.
 - Spieszę się na samolot, mogłaby pani przekazać potem ten kluczyk Stephan'owi na recepcji? - podał jej klucz do apartamentu.
 - Nie ma problemu, niech pan biegnie.
 - Dziękuję, do widzenia! - i pobiegł w dół schodów.
 - Do widzenia, do widzenia - odpowiedziała mu.
Niedokładnie włożyła klucz do kieszonki w spódnicy. Wtem odkurzacz sam z siebie się wyłączył.
 - Co do diabła...? - obruszyła się starsza pani.
Kobieta schyliła się do odkurzacza i podniosła go.
 - Znowu trzeba będzie kupić nowy sprzęt... - westchnęła i weszła do małego pokoiku.
Wyszliśmy z ukrycia. Nagle na coś nadepnęłam. Podniosłam nogę i zobaczyłam klucz do apartamentu. Moje oczy otworzyły się na niemożliwą skalę.
 - Ważoone...? - zawróciłam się do Kate.
 - Co?
 - Los nam chyba zaczyna sprzyjać...! - zadzwoniłam kluczem przed jej nosem.
Ona zaczęła cicho piszczeć i skakać ze mną po holu.
 - Chodźcie! Idziemy poszukać naszej lokacji! - ruszyliśmy wzdłuż korytarza.
Wędrowaliśmy dość długo, bo korytarz był okropnie długi.
 - 1268A, 1268A... - powtarzał numerek apartamentu Carlos.
W końcu natrafiliśmy na wielkie drzwi ze złotą plakietką "1268A"
 - Nareszcie! - Carlos otworzył drzwi, a przed nami ukazał się ogromny apartament. Jeszcze raz popatrzyłam na plakietkę na drzwiach.
"1268A. Pokój prezydencki."
 - Nie-wie-rzę-wto-co-wi-dzę... - ledwo to wymówiłam.
Kate stała zaraz za mną i też zobaczyła to co ja.
 - Chłopaki! - krzyknęłam, gdy zamknęłam drzwi.
 - To jest pokój prezydencki! - zaczęłyśmy znowu skakać.
 - Tak jak sobie wymarzyłyśmy! - zaczęłam aż płakać ze szczęścia.
Pokój był wyposażony w najbardziej nowoczesne meble, ogromny balkon z paroma leżakami, wielkie łóżko i śmieszne czerwone fotele. Nie zamierzaliśmy z stąd szybko wychodzić.

***

Zbliżała się godzina siódma wieczór, a my staliśmy się bardzo głodni. 
 - Zamówię ciasto! - Carlos pobiegł do telefonu.
Kendall go szybko zatrzymał.
 - Nie! Odkryją, że nie jesteśmy tu zarejestrowani! 
 - To mamy z głodu umrzeć?! 
 - Mam pomysł - powiedziała Kate.
Chcieliśmy przebrać Carlos'a tak, żeby wyglądał jak tamten facet. 
 - Dlaczego akurat ja? 
 - Bo masz ciemne włosy - odpowiedziałam.
Zorientowaliśmy się, że Carlos jest nieodpowiednio ubrany.
 - On miał garnitur! - uderzyła się w czoło Kate.
 - Nie ważne. Ja chcę ciasto! - zdenerwował się model.
 - Chyba nie chcesz powitać kogoś z hotelu w dżinsach i koszulce. Widziałeś, że wszyscy tutaj chodzą w eleganckich ciuchach. 
 - Ehh... Zamówię pizzę... - wyciągnęłam iPhone'a z kieszeni spodni.
 - Czekaj! Tu pisze, że wszelkie dania i posiłki są podawane do drzwi - przeczytała Kate z karty na komodzie.
 - Co w związku z tym...? - zapytałam.
 - Dają pod drzwi i idą.
Nastała chwila zastanowienia. Carlos zerwał się jak oparzony i pobiegł do telefonu.
 - Ciasto, ciasto, ciasto! - szeptał czekając na połączenie - Halo? Tak. Chciałbym zamówić ciasto czekoladowe z truskawkami i śmietaną. Oczywiście... Coś do picia? Hmm... Szampan, albo nie... Wino. Najlepsze jakie macie. - ja i Kate spojrzałyśmy na siebie z uśmiechem i prawie zaczęłyśmy się śmiać - Za ile? 20 minut? Jasne, nie ma sprawy. Tylko mam prośbę, proszę zostawić wszystko pod drzwiami, dobrze? Dziękuję, do widzenia.
Carlos zrobił triumfalną minę i włączył muzykę. 
 - Ja nie wracam do rzeczywistości - powiedział i usiadł na czerwonym fotelu.
Uśmiechnęłam się i usiadłam na kolanach chłopaka. Kendall rzucił się na łóżko, a Kate położyła się koło niego, a on objął ją ramieniem. Carlos zaczął dotykać moje plecy.
 - Co robisz? - zapytałam go.
 - Jesteś strasznie spięta - zaśmiał się.
Chłopak zaczął mnie masować. 
 - Hej! Ja też chcę... - Kate nie dokończyła, bo blondyn odwrócił ją i robił to samo co jego przyjaciel.
Co parę sekund poczułam ból, ale od razu potem znikał. Nagle ktoś zapukał do drzwi. Odczekaliśmy parę chwil w ciszy. Potem chłopcy podbiegli do drzwi i delikatnie je otworzyli. Przed nimi na metalowym wózku na kółkach było wielkie czekoladowe ciasto, obok niego dwie miski z czerwonymi truskawkami ze śmietaną, a na końcu było ciemnoczerwone wino. 
 - No to jemy! - powiedział Carlos wjeżdżając wózkiem do apartamentu. 
Szybko zjedliśmy ciasto, a truskawki zniknęły z miseczek w mgnieniu oka. Siedzieliśmy na czerwonych fotelach objedzeni i w ogóle już niegłodni. Latynos chwycił za butelkę z winem i otworzył ją. Porozlewał go do czterech kieliszków i podał każdemu z osobna. Potem każdy ze sobą stuknął kieliszka i zaczęliśmy pić.

***

[ soundtrack ]

Gdy wino już prawie zostało wypite, Kendall włączył wolną muzykę. Oboje poprosili nas do tańca. 
 - Mogę panią prosić...? - podał mi swoją dłoń Carlos i uśmiechnął się pięknie.
 - Bez zastanowienia odpowiem, że tak - pocałowałam go w policzek i podałam rękę. 
Kendall bez pytania wziął za rękę Kate i przytulił do siebie. Tańczyliśmy do końca jednej piosenki, potem Kendall i Kate wrócili na łóżko. Dziewczyna usiadła na kolanach blondyna twarzą do niego i rozmawiali szeptem z przerwami na cichy śmiech. Domyślałam się, o czym rozmawiali... Haha, na pewno o czymś poważnym. Ja i Carlos tańczyliśmy jeszcze chwilę, aż w końcu zatrzymał się i zaprowadził mnie na balkon. Była piękna i gwieździsta noc. Wiatru nie było nawet na sekundę czuć. Postaliśmy chwilę w kompletnej ciszy. Było tylko słychać samochody w dole, na ulicach LA. Nagle zawiał lekki, ale zimny wiatr. Przeszły mnie dreszcze, chłopak to zauważył i przytulił mnie mocno swoim ciepłym ciałem. Nasze policzki zetknęły się ze sobą, a ja zamknęłam oczy.
 - Kocham Cię... - szepnął mi do ucha.
 - Wiesz, że ja Ciebie też... - pocałowałam go w usta.
Usiedliśmy na leżaku i dalej dotykaliśmy się ustami. Na chwilę popatrzył mi w oczy.
 - Jestem w najpiękniejszym hotelu w LA z najpiękniejszą dziewczyną na świecie... - dotknął mojego policzka i dał moje włosy za ucho - Moje największe marzenie spełniło się...
I znowu mnie pocałował namiętnie, ale tak delikatnie jak nigdy. Nie zauważyłam jak oboje zasnęliśmy.

[ Na następny dzień ]

[ soundtrack ]

Usłyszałam głośne pukanie do drzwi. Natychmiast otworzyłam oczy i zobaczyłam leżącego pode mną Carlos'a. Znowu pukanie. Szybko obudziłam latynosa, potem Kate i Kendall'a. 
 - Co robimy...? - zapytaliśmy się samych siebie.
Nie odpowiedzieliśmy na to pytanie i już mieliśmy otworzyć drzwi i uciec. Nagle drzwi do apartamentu się otworzyły, a w nich stał ochroniarz, a obok niego pokojówka, którą spotkaliśmy wczoraj. Mężczyzna był wyraźnie zdenerwowany na nasz widok.
 - I co się pan gapisz jak sroka w kubeł?! - obruszył się Carlos i wybiegliśmy z pokoju ze śmiechem.
 - Ciasto było wyśmienite! - wykrzyczał latynos przed zejściem ze schodów.
 - Truskawki bardzo soczyste! - dodał Kendall.
 - A wino - pierwsza klasa! - zaśmiałyśmy się z Kate. 
Sprawnie wybiegliśmy z wielkiego hotelu, wskoczyliśmy do Citroen'a Kendall'a i z piskiem opon odjechaliśmy spod budynku prosto do domu.
 - WOO HOO! - krzyczałyśmy ja i Kate w otwartym szyberdachu.
 - PARTY PEOPLE! - też krzyczeli Carlos i Kendall przez otwarte okna.
____________________________________________________________________
co tu dużo mówić? kolejny piątek z nowym rozdziałem : ) ten rozdział już dawno, dawno temu był zaplanowany. i nareszcie ukazała się szansa na napisanie go ; D 

Kate, patrz i ucz się jak się pisze dobry rozdział w jeden dzień X DD 

za tydzień.. FERIE ! : DD co oznacza częstrze rozdziały : DD .. jak i codziennie godzinny skajpaj z Kate X DD ♥ mam nadzieję, ważoone, że rozdział się spodobał : 3 ♥

ROZPOCZĄŁ SIĘ KOLEJNY, JUŻ III ETAP W KONKURSIE 'BLOG ROKU' ; ) ŻYCZCIE MI POWODZENIA.. X DD

4 komentarze:

  1. suuper :3 szczęściara, ja już miałam ferie ;___; / Michelle.

    OdpowiedzUsuń
  2. Jaki fajny normalnie super Dawaj nn :*

    OdpowiedzUsuń
  3. hahahahahahah xD Jaki boski! Kuźwa, bosko piszesz i masz boskie pomysły! z tym Hotelem i wgl.. Co ten Logan zrobił?! brak słów :D jaram się tym xD tym hotelem :D Co tu będę więcej pisać... Boski rozdział i czekam na nn :D

    OdpowiedzUsuń
  4. To ja piszem u siebiem z tą zabawą :D

    OdpowiedzUsuń