Kendall.
Następnego dnia Reachel cały dzień spędzała w domu z rodziną. Dziewczyny także wróciły do domu, aby zadzwonić i powiedzieć rodzicom, że wszystko w porządku i żeby się nie martwili. Ja i chłopcy byliśmy w studiu i nagrywaliśmy nowy singiel. Miała się nazywać Intermission.- To jest bardzo emocjonalna piosenka. Musicie się przyłożyć, pomimo tego, co przeżyliście ostatnimi dniami.
- A no właśnie! - skoczył James - Co z tymi świrami? Jak się wydostali?
Steve skwasił się i machnął ręką.
- Córki zapłaciły za nich kaucję. Ale tym razem także córki idą do pudła.
- Uff... Bogu dzięki - obtarł czoło James.
- Dobra, dobra. Zajmijmy się piosenką. Macie pięć minut i nagrywamy.
{ Godzina Później }
Musieliśmy trochę odetchnąć po godzinnym nagrywaniu i po wąchaniu perfumy Steve'a. Wyszliśmy na miasto, a słońce świeciło niesamowicie wysoko. Szliśmy koło parku, ale nie wchodziliśmy do niego. Trzymaliśmy się drogi, którą wyznaczał nam chodnik.
- Ciekawe, co robią dziewczyny... - rozmarzył się Logan.
- Logan! Daj im wreszcie spokój! Chcą trochę od nas odpocząć.
Nagle usłyszeliśmy wielkie krzyki za nami.
- Tak. Nadciągają fanki - powiedzieliśmy równocześnie z zażenowaniem.
Rozdaliśmy mnóstwo autografów i pozowaliśmy do wspólnych fotek. W końcu odeszły z wielkim piskiem. Odwróciliśmy się w tą stronę, w którą szliśmy i zaczęliśmy pogawędkę o okropnych perfumach Steve'a. Przeszliśmy parę metrów i znów usłyszeliśmy krzyk.
- Znowu... ? - rozczarował się Carlos.
- Nie. Tym razem idziemy dalej - postanowiłem.
Nagle koło mnie pojawił się jakiś facet i wsadził mi w ręce jakąś jasno brązową torebkę i pobiegł dalej. Wszyscy spojrzeliśmy na torebkę i każdy na każdego ze zdziwieniem. Nie spodziewanie do mnie podbiegła dziewczyna i rzuciła się na mnie. Pojechała mi z plaskacza, zabrała mi torebkę i wbiła mi tył trampka w stopę z całej siły.
- Ałła!! - krzyknąłem.
Otworzyłem oczy i podniosłem wzrok powoli do góry. Zobaczyłem piękną nastolatkę. Ona zamarła.
- Kendall Schmidt... ?
- Dziewczyna, której nigdy nie spotkałem, ale się cieszę, że spotkałem... ?
Ona cicho się zaśmiała.
- Jak ci na imię? - zapytałem.
- Katelyn Ellen... - powiedziała nieśmiało.
- Miło mi - uśmiechnąłem się.
- Przepraszam... No wiesz... Za ten incydent... - pokazała ręką na policzek i buta.
- Nie, nie. W porządku. Zdarza się pomylić złodzieja z gwiazdą rock'a - zaśmiałem się.
- Może mogę ci to jakoś wynagrodzić?
- Oczywiście. Zapraszam cię na lody - podał jej rękę.
Carlos szybko chwycił mnie za sweter.
- Nigdzie sobie nie pójdziecie.
- Dlaczego niby?
- Amm... Jedno słowo: Steve! Za parę minut wracamy do studia i nagrywamy dalej.
Przewróciłem oczami i odwróciłem się do nowej.
- Emm... Katelyn...
- Kate. Po prostu Kate - uśmiechnęła się.
- ...Kate... Musimy to przełożyć. Mój szef plus nerw równa się apokalipsa.
- Jasne. Rozumiem - wyciągnęła karteczkę, długopis z torebki i zaczęła coś pisać.
Wręczyła mi kartkę.
- To mój numer. Jakbyś miał czas... To dzwoń - uśmiechnęła się i poszła w swoją stronę.
Spojrzałem na kartkę i na Kate.
- Ahh... - westchnąłem.
Logan.
Wracaliśmy drogą koło lotniska, bo tędy było nam bliżej. Nie patrzyliśmy w tamtą stronę, a Kendall to już w ogóle lampił się w tą karteczkę, jakby Bóg wie co na niej było. Nagle ktoś na mnie i Kendalla skoczył i zakrył oczy.
- Cześć chłopaki! - krzyknął ktoś z radością.
Tajemnicze osoby zeszły z nas i odkryły nam oczy.
- Robyn?! - zdziwił się Kendall.
- Michaelle?! - także się zdziwiłem.
One nas przytuliły i przy okazji dusiły.
- Co wy tu... ? - zapytałem.
- Wróciłyśmy z Francji! - zaczęły się cieszyć.
My oboje spojrzeliśmy na siebie z przerażeniem. Nagle dziewczyny posmutniały.
- Ale wracamy za parę dni...
Na naszych twarzach pojawił się lekki uśmiech, ale jednak przytuliliśmy nasze przyjaciółki i poszliśmy w stronę studia wesołym krokiem.
Kendall.
Nie moglem uwierzyć, że już wróciły. Wydawało mi się, że wyjechały jakby wczoraj. Ale cieszyłem się w jakiś specjalny sposób. Przed studiem musieliśmy się rozdzielić.
- To wy idźcie się męczyć, a my idziemy do dziewczyn - powiedziała Robyn.
- Właśnie. Gdzie dziewczyny? - zapytała Michaelle.
- No więc... Wszystkie w swoich domach. Jay w swoim domu, Alex w swoim domu, Isabella także... - nie dokończyłem.
- A Reachel? - wyprzedziła mnie Robyn.
- No... Reachel u rodziców - odpowiedział Carlos.
- Żartujesz?! Po tym wszystkim? - nie dowierzały.
- Przeprosili ją. A tak poza tym. To nie dla nich wróciła, tylko dla brata.
One spojrzały na siebie ze zdziwieniem.
- Ona ma brata?!
Reachel.
Było już późne popołudnie, a ja cały czas siedziałam w domu z rodziną. Z dwie godziny pograłam z Fred'em na PlayStation3, potem zjedliśmy miły obiad i rozmawialiśmy jak rodzina, a nie jak na spotkaniu parlamentarnym. Następnie Fred pomógł mi rozpakować moje walizki. W jednej walizce znalazł płytę BTR.
- Puścisz ją? - poprosił mnie.
- Jasne - zgodziłam się.
Wstałam z łóżka, podeszłam do wieży stereo i włożyłam płytę do środka. Zabrzmiała piosenka Till I Forget About You. Posłuchaliśmy trzy kolejne kawałki rozpakowując w dalszym ciągu moje rzeczy, aż w końcu doszło do Worldwide.
- Ej! Tą piosenkę śpiewałaś w Nowej Zelandii! - skoczył do wieży i podgłośnił ją.
Gdy Fred podgłośnił głośniki rzuciłam moimi ubraniami o podłogę i położyłam się na łóżku. Rozmyślałam, ile się wydarzyło i co się zmieniło w moim życiu, od kiedy spotkałam dziewczyny, Carlos'a i resztę. Tyle już tu mieszkałam i nie miałam zielonego pojęcia, że tutaj mieszkają tacy super ludzie. Nie mogłam uwierzyć, że już prawie miesiąc temu spotkałam ich i żyję z nimi do dzisiejszego dnia. Piosenka się skończyła i usłyszałam dzwonienie do drzwi. Szybko zleciałam po schodach i otworzyłam drzwi. W drzwiach zobaczyłam Robyn i Michaelle.
- Cześć! Wróciłyście? - uścisnęłam je.
- Tak. Ale niestety za kilka dni wracamy - spojrzały na mnie ze smutkiem.
- Jaka szkoda. Ale ugościmy was tutaj tak, że tych dni nie zapomnicie nawet we Francji.
Dziewczyny zajrzały do mnie i rozejrzały się. Nachyliły się do mnie.
- Czy to prawda, że się pogodziłaś z rodzicami? Mieszkasz z powrotem z nimi? - zapytały szeptem.
- Wiecie... To trochę skomplikowane. Nie będę wam tego teraz tłumaczyć.
Odsunęły sie ode mnie.
- Słuchaj. Byłyśmy u wszystkich i postanowiłysmy, że jutro spotykamy się w parku i idziemy się przejść do jakiejś restauracji albo cos takiego. Wiesz, połazić, poplotkować, bo nie jesteśmy na bierząco. Wiesz, tak razem spędzić czas, jak za dawnych czasów - spojrzała zrozumiale Robyn.
- Bardzo dobry pomysł! - ucieszyłam się i klasnęłam w dłonie.
- Czyli masz czas? - dopytała Michaelle.
- Dla przyjaciół? Zawsze! - machnęłam ręką.
- To do zobaczenia jutro! O pierwszej przy wejściu do parku! Narka! - pobiegły machając mi.
- Okej! Pa! - odmachałam im.
Zamknęłam drzwi, a za mną pojawiła się niespodziewanie mama.
- Gdzieś się jutro wybierasz? - zapytała uprzejmie.
- Tak. O pierwszej idę z przyjaciółmi na miasto.
Mama oburzyła się.
- Wykluczone!
Ja zdziwiłam się i odsunęłam się kawałek. Mama od razu wróciła do poprzedniej postawy.
- To znaczy, nie możesz.
- Dlaczego?
- Jutro masz kasting. Bardzo ważny.
- Co? Obiecałaś mi, że na razie koniec z jakimkolwiek pośpiechem.
- No tak, ale to dla ciebie wielka szansa.
- Ale ja nie chcę. Chcę normalnie żyć. Kocham śpiew, ale nie chce być sławna.
- Nie rozumiesz, że to rozsławi nazwisko Brown? Pamiętaj, kto jest twoim dalekim wujem!
Ja sobie przypomniałam, o co mamie chodzi. Chodziło jej o mojego wujka. Mało kto wie o jego korzeniach z nami. Chris Brown nie był najfajnieszym wujkiem na Ziemi, ale zawsze miał wyczucie do prezentów. Rzadko przyjeżdżał, rzadko dawał jakiekolwiek znaki życia. Ale powtarzam: Zawsze miał wyczucie do prezentów.
- Proszę cię. Daj się namówić na ten kasting. Pokaż, co potrafisz i wracamy do domu.
Ja tylko westchnęłam.
- O której ten kasting jest?
- O równej jedenastej rano.
- A gdzie?
- No w San Diego. To jak?
- No w San Diego. To jak?
Zastanowiłam się chwilę.
'San Diego nie jest tak daleko, więc chyba zdążę przed pierwszą...'
- No dobrze... - odpowiedziałam.
Zaraz ruszyłam z zażenowaniem do pokoju. Mój brat siedział znudzony na łóżku i słuchał w dalszym ciągu płyty. Usiadłam koło niego i przyłączyłam się do słuchania. Nagle przyszedł sms od Carlos'a.
'Skończyliśmy pisać piosenkę. Koniec xD Kendall spotkał fajną laskę. Musisz ją poznać. Robyn i Michaelle wróciły! :D Widziałaś się z nimi? A no właśnie do sedna. Masz tutaj demo tej piosenki. Jesteś pierwszą osobą, która ją odsłucha. Tęsknię i kocham. Carlos'
Szybko odtworzyłam piosenkę i wyłączyłam wieżę. Wyświetlił mi się tytuł Intermission. Trwała dokładnie trzy minuty i czterdzieści cztery sekundy. Była prześliczna i bardzo melodyjna. Lubię takie piosenki. Fred'owi też się podobała. Nie wiem kiedy zasnęłam.
{...}
Znów ten głos zabrzmiał w mojej głowie. Kolejny raz biały korytarz zabłyszczał i rozjaśnił mi się w oczach. Próbowałam się obudzić, ale nie mogłam. Nie chciałam znów tego przeżywać. Jednak musiałam. Zaciskałam na siłę moje oczy, ale to także nie pomagało. Byłam zmuszona do kolejnego koszmaru. Ponownie kroczyłam przez korytarz i tym razem nie zatrzymałam się przy recepcji. Zaczęłam szybko biec i szukać Carlos'a i reszty. Nikogo nie było. Nie wiedziałam kolejny raz, co robić. Nagle koło mnie pojawił się Carlos, ten normalny i chwycił mnie za rękę. Uśmiechnął się i nie spodziewanie zniknął, a z mojej drugiej strony pojawiła się mama i także się uśmiechnęła. Po chwili też zniknęła. Przede mną pojawiła się cała reszta i również zniknęli. Nie chciałam wiedzieć, co się stanie za chwilę. Ruszyłam pędem w stronę wyjścia. Korytarz coraz bardziej się iskrzył i błyszczał. Przed sobą dostrzegłam światło jaśniejsze od korytarza. Stanęłam i zastanowiłam się, czy to jest droga do wyjścia. Nie myślałam długo i pobiegłam do światełka. Jaskrawa kropka nie zbliżała się do mnie ani trochę. W końcu zamknęłam oczy tak mocno jak tylko mogłam, a wokół mnie zrobiło się niesamowicie ciemno.
{...}
Szybko otworzyłam oczy i zobaczyłam wokół siebie moje ściany. Odetchnęłam z ulgą i usiadłam na łóżku. Było już rano, ale nie byłam pewna, która dokładnie. Zerknęłam więc na komórkę i na ekranie wyświetliła się godzina siódma dwanaście. Odwróciłam głowę w stronę drugiej połowy łóżka i zobaczyłam Fred'a śpiącego obok mnie. Nagle do pokoju wparowała mama i tata.
- Reachel! Pobudka! Sława i San Diego czekają! - krzyknęła wesoło i przetarła ręce.
Fred natychmiast skoczył na łóżku na te słowa i chwycił się na serce.
- Mamo! Chcesz, żebym zawału dostał? - miał pretensje do niej.
- Fredziu! Synku! Pakój się! - dodała jeszcze radośniej.
Fred nachylił się do mnie.
- Co ona znowu wymyśliła... ? - szepnął.
- Lepiej, żebyś nie wiedział... - odpowiedziałam.
Szybko wstaliśmy i pozbieraliśmy się do krótkiej podróży. Wyszliśmy z domu tak około ósmej dwadzieścia pięć. Wsiedliśmy do auta i odjechaliśmy tak szybko, jak to możliwe.
Robyn.
Obudziłam się bardzo wcześnie, jak na mnie. Nocowałam z Michaelle w hotelu, bardzo miłym hotelu. Kilka minut po tym jak się obudziłam, obudziła się Mich.
- Aa... - ziewnęła - Już rano?
- Tak. Około ósmej.
- Tak wcześnie... ? - zamarudziła - wracam do mojej poduszki i słodkiego snu.
Ja wstałam i chwyciłam jej kołdrę.
- Oj nie, nie. Wstajesz! Już! Musimy się przygotować do spotkania! - ucieszyłam się.
- Taa... Ale to potem... - pociągnęła kołdrę w swoją stronę.
- Nie. Teraz! - pociągnęłam kołdrę z powrotem.
- Nie. Potem!
Puściłam kołdrę, a ona się nią okryła. Ja podeszłam do niej, chwyciłam jej materac i podniosłam go. Mich spadła na ziemię razem ze swoja kołdrą.
- Ałła! - chwyciła się za głowę.
- Przykro mi. Trzeba było wstać od razu.
Obie poszłyśmy do łazienki i umyłyśmy się i nałożyłyśmy makijaż. Podeszłam do szafy i wygrzebałam białą tunikę i krótkie szorty w seledynowym kolorze. Uczesałam włosy i czekałam na Mich. Troszkę dłużej siedziała w łazience, ale to tylko dlatego, że nie wiedziała, gdzie się podziała jej kredka do oczu. Ona ubrała krwisto czerwoną koszulę w kratkę i dżinsy 3/4. Kiedy byłyśmy już gotowe do wyjścia to wybiegłyśmy na ulicę LA.
- Co ty na to, żeby się wybrać na małą przechadzkę po naszym mieście aniołów? - zaproponowała Mich.
- Czytasz mi w myślach! - klepnęłam ją w ramię.
Reachel.
Podjechaliśmy pod wielki wieżowiec i zaparkowaliśmy w wolnym miejscu i szybko ruszyliśmy do drzwi obrotowych. Pachniało o wiele lepiej niż wtedy w Californii. Ten, kto projektował wnętrze, naprawdę ma styl i smak. Moi rodzice szli przodem, ja i Fred - z tyłu. Doszliśmy do recepcji.
- Przepraszam? - przerwała mama w ciężkiej pracy recepcjonistki - Gdzie mogę znaleźć panią Golberg?
Recepcjonistka podniosła lekko głowę i spojrzała na mamę spode łba.
- Czwarte drzwi po prawej. Proszę ściągnąć buty.
- Ehgem... Proszę? - zdziwiła się mama.
Recepcjonistka momentalnie się uśmiechnęła i wyprostowała się.
- Haha. Żartowałam - zaśmiała się. - Ja tak witam tutaj gości.
- Ahaa... Rozumiem... - pokiwała głową powoli.
- Tak przy okazji, Miranda jestem - podała rękę mojej mamie i reszcie.
- Reachel - przedstawiłam się.
- Freddie - przedstawił się Fred.
- Ja jestem Jennifer - ukłoniła się lekko mama.
- Gilbert - uśmiechnął się tata.
- No więc, tak jak powiedziałam, czwarte drzwi po prawej - pokazała palcem - I powodzenia - spojrzała na mnie ze szczerym uśmiechem.
- Nie ściągamy butów... ? - zapytałam się.
- Nie, nie. W żadnym wypadku - zaśmiała się.
Postawiliśmy kroki do drzwi gabinetu. Jennifer zapukała i usłyszeliśmy słowa:
- Proszę wejść!
Mama ostrożnie nacisnęła klamkę i weszliśmy do środka. Przy dość dużym biurku siedziała kobieta w garniturze i zajmowała się papierkową robotą. Gdy spostrzegła, że weszliśmy do jej gabinetu od razu rzuciła dokumentami i wstała z obrotowego krzesła. Podeszła do mnie i podała mi rękę.
- Eleonore Golberg - uśmiechnęła się.
- Reachel Brown - także się uśmiechnęłam.
- Proszę za mną.
Wyszliśmy z gabinetu bocznymi drzwiami i znaleźliśmy się na klatce schodowej, ale bardzo strojnej. Weszliśmy po kilkunastu schodkach i pojawiliśmy się w ogromnej sali. Dookoła były ciemno czerwone krzesła, a na środku - ogromna scena.
- Tędy - wskazała ręka kobieta na scenę.
Wskoczyłam na wielką scenę i zauważyłam, że mama, tata i Fred siedzą na fotelach. Pani Eleonore usiadła dalej od nich i otworzyła swój skoroszyt i długopis.
'Ona będzie zapisywać każdą źle zaśpiewaną nutę...'
- Dobrze, zaśpiewaj mi coś - rozkazała.
Pomyślałam, co wybrać. Postanowiłam, że zaśpiewam piosenkę mojego życia.
- Wait a minute before You tell me anything how was Your day...
Nagle pani Golberg mi przerwała.
- Stop.
- ...Coś nie tak... ?
- Tak. Już słyszałam ten repertuar, dwa razy. Zapodaj coś innego.
'Ona słyszała mnie na kastingu w Californii... ?'
Zastanowiłam się chwilę i przyszła mi na myśl nowa piosenka, którą przesłał mi Carlos.
- Curtains open up to see Spotlight shine on you and me tonight Pretending for the crowd below
We put on a real good show But it's a lie - spojrzałam na panią Golberg.
Była dość zadowolona. Siedziała wsłuchana. Postanowiłam, że tym razem postaram się bardziej, że tym razem moje drzwi do sławy otworzą się szerzej. Wzniosłam oczy w górę i przeszłam na wyższy poziom.
- We can't help but cause a fight It's the same old drama every night I walk off stage cause this whole play - wzięłam głęboki oddech i zaśpiewałam głośniej - Is more than I can take!
Mój głos rozszedł się po całej sali. Pani Golberg wyraźnie sie zachwyciła. Fred już znał melodię, korzystając z tego, pstrykał na palcach razem ze mną w rytm piosenki. Dochodziłam do końca piosenki, a mnie powoli brakowało sił. Musiałam jednak jakoś dojść do końca.
- We're like actors in a play Living out our love on stage But you keep saying the same old lines To me, yeah So where we fell off track But I know love will lead us back!
Wzięłam kolejny oddech, aby zacząć następna linijkę, ale Pani Eleonore wstała z fotela. Fred i ja zatrzymalliśmy się. Podeszła do sceny z ponurą miną.
- Reachel... Od dawna śpiewasz?
- Tak. Od dziecka.
- Masz bardzo mocny głos. Stresujesz się i struny się zaciskają.
- Tak, wiem o co chodzi.
- Tak więc, popracuj nad tym.
Jennifer wstała napięcie z fotela i podbiegła do kobiety.
- Ale... Ale podobało się pani?
- Jak najbardziej.
- Więc podpisze pani z nią kontrakt?
- Nie.
Mama okropnie się oburzyła.
- Co?! Jak to?!
- To-o ja może zaśpiewam moją piosenkę, którą pani odrzuciła... ? - wtrąciłam się.
- Nie.
Wstał Fred i dołączył do dyskusji.
- Ona jest naprawde dobra, a ta piosenka jest dla niej ogromnie ważna.
Eleonore zastanowiła się chwilę.
- No okej. Spróbuj.
Wszyscy usiedli, a ja zamknęłam oczy i zaśpiewałam tak dobrze jak tylko umiałam.
- Wait a minute Before you tell me anything how was your day? Cause I been missing You by my side, yeah It ain't easy to keep it moving city to city Just get up and go But the show must go on So I need you to be strong...
Eleonore położyła palec na usta i lekko się uśmiechnęła. Ponownie zamknęłam oczy. Doszłam do solówki Carlos'a i przypomniał mi się koszmar. Znów zobaczyłam ducha Carlos'a i resztę. Nadal nie wiedziałam o co chodzi w tym śnie, ale odrzuciłam to i skupiłam się na śpiewie i utrzymaniu poziomu. Moim zdaniem poszło mi lepiej niż dotychczas. Otworzyłam oczy i popatrzyłam na panią. Zaczęła klaskać.
- Było cudnie... ! Było bajecznie... ! - podeszła do mnie.
Oczy otworzyłam szerzej i czekałam na decyzję.
- ...Podpiszę z tobą kontrakt... - dodała.
Skoczyłam ze sceny z wielkim piskiem i rzuciłam się na mamę, tatę i Fred'a. Wróciliśmy do gabinetu i podpisałam kontrakt z pierwszym moim menadżerem w życiu.
'Carlos i reszta będą ze mnie nieźle dumni...'
Nagle sobie coś uświadomiłam.
- Proszę pani! Musi pani na następny raz przesłuchać moje przyaciółki! One tez pięknie śpiewają! - podałam pomysł.
- To bardzo miła propozycja... Nie chcesz spiewać sama?
- Dokładnie tak.
- Z miłą chęcią. Zaproś je kiedyś do mnie, a my się skontakujemy w najbliższym czasie.
- Oczywiście - kiwnęłam głową.
Pożegnaliśmy się i wyszliśmy z wieżowca machając pani Mirandzie. Zamknęłam drzwi od auta i spojrzałam na ekran telefonu.
- 12:30?! - krzynęłam.
- Co? Czemu krzyczysz? - zapytała mama.
- Nie zdążę na spotkanie!
_______________________________________________________________
No w końcu! x D Maatko x D Nareszcie koniec! ; D Jestem mega zmęczona i znuużona x D Nie chce mi się nic komentować x DDD Ale tak przy okazji, zmieniłam film video na blogu. Został stworzony przezemnie. Oglądajcie jaknajwięcej, lajkujcie, komentujcie i subskrybujcie! : D Dzięki, że jesteście wszyscy! ; ) Bo ten blog istnieje już... WOW! Jutro będzie już 10 miesięcy! : DDD Ale ten czas leci! ; D Okej nie zagaduję ; * Teraz nw co bd z rodziałami, teraz mam tydzien wolny i do tego naukę także nw x D Ale trzymajcie za mnie kciuki : ) Narka ; ***